Czamor Agata - W cieniu hotelu Marriott.pdf

(251 KB) Pobierz
286602750 UNPDF
Agata Czamor
W cieniu hotelu Marriott
ROZDZIAŁ 1
Agata była oszołomiona zgiełkiem wielkiego miasta.
Do Warszawy przyjechała niedawno z rodzinnego Grybowa, małego
podbeskidzkiego miasteczka, w którym całe życie towarzyskie skupia się
wokół pijalni piwa „Rozkosz”. Serwują w niej duże jasne z pianką,
pędzone w miejscowym browarze. Miejscem o wiele bardziej smętnym niż
rozedrgana życiem knajpa jest druga i ostatnia zarazem w tym mieście
duża instytucja – mianowicie ponure architektonicznie liceum
ogólnokształcące. Tę właśnie szkołę ukończyła Agata Pastusiak niespełna
dwa miesiące temu, przynosząc do domu tak zwane świadectwo
dojrzałości.
Rodzice byli dumni z córki, dziewczyna była też z siebie zadowolona,
ale cieniem na ową radość kładła się troska o przyszłość. Zakochani w
latorośli, ojciec i matka nie wiedzieli co począć, aby zapewnić dziecku
normalne, dorosłe życie. Jan Pastusiak, pracujący jako zawiadowca stacji
PKP, radził się życzliwego mu naczelnika, matka – Anna, będąca
bufetową w podgrybowskim domu wczasowym wiodła rozmowy o losie
córki zarówno z koleżankami jak i z wczasowiczami przybyłymi z
szerokiego świata, aby podreperować swe nadwyrężone zdrowie.
I nagle w domu Pastusiaków zapanowała nadzieja. Przypomniano sobie
bowiem o ciotce Emilii, siostrze ciotecznej pani Anny. Tak, najtrudniej
wpaść na najprostsze rozwiązania.
– Ale, ale – zasumował się pan Jan. – Emilka jest parę lat po rozwodzie
i mieszka teraz sama, a poza tym niebrzydka z niej kobieta.
Państwo Pastusiakowie siedzieli w kuchni, prowadząc wieczorną
286602750.001.png
pogawędkę. Córka już spała.
– No i co z tego, że jest niebrzydka i mieszka sama po rozwodzie – pani
Anna starała się nadążyć za myślami męża.
– A to, że na ten przykład może sobie sprowadzać jakichś fatygantów i
zepsuje nam dziecko z imentem!
– Co!??? – żona nie mogła opanować oburzenia – Janek, ty się
opamiętaj, bardzo cię proszę! Nie obrażaj mojej rodziny. Co ty sobie
myślisz!? Emilka chodzi do kościoła co niedzielę i zawsze dobrze się
prowadziła. Pamiętam ją od najmłodszych lat, bo razem
wychowywałyśmy się. Jak możesz opowiadać takie brednie. Głodnemu
chleb na myśli, ty podstarzały capie!
– No już dobrze, dobrze. Ostrożność w takich sprawach nie zaszkodzi,
a w ogóle, to trzeba uważać – pan Jan widząc gwałtowną w najwyższym
stopniu reakcję żony, wycofywał się z familijnego pola walki.
Stanęło na tym, że Agata będzie poszukiwała życiowego szczęścia w
stolicy pod bacznym i opiekuńczym okiem ciotki. Pastusiakowie nawiązali
listowny kontakt z panią Emilią Kotlarską, ustalając termin przybycia
córki do Warszawy na połowę września. Krewna chętnie zgodziła się na
przyjazd i wspólne mieszkanie z siostrzenicą. Spodziewała się, iż raźniej
będzie wieść życie wraz z przyjazną młodą duszą w niewielkim
dwupokojowym mieszkaniu na warszawskich Stegnach.
Tymczasem w Grybowie łzom rozstania nie by\o końca. Tak jak pisklę
opuszcza gniazdo na nieznany i niepewny los, tak Agata wyruszała w
zasnutą mrokiem drogę przyszłości. Pierwszy raz opuszczała domowe
pielesze i to na długo. Czuła, że zaczyna się całkiem nowy rozdział w jej
życiu. Stan drżenia, rozterki i wzruszenia sięgnął szczytu w momencie,
286602750.002.png
gdy znikały w oddali drobne sylwetki rodziców, stojących na dworcowym
peronie. Już nie usłyszy ich rad i napomnień: „zapnij dokładnie palto, bo
się rozchorujesz”, „weź szalik”, „czy nie zapomniałaś chusteczki, przecież
jesteś zaziębiona”, „nie zaniedbuj się w nauce, czy odrobiłaś lekcje”...
Agata przełknęła łzy i oparła rozpalone czoło o chłodną szybę
korytarzowego okna. Wsłuchała się w jednostajny stukot kół, powtarzając
w ich rytmie po cichutku najukochańsze słowa: „ma-ma, ta-ta, ma-ma, ta-
ta”...
I tak Agata znalazła się na warszawskim bruku. Stała na ulicy przed
Dworcem Centralnym, oszołomiona zgiełkiem wielkiego miasta,
wpatrzona w dziwną, a wspaniałą budowlę, wznoszącą się dumnie i
okazale po przeciwległej stronie jezdni. Hotel „Marriott” – przeczytała
napis na marmurowej płycie, mijanej przez obojętnych przechodniów,
którym pośpiech, gnający ich gdzieś przed siebie, nie pozwalał na
podziwianie zmian w architekturze rodzinnego miasta.
Agata wzniosła wzrok ku górze i powoli go opuszczała, jakby
sprawdzając, czy wszystkie niezliczone piętra wspaniałego gmachu są na
swoim miejscu. „U nas, w Grybowie czegoś takiego nie ma” – westchnęła
prostodusznie...
– No i czego sterczysz na środku chodnika?! – podniesiony głos
kobiety w średnim wieku przerwał zachwyt spowodowany pierwszym
zetknięciem ze stolicą. – Tamujesz przejście!
– Przepraszam. Przepraszam bardzo. – powiedziała głęboko zmieszana
dziewczyna, która najchętniej w tym momencie skryłaby się głęboko pod
ziemię.
Taki wstyd – nie potrafi się nawet zachować na ulicy dużego miasta...
286602750.003.png
– Cizia, suń się, nie widzisz, że ludzie idą?! – usłyszała męski głos, ktoś
mocno ją potrącił i wyminął szybkim krokiem. Spostrzegła, że stała tuż
obok przystanku autobusowego, a ludzie, nie zwracając na nic uwagi i
depcząc sobie nawzajem po palcach, starali dostać się do zatłoczonego
wozu linii 175.
Agata poczuła się zagubiona. Despekt jaki ją spotkał na przywitanie
nieznanego miasta wytrącił ją ostatecznie z równowagi. Była sama i
bezradna. Ciotka Kotlarska miała na nią czekać na peronie, a tymczasem
nie pojawiła się. Właśnie dlatego młoda podróżniczka z prowincji znalazła
się na ulicy twarzą w twarz z okazałą budowlą o dziwnej nazwie
„Marriott”. Potrącający ją brutalnie przechodnie uzmysłowili stokrotnie
bolesną prawdę o jej osamotnieniu w nieznanym otaczającym ją świecie.
– Sprawia pani wrażenie zagubionej. Czy mogę w czymś pomóc? – za
jej plecami rozległ się młody, łagodny i pełen ciepła głos.
Znieruchomiała. „O Boże, czy to do mnie?” – pomyślała zatrwożona.
Powoli i ciężko odwróciła się, wydawało jej się, że lekkie buciki, jakie
miała na nogach ważą po tonie każdy. Zimne i gorące fale przepływały
przez całe ciało od stóp do głowy.
– Czy mogę w czymś pomóc? – usłyszała ponownie.
Pierwsze co ujrzała, to wpatrzone w nią uważnie, ale przyjaźnie
niebieskie, wyraziste oczy i lekko wzniesione ciemne, ale nie czarne brwi.
Oczy osadzone były w pociągłej, uśmiechniętej twarzy o delikatnych i
ostrych zarazem rysach. Między rozchylonymi nieznacznie, ładnie przez
naturę skrojonymi wargami widoczne były dwa rzędy równych, białych
zębów, kusząco kontrastujących z intensywną złotą opalenizną. Całości
dopełniała niedługa, ale starannie wymodelowana blond czupryna uroczo
286602750.004.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin