Live After You 1-14.doc

(1450 KB) Pobierz
Rozdział I

 

 

 

PROLOG

 

 

 

Fallodon, Anglia

Listopad 1384 r.

 

Biegła ile sił w nogach. Jej jedynym celem były drzwi znajdujące się na końcu korytarza. Jeżeli chciała jeszcze kiedykolwiek ujrzeć światło poranka, musiała dostać się tam jak najszybciej. Czas nie był jej sprzymierzeńcem. Nikt nie był... Ludzie, na których liczyła, zdradzili ją.

Dotarła do drzwi sypialni i pchnęła je z całej siły. „Otwarte ‘ – pomyślała z ulgą. Szybko przekręciła klucz w zamku. Była zmęczona i obolała. Ujrzawszy w rogu pokoju wielką skrzynię, postanowiła przesunąć ją i zablokować wejście.  Na nic się to zdało, gdyż była zbyt ciężka. Wpadła w panikę i zaczęła gorączkowo rozglądać się po pokoju w celu znalezienia jakiejś kryjówki. Zaklęła głośno. Dlaczego nie zdecydowała się uciec do pokoju Charlesa, tam przynajmniej były dwa wyjścia. Uświadomiwszy sobie swoją głupotę, usłyszała głośne walenie.

-   Wyłaź !!! – ryknął męski głos. Mężczyzna był już po kilku kuflach piwa – Wiem, że tam jesteś !!!

  Uciekła w najdalszy kąt pomieszczenia. Na stoliku stała szkatuła, która zawierała wszystko co posiadała. Nie było tego wiele. Nie zastanawiając się ani chwili, wyciągnęła mały, ozdobiony brylantami sztylet – jedyną pamiątkę, jaką pozostawił po sobie jej ojciec. Łzy napłynęły jej do oczu. Modliła się o to, aby nie było jej dane go użyć.

Podbiegła do okna i opierając się na parapecie, spojrzała w dół. A raczej starała się. Widoczność była znikoma. Panował mrok. Do poranka brakowało dwóch godzin. Krople deszczu dudniły o szybę. Nie była w stanie ocenić, ile metrów brakowało jej do bezpiecznego gruntu. Jedyne co zapamiętała z opowieści Jeffreya o tym zamku, było to, iż pokoje sypialniane znajdowały się na drugim piętrze. To prawie dwadzieścia metrów. Za dużo... Jeżeli skoczy, zginie...Chyba, ze szczęście jej dopisze i połamie sobie tylko nogę. Później doczołga się do stajni, wsiądzie na konia i popędzi do najbliższej wioski po pomoc. Mało prawdopodobne...

Jej rozmyślania przerwało ponowne, znacznie głośniejsze uderzanie pięściami w  drzwi. „ To już koniec „ - pomyślała. Serce podskoczyło jej do gardła. W tę jedną noc całe jej dotychczasowe życie legło w gruzach. Przystanęła obok drzwi, gotowa rzucić się w każdej chwili na swego przeciwnika. Usłyszała jak do niej mówi:

-   Jeszcze żadna dziwka Charlesa mi się nie oparła – powiedział to z samozadowoleniem, po czym zagroził – Jeżeli natychmiast nie otworzysz tych drzwi, wywarzę je i na oczach wszystkich wezmę cię siła tu i teraz !!!

Wiedziała, że tak czy później by to zrobił. Zgwałcił, pozwolił na to samo swoim kompanom, a potem zabił.

-   SARAH !!! – usłyszawszy swoje imię w jego ustach, zrobiło się jej niedobrze – Słodka, piękna Sarah... Otwórz... Zobaczysz, że po wszystkim nie będziesz mogła się ode mnie odkleić...

W wyobraźni ujrzała jego obleśny uśmiech i to co miał zamiar z nią robić. Za każdym razem, gdy napotykali się spojrzeniami, miał ten sam zawzięty wyraz twarzy, który mówił :   „ prędzej, czy później będę cię miał”.  Na wspomnienie dnia, kiedy to śledził ją spacerującą samotnie po lesie i  o mało jej nie zgwałcił, przeszły ją dreszcze.

- Guildford  – usłyszała słaby głos swojego przyjaciela, Jeffreya – Proszę, pozwól jej odejść. Ona nie jest niczemu winna. To z Greyem masz do wyrównania rachunki. Wypuść dziewczynę...

Nastąpiła cisza. „Boże, on go zabije !” – i już sięgała do klucza, by otworzyć drzwi, gdy usłyszała:

- Grey zjawi się po to , by ją uwolnić... A jak tu dotrze, powitam go z otwartymi rękoma... Myślisz, że bachor w brzuchu tej dziwki zrobi na nim wrażenie ?

- Tylko ją tknij, a...-  nie zdążył dokończyć, bo już leżał powalony na ziemię, z mieczem przystawionym do gardła.

- Gdzie jest zapasowy klucz ? – warknął Guildford.

- Jesteś głupcem, jeżeli myślisz, że ci powiem – wykrztusił lokaj, otrząsając się z ciosu jaki mu zadano.

Uszom Sarah dobiegł dźwięk łamanej kości. Miała rękę na klamce i już zamierzała otwierać drzwi, gdy w zamku zazgrzytał klucz. Odskoczyła gwałtownie na druga stronę pokoju, po czym, gotowa na swego wroga, czekała. Ogarnęło ją przerażenie. Zacisnęła palce na rękojeści sztyletu. Ostatnie przekręcenie zamka i drzwi powoli uchyliły się. Sparaliżowana Sarah, stała w miejscu i obserwowała jak intruz wypełnia framugę swoją wielką posturą. Zrobiło jej się słabo. Spodziewając się ujrzeć demoniczną twarz pijanego mężczyzny, zacisnęła usta, omal nie przegryzając warg. Jednak oczy, w które spojrzała, nie były oczami Spencera Guildforda. Były oczami diabła...

Sarah - sparaliżowana strachem i własną głupotą, przestała oddychać.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

1

 

 

LONDYN, KILKA MIESIĘCY WCZEŚNIEJ

 

 

Dwudziestoletniej Sarah Aston nikt jeszcze nie całował – aczkolwiek nie w taki sposób. Twardo, z doświadczeniem i brutalnie. Tak, jak całuje się kobietę lekkich obyczajów. Oczywiście, wiedziała kim on jest. W trakcie wieczornej zabawy zorganizowanej przez Morganę, nieraz przez przypadek natrafiała na jego spojrzenie. Jego wzrok przebijał na wskroś osobę, na którą patrzył. Podczas uczty miała niestety to szczęście, aby siedzieć naprzeciwko niego. Wtedy wydawał się taki samotny i obcy pośród wszystkich tych sztucznych ludzi. Zrobiło się jej jego żal. Sama nie miała ochoty schodzić dziś na dół. Po całodziennej podróży z  Lancaster do Londynu jedyne na co miała ochotę, było położenie się do ciepłego i miękkiego łóżka. Ale ciotka Morgana wymusiła na niej uczestnictwo, zagrażając, że będzie musiała brać udział we wszystkich wieczorach planowanych w następnym tygodniu. Sarah wolała poświęcić ten jeden dzień w imię wolności przez resztę pobytu.

Nienawidziła spotkań organizowanych przez ciotki. Morgana i Bessie, ciężko doświadczone przez los, za wszelką cenę pragnęły zrekompensować sobie wszystkie krzywdy jakie je spotkały. W tym celu spraszały do posiadłości całą śmietankę towarzyską Londynu. W większości byli to ludzie młodzi i w przeważającej większości mężczyźni. Sarah zawsze zastanawiało, dlaczego kobiety ( bardziej chętne do brania udziału w tego typu maskaradach ) starały się omijać dom jej ciotek wielkim łukiem ? Aż do dzisiaj...

Po wystawnej uczcie, występie trupy muzycznej i kilku partiach szach, ciotki ogłosiły, że już pora zakończyć wieczór. Poinstruowały gości, gdzie znajdują się pokoje sypialniane.

-         No to pora spać – powiedziała zagadkowo Connie, która także mieszkała w tym domu. Z resztą nie tylko ona. Pod swój dach Bessie i Morgana przygarnęły także Ginny, Chelsea, Margareth, Stephanie i Annie. – Którego sobie upatrzyłaś, co ?

W pierwszej chwili Sarah nie zrozumiała o co chodzi.

-         No, który ci się podoba ? – dopytywała przyjaciółka – Chyba mi nie powiesz, że żaden. Spójrz na lorda Collina, nie dość, że jest nieziemsko przystojny, to na dodatek posiada nie zgoła dużą fortunę. Wprost idealny mężczyzna dla takiej kobiety jak ty...Ale jeżeli chcesz go mieć tylko dla siebie, to musisz działać szybko. Patrz, Annie tez chce się koło niego zakręcić...

W drugim końcu pokoju, przy oknie stała Annie – otoczona przez gromadkę wielbicieli. Była najpiękniejszą kobietą pośród mieszkanek Servant Hall. Była niska, lecz nie przysadzista. Miała szczupłą talię, jak na swój wzrost długie nogi oraz to co rzuca się na pierwszy plan, gdy mężczyźni się z nią witają – duży biust. Dzisiejszego wieczoru uwydatniła go jeszcze bardziej, poprzez silnie zasznurowany gorset.. Długie blond włosy związane były w mały koczek, który ukazywał szyję i ramiona. Suknia ze szkarłatnego jedwabiu opinała możliwie wszystkie wypukłości. Trochę zazdrościła jej tego.

-         No to jej nie przeszkadzam – odparła wyraźnie Sarah – Jeżeli chce go mieć, to prędzej czy później, by go miała. Nie znasz Annie?

-         Masz rację – przyznała niechętnie Connie, po czym dodała weselej  – Porównując was obie, łatwo się domyślić, która nie ma żadnych szans na zaskarbienie sobie przyjaźni lorda. On nie lubi inteligentnych kobiet... Annie świetnie się nadaje do tej roli.

Obie wybuchły śmiechem.

-         A co powiesz na lorda Ramsey’a ? Nie jest może zbyt młody, ale jest niezwykle zabawny.

-          To znaczy ? Opowiada kawały ? – dopytywała się Sarah.

-          Nie, za każdym razem jak na niego patrzę to chce mi się śmiać

Właśnie w tej chwili lord Edward Ramsey przystawiał się do Margareth. Nie był zbyt trzeźwy, a odzienie zdążył już poplamić chyba wszystkimi posiłkami jakie dzisiaj serwowano. Ramsey był dość niezwykle indywidualną osobowością. Powoli dochodził do pięćdziesiątki, włosy już dawno zmieniły barwę z miedzianych na siwe. Jeszcze chwila, a wyrośnie mu drugi podbródek, a przez gigantyczny brzuch nie będzie mógł ujrzeć swoich krótkich nóżek. Sarah słyszała, ze miał już trzy żony, ale każda z nich nie mogła z nim wytrzymać. Wszystkie zostawiły go dla kochanków. Trochę smutne, ale cóż....

-         Jak podobał ci się dzisiejszy wieczór ? – spytała swoim aksamitnym głosem Bessie, wyrastając wprost przed Sarah – Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś.

Bessie jak na swój wiek wyglądała na o wiele młodszą. Miała długie czarne włosy, których nie lubiła związywać. Teraz rozpuszczone opadały na ramiona i biust. Niezwykle piękne w całej jej twarzy wydawały się oczy, które były koloru brązowego. Właśnie poprzez swoje zmysłowe spojrzenie, potrafiła zahipnotyzować niejednego młodzieńca.

-         To był niezwykle ujmujący wieczór, ciociu – odpowiedziała grzecznie Sarah – Z resztą jak wszystkie, które urządzacie razem z ciocią Morganą.

-         Jakżeby mogłoby być inaczej – odrzekła z samozadowoleniem, po czym dodała – Miałyśmy nadzieję, ze wszystko pójdzie zgodnie z planem, jednakże...

-          Jednakże...? – wtrąciła się Connie.

-         Musiałyśmy źle oszacować liczbę gości – powiedziała to z udawanym smutkiem – Okazało się, ze nie wszyscy mają gdzie przenocować. Całe drugie piętro jest zapełnione, a nie mogę pozwolić na to, aby ktoś wracał do domu w środku nocy.

-         Chcesz powiedzieć, ze wszystkie dwanaście sypialni jest zajętych? – zdziwiła się Sarah – W takim razie nie można by było rozłożyć im posłań tutaj, w wielkiej sali ?

Bessie popatrzyła na Sarah z naganą.

-         Sarah, kochanie. O gości trzeba należycie dbać – powiedziała to jak do kilkuletniego dziecka – Co by sobie pomyślał lord Orwell, gdybym kazała mu spać w sali balowej ? Albo lady Borough dowiedziawszy się, że nie ma dla niej miejsca.

Bessie rozejrzała się po pokoju i utkwiła swoje spojrzenie na drugim końcu.

-         Mogłabyś dołączyć do Margareth ? – zwróciła się do Connie – Wydaje mi się, że stary Ramsey zaraz będzie miał kłopoty, jeżeli nie odciągniesz jej od niego.

-          Tak jest – z niechętną miną przyjaciółka powędrowała w stronę lorda i Mary

Lord Ramsey był już mocno wstawiony. Próbował obmacywać Maggie, a nawet skraść pocałunek. Pewnie nawet nie wiedział z kim rozmawiał. Margareth była osobą o niezwykle sympatycznym uosobieniu, jednakże w takiej sytuacji niejedna kobieta wpadłaby w gniew. Po dołączeniu Connie, lord musiał na razie zaprzestać swoich planów.

-         Odnośnie ciebie – zwróciła się do Sarah ciotka – W korytarzu czeka miły młodzieniec. Prosił mnie o pokazanie mu pokoju, gdzie miałby spać, jednakże w tej chwili muszę jakoś rozwiązać problem z innymi gośćmi. Wspaniale byłoby z twojej strony, gdybyś zaprowadziła go do sypialni....Później oczywiście sama możesz udać się na spoczynek....

„ O co jej chodzi?” – pomyślała Sarah –„ Jaki znowu mężczyzna?”. Spojrzała na ciotkę, lecz jej mina nie wyrażała żadnych emocji.

Widząc zwątpienie w oczach dziewczyny, Bessie ostrzegła :

-         Pamiętaj o naszej umowie. Ten jeden wieczór masz mi być posłuszna. Chyba, że chcesz przez cały następny tydzień widzieć twarz lorda Ramseya czy Orwella ?

-          W porządku – zgodziła się Sarah – Nie mam innego wyjścia, prawda?

-          Wspaniale – rzekła uradowana ciotka – Czeka na ciebie w głównym korytarzu.

Bessie zbierała się do odejścia, po czym odwróciła się i dodała z tajemniczym uśmiechem:

-     Na imię ma Charles Grey.

 

„Charles Grey” – Sarah powtarzała sobie w myślach to znajome nazwisko. Jakby wcześniej już je słyszała...

Dojście do głównego holu zajęło jej jakąś minutę. Po drodze zatrzymała się tylko na chwilę, by spojrzeć w swoje odbicie w lustrze. Sarah, podobnie jak swoja zmarła matka, sprawiała wrażenie istoty delikatnej i kruchej. Cerę miała gładką, jasną i świetlistą, a usta zaróżowione. Długie czarne włosy spływały kaskadą fal na ramiona, kończąc się na wysokości pasa. Najbardziej w swoim wyglądzie nienawidziła oczu. Były koloru fiołkowego – łatwo zapadały w pamięć. Po dokładniejszych oględzinach z ulgą stwierdziła, że w świetle palącej się na korytarzu lampy, jej oczy przybrały kolor niebieski.

Ruszyła przed siebie niepewnym krokiem. Co to za mężczyzna czekał na nią, a raczej na ciotkę Bessie ? Czy umówili się na potajemną schadzkę, a ciotka ze względu na zamieszanie wywołane z posłaniami, a raczej ich braku, nie mogła zjawić się w wyznaczone miejsce?

Sarah przestała o tym rozmyślać, gdy na końcu długiego holu spostrzegła mężczyznę. Stał do niej tyłem, więc nie mogła ujrzeć jego twarzy. Coś niepokojącego było w jego postawie. Coś groźnego, ale zarazem znajomego. Powoli zbliżała się na palcach, aby nie zwrócić na siebie uwagi. Gdy stała zaledwie dwa metry od nieznajomego, niepewnym głosem spytała :

-          Pan Charles Grey?

Mężczyzna odwrócił się i w pełnym blasku lamp, Sarah dostrzegła jego twarz. Starała się zachować pozory spokoju, jednak wewnątrz jak najszybciej pragnęła uciec od niego jak najdalej.

-          Zależy kto pyta?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

2

 

 

 

 

Miał już tego dosyć. Nowe suknie, klejnoty, spotkania towarzyskie... Jak na kochankę była bardzo droga w utrzymaniu. Część swojego czasu oraz miesięcznego dochodu poświęcał na spełnianie jej zachcianek. W zamian za to ona odpłacała mu się czymś innym. Przez większą część tygodnia oddawali się wszelkiego rodzaju igraszkom miłosnym ;) Jednak już od jakiegoś czasu zauważył, że apetyt na tę krągłą i pełną kobietę zmalał. Mimo, iż za każdym razem, gdy się spotykali, wykazywała entuzjazm i duże doświadczenie, zaczęła go nudzić...Patrząc na to, iż na początku może i była warta całego tego splendoru, tak teraz miał pewne wątpliwości. Początek końca zainteresowaniem jej osobą zaczął się wtedy, gdy dowiedział się o jeszcze jednym mężczyźnie, który regularnie odwiedzał tak dobrze znaną Charlesowi sypialnię. Nie lubił, gdy ktoś robił z niego głupca... A na pewno nie kobieta.... Od samego początku nie mógł mieć stuprocentowej pewności co do szczerości swojej kochanki. Nie wiedział ilu było przed nim, ani też ilu zastąpi jego miejsce.

Sprytnie postąpiła zapraszając go na to przyjęcie. Pewnie domyślała się co chce jej powiedzieć. Przez cały wieczór nie zamieniła z nim ani jednego słowa, pomijając jakiś gest czy spojrzenie. W pierwszej chwili pomyślał, że może faktycznie godzi się z jego odejściem. Nie była kobietą delikatną, ani też wylewną w swoich uczuciach. W łóżku, owszem, była namiętna i przejmowała inicjatywę, ale to tyczyło się tylko granic sypialni. W otoczeniu innych ludzi przywdziewała maskę próżności i wyniosłości. Jakby chciała pokazać, że nie każdy może ją mieć...

Rozmyślał o tym jak raz na zawsze zakończyć związek z Bessie, gdy niespodziewanie za plecami usłyszał  kobiecy głos. Usłyszał swoje imię... Podirytowany tym, że w całym domu nie może pobyć sam ani na chwilę, odwrócił się. Już dzisiaj widział tę twarz, wiele razy...  Siedząc naprzeciwko niej podczas uczty, zastanawiał się jakiego koloru są jej oczy ? Nigdy jeszcze w swoim dotychczasowym życiu nie patrzył w kobiece oczy o takim odcieniu...Hipnotyzowały...Sprawiały, że wszystko inne przestawało mieć znaczenie...

Z gorzkim smakiem stwierdził, że była młoda. Zbyt młoda jak dla niego...Miała góra dwadzieścia lat. On mając trzydzieści dwa nie wdawał się w romanse z młódkami. Nie miał takiego zwyczaju, jak co po niektórzy. Może gdyby był kilka lat młodszy...

-   Pan Charles Grey? – usłyszał niepewny głos dziewczyny. Ręce skrzyżowała na piersi, pewnie dlatego, aby ukryć ich drżenie. To dobrze, że sprawiał wrażenie groźnego. Taki właśnie powinien jej się wydawać. Groźny, niebezpieczny, nie warty zaufania...Stary...

-   To zależy kto pyta? – odpowiedział niegrzecznie, czekając na jej reakcję.

Po niewielkim rozluźnieniu, mającym miejsce przed sekundą, nie było śladu. Twarz jej stężała i przybrała barwę ciemnego wina. Pewnie zrozumiała z jakim typem człowieka ma do czynienia.

-   Przepraszam za moją impertynencję, panie – rzekła nieszczerze – Nazywam się Aston. Sarah Aston.

Ukłoniła się tak nisko, że mógł bezczelnie podziwiać wszystkie jej wdzięki. Szczególnie te dwa z przodu.

-   Tak więc, czy mam przyjemność z panem Charlesem Greyem? – nie dawała za wygraną.

-   Widząc twój upór, pewnie nie wywinę się od nie udzielenia odpowiedzi – kącik jego górnej wargi powędrował do góry –  Charles Richard Grey, drugi hrabia Fallodon i trzeci hrabia Hostwick Hall jest do pani usług – podniósł jej dłoń, przystawił do swoich warg i złożył niezwykle szarmancki pocałunek – Czym mogę usłużyć pani, Sarah Aston?

Doskonale zdawał sobie sprawę z komizmu tej sytuacji. Dziewczyna jednak chyba nie widziała w tym niczego zabawnego. Szybkim i wyćwiczonym ruchem wyrwała swój nadgarstek z jego dłoni. Przyjąwszy sztywną postawę, spojrzała mu w oczy i z niezwykła determinacją odrzekła:

-   Może być pan pewien, hrabio Grey, że ani teraz, ani nigdy indziej nie mam zamiaru korzystać z pańskich usług – zrobiła pauzę - Odnośnie celu naszej rozmowy, panie, poproszono mnie o wskazanie ci  pokoju gościnnego, w którym spędzisz dzisiejszą noc. Tak wiec nie traćmy czasu i jak najszybciej udajmy się do wschodniego skrzydła. Proszę za mną.

Sarah ruszyła prosto korytarzem, z ulgą stwierdzając, że mężczyzna udaje się za nią. Bardzo pewny siebie... Pewnie niejednej kobiecie zawrócił w głowie tym swoim uśmieszkiem, a już na pewno zrobił na nich wrażenie dotyk warg muskających ich dłonie ( w przypadku Sarah rękawiczkę ). Ciekawe ile takich pocałunków musiał złożyć na rękach kobiety, aby ta zgodziła się na pójście z nim do łóżka? Pewnie ani jednego... Na widok jego samego same rozbierały się do rosołu...” Mnie by nie zmusił „ – pomyślała – „ Takie sztuczki na mnie nie działają...Ale skąd mam to wiedzieć, skoro nikt się do mnie w taki sposób nie zwracał. No, pomijając Francesa, ale to co innego”

-   Jakiego są koloru ?  - usłyszała blisko za swoimi plecami jego głos.

-   Ale co ? – zapytała nie odwracając się i nie zmieniając prędkości z jaką się poruszała.

-   Twoje oczy, jaki mają kolor ? – dopytywał się, sprawiając jednocześnie wrażenie jakby mu na tym zależało.

Zatrzymała się i spojrzała na niego z powątpieniem.

-   Jakiego koloru są moje...oczy ? – spytała, ale już swoim delikatnym i spokojnym głosem – Jest pan chyba jedyną osobą, która mnie o to pyta...

-   Czy wielbiciele nigdy nie komplementowali tej części twojej twarzy? Tylko głupiec nie dostrzegłby prawdziwego piękna, które się za nią kryje.

Sarah zmarszczyła czoło i zaczęła zastanawiać się, jak wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Nie posiadała nigdy „takich wielbicieli” jakich miał na myśli. Nie miała możliwości zadawania się z młodzieńcami w swoim wieku. Kto więc w takim razie miał ją adorować? Chyba nie ci starzy lordowie, którzy wolne chwile spędzali w towarzystwie młodych i pięknych kobiet.  Poczuła zażenowanie. Już dawno zdążyła zauważyć prawidłowość, że każda istota płci męskiej ulega bezzwłocznie urokowi Annie, Margareth, Chelsea i reszcie dziewczyn. Tylko nie jej...

-   To pewnie o tobie musiał mówić mi dzisiaj Collin. „ Właśnie przed chwilą ujrzałem najpiękniejszą kobietę na świecie, której oczy wyglądają jak prawdziwe szmaragdy” – zacytował – Tak, to z pewnością o ciebie mu chodziło. Muszę przyznać, że niełatwo jest zaskarbić sobie sympatię lorda Collina, pomijając damy, które opłaca.

Wypowiedział to z takim sarkazmem, jakiego Sarah jeszcze nigdy dotąd nie słyszała, nawet u żadnej ze swoich ciotek.

-   A może... – ze skupieniem zaczął wpatrywać się w jej twarz –  Tak szybko chcesz mieć mnie z głowy. Czyżbyś spieszyła się tak bardzo, bo gdzieś w jednej z kilkunastu sypialni z niecierpliwością ktoś oczekuje twojej wizyty?

Z powrotem doprowadzał ją tym swoim głupim gadaniem do wściekłości. A przecież znali się dopiero kilka minut? Impertynencki, irytujący, nieznośny...

-   Nawet jeśli, to nie muszę panu niczego opowiadać – rzekła przez zaciśnięte zęby – Chciałabym jak najszybciej znaleźć się już w mojej sypialni !

Widząc znaczną zmianę w wyrazie jego oczu, szybko dodała:

-   Przebyłam dzisiaj bardzo długą drogę i chciałabym odpocząć. Sama ! Chyba tyle mi się należy, prawda? Jeśli więc pan pozwoli, nalegałabym na jak najszybsze dotarcie do wschodniego skrzydła i rozstanie się na progu.

-   Oczywiście – wskazał jej pierwszeństwo, po czym ruszył za nią.

Nie odezwał się już do niej ani słowem, chociaż czuła jego spojrzenie za plecami. Ze zdziwieniem stwierdziła, że gdy na niego nie patrzy, może spokojnie oddychać. Grey emanował niezwykłą siłą. Wyższy o półtorej głowy, musiał schylać się, aby spojrzeć Sarah prosto w twarz. Chciała wiedzieć o nim jak najwięcej, i z tego prostego faktu palnęła prosto z mostu:

-   Moja ciotka nie odwiedzi cię dzisiaj w twojej sypialni – rzekła z tryumfem – Jest zbyt zajęta. Na pewno nie znajdzie czasu dla swojego bliskiego przyjaciela...Ani nie dzisiaj, ani nie jutro, kto wie kiedy?...

-   O czym ty teraz ględzisz? – powiedział rozbawiony – O jaką znowu ciotkę ci chodzi?

Sarah popatrzyła na niego z politowaniem.

-   Przecież wiem, że Bessie robi to z tobą za pieniądze. Nie wyrzekniesz się tego.

Po chwili dotarł do niego sens jej wypowiedzi. Z zadowoleniem spostrzegła zdziwienie na jego pięknej twarzy.

-   Chyba mi nie powiesz, ze Bessie jest twoją ciotką?- gdy przytaknęła, roześmiał się głośno, a jego śmiech rozniósł się po korytarzu – Czy mówimy o tej samej osobie?

-   A widziałeś tutaj jakąś inną Bessie?!

-   Ale...to nie możliwe – ciągle się śmiał – Bessie jest... Ty jesteś... młoda. Właściwie, to ile masz lat, dziewczyno?

-   Mam dwadzieścia lat i jestem już wystarczająco dorosła i dojrzała – widząc chochliki w jego oczach, niemalże wykrzyczała – Ale nie w taki sposób jaki sobie znowu wyobrażasz!

-   Skąd wiesz o czym myślę? Ja wcale nie myślę o tym, o czym ty myślisz, że faceci zawsze myślą. Jest jeszcze wiele rzeczy, które zaprzątają teraz moją głowę i na pewno jedną z nich nie jest potajemna schadzka z Bessie !

To dlaczego wiedział o kogo jej chodzi? Bo robił to z nią ! Pewnie nie raz. Sarah nie dowiedziałaby się o ich związku, gdyby nie przypadkowy komentarz Chelsea pod jego adresem. Powiedziała, że zazdrości Starej Bess takiego namiętnego kochanka. Dodała tez, że sama chciałaby zabawić się z takim ogierem w swojej sypialni (!) Yahhh  Jak ona mogła sobie wyobrażać coś takiego? Przecież to...Ughh

- Masz wobec niej jakieś głębsze zamiary, czy po prostu potrzebujesz jej tylko do jednego, a mianowicie sek....

-   O nie! – przerwał jej – Na pewno nie będziemy rozmawiać na ten temat. A już na pewno nie będę tłumaczyć takiej smarkuli jak ty, co robię z jej ciotką s...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin