Kamień na kamieniu.doc

(153 KB) Pobierz
Kamień na kamieniu Wiesław Myśliwski

Kamień na kamieniu  Wiesław Myśliwski                
        Powieść „Kamień na kamieniu” Wiesława Myśliwskiego, licząca 524 strony, jest historią Szymona Pietruszki. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie. O swoim życiu i życiu rodziny oraz społeczności wiejskiej opowiada Szymon. Wydarzenia nie są ułożone chronologicznie. We współczesną opowieść wplecione są wątki przedwojenne, wojenne i powojenne.             
        Szymon Pietruszka urodził się w rodzinie chłopskiej. Ojciec uprawiał rolę, matka zajmowała się dziećmi i domem. Oprócz Szymona był jeszcze Antek, Michał i Stasiek. Razem z nimi mieszkali dziadkowie. Drugi dziadek uciekł do Ameryki, a babka wyruszyła za nim. Ojciec uczył synów gospodarowania na roli. Jednak na ziemi pozostał tylko Szymon. Antek, Stasiek i Michał ruszyli w świat. Mieszkali i pracowali w mieście. Gdy Michał rozchorował się psychicznie, żona przywiozła go do rodziców, mówiąc, że tu będzie mu najlepiej. Michał nie odzywał się do nikogo, żył we własnym świecie. Antek i Stasiek rzadko odwiedzali rodziców, a po ich śmierci także rzadko przyjeżdżali do Szymona. Ubrani po miejsku, jeżdżą samochodem i nie mają czasu. Różnią się nie tylko strojami, ale i manierami. Żyją po „miastowemu”. Nie podoba się im dom, w którym się urodzili i wychowali. Mają pretensje do Szymona.             
        Szymek nie chciał zostać na gospodarstwie, pracował w milicji i w gminie, golił i strzygł ludzi ze wsi, a potem wrócił do pracy w ziemi. Najpierw zmarła matka, która ciągle modliła się za swych synów. Potem zmarł ojciec. W domu został Szymon, a potem dołączył Michał. Szymek postanowił wybudować grób na osiem kwater, czyli dla braci, ich żon i siebie. Bardzo często wspomina pobyt w partyzantce. Opowiada o swoich dziewczynach, o awanturach, o wiejskich zabawach, o życiu na wsi, o chlebie, którego nie zawsze starczało, o ciężkiej pracy na roli, o kłótniach w domu z powodu pijaństwa. Szymek nie wylewał za kołnierz...                 
        Wydarzenia w powieści toczą się powoli. Książkę czyta się bardzo szybko. Opis wiejskiego życia jest autentyczny. Walorem powieści jest prosty, choć czasami dosadny język. Te wszystkie „wyprzezywał”, „odorał”, „odpasł się”, „ponastawiał”, „idźta”, „chodziłyśta”, „stoita” podkreślają autentyzm opisywanego życia. I wydawałoby się, że cóż ciekawego może być w opisie wsi? A okazuje się, że może... Polecam powieść „Kamień na kamieniu” nie tylko miłośnikom prozy W. Myśliwskiego.  

 

 

Wiesław Myśliwski w swoejj  powieści „Kamień na kamieniu” ocenia  on życie powojennej wsi i skalę wartości wyznaczonych przez współczesnych chłopów. Książka  ta jest obszerną, kilkutomową sagą chłopskiego życia, plebejskiego widzenia świata, ludowego stosunku  wtedy do rzeczywistości społecznej, natury i przyrody. Ukazuje  także wieś od wewnątrz, przez pryzmat mentalności chłopskiej. Narratorem jest bowiem chłop, były  zas partyzant, który w powojennej rzeczywistości próbuje odnaleźć sens swojego życia. Powieść  ta nam buduje sukcesywnie mikrokosmos wsi z jej typowymi punktami: kościół i cmentarz, spółdzielnia, sklep, obejścia gospodarskie. Myśliwski  jednak pozostając w zasadzie w swojej powieści w kręgu realnej oraz  konkretnej geograficznie, historycznie i społecznie wsi, wkracza jednak – poprzez losy życiowe bohaterów, ich także różne  wspomnienia, opowieści rodzinne, legendy „domowe” itp. – na obszary znacznie szersze  też w sensie problemowym. Bardzo ważne jest oczywiście to, że bohaterami są tutaj przede wszystkim mieszkańcy wsi,  zupełnie jako odrębna i ukształtowana przez wieki społeczność o swoistych włąsnych  cechach, tak kulturowych, jak i czysto obyczajowych czy psychologicznych, ale na tym nie poprzestaje. Nie ma jednak bowiem, jak wielu jego starszych, a i także  młodszych kolegów kompleksu niższości. Wie mianowicie – i świetnie to tu pokazuje – że za każdym pojedynczym istnieniem,  zas niezależnie od jego „przypisania” terytorialnego czy społecznego kryje się cały kosmos ludzkich spraw, swoista filozofia życia. I to właśnie  jest bowiem główny temat „Kamienia na kamieniu”. Filozofia  zas życia chłopskiego, filozofia bytu związanego z ziemią, pracą, naturalnym rytmem biologii, przyrody oraz natury oraz często niewidzialnymi mackami i więzami, także i mieszkańców wsi, jak to ma miejsce  dokładnie w życiu każdego człowieka
Tak samo  zresztą jest w przypadku głównego bohatera Szymona Pietruszki, jednego z czterech synów niebogatej chłopskiej rodziny, wraca  też on do przeszłości, która określiła jego tożsamość - w którego świadomości współżyją przecież obrazy  zrestzą jego rodzinno – wiejskiego bytowania obok przeżyć takich chociażby, jak  przykąłdowow wielka wojna światowa, która przeżył, jak dwuletni pobyt w szpitalu, jak te wszystkie doświadczenia oraz wypadki, których nie szczędziło mu życie: zanim został samodzielnym gospodarzem, był  też milicjantem i urzędnikiem w gminie. Ciągle upadał i podnosił się na nowo, wędrował przez życie niczym współczesny wrećz  ludowy Odys w poszukiwaniu celu swojego życia oraz   ciężkiej pracy.
W świadomości  zas chłopa śmierć odgrywa istotną rolę: jest czymś nieuchronnym, zaskakującym, czemu jednak człowiek próbuje nadać sens i także  w jakiś sposób chce nad tym zapanować, chociaż miałoby to być przygotowanie na to zas  spotkanie poprzez budowę grobu. Śmierć postrzegana jest poprzez pryzmat wyobrażeń ludowych, ale też  i religijnych.
Szymon Pietruszka –  jest to nieprzypadkowy jest tutaj moim zdaniem ten kontrast pomiędzy pospolitością nazwiska bohatera, a  miedzy głoszonymi przez niego uniwersalnymi prawami o ludzkim życiu – przypomina, że mieści się ono  wtedy pomiędzy początkiem i kresem, pomiędzy kołyską a grobem. I że ze wszystkich ludzkich wysiłków oraz  prac, jak w tytule zaczerpniętym z ludowej piosenki, zostaje jedynie kamień na kamieniu… Szymon, w końcu  przecież sam pełen zapału i chęci do życia – wiejski mędrzec – chce  on przez to powiedzieć, że o tej perspektywie nie należy nigdy zapominać  

 


 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Kamień na kamieniu

 

• Myśliwski Wiesław •

• 1984 •

 

Tytuł powieści zaczerpnięty został z piosenki ludowej – ulubionej piosenki bohatera i zarazem narratora, Szymona Pietruszki.

Skupia on w sobie oblicza wszystkich chyba bohaterów prozy nurtu wiejskiego. Jego przeżycia stanowią niejako syntezę całego nurtu. Pietruszka jest człowiekiem niezwykle przez życie doświadczonym. Postać tę oparł pisarz na wymownym kontraście: ciężko doświadczony człowiek jest w gruncie rzeczy dzieckiem szczęścia. Z jednym wyjątkiem – schodzi ze sceny życia bezpotomnie.

„Żyć i żyć, aby dalej, aby więcej. Choćby i nie było po co” – pod takim hasłem rozpoczyna się pozornie chaotyczna, bo odzwierciedlająca życiowe meandry, narracja. Drąży ona systematycznie problem – od ujęć metafizycznych i moralistycznych (jedenaste przykazanie) po interpretację czysto biologiczną (sytuacja człowieka nie różni się od sytuacji konia czy pszczoły).

Rozpatrując różne uwarunkowania bytu jednostkowego Myśliwski eksponuje wspólnotę tych, co równie – jak Pietruszka – mało efektowne noszą nazwiska, wspólnotę tych, co byli i pozostają solą ziemi („A co to wy nie wiecie, co ziemia? Złapie was za nogi,

ręce, albo wpół i trzyma”). Podstawowym spoiwem pozostaje tu identyczny stosunek do pracy oraz utwierdzony wielowiekową tradycją specyficzny ogląd świata tych, których średniowieczna formuła społecznego podziału zwała obrazowo „karmicielami”.

 

Kamień na kamieniu konstatuje i opisuje rozpad owej tradycyjnej wspólnoty, jaką do niedawna jeszcze stanowiła polska wieś.

Wiesław Myśliwski nie tylko rejestruje przemiany przyspieszające nieunikniony rozpad, ale wnikliwie i głęboko – choć w warstwie psychologicznej nade wszystko – rozpatruje jego przyczyny, starając się wydobyć i ocalić te wartości, które są niezbędne do zachowania pełni człowieczeństwa. Realizuje się ono poprzez ustawiczne pokonywanie przeszkód, poprzez hartowanie się w potyczkach z przeciwnościami losu.

 

Dotychczasowa wspólnota skończyła się, nowa dopiero zaczyna się tworzyć. Jaka będzie? Nie da się tego przewidzieć. Chodzi jednak o to, by uboczne i niepożądane skutki historycznego procesu ograniczyć do minimum, w przeciwnym bowiem razie trzeba będzie żałować nie tego, co odeszło, ale tego – co jest. I nie wolno o tym milczeć: „Od słowa zaczyna się życie i na słowach kończy” – brzmi jedna z finalnych konstatacji. Powierzchowność pojmowania życia jako skutek oderwania się od ziemi–rodzicielki

– oto co boli narratora powieści. Powierzchowność pojmowania życia to nieumiejętność życia. Przejmująco i oskarżycielsko brzmią słowa starej wieśniaczki: „Nie powinniśmy się rodzić, kiedy nie umiemy żyć”.

 

Złożoność ludzkiej kondycji, mądrość zdobywana przez porażenie i przerażenie życiem, nieuniknioność lamentu i konieczność pocieszenia, wymiar metafizyczny oraz wymierny konkret – wszystkie te sprawy, splątane w powieści Wiesława Myśliwskiego w artystycznie nierozerwalną całość, uzmysławiają niezniszczalną łączność człowieka z otoczeniem. Więź ta jest tak silna, że nie mącą jej próby oderwania się od naturalnego podglebia. Z tym wszystkim zauważyć trzeba, że proza Myśliwskiego brzmi ostrzegawczo. Uświadamia klęski, wynikające z naruszenia harmonii świata.

 

 

 

„Są nieraz takie chwile, że porządnych słów trzeba by nie wiadomo ile powiedzieć, a i tak się nie zrównają choćby z jedną kurwą, bo jakby puste, ślepe i kulawe były. I za głupie na to wszystko, choć porządne. Porządne słowa dobre są, kiedy życie jest porządne... Ale póki co, trzeba żyć. Bo co jest lepszego?” (W. Myśliwski)

 

 

 

Powieść składa się z obrazków dotyczących Szymona Pietruszki, który wspomina role, jakie pełnił w swoim życiu: był zwykłym wiejskim chłopakiem, żołnierzem partyzantem, urzędnikiem udzielającym ślubów, fryzjerem, milicjantem, zakochanym i urażonym mężczyzną, alkoholikiem oraz inwalidą opiekującym się chorym bratem Michałem, aż w końcu na starość doszedł do wniosku, że najlepiej czuje się jako zwykły prosty chłop, mimo iż ten los konsekwentnie próbował odrzucić od najmłodszych lat.
Przyczynkiem do wspomnień stała się chęć wybudowania rodzinnego grobowca, co wcale nie jest takie łatwe, jakby się mogło wydawać:

Wybudować grób. To się tylko tak mówi. A kto nie budował, nie wie, co taki grób kosztuje. Choć grób, mówią, też dom, tylko że na tamto życie. Bo wieczność nie wieczność, ale swój kąt powinien człowiek mieć.



Zastanawiając się nad wyglądem przyszłego pomnika, ilością kwater, wyborem głównego wykonawcy robót czy ozdoby grobu (anioł czy wizerunek Chrystusa: Anioł najwyżej się wstawi, ale nie zbawi), Szymek rozmyśla o swojej przeszłości, zahacza o najróżniejsze tematy, przypomina sobie dawnych przyjaciół, wydarzenia, w których brał udział. Wszystkie te opowieści składają się na fabułę utworu, podczas lektury którego czytelnik ma wrażenie, że Pietruszka to właśnie jemu się zwierza, z nim dzieli się historią swojego życia, rozprawiając o zabawach w remizie strażackiej, jedzeniu wypiekanego w domu chleba czy poświęconych jajek, udziale w partyzantce, o obściskiwaniu wiejskich dziewczyn w zbożu i za sklepową ladą czy bijatykach z okolicznymi chłopakami, w których wodził prym.

I. CMENTARZ

Szymon Pietruszka przez ostatnie dwa lata leżał w szpitalu. Miał wtedy dużo czasu na rozmyślanie o swoim życiu. Wtedy też postanowił, że postawi grób dla całej swojej rodziny. Po powrocie do domu wynajął najlepszego rzemieślnika we wsi - Chmiela, który rozpoczął budowę grobu, co stało się powodem wspomnień bohatera o wydarzeniach związanych z tytułowym cmentarzem.

Podczas wojny na cmentarzu we wsi Szymona przez sześć tygodni trwała zaciekła bitwa. Dwa niemieckie działa waliły na wschód, przez co szkielety ciał i pootwierane trumny leżały porozrzucane po całym terenie. Ludzie we wsi zbierali kikuty, drugi raz chowali umarłych. Szymon pamięta, że wtedy wszystkie ptaki uciekły z drzew cmentarnych, choć wcześniej był na nich istny ptasi raj. Kościelny Franciszek po wojnie zbijał karmniki, wieszał na drzewach i razem z ministrantami łapał szpaki, sikorki i inne ptactwo, zanosił je na cmentarz, by choć w taki sposób przywrócić na nim życie i śpiew.

Z dalszych wspomnień okazuje się, że Szymon w czasie wojny walczył w partyzantce, nosił pseudonim „Orzeł”. Był siedem razy ranny, dlatego powiedział wszystkim kolegom z oddziału, że gdyby zginął, mają mu zagrać na pogrzebie na organkach jego ulubioną pieśń ludową Kamień na kamieniu, na kamieniu kamień.

Szymon wspomina swoich dziadków ze strony matki, którzy nie mieli grobu. Dziadek Łukasz w czasach, gdy Polska była w niewoli zabił kosą karbowego. Uciął mu głowę, ponieważ zalecał się do jego żony – babki Pietruszki. Z tego powodu musiał uciec do Ameryki przed Kozakami.

Z kolei babka Rozalia – powód zbrodni Łukasza, była niezwykle rozrywkową kobietą lubiącą się bawić. Po wyjeździe męża oddała swoją córkę (matkę Szymona) i syna (w niedługim czasie po tym umarł na czerwonkę) na wychowanie swojej siostrze Agacie, przekazała jej gospodarstwo, ogólnie cały dobytek, i popłynęła statkiem do Ameryki do męża. Niestety rozpętała się burza, statek zatonął zabierając Rozalię na dno. Po jakimś czasie umarł także dziadek, nigdy już nie wracając do domu i nie oglądając swoich osieroconych przez matkę dzieci.

Historia dziadków ze strony ojca była bardziej „zwyczajna”.
Babka Paulina umarła młodo, a dziadek Kasper Pietruszka żył długie lata. Oboje zostali pochowani w ziemi, nie mieli nagrobka.

Dziadek Kasper pierwszy we wsi założył straż pożarną. Za ratowanie powstańców otrzymał papiery na ziemię oraz duży majątek. Mógł zostać dziedzicem, ale musiał zrezygnować z tej propozycji, ponieważ za posiadanie takich dokumentów groził Sybir. Zakopał je więc głęboko w ziemi.

Gdy powstawała Polska i niewola się zakończyła, wówczas nic już mu nie groziło. Wtedy zaczął kopać w ziemi szukając tych papierów… Oczywiście nie odnalazł zawiniątka. Do końca życia nie mógł sobie przypomnieć, w którym miejscu je zakopał.

Po jego śmierci czynność tą kontynuował jego syn - ojciec Szymona. Dalej kopał w ziemi: w stodole, w chlewach, na polach, w sadzie, pod chałupą. Pewnego razu chciał nawet rozkopać podłogę izby, lecz matka Szymona, która zmarła już po wojnie, nie pozwoliła. Na łożu śmierci bohater prosił Szymona, aby nie przestawał w kontynuacji rodzinnej misji. Rodzice Pietruszki, tak jak i ich matki i ojcowie - zostali pochowani w ziemi

 

Szymon, choć nie był najstarszy spośród braci, to jednak został na siedmiomorgowej gospodarce. Aby odwdzięczyć się za ten dar, chciał wystawić grób dla całej rodziny: żyjącej i nieżyjącej.
Zamierzał nieżyjącym rodzicom kupić nowe trumny i przenieść ich z ziemi do budowanego grobu, przewidzianego także dla żyjących braci: Antka i Staśka (oraz ich żon), dla brata Michała i dla niego samego - razem osiem kwater. Niestety, pieniędzy z odszkodowania za wypadek (za nogi) starczyło tylko na wybudowanie przez Chmiela murów grobu. Wiele funduszy pochłonął przedsionek, który był zaledwie jedną trzecią częścią całego grobu. Pietruszka we wszystkim potrafił znaleźć powód do szczęścia. Teraz był zadowolony z przedsionka, ponieważ powtarzał, że będzie można przynajmniej wejść do środka grobu i obrócić się swobodnie.

Poza małym korytarzem, były już zrobione szerokie, przedzielone ściankami kwatery (cztery na dole, cztery u góry), do których miano wsuwać trumny. Potem wszystko miało zostać zamurowane.

Niestety, główny wykonawca Chmiel umarł, a Szymon musiał odpowiadać na dociekliwe i wścibskie pytania ludzi o termin postawienia sklepienia i wykończenia grobu, a na jego barki spadały coraz to nowe problemy: brak pieniędzy, ciągłe wydatki.

Gdy Pietruszka musiał zapłacić podatki do gminy i kupić węgiel na zimę, sprzedał zegarek na dewizce, kawałek pola oraz zapożyczył się u sąsiada - Kubika. Po jakimś czasie, gdy pożyczkodawca zaczął domagać się zwrotu pieniędzy, ponieważ jego syn się żenił. Wtedy Szymek zwrócił się z prośbą do innego sąsiada Maciołka. Oddał Kubikowi całą sumę i wszystko byłoby dobrze, gdyby po jakimś czasie nowy wierzyciel nie zaczął domagać się zwrotu oraz rozpuszczać po wsi plotki o swoim dłużniku. Szymon sprzedał jałówkę i oddał mu pieniądze.

II. DROGA

Kiedyś przez wieś Szymona przebiegała jedna droga - kręta, pełna dziur i łat. Można było nią dojechać na jarmark czy do sąsiedniej wsi. Było swoistym przedmiotem kultu: przed domem każdy dbał o swój fragment. Ludzie zamiatali ją w lecie, zimą odgarniali śnieg. Wieczorem każdy siadał na ławeczce przed domem i gawędził z sąsiadem po drugiej stronie drogi obrosłej pięknymi drzewami akacjowymi. Było cicho, bezpiecznie. Problemy ze zwózką siana z pól wydawały się nieprawdopodobne.

Niestety, po jakimś czasie przyjechali robotnicy i wybudowali nową szosę dla samochodów, zabierając niektórym mieszkańcom pola pod budowę. Stara droga została wyprostowana i ustąpiła miejsca nowej. Teraz to ona biegła pod oknami domów, które trzęsły się za każdym razem, gdy ktoś po niej przejeżdżał.

 

Nowa droga była także nielubiana z innego powodu: zaczęli ginąć na niej ludzie, gdy ruch był gęsty. Na przykład jakiś człowiek przechodził na drugą stronę do sklepu czy do kościoła - zagapił się i zginął pod kołami rozpędzonego auta. We wsi już nie było bezpiecznie.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin