Lekarstwo na grypę.pdf
(
437 KB
)
Pobierz
688337142 UNPDF
NocnaMaraNM - Lekarstwo na grypę
Harry był pewien, że wygra ten pojedynek. Malfoy miał grypę. Snape starał się co
prawda wynaleźć eliksir, który by pomógł, ale jak na razie, Ślizgon nadal był bardzo
chory. Miał czerwony nos, podpuchnięte oczy, mógł oddychać tylko przez usta, a gdy
schodził po schodach, poruszał się powoli i niezdarnie. Prawdopodobnie właśnie ten
paskudny, grypowy humor popchnął go do wyzwania Harry`ego na pojedynek, który
miał odbyć się w przerwie między zajęciami. Stojąca pod ścianą Hermiona rzuciła
Harry`emu spojrzenie mówiące: „Czy naprawdę warto poświęcać temu tyle czasu i
zachodu?”. Och, ależ tak. Draco przechwalał się, że chociaż ma grypę i czuje się jak
zezowaty mugol, i tak jest lepszym czarodziejem niż Harry. Takiego komentarza nie
wolno było puścić mu płazem. Jedyną troska Harry`ego było to, że Malfoy może na
niego kichnąć.
- Wolisz przyzdać, że białem rację – powiedział Malfoy przez nos – czy bab cię
ubokorzyć przed dwoimi brzyjaciółmi? – Hermiona prychnęła, a Malfoy spiorunował ją
wzrokiem. – Uważasz, że to zabawde, Szlabo? Czy boże śbiejesz się ze swoich
koźlawych kolad? – Jego głos był niski i okropnie zachrypnięty. Gdyby Harry nie
widział poruszających się ust Ślizgona, mógłby pomyśleć, że odgłos ten wydaje jakiś
duch, jeden z potworów Hagrida albo Millicenta Bulstrode. Wyglądało na to, że nawet
mówienie było dla Malfoya dużym wysiłkiem – stał nieco chwiejnie, przechylając się za
bardzo na bok i sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał upaść.
- Na Merlina, Malfoy. Ty chyba żartujesz – zaśmiał się Harry.
- Nie śbiej się ze bnie, Bodder. Nadal bogę sgobać ci den dwój kościzdy...
- Dość gadania! Harry, pokonaj szybko tego zmutowanego zarazka i chodźmy na
zaklęcia, dobrze? – Hermiona skrzyżowała ramiona na piersi i oparła brodę na
trzymanej w rękach książce. – Na myśl o tym, że oddycham tym samym powietrzem
co on, zaczyna mnie wiercić w nosie.
Harry nie był do końca pewien, jak to się stało. Gdy myślał o tym później, doszedł do
wniosku, że było to po prostu zrządzenie losu. Malfoy dość niezdarnie postąpił krok
naprzód i wycelował w Harry`ego różdżkę. Ten uchylił się i rzucił zaklęcie
petryfikujące, które ominęło Malfoya i trafiło w ścianę. Następnie obaj równocześnie
odskoczyli w tę sama stronę i w efekcie zderzyli się głowami. Gdy wylądowali na
podłodze, jakaś rzecz zachrzęściła pod policzkiem Harry`ego i coś wilgotnego
wsączyło mu się wprost do ucha.
- Bleee – jęknął Harry, wycierając rękawem twarz. Dotknął włosów, a jego palce
natychmiast pokryły się jakąś lepką substancją. – Co to jest?
- Do boje lekarsdwo, dy durdziu. – Malfoy ostrożnie wyciągnął z kieszeni kawałek
szkła.
Świetnie. Teraz mam kieszeń pełną wstrętnego, lepkiego, potłuczonego szkła.
Ten ofermowaty prostak niemal pozbawił mnie wyrostka robaczkowego. Och, fatalnie
się czuję. Jestem taki zmęczony. A teraz jeszcze boli mnie tyłek. Ała.
Oczy Harry`ego rozszerzyły się ze zdumienia. Przez moment sądził, że ma omamy
słuchowe, a potem znowu to usłyszał.
Nie chce mi się wstawać. Nadziałem się na
różdżkę Pottera i teraz będę miał siniaka na ramieniu. Chyba poleżę po prostu na tym
korytarzu przez cały dzień. Nienawidzę zaklęć. Nienawidzę szkoły. Zresztą, mam to
wszystko gdzieś.
Draco opadł na podłogę i zamknął oczy.
- Idź sobie, Bodder. I zabierz ze sobą swoich brzyjadziół.
Przed zajęciami Harry zmył z siebie eliksir, ale przez całą lekcję słyszał Malfoya w
swojej głowie.
Lubię ołówki. Lubię pisać swoje imię. Mam bardzo ładne imię. D R A
C O. Draco. Draco. Draco. Ślicznie brzmi. Draco Malfoy. Malfoy. Malfoy. Boli mnie
gardło. Nudzę się.
Harry cały czas próbował zrozumieć, co właściwie się stało. W końcu doszedł do
wniosku, że pewnie jedna z dziwnych mikstur, którą Snape zrobił dla Malfoya, dostała
się do jego ucha i musiała mu jakoś zaszkodzić.
Mam wrażenie, że moje buty robią się
ciasne. Mam nadzieję, że nie będę miał wielkich stóp, gdy dorosnę. Nie chcę mieć
śmiesznych stóp. Chcę mieć ładne stópki.
Harry potrząsnął głową i zaczął obserwować
Malfoya, który patrząc na Hermionę rozmyślał o swoich stopach. To nie miało sensu.
Zmarszczył czoło.
- O co chodzi, Harry? – wyszeptał Ron. – Czy to twoja.... blizna?
Hermiona uniosła głowę znad pergaminu.
- Och, na Merlina, Ron – zaczął Harry.
Ooooo, Potter i Weasley gadają na lekcji.
Ciekawe o czym.
– Nie, to nie blizna. Nie uwierzysz. Lekarstwo Draco... dostało mi się
do ucha... –
Wszystko mnie boli. Nie znoszę być chory. Tyłek mnie swędzi.
Harry
wybuchnął zduszonym śmiechem, ale usiłował mówić bardzo cicho. – I...
- Został otruty! – szepnęła Hermiona przerażona. – Tak jak w „Hamlecie”! Wszystko
w porządku, Harry, zaprowadzimy się do pani...
- Nie, nie, nie! – wyszeptał Harry, wciąż chichocząc.
Strasznie trudno podrapać się w
klasie po tyłku. Szczególnie, jeśli się na nim siedzi.
- Nie otruty. Nie, stało się coś
bardzo, bardzo zabawnego. Mogę... Mogę słyszeć wszystkie myśli Malfoya.
Hermiona spojrzała na Harry`ego.
- Co?
Mam już za długie paznokcie. Obetnę je po zajęciach. Na łóżku Goyle`a. Ha!
- Naprawdę! Słyszę każdą jego myśl! Teraz właśnie planuje... obcinanie paznokci. Nie
wyobrażacie sobie, jakie on ma nudne myśli.
- Jesteś pewien? – dopytywał się Ron podejrzliwie. – Znaczy się, skąd wiesz, że to
Malfoy?
- Po prostu wiem – prychnął Harry.
Obrzydliwe paznokcie. Ale w sumie bez nich moje
dłonie wyglądałyby dziwacznie. Miękkie kikutki, fe.
- To niedobrze, Harry – szepnęła Hermiona poważnie. – Czarodzieje wariowali nawet
z bardziej błahych powodów. Powinieneś iść z tym do Dumbledore`a.
Paznokcie u rąk są takie dziwne. Dlaczego u nóg nie musze obcinać ich tak często?
Czy paznokcie są czymś w rodzaju szponów? Jak to się dzieje, że dostaje się pod nie
aż tyle brudu, skoro jestem taki czysty?
- Tak – zgodził się Harry. – Koniecznie muszę zobaczyć się z Dumbledore`em. Czuję,
że szaleństwo zbliża się do mnie wielkimi krokami.
*
- Och, cóż za straszny wypadek – powiedział Dumbledore, spoglądając na Harry`ego.
– Czy pan Malfoy jest świadom sytuacji?
- Ummm, nie – odparł Harry, patrząc w ziemię.
Uwielbiam ser. Mógłbym go jeść
całymi dniami. Ale wtedy strasznie bym się obżarł, a skądinąd wiem, że to nie jest
przyjemne.
– Widział, że lekarstwo wlało mi się do ucha, ale nie powiedziałem mu,
że... uh... –
Przepadam za brie, ale chyba jeszcze bardziej lubię duński niebieski.
Mmmm. Niebieskie żyłki pleśni. Mniam.
- Tak, rozumiem oczywiście twoje wahanie, Harry. –
Oooo moja głowa. Boooli.
Chyba pójdę się położyć. Snape na pewno mi pozwoli. Wybłagam zwolnienie z
eliksirów i pójdę spać.
– Ale oczywiście należy go powiadomić. Byłoby nie w
porządku, gdybyś mu o tym nie powiedział. Mówiłeś, że to profesor Snape zrobił dla
niego lekarstwo, tak?
Może wezmę też długi, gorący prysznic. Dzięki temu pozbędę się tego świństwa z nosa.
– Tak, profesorze.
- No więc musimy zobaczyć się także z profesorem Snape`em. Może wspólnie
rozwiążemy ten problem. –
Uwielbiam być nagi. Rzadko mam tutaj okazję chodzić
nago. Zawsze tyle ludzi kręci się w łazience, kiedy człowiek próbuje sobie...
- Tak, błagam! Zróbmy z tym coś!
2.
- No więc? – sapnął Snape. – O co tu chodzi, Potter? Znowu usiłujesz zwrócić na
siebie uwagę, tak? Znowu będziesz oskarżał o coś biednego, chorego pana Mal...
- Severusie, proszę – przerwał ten wywód Dumbledore, i usiadł na przeciw mistrza
eliksirów.
W lochach jak zwykle było zimno i wilgotno. Harry wyczuł słaby zapach soku z
pijawek i skrzywił się.
Ooooch. Chce się położyć. Dlaczego on tu jest? Przecież nic
nie zrobiłem. Strasznie tu zimno.
Harry zauważył, że Malfoy zadrżał, obrzucił
pomieszczenie pogardliwym spojrzeniem, a potem dychawicznie zakaszlał.
- Panie Malfoy – zaczął dyrektor.
Co? Dlaczego zaczyna ode mnie? Dlaczego to
zawsze jestem JA?
– Zdaję sobie sprawę, że nie czuje się pan najlepiej, ale to właśnie
po części jest przyczyną naszej rozmowy.
- Złabałeb jakieś reguły? To już nie bożda zachorować? – oburzył się Ślizgon.
- Nie, nie zrobił pan nic złego. Nie w tym przypadku przynamniej. Panie Malfoy, jakie
lekarstwo miał pan w kieszeni dziś rano? Musimy zidentyfikować miksturę, którą oblał
się pan Potter.
- Co?
- Kiedy... wpadliście na siebie dziś rano – przypomniał Dumbledore, patrząc na niego
wymownie.
Och, świetnie. Teraz będę miał kłopoty z powodu tego pojedynku.
Fantastycznie. Potter to wstrętna skarżypyta.
- Malfoy, tu nie chodzi o pojedynek. Na Merlina, nie mógłbyś po prostu odpowiedzieć
na pytanie?! – zdenerwował się Harry.
Draco zmarszczył brwi.
Snape odchrząknął.
- Ostatnio dawałem panu Malfoyowi kilka eliksirów. Starałem się powstrzymać rozwój
choroby, dyrektorze. Zapewniam, że żadna z mikstur nie była nielegalna albo
niebezpieczna.
Ależ on dobrze kłamie. Zjadłbym kawałek ciasta. Z borówkami. I z bita
śmietaną. Mmmm.
– O co chodzi?
- Cóż... – powiedział Dumbledore wolno. – Wygląda na to, że któreś z lekarstw,
dostało się do ucha pana Pottera. I... w rezultacie...
- Tak? – zapytał Snape stropiony. Zapadło nieprzyjemne milczenie.
Czy Potter
umiera? Albo coś w tym stylu? Dlaczego Dumbledore jest taki poważny? Co tu się
dzieje? Potter wygląda zupełnie normalnie.
Snape przyjrzał się Harry`emu uważnie. –
Pan Potter wygląda zupełnie normalnie.
- Och, pan Potter czuje się dobrze – kontynuował Dumbledore. – Po prostu,
Severusie, cokolwiek to było, musiało znajdować się w jednym z twoich eliksirów. –
Mmmmm, albo szarlotkę. Z lodami. Tak. Pewnie i tak nie poczułbym smaku, ale
zjadłbym szarlotkę. W łóżku. Pod kocem. Przy ciepłym kominku. Dlaczego tu jest tak
przeraźliwie zimno? I co z tym Potterem?
– I sprawiło, że pan Potter może słyszeć
teraz myśli pana Malfoya.
... CO?!
- CO?!
Harry skinął głową.
- Przykro mi. To prawda.
Oczy Malfoya zrobiły się wielkie jak spodki. Ślizgon otworzył usta. A potem kichnął.
Chyba sobie żartujesz? Och, moje zatoki! Ten katar mnie zabije.
- Nie żartuję.
To chyba najbardziej upokarzający moment w całym moim życiu. Poza tym, kiedy
Pansy dorwała zdjęcie, na którym mam rogi z piany od szamponu...
- To chyba jednak gorsze.
...I jestem ubrany w spódniczkę baletnicy.
- Hmm. Może jednak nie.
- Panie Potter! Gryffindor traci dwadzieścia punktów! Za czytanie w myślach pana
Malfoya! – Snape z hukiem odsunął krzesło i przeszedł na tył klasy, gdzie gwałtownie
zaczął rozrzucać korzonki i listki oraz stukać buteleczkami. – To po prostu
niemożliwe, Albusie. Niemożliwe! Jakim cudem połączenie kamfory, mięty, skrzydeł
szerszenia i mleczka pszczelego mogłoby spowodować... Och. Och, Merlinie!
- Tak, Severusie. Właśnie tego się obawiałem.
O czym oni mówią?
- O czyb wy bówidzie? – Draco skrzyżował ręce na piersiach.
- Mleczko pszczele, panie Malfoy – westchnął profesor Snape. – Oczywiście zupełnie
nieszkodliwe, ale jeśli zmiesza się je z niektórymi substancjami, a konkretnie z sokiem
z pijawek, staje się bardzo niestabilne i... kapryśne.
Mmmm ciepłe mleczko.
- Ach – przypomniał sobie nagle Harry. – A na pierwszym roku robi się...
Eliksir
zmniejszający.
- Eliksir zmniejszający. Tak, panie Potter. –
O Merlinie!
– Najwidoczniej odrobina
soku z pijawek musiała... w jakiś sposób... dostać się do...
- Bojego lekarsdwa?! – wrzasnął Draco. – Odrułeś bnie! Zrujdowałeś bi życie!
Boczekaj, aż ojciec się o dym dowie...
- Zaraz, chwileczkę, panie Malfoy, to był przypadek i oczywiście możemy znaleźć
antidotum – Snape nerwowo przestawiał buteleczki i kartkował wielką księgę.
Dumbledore zmarszczył brwi.
- Tak. Tak, jak przypuszczałem. Co musimy zrobić, aby rozwiązać ten problem? –
Och, Merlinie, proszę, niech on powie, że to się da łatwo naprawić. Nie wytrzymam.
ODWAL SIĘ, POTTER. WYŁAŹ Z MOJEJ GŁOWY!
- Nie robię tego celowo – wyszeptał Harry urażony. – To ty chciałeś się
pojedynkować!
Tak, a gdy mówiłem „pojedynek”, oznaczało to „proszę, wejdź do
mojej głowy i podsłuchuj moje prywatne myśli”!
Harry stwierdził, że komentowanie jakości prywatnych myśli Malfoya, byłoby
kuszeniem losu, więc prychnął tylko pogardliwie.
- Tak, tak, jestem pewien, że... eee... jest sposób. Tak. – Snape wyciągnął brązowy
słoik i odkręcił go. – Potter, chodź tutaj. Spuść głowę.
Hehehehe, powiedział „spuść”,
nieźle.
– A teraz spróbujemy... TEGO! – Snape wsadził palec do ucha Harry`ego.
- AAAAŁŁ –
Hahahahaha!
– Zamknij się, Malfoy!
- Nic nie bówiłem, Boddy –
Nie możesz użyć moich myśli przeciwko mnie, ty kretynie!
To może być fajniejsze, niż przypuszczałem.
- Hmm. Najwyraźniej nie zadziałało. Panie Malfoy, proszę tu podejść. –
Dlaczego on
chce robić te okropne rzeczy MNIE? To ja tu jestem ofiarą! AACH! Chyba mam
Plik z chomika:
Akolitka
Inne pliki z tego folderu:
HARRY POTTER – THE-BOY-WHO-LIVED-IN-JAPAN.pdf
(3115 KB)
SERIA HERBACIANA.pdf
(3025 KB)
Szczęśliwe dni w piekle.pdf
(2695 KB)
Desiderium Intimum.pdf
(3019 KB)
Seria Herbaciana(1).pdf
(2636 KB)
Inne foldery tego chomika:
Moje
Nowy folder (2)
Prywatne
Zmierzch
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin