Schizofrenik to złamany prorok.doc

(60 KB) Pobierz

8 listopada 2010

Eryk Swarożecki

Schizofrenik to złamany prorok

Ze schizofrenią mam ciągłą styczność od dzieciństwa, bo schizofreniczką była matka mojego przyjaciela. Zaczęło się od tego, iż zaczęła głosić w lewo i prawo, że "woda w Krakowie jest bardzo niebezpieczna i szkodliwa dla wszystkich, bo źli ludzie ją zatruli". Wskazywała na jej dziwny zapach i lekko żółtawy kolor. Ale kto by się w czasach stalinowskich przejmował takimi duperelami! Gdy zaczęła nachodzić różne instytucje i komitety partyjne, zakłócając spokój urzędnikom - wzięto ją w kaftan i zawieziono do znanej placówki w Kobierzynie...

Był to chyba początek lat 1950-tych, gdy wybuchła afera z fenolem. Fabryki w południowej Polsce spuszczały do Wisły tyle trujących związków fenolu, że Kraków przez pewien czas zdobył szyderczą nazwę Fenol Zdrój. Ale matka mojego przyjaciela nie zdawała sobie sprawy ze swojego triumfu, bo po serii elektrowstrząsów i końskich dawkach kardiazolu, z trudem wygrzebywała się ze stadium żywego warzywa.

Potem był przełom roku 1956 i nastały rządy Gomułki, a nasza schizofreniczka po paru latach wróciła do jakich takich sił i znowu zaczęła uświadamiać otoczenie, że "źli ludzie w ukryciu knują bardzo parszywe poczynania, a wkrótce będzie strzelał brat do brata i Polak do Polaka". Znowu trafiła do przysłowiowych czubków - a w Polsce nastał zamęt roku 1968, potem masakra w Gdańsku i Elblągu. Gdy powróciła do normalnego otoczenia, zapewne miała mózg tak wypalony elektrowstrząsami (w tych czasach była to podstawowa metoda psychoterapeutyczna), albo zatruty skutecznymi środkami chemicznymi, bo nic nie pamiętała, a może już miała dość naprawiania świata. Była dosyć wesoła, czasami nawet wymyślała dowcipy, z których się sama śmiała. Nie zdążyła wypowiedzieć się na temat upadku komunizmu, bo jej już wtedy nie było.

Wtedy właśnie przyszła mi do głowy dziwna myśl: "A może to cały Świat jest szalony, a schizofrenicy zbyt normalni i dlatego jest z nimi taki problem?" No bo rzeczywiście: cóż mądrego, poczytalnego i rozsądnego było w tych obu Wojnach Światowych? Czy rzeczywiście najpotężniejsi z mądrych i najmądrzejsi z potężnych musieli zaaplikować Światu Birkenau i Hiroszimę? A te wszystkie wcześniejsze wojny, pogromy, podboje, rewolucje, kontrrewolucje, feudalizmy, kapitalizmy i bolszewizmy skąd się wzięły? Dlaczego każda nawet najszlachetniejsza idea obraca się rychło w jej karykaturę, a potem w jej zaprzeczenie?

Matka przyjaciela oskarżała też o różne obrzydliwe rzeczy swoją rodzinę, co również było jedną z przyczyn jej hospitalizacji. Ale gdy doszły mnie plotki, że w tej rodzinie byli wyjątkowo bezwzględni szmalcownicy, już się nie dziwiłem niczemu. Wtedy właśnie zacząłem studiować psychiatrię (tak to trzeba nazwać, biorąc pod uwagę czynione obserwacje i poziom czytanej literatury). Wkrótce znałem wszystkie główne teorie, ale najbardziej olśnił mnie krótki cytat z książki Antoniego Kępińskiego. Nie pamiętam go literalnie, ale meritum było takie: "...Są na Świecie ludzie, którzy czują głębiej, widzą więcej i mówią niewygodne rzeczy, o których nie chce słyszeć bezwzględne otoczenie. Dlatego są prześladowani i niszczeni. Nazywa się ich schizofrenikami..." [1]

Ponieważ czytywałem też Biblię, od razu wyłapałem interesujące skojarzenie. Kiedyś w kameralnym towarzystwie dałem zagadkę: "Zagadnijcie, co to jest!" i zacząłem głośno cytować (stentorowym, unisonowym głosem) fragment Księgi Micheasza. Wtedy słuchaczy przeszły ciarki i ktoś krzyknął "Przestań już! Gadasz jak ten... czub, któremu się właśnie pogorszyło!" Nie chcieli uwierzyć, że to wziąłem z Biblii...

Ponieważ interesuję się też nowinkami z oficjalnej niwy naukowej, więc szybko dotarło do mnie powiedzonko ukute bodajże w KUL (Katolicki Uniwersytet Lubelski): "Gdy człowiek przemawia do Boga, to jest modlitwa. Gdy zaś Bóg przemawia do człowieka, to jest schizofrenia". Ale skoro Biblia jest tylko zbiorem "schizofrenizmów" - to jak mogli Żydzi na tym zbudować najżywotniejszą kulturę wszechczasów? Nie tylko przetrwali ponad trzy tysiące lat, ale do dziś są świetnie zorganizowani, zdyscyplinowani i piekielnie zdolni! Cała plejada wybitnych filozofów, naukowców, artystów, filmowców, bankierów i polityków - to fakty bezdyskusyjne.

Owszem, w czasach biblijnych nie istniała zaawansowana wiedza matematyczno-fizyczna i techniczna. Ale jeśli chodzi o głębię refleksji moralnych i znajomość szeroko pojętego wnętrza ludzkiego? Tu Biblia okazuje ponadczasowym "vademecum" ludzkich wad, zalet, błędów i genialnego doświadczenia społecznego! Kto ich ostrzegał i pouczał? A no tak zwani widzący - czyli ludzie o cechach matki mojego przyjaciela. Z tym, że w czasach biblijnych pozwano im się wygadać i spisywano ich wizje, ale w oświeconej epoce (chrześcijańskiej też!) - po prostu ich zamykano i niszczono...

To sobie uświadomiwszy, już nie lekceważyłem żadnych objawień, a nawet ukułem własne, autorskie powiedzonko, które jest zapewne jest już znane w środowiskach religioznawczych i psychiatrycznych jako dowcip: "Schizofrenik, to prorok, który się zakałapućkał - prorok, to schizofrenik, któremu się powiodło" (Jest to komponent do innego porzekadła: "Wielka religia - to sekta, której się powiodło".)

Ale dlaczego jednym schizofrenikom udaje się trwale zmodyfikować kawał Historii, a drugim nie? Oczywiście, znalazłem odpowiedź. Być może każdy schizofrenik ma w sobie coś z mrówki kalifornijskiej. (Dla informacji: mrówki kalifornijskie na dwa tygodnie przed trzęsieniem ziemi przenoszą jajeczka i larwy na powierzchnię gruntu.) Specyficzna wrażliwość powoduje, że u schizofrenika zachodzi coś, co można nazwać erupcją podświadomości. Z jego wnętrza wylewa się prawdziwa lawa wulkaniczna. W 99 procentach przypadków otoczenie odbiera to jako budzący grozę, ale całkiem absurdalny bełkot i stara się spacyfikować wizjonera od razu w pierwszym stadium, mimo iż początkowo wypowiedzi są dosyć logiczne, a czasem nawet aż do przysłowiowego bólu trafne.

Natomiast u Indian, Hindusów i pośród wielu innych ludów o odmiennej strukturze duchowej, tacy nawiedzeni są traktowani z szacunkiem i wysłuchiwani... No, może nie wszędzie tak było, ale na pewno dotyczy to Indian amerykańskich i nawet biali byli zaskoczeni dojrzałością i spójnością plemiennego prawa Irokezów. Mało kto wie, że na plemiennych prawach Indian została zbudowana Konstytucja USA i dlatego na kopule Kapitolu jest pomnik Indianina.

Czym się Żydzi różnią od innych nacji ziemskich? Otóż Żydzi różnią się tym, że przez długie wieki uważnie notowali wszystkie schizofrenizmy i wyczytywali z nich zbiorczy, ukryty sens i kontekst - nieczytelny dla reszty świata. Niejeden Żyd ocenia wszystko co robi w dwóch wymiarach naraz: cielesnym i duchowym. Dlatego miewa zadumane spojrzenie, a jego oczy wyglądają tak, jakby patrzyły "do wewnątrz". Ma też charakterystyczny sposób wyrażania się: symbolicznymi i dyskretnymi gestami wskazuje na ciężar gatunkowy konkretnego zdania: ironiczny dystans lub głębszy sens, a czasem apodyktyczny imperatyw - a gdy wstaje i mówi uroczyście, wtedy jego opinia przybiera cechy klątwy i przepowiedni.

Ale wróćmy do niecierpliwych, wiecznie sfrustrowanych, rozkojarzonych i agresywnych Europejczyków o chrześcijańskich korzeniach. Najgorzej jest wtedy, gdy nawiedzony przez dłuższy czas tłamsi w sobie coraz bardziej niepokojące skojarzenia i obsesyjnie powtarzające się treści. Czasem to zdarza się... nawet psychiatrom. Ale nie każdy psychiatra jest Carlem Gustavem Jungiem. Nie każdy potrafi na ileś tam lat przerwać karierę naukową i notować wszystko, co widzi i czuje. W tym kontekście Carl Gustav Jung był prawdziwym tytanem samodyscypliny: w tym stanie, z medycznego punktu widzenia schizofrenicznym, jako neutralny Szwajcar pracował w komisjach międzynarodowych, gdzie zajmował się statusem jeńców wojennych.

Drążąc temat, zacząłem się zastanawiać, czy każdy normalny człowiek jest naprawdę taki normalny, za jakiego się uważa? Amerykanie swojego czasu postanowili wytypować idealną dwudziestkę stuprocentowo zdrowych i normalnych ludzi, dziesięć kobiet i dziesięciu mężczyzn. Niestety, wszyscy okazali się straszliwie banalni, nudni, pozbawieni wyobraźni i inwencji. Ja taki na pewno nie byłem... a jaki byłem? Gdy podliczyłem wszystkie swoje szusy, ekstrawaganckie wystąpienia, dziwne zainteresowania, przekorę, ciekawość, upór, zuchwalstwo, spostrzegawczość - były to cechy bystrzaka-łobuza... Ale były też inne akcenty, raczej dla łobuza nietypowe: metafizyczny niepokój, rozmyślania o życiu i śmierci. Może nie od razu zdałem sobie z tego sprawę, ale już od najmłodszych lat ustawiałem się na przekór otoczeniu: rozważałem wszystko podwójnie: tak a tak postępuję ja - tak oni - a ja nie będę robił tego i tamtego, natomiast moim celem będzie to a to. Bardzo mocno contra byłem też w zachowaniach seksualnych - mimo iż miałem standardową orientację i gusty...

Byłem żywiołowym rozrabiaką i inicjatorem wielu wybryków klasowych i znanym chuliganem, ale często wpadałem w głęboką zadumę i często czułem dziwne mrowienie na karku i tak zwany "dreszcz śmierci"... A może to było pierwsze dotknięcie nieznanego? Nie chcę tu po raz drugi powtarzać wynurzeń, jakie już zamieściłem we wcześniejszej impresji pod przekornym tytułem "Księga Seksapokalipsy" Kto chce, niech przeczyta i zada sobie retoryczne czy tak reaguje przeciętny, seryjny sapiensiak?

Gdzieś na początku lat 1990-tych zacząłem powtórnie analizować swoje przeżycia dziecięce i młodzieńcze. Wtedy zaczęło narastać we mnie przeczucie, że to nie koniec, że będzie jakaś dokrętka i kwintesencja. Instynktownie starałem się nawet przyśpieszyć bieg Przeznaczenia. (Przykładem są moje teksty, jakie serwowałem podczas modlitw-medytacji. Patrz: poprzednie teksty.) Czy jestem schizofrenikiem? - chyba za dużo jest we mnie dystansu i samodyscypliny, jak na porządną psychozę. Czy się zakałapućkałem? To się obaczy... :)

Nawiązując do metafizycznego (albo jak kto woli, mistycznego) "tornada" - jakie przeżyłem w roku 1995, często zadawałem sobie pytanie: dlaczego nie wylądowałem wtedy w kaftanie i nie trafiłem do ośrodka wypróbowanego przez matkę mojego przyjaciela? (Bywałem tam w innych okolicznościach i z innych powodów. Może kiedyś do tego tematu powrócę, aby wyrównać pewne rozrachunki - to inna sprawa.) Teraz mogę tu zacytować bardo kompatybilny fragment autobiografii Carla Gustava Junga: "Dlaczego nie zniszczyły mnie przeżycia, które wielu tęgich myślicieli - jak na przykład Nietzsche - rozerwały na strzępy? Była chyba we mnie jakaś demoniczna siła, która pozwoliła mi zapanować nad tą rozpaloną magmą, dobywającą się z głębin mojego jestestwa. Miałem też żonę i pięcioro dzieci, za które musiałem czuć się odpowiedzialny..." Co tu mogę dodać? Może nie jestem facetami takiego formatu psychicznego (i fizycznego) jak Jung... Ale za to poczułem się odpowiedzialny dodatkowo za świat, w którym będą żyły moje dzieci i wnuki.

Carl Gustav Jung stwierdził, że po jakimś czasie te wszystkie hebrajskie i egipskie byty roztopiły się w jego osobowości i stały się jej integralną częścią. Tak się dzieje u zdrowych wizjonerów, którzy przez cały czas zachowują spójną osobowość i nie dają się ponieść i zniszczyć tej "lawie", która wydobywa się z dna ich jestestwa - a może pozostaje w synchronicznym rezonansie z Nieznanym? Dlatego po jakimś czasie tak zwane objawienia stają się coraz rzadsze i mnie wyraziste, choć wizjoner jest już całkiem innym człowiekiem. Bez wątpienia tak właśnie było ze mną...

Jak jest dziś? Czasem sobie generuję różne obrazy dotyczące Przyszłości. Nie są to logiczne (semantyczne i werbalne) spekulacje filozoficzne - tylko zbiory żywych obrazów oraz odnośne scenerie. Gdy czuję, że coś jest zimne i odpychające - wiem, że to się nie spełni, bo nie ma w tym ciepłych energii życia. Na pewno spełnią się rzeczy, które odbieram jako cieple i świetliste. A w tym wszystkim błyskają na przykład takie "print screeny", czyli myśli pochodzące co prawda z mojego wnętrza, a równocześnie stymulowane przez szeroko pojęte Nieznane, którego obecność wciąż czuję, choć od dawna nie odbieram tak efektownych filmów jak choćby tamte z "Seksapokalipsy" :) Oto jeden, który mi się regularnie powtarza. Mogę w nim robić drobną kosmetykę - meritum jest nie do ruszenia:

Owszem - w dzisiejszej dobie większość rodzaju ludzkiego pędzi ku samozagładzie - ale nigdzie nie jest napisane że nie ma żadnych szans na wielkie opamiętanie. Bez względu też na zagrożenia, przyszłość należy do życia. Pytanie tylko - do jakiego?

Idąc za tym, co sugerowali wspomniani wybitni psychiatrzy, tak podsumuję: Schizofrenicy cechują się umiejętnościami i właściwościami, których nie mają ludzie zdrowi, np. dar przewidywania lub wyczuwania przyszłości. Przez to że nowoczesne społeczeństwo ich izoluje, wszyscy tracimy zasoby, którymi oni dysponują. Przeciwieństwem tego są Żydzi, którzy uświęcili wypowiedzi schizofreniczne lub "schizo-podobne" i spisali je i przechowali w Biblii i dzięki temu ich kultura lub naród okazał się tak twardy historycznie i zdolny wydać tylu geniuszy. Obecnie, kiedy narasta niebezpieczeństwo światowej katastrofy humanitarnej i ekologicznej, warto wrócić do wewnętrznej wiedzy schizofreników i docenić ich specyficzną wrażliwość emocjonalną.

Na koniec zacytuję tu chyba najważniejszego z "Proroków Wielkich" - oto fragment Księgi Izajasza 24/4:

Żałośnie wygląda ziemia zmarniała, świat opadł z sił, niszczeje, niebo wraz z ziemią się wyczerpały. Ziemia została splugawiona przez swoich mieszkańców, bo pogwałcili prawa, przestąpili przykazania, złamali wieczyste przymierze. Dlatego ziemię ogarnia przekleństwo, a jej mieszkańcy odpokutowują, dlatego się przerzedzają mieszkańcy i mało ludzi zostało...

 

Eryk Swarożecki


 

[1] Porównaj dedykację wspomnianej książki:

"Tym, którzy więcej czują
i inaczej rozumieją
i dlatego bardziej cierpią,
a których często nazywamy
schizofrenikami"
- Antoni Kępiński, "Schizofrenia", PZWL, Warszawa 1972 (przypis wyd. Taraki).

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin