Barką przez Berlin i Poczdam BRANDENBURGIA.pdf

(3191 KB) Pobierz
1 02
de Luxe
Barki
Barką przez Berlin i Poczdam
Zoia Zubczewska
Już drugi raz płynęliśmy barką
przez Brandenburgię i drugi raz
startowaliśmy z mariny w Fürsten-
bergu, gdzie Locaboat (płynęliśmy
barkami tej irmy) ma swoją bazę,
bardzo dobrze wyposażoną oraz
malowniczo położoną. Dwa lata
temu wybraliśmy szlak biegnący
na północ, w kierunku najwięk-
szego jeziora w tym regionie
– Müritz. Tym razem popłynęliśmy
na południe. Chcieliśmy z wody
zobaczyć Berlin oraz Poczdam,
a rejs zakończyć w Ketzin – ko-
lejnej, sielsko-spokojnej marinie
Locaboat. Płynęliśmy sześć dni, od
12 do 18 maja 2012 roku, pokonali-
śmy około 200 km.
cieplutko, gdyż włączyliśmy
ogrzewanie. Nasza barka miała
trzy kabiny, każda z łazienką (sedes,
umywalka i prysznic), kuchnię
(zlewozmywak, gazowa dwupal-
nikowa kuchenka z piekarnikiem,
lodówka, wystarczająca liczba
garnków, talerzy i sztućców itp.)
i salon z kanapą oraz wygodnym
stołem. Siedzieliśmy zatem na
kanapie w cieple, przy zakrapianej
kolacyjce, aż tu gdzieś koło półno-
cy powiało chłodem – kaloryfery
przestały grzać. Co robić? Poszliśmy
spać. Rano, natychmiast po naszym
telefonie (w dokumentach barki
znajdują się numery tzw. telefonów
awaryjnych), zjawił się pracownik
mówiący po angielsku. Szybko oraz
sprawnie wymienił dwa akumu-
latory, życzył szczęśliwej podróży
i wyprawił nas z portu.
Płyniemy rzeką Hawelą. Jest zimno,
ale mamy kurtki. Wieje, ale mamy
pIęknIE w dzIEń,
zIMnO w nOcy
Barkę wyczarterowaliśmy w sobotę
po południu. Na dworze było
zimno i wietrzno, ale w salonie
950388181.022.png 950388181.023.png 950388181.024.png 950388181.025.png 950388181.001.png 950388181.002.png 950388181.003.png
1 03
Brandenburgię przecina rzeka Hawela, która w latach 50. przekształcona została w drogę wodną, opływającą Berlin
Zachodni. Kiedyś kanał ten miał znaczenie strategiczne, dzisiaj służy wodniakom do miłego spędzania urlopu, a także
barkom transportowym.
kapturki przy tych kurtkach. Nie
pada, więc siedzimy na górnym
pokładzie (gdzie jest druga ste-
rówka, pierwsza znajduje się w sa-
lonie), sączymy ze szklaneczek, co
kto lubi i gapimy się na malowni-
cze pola oraz sioła. Brandenburgia
bardzo przypomina nasze Mazury.
Kwitną właśnie kasztany, bzy i ta-
wuły, w ogrodach szaleją kolorami
rododendrony. Obserwujemy, jak
enerdowska zabudowa, tymcza-
sowa i byle jaka, ustępuje miejsca
porządnie wyremontowanym
domom oraz zadbanym ogro-
dom. Takie same zmiany widzimy
i w naszych wioskach.
Rzadko mijamy innych wodniaków.
Sezon turystyczny jeszcze się na
dobre nie zaczął. Spotykamy jed-
nak dużo barek towarowych pięć-
dziesięciometrowych i dłuższych.
Uprzedzono nas o tego rodzaju
transporcie. Wiemy, że musimy mu
ustępować. Barki zawodowe mają
bezwzględne pierwszeństwo tak
na kanale, jak i w śluzach. Jednak
było ich mało, nie wyglądało na to,
aby utrudniły nam rejs. Poza tym
wyglądają swojsko – jedna pocho-
dzi z Bydgoszczy, inna z Wrocławia
– czy spotkamy niemiecką? Ow-
szem. Właśnie nadpływa Wilhelm
– takie małe coś z samochodem
campingowym na pokładzie,
pani z Wilhelma woła do nas: „Nie
wiecie, gdzie tu jest stacja benzy-
nowa?” Nie wiemy, my nie tutejsi…
choć bardzo nas zafrapowało, czy
to paliwo potrzebne było barce
czy camperowi.
Chcemy dopłynąć do Zehdenick,
czyli 40 kilometrów dalej, gdzie
jest marina ze wszystkimi mediami
(wiemy o tym z przewodnika, który
dostaliśmy w kapitanacie. Przewod-
nik jest niestety tylko po niemiecku,
a z tym u nas słabo). Podłączymy
950388181.004.png 950388181.005.png 950388181.006.png 950388181.007.png 950388181.008.png
 
104
de Luxe
Barki
więc na barce, inni idą do sklepu
po prowiant, a przede wszystkim
po chrupiące bułeczki na śniada-
nie – Niemcy mają bardzo dobre
pieczywo i mnóstwo odmian kiszek
pasztetowych. Warto spróbować.
Mechanicy przyjeżdżają po
40 minutach od naszego telefonu.
Sprawdzają wszystko, naprawiają,
przepraszają, życzą miłej podróży.
Wypływamy o 1200 i natychmiast
na 50 minut utykamy w śluzie, nad
którą jest most zwodzony, prowa-
dzący do miasta. Musimy czekać
na pchacz, który pcha barkę ze
złomem. Za śluzą wpłyniemy do
kanału, Hawela będzie biegła
obok, równolegle do naszej trasy.
Rzeka jest w tym miejscu bystra
i rozbrykana, toteż nazywa się
Schnell Havel. Woda w kanale musi
być stojąca, dlatego też, gdy teren,
przez który przekopany jest kanał,
opada lub wznosi się, budowane
się tam do prądu i będziemy mogli
nabrać pitnej wody do zbiorników.
Obiad jemy na pokładzie – kotlety
mielone z surówkami dwiema
i ziemniaczkami. Na deser torcik
wedlowski z kawą.
Na dworze zimno i wietrzno, ale
w barce ciepło, niestety tylko do
czasu. Około 2100 kaloryfery wy-
siadają. Trzeba się ubrać w ciepłe
skarpety i pójść do łóżek, a rano
zadzwonić do Fürstenbergu po po-
moc. Nie ma co kombinować, włą-
czać tzw. polskiej pomysłowości. To
nie te czasy, gdy gumką recepturką
i spinaczem wszystko dało się
naprawić. Teraz trzeba ściągnąć
fachowców. Oni po to są. Cieszą
się, że mają pracę w nowoczesnej
Europie. Zatem dzwonimy. Nie
mamy żadnych problemów z połą-
czeniem się. Mówią (po angielsku),
że zaraz przyjadą. Jedni zostają
950388181.009.png 950388181.010.png 950388181.011.png
 
105
są śluzy. W nich barki podnoszone
są lub opuszczane, by wpłynąć
na kolejny odcinek kanału, znów
wypełniony stojącą wodą. Chcemy
dopłynąć do Oranienburga,
miasta z najstarszym w Branden-
burgii kompleksem pałacowym,
wybudowanym w XVII wieku
przez elektora Fryderyka III, który
został koronowany na pierwszego
króla pruskiego, jako Fryderyk
I. W XX wieku w Oranienburgu
wybudowany został jeden z pierw-
szych, ale wzorcowy obóz koncen-
tracyjny o nazwie Sachsenhausen.
Oto pamiątki po białej i czarnej
historii Niemiec. Natykamy się na
nie w każdym mieście, a w Berlinie
to już na każdym kroku. Mamy do
niego 35 kilometrów.
trzeba mieć specjalne uprawnie-
nia. Nie mieliśmy takich uprawnień
(mieliśmy motorowodne na mo-
torówki 12 m 2 i moc silnika 50 KM).
Wszędzie poza Berlinem pływanie
barkami nie wymaga żadnych
patentów. Zapytaliśmy więc, co się
stanie, jeśli policja nas zatrzyma.
Usłyszeliśmy, że powie halt, nie
przepuści nas do miasta. Pomy-
śleliśmy, że zaryzykujemy, a jak
nas złapią, to najwyżej zawrócimy.
Mieliśmy ochotę na oglądanie mia-
sta z poziomu wody, zwłaszcza, że
Berlin poprzecinany jest plątaniną
kanałów łączących się z odnogami
Haweli i Sprewy. Sprewa właśnie
w Berlinie wpada do Haweli.
Zaczęliśmy dokładnie przyglądać
się mapie, ustalając, jak by tu
popłynąć w sposób nie rzucający
się w oczy policji. Wtedy okazało
się, że w Berlinie nie ma marin dla
barek. Można przycumować, ale
na chwilę, nocleg jest wykluczony.
Zmieniliśmy zatem plany. Popły-
nęliśmy do mariny znajdującej się
w podmiejskiej dzielnicy Spandau
ze stacją metra, położonej przy
cytadeli z XVI wieku, gdzie w XX
wieku było więzienie dla zbrodnia-
rzy hitlerowskich. Zatrzymaliśmy
się na dwie noce. W marinie mie-
liśmy wszystko: podłączenie do
prądu – mogliśmy zatem podła-
dować telefony i wysuszyć głowy
suszarkami, wodę – dolaliśmy do
zbiornika. Przed przypłynięciem
do Spandau pozbyliśmy się po
drodze zawartości szamba – co
cieszyło nas najbardziej. Niestety
kosztowało niemało, bo 5 euro
za minutę ssania (ok. 100 litrów),
a trwało 3 minuty. Wcześniej nie
trailiśmy na możliwość opróżnie-
nia szamba, a i dalej w Poczdamie
nie mogliśmy tego zrobić, gdyż
akurat w piątek szambiarki by-
ły nieczynne.
nErwy przEd bErlInEM
W Füsterbergu powiedziano nam,
że na wpłynięcie do Berlina barką
950388181.012.png 950388181.013.png 950388181.014.png 950388181.015.png
 
950388181.016.png 950388181.017.png 950388181.018.png 950388181.019.png 950388181.020.png 950388181.021.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin