01 - Zapisane w gwiazdach - Garlock Dorothy.pdf

(1063 KB) Pobierz
Dorothy Garlock
Zapisane w
gwiazdach
652697102.002.png
„Cała ta harówka zabiłaby mnie, gdybym raz na jakiś czas
nie mogła mieć nadziei, że coś się komuś zdarzy. Gdybym
nie mogła zobaczyć ptaka w locie i pomachać mu ręką."
Willa Cather
Pieśń skowronka, 1915
652697102.003.png
HENRY ANN
Słysząc jej głos, otwierasz oczy,
Widzisz jej słodką twarz o świcie.
Radośnie witasz nadejście ranka.
Jesteś szczęściarzem, mój synu,
Szczęściarzem jesteś, mój zuchu,
Bo jesteś z Henry Ann.
Zamykasz oczy z wieczora,
A ona do snu ci śpiewa,
Do snu całuje cię w czoło.
I ulatujesz w krainę marzeń.
Mój zuchu, jesteś szczęściarzem,
Boś związał się z Henry Ann.
Brak mi cię, chłopcze, na farmie,
Twa matka oddala się co dzień.
Wiem, że chroni cię Henry Ann.
Dla twego dobra zostanę daleko.
Bezpieczny jesteś, mój zuchu,
Bo żyjesz z Henry Ann.
Wiem, że zazdrościć ci nic należy,
Żeś znalazł radość i spokój.
Ja także chcę zaznać szczęścia.
Nici zostały z mego zamęścia.
Dziś chcę, mój zuchu, u twego boku
Kochać wraz z Henry Ann.
F. S. I.
652697102.004.png
PROLOG
POWIAT JEFFERSON, OKLAHOMA - 1919
Kto z nich woli tkwić na roli,
gdy zoba-aczy Paryż?
Kto z nich woli tkwić na roli dana-dana-dana..."
Dorene, podśpiewując, spojrzała w lustro, poprawiła kołnierzyk cienkiej sukienki bez
rękawów, potem pośliniła palce i przygładziła niesforny lok na czole.
- Znowu odjeżdżasz? - bosonogą dziewczynka stała w drzwiach, patrząc, jak jej
młoda, piękna matka wdzięczy się do lustra.
- Uhm.
- To po co przyjeżdżałaś?
- Żeby się z tobą zobaczyć.
Dorene okręcała się z jednej strony na drugą, a frędzle od sukienki wirowały wokół jej
nóg.
- Tata mówi, że przyjechałaś, bo chcesz pieniędzy.
- Twój tata jest mi coś winien. Nadal jestem jego żoną, a prawo mówi, że
powinien mnie utrzymywać. Ale chciałam też zobaczyć ciebie.
- Ty naprawdę przyjechałaś po pieniądze. Wrócisz tu jeszcze?
- Może. A co, chciałabyś?
- Chyba tak - dziecko obojętnie wzruszyło ramionami. -No to jak? Wrócisz?
- Nie wiem. Może tak, może nie - Dorene pogłaskała małą po głowie i zamknęła
leżącą na łóżku, przygotowaną do drogi walizkę.
- Tata kupiłby ci kucyka... gdybyś została.
- Dobry Boże! - Dorene przewróciła oczami. - Jest wiele rzeczy, urwipołciu,
które chciałabym mieć, ale nie kucyka.
- Nie mów tak do mnie. Nazywam się Henry Ann.
Dorene znowu przewróciła oczami.
- Jak mogłabym zapomnieć. A gdzie jest tata?
- W polu. Chcesz się z nim pożegnać?
652697102.005.png
- Po co? Wie, że wyjeżdżam.
Głęboki filcowy kapelusz leżał na głowie Dorene jak czapka. Poprawiła go ostrożnie,
aby nie naruszyć starannie ufryzowanych loków przylegających do policzków.
- Mogłabyś podziękować mu za pieniądze.
- Musiał mi je dać. Jestem jego żoną. Twój tata nie przepada za mną. Inaczej nie
kazałby mi żyć w takiej dziurze: miałam szczęście, jak raz na tydzień udało mi się zobaczyć
przejeżdżający samochód. Myśli tylko o pracy. To znaczy o tobie... i pracy.
- Ciebie też lubi. Tylko nie chciał, żebyś nosiła tę fryzurę jak... jak podfruwajka,
pudrowała policzki i zakładała kiecki, w których widać nogi. Tata mówi, że to pachnie
tandetą.
- Nie rozpoznałby tandety, nawet gdyby w nią wdepnął -żachnęła się Dorene. -
Tak mnie lubi, że chciałby, żebym chodziła za pługiem, gracowała bawełnę, karmiła świnie i
miała stadko dzieciaków. To nie dla mnie. Gdyby Bóg chciał, żebym była niewolnicą,
stworzyłby mnie brzydką Murzynką.
- A mnie się tu podoba. Nigdy stąd nie wyjadę - odparła Henry Ann
wyzywająco.
- Teraz możesz tak myśleć. Ale poczekaj, aż podrośniesz.
- Jedziesz do miasta samochodem?
- Do Ardmore jedziemy samochodem, potem pociągiem do Oklahoma City.
Mam tam... trochę spraw do załatwienia. - Dorene postawiła stopę na krześle, podciągnęła
obszytą wstążką podwiązkę nad kolano i wyprostowała kokardkę na pantoflu.
Dziewczynka przyglądała się jej, ale myślami była gdzie indziej.
Tak, wiem. Słyszałam, jak mówiłaś Tacie, że masz w mieście chłopczyka. Że musisz się
NIM zająć. A mną zajmie się Tata.
Dorene wzięła walizkę i przeszła na frontową werandę. Na drodze przed domem
czekał zaparkowany samochód. Wąsaty kierowca wszedł po walizkę. Ubrany był w czarny
garnitur i białą koszulę z wysokim kołnierzykiem. Kapelusz nosił zawadiacko na bakier, a
jego włosy pachniały brylantyną. Przeniósł wzrok z bosonogiej dziewczynki na Dorene.
- To twój dzieciak?
- Obawiam się, że tak, mój miły. Ma dopiero sześć lat. Urodziłam ją, zanim
sama skończyłam piętnaście. Nie miałam pojęcia, jak się zabezpieczyć.
- Sześć? - Henry Ann przemówiła z oburzeniem. - Mam prawie dziesięć, a ty
miałaś szesnaście, jak mnie urodziłaś. Tata mi mówił.
Dorene spojrzała na dziewczynkę, jakby chciała ją uderzyć; potem jednak zwróciła się
652697102.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin