Paulo Coelho - Na brzegu rzeki.pdf

(446 KB) Pobierz
(757 \227 Notatnik)
757
paulo coelho
Na brzegu rzeki
Wydawnictwo Drzewo Babel
Warszawa 1997
$piedry usiadłam
i płakałam...
Tom
$całość w #b tomach
PWZN
Print 6
Lublin 1999
`pa
Tutuł oryginału:
Na margem do rio Piedra
eu sentei e chorei
Przedruku dokonano
na podstawie pozycji
wydanej przez
Wydawnictwo Drzewo Babel
Warszawa 1997
PrzełoŜyli:
Basia Stępień
Andrzej Kowalski
Redakcja techniczna
wersji brajlowskiej:
Tomasz Nurzyński
Piotr Kaliński
Skład, druk i oprawa:
PWZN Print 6 Sp. z o.o.
20_218 Lublin, Hutnicza 9
tel.¬8¦fax:
0_81 746_12_80
Strona 1
757
email:
print6@lublin.top.pl
`st
`gw2
Wydawca dedykuje tę ksiąŜkę Maleńkiej Marysi, która z ciekawością odkrywa
świat i gada, gada, gada...
`cp2
Dla I.C. i S.B., których wspólnota w miłości pozwoliła mi dojrzeć kobiece
oblicze Boga;
Moniki Antunez, wiernego druha mojej pracy, która rozjaśnia świat
miłością i entuzjazmem;
Paulo Rocco za radość bitew, które wspólnie stoczyliśmy i godność
potyczek, które prowadziliśmy przeciw sobie;
Matthew Lore, bo nigdy nie zapomniał pełnych mądrości słów z księgi I
Cing: "Wytrwałość przynosi pomyślny los".
`cp2
"A jednak wszystkie dzieci mądrości przyznały jej słuszność."
Ewangelia św. Łukasza, VII: 35
`ty
Od autora
`ty
Pewien hiszpański misjonarz odwiedzający nieznaną wyspę napotkał tam
trzech azteckich kapłanów.
Powiedzcie mi, jak się tu modlicie? zapytał.
Znamy tylko jedną modlitwę rzekł jeden z Azteków. Oto ona: "BoŜe,
Ty jesteś Trójcą i my jesteśmy trójcą. Miej litość nad nami".
To piękne słowa odpowiedział misjonarz. Wszelako nie takiej
modlitwy Bóg wysłucha. Nauczę was innej, o wiele lepszej.
I nauczył ich modlitwy chrześcijańskiej, po czym podjął swą ewangeliczną
wędrówkę. Po latach, gdy płynął z powrotem do Hiszpanii, jego statek
ponownie przybił do brzegów owej wyspy. Dostrzegłszy z pokładu trzech
znajomych kapłanów, uczynił gest powitania w ich stronę.
A wtedy trzej męŜowie ruszyli ku niemu, stąpając po wodzie.
Ojcze! Ojcze! zawołał jeden z nich, zbliŜając się do statku. Naucz
nas, proszę, raz jeszcze modlitwy, której Bóg wysłucha, albowiem nie
zdołaliśmy jej zapamiętać!
Nie warto rzekł misjonarz, widząc, Ŝe stał się cud. W duchu zaś
prosił Boga, by mu wybaczył, Ŝe dotąd nie pojął, iŜ przemawia On przecieŜ
we wszystkich językach.
Historia ta ilustruje dokładnie to, co pragnę przekazać czytelnikowi w
niniejszej powieści. Rzadko bowiem zdajemy sobie sprawę, Ŝe Ŝyjemy otoczeni
Niezwykłością. Wokół nas codziennie dzieją się cuda, Boskie znaki wytyczają
nam drogę, zaś anioły próbują na wszelkie sposoby dać znać o sobie. Jednak
nie zwracamy na to większej uwagi, poniewaŜ nauczono nas, Ŝe jedynie kanony
i nakazy prowadzą do Boga. Nie jesteśmy w stanie pojąć, Ŝe On jest wszędzie
tam, gdzie pozwalamy Mu wejść.
Oczywiście, Ŝe tradycyjne praktyki religijne są waŜne, gdyŜ dają nam
moŜliwość wspólnego przeŜywania kultu i modlitwy. Niemniej nigdy nie
powinniśmy zapominać o tym, iŜ doznanie duchowe jest nade wszystko
praktycznym doświadczaniem Miłości. A w Miłości nie ma Ŝadnych reguł.
Strona 2
757
Choćbyśmy trzymali się wiernie podręczników, sprawowali nadzór nad sercem,
postępowali zgodnie z góry ustalonym planem wszystko to nie zda się na
nic. Bowiem o wszystkim decyduje serce i ono ustanawia prawa.
KaŜdy z nas miał okazję doświadczyć tego na własnej skórze. Nieraz
zdarzyło się nam skarŜyć we łzach: "Cierpię z powodu miłości, która tego
niewarta". Cierpimy, bo czujemy, Ŝe dajemy więcej, niŜ otrzymujemy w
zamian. Cierpimy, bo nasza miłość jest nie doceniana. Cierpimy, bo nie
udaje nam się narzucić naszych reguł gry.
Ale cierpimy przecieŜ daremnie, bo juŜ w samej miłości tkwi ziarno
naszego rozkwitu. Im bardziej kochamy, tym bardziej zbliŜamy się do
duchowego poznania. Ludzie oświeceni, o sercach rozpalonych Miłością,
zawsze zwycięŜali przesądy swojej epoki. Śpiewając, śmiejąc się, modląc na
głos, tańcząc doznawali tego, co święty Paweł zwykł obdarzać mianem
"świętego szaleństwa". Byli to ludzie szczęśliwi, poniewaŜ ten, kto kocha,
podbija świat bez obawy, Ŝe cokolwiek utraci. Prawdziwa miłość to akt
całkowitego oddania.
"Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam" jest ksiąŜką o istocie owego
daru. Pilar i jej przyjaciel są postaciami fikcyjnymi, symbolizującymi
sprzeczności, które towarzyszą nam w poszukiwaniu Drugiego Człowieka.
Wcześniej czy później nadchodzi czas, by przezwycięŜyć nasze lęki, gdyŜ
droga duchowa wiedzie poprzez codzienne doświadczanie miłości.
Brat Tomasz Merton mawiał: "śycie duchowe nie jest niczym innym, jak
właśnie miłością. Kochać wcale nie znaczy czynić dobro, wspomagać czy teŜ
chronić kogoś, bowiem w ten sposób traktujemy bliźniego jak zwykły
przedmiot, zaś siebie samych postrzegamy jako istoty mądre i szlachetne. A
to nie ma nic wspólnego z miłością. Kochać znaczy połączyć się z drugim
człowiekiem i dostrzec w nim iskrę Boga".
Niechaj łzy Pilar na brzegu rzeki Piedry wiodą nas drogą ku temu
zespoleniu.
`rp
Paulo Coelho
`rp
`ty
Na brzegu rzeki Piedry...
`ty
...usiadłam i płakałam. Legenda głosi, Ŝe wszystko, co wpada do tej rzeki
liście drzew, owady, pióra ptaków przemienia się w kamienie
spoczywające na jej dnie. Ach, gdybym tak mogła wyrwać serce z mojej piersi
i wrzucić je w nurt rzeki... Wtedy nie byłoby więcej bólu, ani tęsknoty,
ani wspomnień.
Na brzegu rzeki Piedry usiadłam i płakałam. Zimowy chłód sprawił, iŜ
czułam delikatny dotyk spływających po mojej twarzy łez, i mieszały się one
z lodowatą wodą płynącą u mych stóp. Gdzieś daleko rzeka ta zlewa się z
inną, a potem jeszcze z inną, aŜ z dala od mych oczu i mego serca
wszystkie te wody wtapiają się w morze.
Niech moje łzy popłyną hen, daleko, aby mój ukochany nie dowiedział się
nigdy, Ŝe płakałam z jego powodu. Niech moje łzy popłyną hen, daleko, a
wtedy zapomnę rzekę Piedrę, klasztor, kościół w Pirenejach, wszechobecną
mgłę oraz ścieŜki, które razem przeszliśmy.
Zapomnę drogi, góry, pola z moich marzeń marzeń, których się wyparłam.
Jeszcze we mnie tkwi wspomnienie owej magicznej chwili, momentu, w którym
jedno "tak" lub jedno "nie" mogło całkowicie odmienić mój los. Zdawać by
Strona 3
757
się mogło, Ŝe wydarzyło się to bardzo dawno temu. A przecieŜ upłynął
zaledwie tydzień, od kiedy odnalazłam i utraciłam moją miłość.
Na brzegu rzeki Piedry napisałam tę historię. Dłonie mi marzły, nogi
drętwiały i często zmuszona byłam przerywać pisanie.
"Spróbuj po prostu Ŝyć. Rozpamiętywanie jest zajęciem starców" mawiał.
Być moŜe miłość postarza nas przed czasem, albo odmładza, kiedy po
młodości nie ma juŜ śladu. Ale jak zapomnieć tamte chwile? Piszę, aby
przemienić smutek w tęsknotę, a samotność we wspomnienia, aby potem, kiedy
skończę juŜ opowiadać tę historię, móc wrzucić ją do rzeki Piedry, jak
powiedziała kobieta, która mnie przygarnęła. A wody według słów pewnej
świętej mogą ugasić to, co napisał ogień.
Wszystkie historie miłości są takie same.
`cp2
Całe dzieciństwo i wiek młodzieńczy spędziliśmy razem. Potem on wyjechał
daleko, tak jak wyjeŜdŜają wszyscy chłopcy z małych miast. Mówił, Ŝe jedzie
poznać świat, Ŝe jego marzenia unoszą go daleko od pól Sorii.
Przez parę lat nie miałam od niego Ŝadnych wieści. Od czasu do czasu
przychodził wprawdzie jakiś list, ale to było wszystko nigdy juŜ bowiem
nie powrócił do świata naszego dzieciństwa.
Skończyłam szkołę, przeniosłam się do Saragossy i dopiero wtedy odkryłam,
jak bardzo miał rację. Soria była maleńką mieściną, a jej jedyny sławny
poeta powiedział, Ŝe drogę wytycza się idąc. Dostałam się na studia,
znalazłam sobie narzeczonego. I rozpoczęłam przygotowania do egzaminu
konkursowego na stanowisko urzędnicze, którego nie rozpisywano przez długi
czas. Przyjęłam posadę sprzedawczyni, by opłacić studia, oblałam egzamin,
zerwałam zaręczyny.
W tym czasie jego listy przychodziły częściej, opatrzone znaczkami
pocztowymi z coraz to innych zakątków świata. Zazdrościłam mu. Od
dzieciństwa był dla mnie jak starszy brat, który wie wszystko, przemierza
świat i pozwala rosnąć swym skrzydłom podczas gdy ja próbowałam zapuścić
korzenie.
Dość nieoczekiwanie jego listy zaczęły przychodzić z jednego miejsca we
Francji, i pojawił się w nich Bóg. W jednym z nich wyraził chęć wstąpienia
do seminarium duchownego i poświęcenia Ŝycia modlitwie. Odpisałam mu, by
jeszcze się wstrzymał, by zakosztował smaku wolności, zanim podejmie tak
istotną decyzję.
Ale kiedy skończyłam pisać mój list, postanowiłam go podrzeć. Kim byłam,
aby prawić mu morały o wolności czy obowiązkach? On wiedział, co znaczą te
słowa, ja nie.
Pewnego dnia dowiedziałam się, Ŝe prowadzi wykłady. Zdziwiłam się, gdyŜ
był zbyt młody, aby nauczać czegokolwiek. Jednak przed dwoma tygodniami
napisał mi, Ŝe ma zabrać głos przed niewielką grupą słuchaczy w Madrycie, i
Ŝe bardzo mu zaleŜy na mojej obecności.
Jechałam cztery godziny z Saragossy do Madrytu, bo zapragnęłam go znowu
zobaczyć. Chciałam go posłuchać, posiedzieć w jakiejś kawiarni i
powspominać czasy, gdy bawiliśmy się razem i sądziliśmy, Ŝe świat jest zbyt
duŜy, aby móc go objechać wokół.
`ty
sobota 4 grudnia 1993
`ty
Wykład odbywał się w miejscu bardziej oficjalnym, niŜ sobie to
Strona 4
757
wyobraŜałam. Nie spodziewałam się równieŜ aŜ tylu ludzi. W Ŝaden sposób nie
umiałam sobie tego wytłumaczyć.
"Kto wie, moŜe przez te lata stał się sławny?" pomyślałam przez chwilę.
O niczym takim nie pisał w swoich listach. Miałam nieprzepartą ochotę
porozmawiać z przybyłymi i zapytać, co ich tu przywiodło. Niestety, brakło
mi odwagi.
Moje zdziwienie jeszcze się wzmogło, kiedy go ujrzałam wchodzącego na
salę. W niczym nie przypominał tamtego chłopca, którego zapamiętałam ale
jedenaście lat moŜe ludzi zmienić. Wydawał się znacznie przystojniejszy niŜ
dawniej, a jego oczy były pełne blasku.
Oddaje nam to, co było niegdyś nasze powiedziała stojąca obok
kobieta.
Zabrzmiało to zagadkowo.
Ale co oddaje? zapytałam zaskoczona.
To, co nam wcześniej skradziono wiarę.
Nieprawda, on nam niczego nie oddaje wtrąciła młoda dziewczyna
siedząca obok mnie. Oni nie mogą nam oddawać tego, co juŜ do nas naleŜy.
Po co więc pani tu przyszła? rzuciła pierwsza z irytacją w głosie.
Chcę go posłuchać. Pragnę dowiedzieć się, co myślą ludzie jego pokroju.
JuŜ raz nas palili na stosie, kto wie, czy nie wpadnie im do głowy zacząć
od nowa.
On działa samotnie zauwaŜyła kobieta. I robi to, co w jego mocy.
Młoda dziewczyna uśmiechnęła się ironicznie, po czym odwróciła głowę,
ucinając tym samym rozmowę.
Jak na seminarzystę ma duŜo odwagi ciągnęła dalej kobieta, szukając
zapewne poparcia w moich oczach.
Nie rozumiałam nic a nic, milczałam jak zaklęta, aŜ w końcu dała mi
spokój. Młoda dziewczyna siedząca obok mrugnęła do mnie porozumiewawczo,
jakbym była jej sprzymierzeńcem. Moje milczenie wynikało jednak z innego
powodu. Rozmyślałam nad słowami mojej rozmówczyni. "Seminarzysta". To
niemoŜliwe. Powiedziałby mi przecieŜ.
Zaczął mówić, ale nie potrafiłam się skupić na jego słowach. "Powinnam
się chyba była inaczej ubrać" myślałam, nie wiedząc właściwie, dlaczego
miałoby mi na tym zaleŜeć. Wkrótce zauwaŜył mnie wśród zgromadzonych ludzi.
Próbowałam odgadnąć jego myśli. Jakie sprawiłam na nim wraŜenie? Jaka była
róŜnica pomiędzy osiemnastoletnią dziewczyną a dwudziestodziewięcioletnią
kobietą?
`cp2
Jego głos był ciągle ten sam, jego słowa zmieniły się.
"Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak
wielkim cudem jest Ŝycie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie
niesie nam los.
Bowiem kaŜdego dnia wraz z dobrodziejstwami słońca Bóg obdarza nas
chwilą, która jest w stanie zmienić to wszystko, co jest przyczyną naszych
nieszczęść. I kaŜdego dnia udajemy, Ŝe nie dostrzegamy tej chwili, Ŝe ona
wcale nie istnieje. Wmawiamy sobie z uporem, Ŝe dzień dzisiejszy podobny
jest do wczorajszego i do tego, co ma dopiero nadejść. Ale człowiek uwaŜny
na dzień, w którym Ŝyje, bez trudu odkrywa magiczną chwilę. MoŜe być ona
ukryta w tej porannej porze, kiedy przekręcamy klucz w zamku, w przestrzeni
ciszy, która zapada po wieczerzy, w tysiącach i jednej rzeczy, które wydają
się nam takie same. Ten moment istnieje naprawdę, to chwila, w której
spływa na nas cała siła gwiazd i pozwala nam czynić cuda. Tylko niekiedy
szczęście bywa darem, najczęściej trzeba o nie walczyć. Magiczna chwila
Strona 5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin