Clark Lucy - Lekarka z małego miasteczka.pdf

(375 KB) Pobierz
Potential husband
LUCY CLARK
Lekarka z małego miasteczka
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Co tu... ?
Vicky zwolniła, spoglądając na drogę przez brudną szybę. Zaczerwieniony i wystraszony
Andrew Anderson, dwunastoletni chłopiec ubrany w ciemną koszulkę i luźne spodnie, zawzięcie
wymachiwał rękami. Gdy zjechała na pobocze i zaparkowała tuż za lśniącym, niebieskim
jaguarem, podbiegł do jej auta.
– Pani doktor! – wykrzyknął zdyszany. – Ojej, jak dobrze, że panią widzę! Neila ukąsił wąż,
trzeba go ratować. Chciałem wezwać karetkę, ale zatrzymałem jednego pana. – Andrew wskazał
drugie auto. – Powiedział, że jest lekarzem, kazał mi wrócić, poszukać kogoś znajomego i
poprosić o wezwanie karetki.
Vicky wysiadła z samochodu, otworzyła bagażnik i sięgnęła po torbę lekarską oraz składane
nosze. Zdawała sobie sprawę, że ma coraz mniej czasu na kąpiel i zmianę ubrania przód
popołudniowym spotkaniem, ale taka jest dola wiejskiego lekarza.
– Rozumiem – oznajmiła.
Gdy w pośpiechu pokonywali sięgające jej do pasa ogrodzenie z drutu kolczastego, ucieszyła
się, że ma na sobie dżinsy. Andrew podniósł leżący na pastwisku rower i biegł z nim po
wyboistym gruncie.
– Karetka wyjechała do innego pacjenta, ale niedługo powinna dotrzeć do szpitala. – Vicky
zauważyła niespokojną minę chłopca. – Neil wyzdrowieje. Możesz mi powiedzieć, jak to się
stało? Widziałeś tego węża?
– Pewnie. Był wielki, brunatny – odparł Andrew. – Po obiedzie jeździliśmy na rowerach.
Neil chciał sprawdzić, dokąd prowadzi ta ścieżka, więc za wybiegiem pojechaliśmy w busz.
Potem stanęliśmy przy zwalonym pniu. Neil... – Andrew zadrżał. – Neil wsunął rękę do dziupli i
wtedy ugryzł go ten wąż. Nie wiedzieliśmy z początku, co to było, ale kiedy odskoczyliśmy,
wyszedł z kryjówki. Był ogromny!
– Ile czasu minęło od ugryzienia?
– Chyba z dziesięć minut. Pomyślałem, że szosa jest blisko, więc prędzej zatrzymam jakieś
auto, niż dojadę do domu. Tamten pan, który jest lekarzem, stanął od razu. Kiedy mu pokazałem,
gdzie jest Neil, wysłał mnie z powrotem na drogę.
– Widziałeś ślad po ugryzieniu na ręce Neila?
– Tak... – Andrew znów się wzdrygnął. – On wyzdrowieje, pani doktor? To przecież mój
najlepszy kumpel.
– Wszystko będzie dobrze, musimy go tylko szybko zawieźć do szpitala.
– Jest tam. – Wskazał niewielką polankę w buszu. Neil leżał na ziemi, a obok niego klęczał
jakiś mężczyzna.
– Cześć! – Vicky przywitała się z chłopcem, którzy niepewnie się do niej uśmiechnął.
Daremnie czekała, aż zajęty bandażowaniem jego ramienia nieznajomy podniesie wzrok i zwróci
na nią uwagę.
– Karetka wezwana? – burknął.
– Jeszcze nie... – zająknęła się, wytrącona z równowagi jego napastliwym tonem.
– Czemu, do jasnej cholery? – Podniósł głowę i zza ciemnych okularów zmierzył ją
taksującym spojrzeniem.
– Chciałam... najpierw obejrzeć ranę.
– Jesteś pielęgniarką? – rzucił drwiąco.
– Nie – odparła. I nim zdążyła wyjaśnić, czym się zajmuje, usłyszała:
– W takim razie nie trać czasu, mała, i sprowadź karetkę. Chyba wiesz, skąd można
zadzwonić. – Gdy wściekła Vicky sięgnęła po telefon komórkowy, umieszczony przy pasku
dżinsów, dodał: – Mam nadzieję, że twój działa, bo mój odmówił posłuszeństwa.
Nie reagując na jego słowa, czekała na połączenie.
– Nicole? Czy karetka już wróciła? – Zamilkła na chwilę. – Świetnie. Powiedz Macowi, żeby
jak najszybciej przyjechał do zagajnika koło południowowschodniej granicy gospodarstwa
Andersonów. Brunatny wąż ukąsił Neila Simpsona. Potrzebna będzie surowica. – Wysłuchała
odpowiedzi przełożonej pielęgniarek i zakończyła rozmowę.
– Jak długo będziemy czekać na karetkę?
– Najwyżej dwadzieścia minut – odparła rzeczowo.
– Dziękuję – mruknął bez przekonania i dodał: – Znajdź mi jakiś patyk, zrobimy
prowizoryczne łupki.
Vicky odetchnęła głęboko i popatrzyła na Neila.
– Dobry pomysł. – Uśmiechnęła się do niego. – Andrew i ja wybierzemy dla ciebie
najładniejszy kijek w całym zagajniku. Będziesz miał łupki jak się patrzy.
Gdy Neil się rozchmurzył, skinęła na jego kolegę. Oddalili się we dwójkę na poszukiwanie
patyka, który powinien być długi i gładki.
– Dlaczego ten facet jest dla pani taki okropny? – zapytał Andrew. – Przecież oboje jesteście
lekarzami. Pani też potrafi obandażować ramię.
Aha, chłopcy spostrzegli niechęć między nią a nieznajomym.
– Zajął się Neilem, więc trzeba mu pomóc – tłumaczyła, nie chcąc krytykować mężczyzny w
obecności Andrew. – Mac wkrótce dostarczy surowicę, potem zawieziemy Neila do szpitala, a
tam zaopiekują się nim na piątkę z plusem.
– Dobry? – spytał Andrew, podnosząc z ziemi patyk.
– Idealny – odparła. – Wygląda ładnie, jest gładki i ma odpowiednią długość. Doskonale się
spisałeś. – Poklepała chłopca po ramieniu.
– Ja go znalazłem – oznajmił, podając kijek mężczyźnie. – Pani doktor powiedziała, że jest
idealny.
Nieznajomy w końcu podniósł głowę i popatrzył na nią. Wciąż miał na nosie ciemne okulary.
Rozdrażniona pomyślała, że człowiek dobrze wychowany dawno by je zdjął. Żałowała, że nie
może popatrzeć mu w oczy i skarcić wymownym spojrzeniem.
– Dentystka, weterynarz czy lekarka? – zapytał.
– To ostatnie – odparła zaczepnie. Chyba wolałby mieć do czynienia z przedstawicielką
wcześniej wymienionych profesji.
– Nie stój bezczynnie, pomóż mi bandażować – burknął. Poczuła się głupio. Z irytacją
zacisnęła zęby, uklękła i przytrzymała patyk, a nieznajomy wyjął z torby bandaż elastyczny i
przy pomocy kija unieruchomił ramię.
– Mama będzie wściekła, prawda, pani doktor? – spytał Neil drżącym głosem, przeczuwając,
na co się zanosi.
– Została powiadomiona? – spytał mężczyzna.
– Oczywiście – przytaknęła Vicky. – Nasza siostra przełożona na pewno przekaże
wiadomość rodzicom.
Gdy trzymała kijek, nagle zdała sobie sprawę z bliskości nieznajomego. Spostrzegła
niewielki garb na jego nosie – zapewne ślad po złamaniu sprzed lat – i poczuła działającą na
zmysły woń męskiej wody kolońskiej. Kruczoczarne włosy były krótko obcięte i bardzo gęste.
Poczuła absurdalną ochotę, by je pogłaskać. Wyraziste rysy twarzy świadczyły o zarozumiałości,
z którą już miała okazję się zetknąć, natomiast wargi... Rozchylił je lekko, bandażując ramię
małego pacjenta, a Vicky niespodziewanie zaczęła się zastanawiać, jak by zareagowała, gdyby ją
pocałował.
Poczuła szybsze bicie serca, wyobrażając sobie, że nieznajomy bierze ją w ramiona. Na
moment przymknęła oczy i westchnęła cicho. Dobiegający z tyłu szelest poszycia wyrwał ją z
zadumy. Obejrzała się i zobaczyła Andrew, który stał na stercie gałązek i liści. Była mu
wdzięczna, że nieświadomie pomógł jej uwolnić się spod uroku, którym emanował nieznajomy.
Co ją napadło? Zwykle okazy wała mężczyznom obojętność i chłód. Ten przystojniak był jednak
wyjątkowo źle wychowany: typowy lekarz z wielkiego miasta!
Skwapliwie pomogła mu zabandażować ramię Neila, zastanawiając się przy tym, co jeszcze
przyniesie ten dzień. Przeszedł ją dreszcz, gdy poczuła na dłoni muśnięcie jego palców.
Zaskoczona szybko podniosła głowę i popatrzyła na niego, lecz był całkiem zaabsorbowany
swoim zajęciem. Jej serce, które przed chwilą wreszcie się uspokoiło, znowu zakołatało
niespokojnie.
Gdy nieznajomy owinął bandażem górną końcówkę patyka, poczuła ulgę, bo nie potrzebował
już pomocy, więc mogła cofnąć rękę. Westchnęła głęboko i zawołała do Andrew:
– Pomożesz mi rozłożyć nosze? Przeniesiemy Neila na pobocze, żeby Mac nie musiał nas
szukać.
– Jasne – odparł.
Zadanie nie było skomplikowane i jedna osoba szybko by się z nim uporała, ale Vicky
chciała znaleźć chłopcu jakieś zajęcie i skupić się na swych obowiązkach. Kiedy nosze zostały
przygotowane, odwróciła się do Neila i rzekła z uśmiechem:
– Teraz czeka nas krótka wędrówka. – Ponownie uklękła obok niego, starając się nie zwracać
uwagi na obecność kolegi po fachu. Neil powinien być spokojny i rozluźniony; to utrudni
przenikanie trucizny do dalszych partii ciała. Odsunęła niesforny kosmyk spadający mu na oczy.
– Jesteś bardzo dzielny – zapewniła.
– Czy jad bardzo mi zaszkodzi? – spytał, zagryzając wargi.
– Mac wkrótce przywiezie surowicę i bez trudu sobie z tym poradzimy.
– Dlaczego nie ma jej pani w torbie? – wypytywał, bo ciekawość wzięła górę nad strachem.
– Ja również tego żałuję, ale surowice na jad węży i pająków muszą być przechowywane w
niskiej temperaturze, na przykład w lodówce.
– Mam nadzieję, że w twoim szpitalu są odpowiednie preparaty – wtrącił mężczyzna.
– Naturalnie, kolego – odparła i z zadowoleniem stwierdziła, że mówi głosem równie
stanowczym jak on. – Na wsi częściej niż w innych rejonach zdarzają się takie wezwania, toteż
byłoby lekkomyślnie z naszej strony, gdyby ta sprawa została zaniedbana.
Vicky skupiła się znów na Neilu, szukając oznak znużenia lub mdłości. Do tej pory nie
skarżył się na ból głowy i podobne dolegliwości, a to dobry sygnał.
– Mały jest pewnie twoim pacjentem, więc dokończ teraz oględziny, ale potem trzeba go
położyć na noszach – rzekł mężczyzna.
Była coraz bardziej zakłopotana. Odwróciła się, by przysunąć torbę, i policzyła do dziesięciu,
starając się odzyskać spokój.
– Zmierzę ci puls i poświecę w oczy tak samo jak wtedy, kiedy mama przyprowadziła cię do
gabinetu na badania okresowe. Wszystko jasne? – powiedziała do Neila, dotykając jego
nadgarstka.
– Pewnie. Wiem, że to nie boli – odparł śmiało.
Badanie potwierdziło, że Neil jest spokojny, a puls ma normalny, co opóźniało przenikanie
jadu do krwioobiegu. Zapewne wystarczą dwa lub trzy zastrzyki z surowicy, aby zneutralizować
jego działanie. Zadowolona z oględzin, nieznacznie skinęła głową nieznajomemu i przysunęła
nosze. Gdy bez trudu podniósł Neila, pod wykrochmaloną białą koszulą dostrzegła jego napięte
mięśnie. Przyciągał ją niczym magnes i bardzo jej się podobał. Kiedy wstał, obejrzała go sobie w
całej okazałości. Miał ponad metr osiemdziesiąt wzrostu, a drogi garnitur znakomicie się
prezentował na jego sylwetce.
– Co z rowerami? – spytał Andrew.
– Proszę? – Zerknęła w bok i zmarszczyła brwi; była tak oszołomiona, że nie zrozumiała, co
do niej mówi. – Aha! Możemy je tu zostawić, a potem zabierze je twój ojciec. Teraz będę
potrzebowała twojej pomocy. Weźmiesz moją torbę. Dasz radę?
– Pewnie! – odparł, przekładając ciężar z ręki do ręki.
– Ruszajmy – mruknął mężczyzna, czekając, aż Vicky ujmie drążki z drugiej strony. – Grunt
Zgłoś jeśli naruszono regulamin