Barlow Linda - Opętani miłością.pdf

(640 KB) Pobierz
265258280 UNPDF
Linda Barlow
Opętani miłością
265258280.002.png
PROLOG
Wtedy...
Ciężki harley - davidson zarzucił lekko i sypnął spod kół
strumieniami piasku, gdy Francis skręcił nim z jezdni na
podniszczoną drogę, prowadzącą bezpośrednio na plażę Cape
Cod. Zgodnie z ruchem ciała chłopaka Diana wychyliła się w
bok, dokładnie tyle, ile było trzeba. Tak ciasno opasywała go
w pasie, że na karku czuł przyjemne ciepło jej oddechu.
Chociaż zjazd na plażę był dość stromy, a on jechał szybciej,
niż powinien, to jednak serce dziewczyny biło tak samo równo
i spokojnie jak zawsze.
Bez względu na to, jak szaleńczo czasami prowadził,
Diana nigdy się nie bała. W przeciwieństwie do innych
dziewcząt ze szkół średnich, szybka jazda o wiele częściej
wywoływała u niej radosne okrzyki zachwytu niż piski
strachu. Była zresztą doskonałą pasażerką, instynktownie
przesuwającą ciężar swego ciała na każdym zakręcie,
doskonale dopasowującą się do przechyłów motocykla. On,
dziewczyna i motocykl - trzy elementy tworzące całość. On,
dziewczyna i motocykl. Stanowili tę całość przeszło rok.
Plaża była zimna, ciemna i całkowicie opuszczona.
Księżyc pozostawał niewidoczny; na niezmierzonej głębi
nieba błyszczały jedynie okruchy gwiazd.
- Chcesz porozmawiać? - zapytał, kiedy zsiedli już z
harleya.
- Usiądźmy. - Ujęła go za rękę i poprowadziła w stronę
suchego piasku tuż poza zasięgiem fal, a potem rozłożyła koc.
Zatrzepotał na wietrze, więc z chichotem rzucili się na niego,
by nie odleciał. Śmiech urwał się dopiero wtedy, gdy
przewrócił ją na plecy i wsunął nogę pomiędzy jej uda.
Uniosła dłoń i zaczęła pieścić jego czarne falujące włosy.
- Czarny Irlandczyk - wyszeptała to głosem, który
sprawił, iż przeszedł go dreszcz. Jej pałce przesunęły się z
265258280.003.png
włosów na wąsy. - Wyglądasz jak meksykański bandyta.
Seksowny, ale niebezpieczny. Podoba mi się to, amigo. -
Drażniąc się z nim, dmuchnęła mu lekko w usta. Lecz kiedy
jęknął i pocałował ją gwałtownie, napierając równocześnie
biodrami, oddawała pocałunek zaledwie przez kilka sekund,
po czym umknęła twarzą w bok.
- Nie, Francis, poczekaj. Musimy porozmawiać.
Pohamował się, jak zwykle, z najwyższym trudem. Czuł
wzrastające podniecenie i boleśnie tęsknił za słodkim
odprężeniem, które jedynie ona mogła mu ofiarować. Było tak
od chwili, w której ją poznał - dzikie, namiętne pragnienia,
które czasami go nawet przerażały. Obawiając się ją utracić,
miesiącami tłumił je głęboko w sobie, była bowiem zbyt
młoda i niedoświadczona, by zdawać sobie sprawę, iż
odczuwa dokładnie to samo. Kiedy wyznali już sobie
nawzajem uczucie, sami nie wiedzieli, czy śmiać się z tej
wzajemnej wstydliwości, czy płakać nad utraconym
bezpowrotnie czasem.
- Ale niech to nie będzie za długa rozmowa, dobrze? -
poprosił.
- Jesteś zwierzakiem - roześmiała się. Miała cudowny
śmiech - głośny i pełen radości, kiedy była szczęśliwa, a lekko
ochrypły, kiedy była podniecona. Teraz właśnie jej śmiech
brzmiał ochryple.
Ugryzł ją żartobliwie w szyję.
- Co mogę poradzić, że jestem akurat u szczytu moich
możliwości seksualnych? Lepiej wykorzystaj to, jak tylko
możesz. Nie zawsze będę miał dziewiętnaście lat.
- Czy ja także osiągnę taki szczyt, kiedy będę miała
dziewiętnaście lat?
- W żadnym razie. Kobiety nie osiągają go przed
ukończeniem trzydziestu pięciu lat.
- Och, daj spokój.
265258280.004.png
- Kiedy to szczera prawda.
- Czy będziesz mnie jeszcze kochał, kiedy będę miała
trzydzieści pięć lat?
- Będę kochał cię nawet wtedy, kiedy będziesz miała
osiemdziesiąt pięć lat - przyrzekł.
Pocałowali się długo i namiętnie.
- O czym chcesz porozmawiać? - zapytał Francis. Wsunął
dłoń pod bluzkę Diany, rozkoszując się dotykiem jedwabiu.
Jedwab. Żadna inna ze znanych mu dziewcząt nie posiadała
jedwabnych bluzek, a nawet gdyby, to z pewnością nie
włożyłaby jej na dwugodzinną przejażdżkę motocyklem do
Cape Cod. Diana miała jednak smykałkę do kupowania tego
typu rzeczy. Nawet on, pomimo całkowitej ignorancji w tych
sprawach, musiał to przyznać.
Jego palce zatrzymały się na jej piersi. Dotyk ten sprawił
mu tak wielką przyjemność, że niemal graniczącą z bólem.
Była tak cudownie miękka. I pachnąca. Jej włosy wydzielały
leciutką woń morza, niesioną od strony wody przez wieczorną
bryzę. Nikt, kogo do tej pory poznał, nie pachniał tak słodko
jak Diana. Zapragnął wdychać ten zapach, wypełniać się nią
teraz i na zawsze.
- Francis, nie teraz - upierała się, równocześnie
uwalniając od jego dłoni nieznacznym, ale stanowczym
skrętem całego ciała.
Zaskoczyło go to. Zazwyczaj była równie chętna, jak i on.
- Co się stało?
- Musimy porozmawiać o przyszłym tygodniu.
Odsunąwszy się od niej, Francis usiadł i zapatrzył w niebo.
W następnym tygodniu Diana wracała do college'u.
Pomiędzy majaczącymi na horyzoncie gwiazdami przesuwało
się światełko jakiejś płynącej powoli jednostki.
Niespodziewanie zakołysało się, szarpnięte silniejszym
porywem wiatru.
265258280.005.png
- Wiem, że nie chcesz nawet o tym myśleć, ale musimy
porozmawiać, Francis. Proszę - powiedziała miękko, niemal
błagalnie.
Czując się winny, odwrócił się ku niej i zakrył jej dłoń
swoją. Diana nigdy nie mówiła w ten sposób. Z pewnością nie
była osobą, która by o coś błagała.
Przez chwilę patrzyła mu prosto w oczy, po czym
odwróciła głowę i skoncentrowała uwagę na widmowym
kształcie statku, przesuwającego się po czarnych falach.
Ruchem głowy odrzuciła spadającą aż na oczy grzywę
puszystych włosów. Francis kochał te włosy. Rzecz dziwna,
ale ich kolor był identyczny z jego włosami. Spadały czarną
falą aż do połowy jej pleców, a czasami, kiedy była naga i
chciała go dodatkowo podniecić, zasłaniała sobie nimi piersi.
- Udawanie, że to się nie wydarzy, jest głupie - spojrzała
w jego stronę. - A ty nie jesteś głupcem, Francis.
- Kocham cię, Di. Nie chcę, żebyś wyjeżdżała.
- Muszę. Rezygnacja z college'u byłaby szaleństwem.
Powiedziała to bez namysłu, ale Francis wiedział, że w tej
chwili jest śmiertelnie poważna. W pewnych sprawach bywała
niefrasobliwa, lecz nie dotyczyło to jej edukacji. Pragnęła
zrobić karierę.
- Po prostu nie rozumiem, dlaczego nie chcesz pozostać
na miejscu, w Newton, i uczęszczać tam, gdzie ja - do Boston
College.
Ponownie spojrzała mu prosto w oczy.
- Wiesz przecież, że mój ojciec nigdy by się na to nie
zgodził. Zabiłby mnie, gdyby wiedział, że wciąż jeszcze z
tobą chodzę.
- Do diabła z twoim ojcem. - Sięgnął do kieszeni kurtki i
wyszarpnął z niej paczkę papierosów. Zapalił jednego i
zaciągnął się z wściekłością, obserwując, jak koniuszek żarzy
się krwistą czerwienią. - Nie jesteśmy od niego zależni. Jeżeli
265258280.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin