Piskorski Krzysztof - Opowieści Piasków 02 - Najemnik.pdf

(2284 KB) Pobierz
380951606 UNPDF
KRZYSZTOF PISKORSKI
Najemnik
Opowieść Piasków
Tom 2
380951606.003.png
Rozdział 1
Dotyk słońca
ahar AMarnak śnił o małym gospodarstwie u brzegów
Shaprut, gdzie spędził dzieciństwo. Śnił o zielonych pa-
stwiskach, oliwnych gajach, o smaku placków z czosnkiem i
kasztanowej, kudłatej sierści swojego psa. Wspomnienia mieszały się
najpierw w nieprzerwanym ciągu, lecz po chwili zaczęły tworzyć
spójną historię. Naharowi zdawało się, że wyszedł na bagniska za
domem, by znaleźć zaginioną kozę. Wysłał go tam wujek, który we
śnie okazał się jeszcze bardziej odrażający niż we wspomnieniach.
Jego pusty oczodół, który zawsze przerażał małego Nahara, był teraz
rozciągnięty na pół twarzy. Wuj Ahmar dał Naharowi tylko kij i
zawiniątko z kawałkiem chleba. Choć było tuż przed zachodem
słońca, a na bagnach nocą tańczyły utopce, chłopiec się nie bał.
Wyruszył w drogę bez wahania.
Długo brodził po pas w wodzie, strząsając z ciała pijawki. Kale-
czyły go ostre liście szuwarów. Wreszcie trafił na wysepkę, jedyne
suche miejsce wśród rozlewiska, które rozciągało się po horyzont.
Nahar wszedł na nią, by odpocząć, i wtedy właśnie z wody wynu-
rzyło się rozdęte, zzieleniałe ciało jego starszej siostry. Wyciągnęła
ku niemu dłoń, mówiąc, że wuj woła go na obiad. Nahar cofnął się o
kilka kroków, chciał się odwrócić i uciec, żeby zgubić zjawę wśród
zarośli. Wtem kilka innych utopców wychynęło z bagniska po obu
stronach wysepki. Al’Iarnak był otoczony. Kurczowo chwycił kij, by
bronić się do ostatniego tchu. Pamiętał słowa ciotki Sarmy, która
ostrzegała, że lepiej zginąć, niż oddać się żywcem trupom. Potwory
7
380951606.004.png 380951606.005.png
zaciągały niewolników do błotnych, podwodnych jaskiń, gdzie
torturowały ich, dopóki przypominali choć trochę ludzką istotę.
Al’Iarnak rzucił się na jednego z potworów, lecz jego atak był dla
utopca zaledwie dziecięcą igraszką. Białe, jakby ulepione z wosku
ramiona wyrwały mu kij. Zaraz potem na Nahara spadł grad ciosów.
Chłopiec bronił się, kopiąc i wbijając palce w oczy umarłych, lecz
został szybko obezwładniony. W przypływie desperacji ugryzł nawet
jednego, choć zaraz omal nie zwymiotował, czując w ustach smak
zgniłego ciała.
Cztery utopce przytrzymały kończyny Nahara, a piąty przyniósł z
brzegu kamień. Chwycił go w obie dłonie niczym dłuto i uderzył w
kolano Al’Iarnaka. Chłopiec zawył, czując, jak pęka mu staw. Zaraz
potem cios spadł na drugą nogę, potem na ręce. Ból był tak okropny,
że Nahar z ulgą spostrzegł potwora celującego w jego głowę. Jeśli
nie zginie, to przynajmniej straci świadomość.
Utopiec skrzywił oblicze, które kiedyś należało do starej kobiety.
Wodniste, zapadnięte oczy błysnęły. Spuścił kamień, który (nie
wiadomo, czy za sprawą okrucieństwa, czy niecelności) ugodził
Nahara prosto w szczękę.
Al’Iarnak stracił co najmniej dwa zęby, a kolejny ułamał się wpół.
Ból poruszył każdy nerw w ciele, rozchodząc się paraliżującą falą.
Na dodatek Nahar zakrztusił się krwią, która spłynęła mu do gardła.
Dławił się i kaszlał, zapominając zupełnie o utopcach, wyspie wśród
bagnisk i zaginionej kozie.
- Przewrócę cię na bok, przyjacielu. Uważaj tym razem z pięścia
mi, jeśli nie chcesz, żeby stary Kazar się na ciebie obraził...
Sen rozwiał się nagle, lecz krew w gardle i ból pozostały. Nahar
czuł pod sobą wilgotny siennik. Było mu zimno. Nie mógł poruszyć
nogami za sprawą obtłuczonych, spuchniętych kolan.
- Kim jesteś? - wyjąkał, próbując bezskutecznie unieść głowę.
- Na światło proroka, czy to ważne? Obaj jesteśmy tylko więź-
niami.
Nahar obmacał językiem przednie zęby i skrzywił się, gdy dotknął
złamanej krawędzi. Zebrał wszystkie siły i tym razem zdołał usiąść.
Zobaczył przed sobą starego, wychudzonego mężczyznę o za-
padniętych policzkach i trójkątnej szczęce. Twarz nieznajomego
8
380951606.006.png
nosiła liczne ślady uderzeń. Jego ubranie wisiało w strzępach, a
krótka, postrzępiona broda wyglądała, jakby ktoś przypalał ją
pochodnią. Najgorsze było jednak wyłupione lewe oko.
Cela była tak mała, że obaj ledwie się w niej mieścili. Nie miała
żadnego okienka i tylko przez szparę pod drzwiami wpadało
odrobinę światła.
- Czemu trafiłeś do Pałacu Sprawiedliwych? - spytał Nahar, gdy
obejrzał współwięźnia dokładnie.
Kazar prychnął.
- Bo to mało jest rzeczy, za jakie można pójść dziś w kazamaty?
Zanim cię przynieśli, siedziałem z człowiekiem, który nie ukłonił
się przed świątynią Vezamarowi.
Nahara uderzyła pogarda, z jaką więzień wypowiedział imię
proroka.
- Co się z nim stało?
- Nie żyje. Vammaz bił go tak mocno, że złamał mu kark.
Nahar milczał chwilę.
- Mimo wszystko wolałbym wiedzieć, jakie przestępstwo cię tu
przywiodło.
Kazar się roześmiał.
- Nie martw się, młody paniczu! Bynajmniej nie morderstwo
albo inny odstręczający czyn. Zgrzeszyłem chęcią wiedzy. Próbowa
łem kupić zwoje O właściwościach materii i ciała mistrza Zerakhima.
Teraz twoja kolej.
Nahar zmarszczył czoło, nie zrozumiawszy.
- Twoja kolej, by wyjawić, za co cię skazali!
Młodzieniec zmierzył Kazara wzrokiem. Wiedział z opowieści, że
strażnicy mają w lochach zaufanych ludzi, którzy przebrani za
więźniów wyciągają z oskarżonych dowody winy. Jednak żaden
szpieg nie pozwoliłby dla lepszej charakteryzacji wyrwać sobie oka.
Poza tym nienawiść, jaką Kazar żywił wobec Vezamara, wydawała
się autentyczna. Al’Iarnak odparł więc:
- Także za sprzyjanie staremu prorokowi. Zarzucono mi roz
prowadzanie jego nielegalnych dzieł.
- Czy to prawda?
Nahar zawahał się.
9
380951606.001.png
- Prawda - rzucił krótko.
Nie chciał kłamać, lecz dziwne przeczucie powiedziało mu, że
jeśli już trafił do lochu, lepiej zbliżyć się do współwięźniów. Patrzył
chwilę w oczy Kazara, jakby się bojąc, czy starzec nie usłyszał w jego
słowach fałszu, lecz ten odparł jedynie:
- Wiedza i mądrość kosztują dziś dużo. Cieszę się, że przyszło
mi dzielić niewolę z kimś, kto nie bał się płacić. Pomogę ci we
wszystkim, co będzie leżeć w mojej mocy.
Nahar się rozpromienił.
- Na początek rad byłbym wiedzieć, ile czasu leżałem bez ducha.
- Cały dzień.
- Skąd wiesz?
-Jeśli spędzisz w celi tyle czasu ile ja, też będziesz wiedział,
młodzieńcze. Słuch mi się wyostrzył i potrafię złowić uchem głosy
strażników w głównym korytarzu. Wiem, że zmieniają wartę dwa
razy dziennie. Umiem poznać, gdy to się dzieje.
Al’Iarnak słuchał, jednocześnie rozglądając się po celi. Był
niewiarygodnie głodny. Wreszcie wypatrzył w kącie mały gliniany
dzban.
-Jedzenie? - spytał.
- Tak. Zostawiłem ci połowę.
Nahar stęknął, uniósł się na rękach i podczołgał do naczynia. W
środku znajdowało się nieco śmierdzącej brei z rozgotowanych
ziaren i resztek mięsa. Zaczął wyjadać ją łapczywie, pakując gar-
ściami prosto do gardła, żeby nie czuć smaku.
- Znasz tu kogoś? - odezwał się, kiedy nasycił pierwszy głód.
- Tylko mężczyznę z celi obok. Nazywa się Samir. Samir Makhar'-
Sawi. Jest tu jeszcze dłużej ode mnie. Kiedyś rozmawialiśmy, gdy
wokół nie było straży.
- Kiedyś?
Kazar wzruszył wychudłymi ramionami.
- Od wielu dni nie odpowiada.
- Może nie żyje.
- Nie. Wciąż tam jest. Czasem, gdy próbuję zasnąć, słyszę jego
jęki. Sądzę, że wyrwali mu język... Albo postradał zmysły.
10
380951606.002.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin