Desiderium Intimum.pdf
(
3019 KB
)
Pobierz
688350844 UNPDF
Autor: Gobuss i Ariel Lindt
Tytuł: Desiderium Intimum
Gatunek: romans z dawką humoru/dramat/dark/lemon
Zakończone: nie
Paring: Harry/Snape
Ilość: 40 rozdziałów
Rating: NC- 17
Ostrzeżenie: wulgaryzmy, łagodne i ostre sceny erotyczne, możliwe opisy perwersji, gwałt
Beta: Rozdziały 1-8 Gantarka, od 9 Kaczalka
Opis: Harry odkrywa w sobie coś, co sprawia, że cały jego świat przewraca się do góry nogami. Będzie
musiał to odrzucić, bądź... zaakceptować.
Notatka: Szósty i siódmy tom nie są uwzględnione.
Info: Rozdział pierwszy różni się od tego, który do tej pory można było przeczytać na naszej stronie.
Niektóre elementy zmieniłyśmy, niektóre dodałyśmy. Zamierzamy poprawić wszystkie początkowe
rozdziały, dlatego informujemy wszystkich, którzy dopiero zaczęli czytać, że warto na to poczekać.
1. I must be dreaming.
It's only in my mind
Not in real life
No I must be dreaming
*
Kiedy Harry Potter, uczeń szóstego roku Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie obudził się tego
jesiennego i deszczowego poranka, nie wiedział, że nadchodzący dzień będzie najgorszym dniem jego
życia. Jednak jego magiczny umysł wyczuwał, że coś jest nie w porządku. Coś wisiało w powietrzu -
echo mających dopiero nadejść wydarzeń, które przenikało do jego podświadomości, przynosząc ze
sobą strach i nieprzyjemne uczucie podenerwowania. Może dlatego tak ciężko było mu wstać z łóżka.
Miał wrażenie, że jeżeli tylko się podniesie, pod jego nogami otworzą się wrota piekieł.
Ale zrobił to. Wstał, gotów zmierzyć się z tym, co nadejdzie.
Nie spodziewał się jednak, że "to" nadejdzie tak szybko i niespodziewanie.
Kiedy wychodził z dormitorium, potknął się, z dzikim wrzaskiem sturlał po schodach i wylądował na
dywanie w Pokoju Wspólnym. Spojrzało na niego kilkanaście zaskoczonych gryfońskich twarzy.
Stękając i rozcierając potłuczoną rękę, podniósł się z podłogi, a Gryfoni, widząc, że nic mu nie jest,
wpadli w zbiorową wesołość.
"Wspaniale, po prostu wspaniale" - pomyślał Harry, odnajdując na dywanie potłuczone okulary.
Czerwony z zażenowania, założył je pośpiesznie na nos i już chciał zniknąć z pola widzenia
rozbawionych kolegów, kiedy przypomniał sobie, że zapomniał zabrać książek i musi wrócić do
dormitorium. Zanim jednak zdążył się choćby odwrócić, zjawili się jego przyjaciele, Ron i Hermiona.
Ron bardzo starał się przybrać poważny wyraz twarzy, jednak niezbyt mu to wychodziło.
- Wszystko w porządku, stary? - zapytał, po czym odwrócił się i parsknął śmiechem. Harry zacisnął
zęby. No tak, mógł się tego po nim spodziewać...
- Ron, jak możesz się tak zachowywać? Nie widzisz, że Harry o mało się nie połamał?! - Hermiona
spojrzała z troską na Harry'ego. - Nic cię nie boli? Nie zrobiłeś sobie czegoś poważnego? Może
pójdziesz do Pani Pomfrey się zbadać?
Harry jęknął w duchu.
- Nie, Hermiono, naprawdę nic mi nie jest.
- No... dobrze. - Hermiona nadal wyglądała na nieprzekonaną, ale, na szczęście, przestała go
nagabywać. - Ale, Harry... - wskazała na jego okulary. -
Znowu je stłukłeś? - wyciągnęła różdżkę. - Okulus repaaajajaj... - Zaklęcie przerodziło się w okrzyk
zdumienia i jęk bólu, kiedy Krzywołap wskoczył jej na plecy i zaczął się po nich wspinać. Różdżka
rozbłysła i Harry poczuł, jak coś przebija mu skórę na policzkach. Krzyknął zaskoczony, kiedy z jego
twarzy zaczęło wyrastać coś długiego, cienkiego i giętkiego.
- Ojej! - Hermiona zasłoniła usta dłonią, a Ron skulił się i próbował złapać oddech w ataku
histerycznego śmiechu.
- Przepraszam, Harry - pisnęła, kiedy chłopak przepchnął się przez ryczących z uciechy Gryfonów,
dotarł do lustra i zobaczył na swoich policzkach długie, kocie wąsy. Zamknął oczy i powtarzał jak
mantrę: "Nie denerwuj się, nie denerwuj... Wdech, wydech. To są twoi przyjaciele. Chcą ci tylko
pomóc."
- Myślę, Harry, że teraz naprawdę powinieneś pójść do skrzydła szpitalnego - powiedziała zawstydzona
Hermiona.
Harry mógł tylko westchnąć.
O tak, wrota piekieł stały przed nim otworem, zachęcając, by przekroczył ich próg...
***
Pani Pomfrey załamała ręce, kiedy go zobaczyła. Jednak, widząc zrozpaczoną minę Harry'ego,
uspokoiła go, oświadczając, że potrafi go w miarę szybko wyleczyć, ale będzie to bolesny proces.
I był.
Po godzinie tortur, jakimi było leżenie i czekanie, aż wąsy zwiotczeją i zmniejszą się na tyle, że można
je będzie w miarę bezboleśnie wyrwać i po całym procesie "wyrywania", Harry marzył tylko o tym, by
pójść spać i przespać cały ten koszmarny dzień. Kiedy udało mu się w końcu dotrzeć na sam koniec
lekcji wróżbiarstwa, okazało się, że podczas gdy on cierpiał niewyobrażalne męki, jego koledzy
zażywali relaksu i odpoczynku. Centaur Firenzo zrobił im dzisiaj jedną ze swych relaksacyjnych lekcji,
podczas której wylegiwali się w ciepłym słoneczku, które było iluzją wyczarowaną dla nich przez
nauczyciela, leżąc wśród traw, słuchając śpiewu ptaków oraz świerszczy i mogli wykorzystać ten czas
na drzemkę.
Harry tylko zacisnął pieści, ale wmawiał sobie, że ten koszmar musi się kiedyś skończyć.
Mylił się.
Na transmutacji, po raz pierwszy w życiu, Harry okazał się gorszy od Rona. Zamiast transmutować
swojego żółwia w balona, zamienił go w nadmuchanego latającego żółwia z bardzo ogłupiałą miną. Na
dodatek, kiedy chciał odwrócić czar, żółw pękł i zaczął latać po klasie, demolując wszystko, co stanęło
mu na drodze, dopóki profesor McGonagall nie przywróciła porządku i nie ukarała Harry'ego,
odbierając mu dziesięć punktów.
Po tej lekcji, Harry wpadł w przygnębienie, a próby pocieszenia go przez Rona i Hermionę zakończyły
sie fiaskiem. Zaczął poważnie podejrzewać, że ciąży nad nim jakaś klątwa. Na dodatek był potwornie
głodny, ponieważ, kiedy przebywał w skrzydle szpitalnym, ominęło go śniadanie. Powitał więc
nadejście pory obiadowej z prawdziwą ulgą. Nie dane mu jednak było cieszyć się nią długo, gdyż zaraz
po lunchu czekały go dwie godziny Eliksirów ze Snape'em, a to był wystarczający powód, by odebrać
apetyt nawet najbardziej wygłodniałemu Gryfonowi.
Na szczęście miały to być już ostatnie lekcje.
Mając w pamięci wszystko, co mu się dzisiaj przytrafiło, stwierdził, że czekająca go lekcja będzie dla
niego prawdziwym koszmarem. Nie oznaczało to, że nigdy wcześniej nim nie była, ale teraz
zapowiadało się jeszcze ciężej. Ale wiedział, że będzie musiał jakoś przebrnąć przez tę gehennę. Nie da
Snape'owi okazji zmieszać się z błotem! Postanowił, że podczas obiadu powtórzy materiał, na
wypadek, gdyby nauczyciel zaskoczył ich niezapowiedzianym sprawdzianem albo solidnym
odpytywaniem, jak to miał w zwyczaju. Kiedy jednak zajrzał do swojej torby, zzieleniał z przerażenia.
Zapomniał książek do Eliksirów!
Zerwał się z miejsca i ruszył w stronę wyjścia.
- Harry co...? - Hermiona krzyknęła za nim, całkowicie zaskoczona jego zachowaniem.
- Później! - odkrzyknął przez ramię i ruszył biegiem do dormitorium.
Kiedy, zmęczony i spocony, dobiegł do przejścia wiodącego do Pokoju Wspólnego Gryfonów, zastał
Grubą Damę śpiącą spokojnie w swych ramach. Wtedy właśnie przypomniał sobie, że dzisiaj jest dzień
zmiany hasła i zapomniał zapytać o nie Rona i Hermiony.
Niech to szlag!
Z głośnym jękiem odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę Wielkiej Sali.
Kiedy wpadł zdyszany przez drzwi, pierwszym, co do niego dotarło, był szyderczy głos Draco Malfoya
siedzącego przy stole Ślizgonów:
- Co jest Potter? Szukasz swojego mózgu, czy bawisz się w berka z Filchem?
Ślizgoni ryknęli śmiechem.
Harry zamknął oczy, wzdychając z irytacją. W jego umyśle pojawiła się niezwykle fascynująca wizja, w
której mordował Malfoya gołymi rękami. Ale teraz nie miał na to czasu! Będzie musiał zamordować go
nieco później.
Podbiegł do Rona i Hermiony i wysapał:
- Hasło...Po...ój... Wspó...ny...
- Hasło? Chcesz znać hasło do Pokoju Wspólnego?
Złoty Znicz
- odparła Hermiona. - Ale Harry, co
się...?
- Nie teraz! - rzucił i puścił się biegiem z powrotem. Pokonanie tylu stopni po raz drugi było nie lada
wyzwaniem i, kiedy w końcu dotarł na górę, miał wrażenie, że zgubił gdzieś po drodze swoje płuca.
Wydyszał hasło Grubej Damie i odczekawszy chwilę, aż przestanie narzekać, że wyrwał ją z drzemki,
wbiegł do dormitorium. Książki znajdowały się na samym dnie kufra. Kiedy w końcu je odnalazł,
zorientował się, że przegapił cały lunch i niedługo zacznie się lekcja. Zabrał je se sobą, przeklinając
Snape'a, Eliksiry, schody, Grubą Damę i swój kufer, po czym wypadł z Pokoju Wspólnego i zaczął
zbiegać po schodach do lochów.
Nie dotarł jednak nawet do kolejnego piętra, gdyż schody ruszyły w inną stronę i zatrzymały się przy
części zamku, z której nie było żadnej innej drogi powrotnej.
"To powoli przestaje być zabawne" - pomyślał, starając się nie wpadać w panikę. Przerażony, że spóźni
się na zajęcia, zaczął biegać po korytarzach, usiłując znaleźć jakiekolwiek wyjście. W końcu trafił na
wąskie, kręte schodki, które zaprowadziły go w zupełnie nie znaną mu część zamku.
W miarę, jak błądził po korytarzach, nie potrafiąc znaleźć wyjścia, narastała w nim obawa przed tym,
co może mu zrobić Mistrz Eliksirów. Znał Snape'a. Na jego lekcje nie wolno było przychodzić nawet o
kilka sekund później. Zamknął oczy i zaczął przeklinać wszystko to, czego nie udało mu się przekląć
wcześniej.
W końcu odnalazł drogę do schodów i, modląc się w duchu, by nic więcej już mu się nie przytrafiło,
dotarł pod drzwi klasy Mistrza Eliksirów. Odetchnął kilka razy, próbując wyrównać urywany oddech.
Zagryzł wargę ze zdenerwowania i dotknął klamki, jednak zanim ją nacisnął, przez jego myśli
przebiegł niezwykle czarny scenariusz tego, co się może wydarzyć, jeżeli otworzy te drzwi. Miał dziwne
przeczucie, że jeżeli je przekroczy, będzie to równoznaczne z przekroczeniem wrót piekieł.
Przeanalizujmy fakty... Dzisiejszy dzień był, jak dotąd, jedną wielką katastrofą. Spóźnienie na lekcje ze
Snape'em może się skończyć jeszcze gorzej, niż zazwyczaj. Może powinienem wrócić do Pani Pomfrey i
spróbować się wymigać? Ale, znając Snape'a, gdybym nie przyszedł na jego zajęcia, to znalazłby mnie
nawet w najgłębszym zakamarku zamku i zaciągnął siłą z powrotem.
Wyglądało na to, że nie miał wyboru. Odetchnął jeszcze raz i podjął decyzję. Nacisnął klamkę.
Jak miało się niedługo okazać, była to zła decyzja.
W chwili, kiedy przekroczył próg klasy, dotarł do niego kąśliwy głos Mistrza Eliksirów:
- Ach, pan Potter zaszczycił nas swoją obecnością. Jakże jesteśmy wdzięczni. - Harry zamknął na
chwilę oczy, czując, że zmieszana ze strachem złość zaczyna się w nim gotować, wydzielając gęste
kłęby zdenerwowania, ale jego twarz pozostała niewzruszona. Wiedział, że to dopiero początek.
Snape'a było stać na dużo,
dużo
więcej... - Cóż tak ważnego powstrzymało naszą małą znakomitość od
punktualnego przybycia na moją lekcję?
Harry pomyślał, że prędzej umrze niż przyzna się Snape'owi, że zapomniał książek. Już formuował w
głowie jakąś wiarygodną wymówkę, kiedy nagle Draco Malfoy odezwał się słodkim głosem:
- Panie profesorze, mogę wytłumaczyć spóźnienie Pottera. - Jego oczy rozbłysły złośliwie. - Potter nie
mógł się stawić na czas, gdyż biegał po całym zamku, szukając swojego mózgu.
Ślizgoni ryknęli śmiechem.
Harry potrafiłby jeszcze przeżyć te głupie docinki, ale w chwili, kiedy dostrzegł cień uśmiechu na
cienkich ustach Mistrza Eliksirów, poczuł jak wzbiera w nim nieokiełznana wściekłość.
- Zamknij się! - syknął w stronę Malfoya, z trudem panując nad drżeniem zaciśniętych pięści.
- Minus dwadzieścia punktów dla Gryffindoru za twoją bezczelność, Potter! - Oczy Snape'a zmrużyły
się mściwie. - I kolejne dwadzieścia za spóźnienie! A teraz siadaj, jeżeli nie chcesz żebym odjął
twojemu domowi kolejnych punktów!
Harry'emu pociemniało przed oczami. Z trudem hamując cisnącą mu się na usta ripostę, powlókł się na
koniec klasy - byle dalej od Snape'a - i rzucając wściekłe spojrzenie roześmianemu Malfoyowi, usiadł
ciężko przy ławce i zaczął wyjmować książki.
- Jak już wam mówiłem, zanim pan Potter nam przerwał - oczy Snape'a na sekundę spoczęły na
Harrym - będziecie dzisiaj warzyć niezwykle trudny i rzadki eliksir o nazwie Desideria Intima. Czy ktoś
wie co to za eliksir?
Ręka Hermiony wystrzeliła w górę.
Snape powiódł wzrokiem po klasie, upewniając się, że nikt więcej się nie zgłasza, po czym warknął
zgryźliwie:
- Tak, panno Granger?
Hermiona zaczerpnęła tchu:
- Eliksir Desideria Intima, znany jest jako Eliksir Najgłębszych Pragnień. Jest to bardzo stary i, do
niedawna, zakazany eliksir, służący do poznania najgłębszych pragnień danej osoby. Ten, kto go
wypije, przestaje zauważać cokolwiek i kogokolwiek i staje się niewolnikiem swojej żądzy. Nie potrafi
się jej oprzeć... - zakończyła, zawieszając sugestywnie głos.
Snape ostentacyjnie zignorował jej odpowiedź, ale wśród uczniów wywołała poruszenie.
- Najważniejsze w tym eliksirze jest to, że wywołuje on, ujawnia, albo może lepiej... uaktywnia
najgłębsze pragnienia danej osoby. Czasami nawet takie, o których ta osoba nie ma pojęcia -
dokończył Snape mrocznym głosem.
Przez klasę przeszedł szmer podnieconych szeptów.
- Na tablicy - Snape machnął różdżką - są wypisane potrzebne ingrediencje i sposób przygotowania.
Macie na to czas do końca zajęć. Do dzieła. - Mistrz Eliksirów wrócił na swoje miejsce przy biurku, po
czym ostatni raz omiótł klasę spojrzeniem i zabrał się za sprawdzanie wypracowań. Harry miał niemiłe
odczucie, że czarne oczy spoczęły na nim nieco dłużej. Otrząsnąwszy się z nieprzyjemnego wrażenia
wywracania się wnętrzności, spojrzał tępo na tablicę i odetchnął z ulgą.
Na szczęście Snape nie zrobił im dzisiaj sprawdzianu...
Wstał i poszedł po składniki. Nie podobał mu się wzrok, jakim, od czasu do czasu, obrzucał go
nauczyciel. Nie kryło sie w nim nic dobrego. Tak, jakby coś planował...
Harry nigdy nie był zbyt dobry w Eliksirach, a cały ten koszmarny dzień, rozstroił go tylko jeszcze
bardziej, nie pozwalając mu się skupić na zadaniu. Doprowadziło to do tego, że pod koniec lekcji jego
wywar, zamiast koloru krwistoczerwonego, miał barwę różowej waty cukrowej. Rozejrzał się po klasie,
chcąc sprawdzić, jak poszło innym i z ulgą stwierdził, że prawie nikomu nie udało się uzyskać
pożądanego koloru.
- Czas minął! - ostry głos Snape'a rozdarł panującą w klasie ciszę i sprawił, że Harry aż podskoczył na
krześle.
Nauczyciel wstał zza biurka i wolnym krokiem zaczął się przechadzać po klasie, kwitując eliksiry
Ślizgonów uprzejmym skinieniem głowy, zaś eliksiry Gryfonów szyderczym uśmiechem i zjadliwymi
komentarzami.
Harry znieruchomiał, kiedy Snape zatrzymał się przy jego kociołku, a następnie usłyszał ten znajomy,
sarkastyczny ton głosu:
- Proszę, proszę... Co my tu mamy? - Snape pochylił się nad jego kociołkiem, a Harry nieświadomie
wstrzymał oddech - Z tego, co widzę pan Potter musi bardzo obawiać się swoich pragnień, gdyż
uwarzył najgorszy eliksir ze wszystkich tu obecnych. Udało mu się nawet pobić Longbottoma, a to
ogromne osiągnięcie. - Profesor uśmiechnął się mściwie, a od strony stołów Ślizgonów dobiegły
Plik z chomika:
Akolitka
Inne pliki z tego folderu:
HARRY POTTER – THE-BOY-WHO-LIVED-IN-JAPAN.pdf
(3115 KB)
SERIA HERBACIANA.pdf
(3025 KB)
Szczęśliwe dni w piekle.pdf
(2695 KB)
Desiderium Intimum.pdf
(3019 KB)
Seria Herbaciana(1).pdf
(2636 KB)
Inne foldery tego chomika:
Moje
Nowy folder (2)
Prywatne
Zmierzch
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin