George Catherine - Dziewczyna znikąd.pdf

(643 KB) Pobierz
7235268 UNPDF
CATHERINE GEORGE
Dziewczyna znikąd
Harlequin®
Toronto • Nowy Jork • Londyn
Amsterdam • Ateny • Budapeszt • Hamburg
Madryt • Mediolan • Paryż • Praga • Sofia • Sydney
Sztokholm • Tokio • Warszawa
Tytuł oryginału:
Out of the Storm
Pierwsze wydanie:
Mills & Boon Limited 1991
Przekład:
Anna Mieścicka
Redakcja:
Hanna Chęcińska
Korekta:
Ewa Popławska
© by Catherine George 1991
© for the Polish edition by Arlekin - Wydawnictwo Harlequin
Enterprises sp. z o.o., Warszawa 1994
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji
części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu
z Harlequin Enterprises B.V.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podo-
bieństwo do osób rzeczywistych - żywych czy umarłych - jest
całkowicie przypadkowe.
Znak firmowy wydawnictwa Har!equin i znak serii Harlequin
Romance są zastrzeżone.
Skład i łamanie: ROZALIN. Warszawa
Printed In Germany by ELSNERDRUCK
ISBN 83-7070-425-5
Indeks 360325
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Boli... Powieki są takie ciężkie... Nie, trzeba dać
temu spokój.
Głowa bolała ją tak bardzo, że otworzenie oczu
wydawało się niewykonalne. Z zewnątrz dobiegały
odgłosy świadczące o tym, że pogoda jest wstrętna
- wycie wiatru, szum deszczu... Chyba lepiej będzie
zostać w łóżku... Głowa nadal bardzo ją bolała,
ale zmusiła się do otwarcia oczu i... natychmiast
je zamknęła! Dopiero po chwili odważyła się uchylić
powieki.
To nie był sen. Nadal leżała w tym pokoju. Po­
mieszczenie było małe, miało pochyły sufit i okna
w grubych ramach. Najgorsze zaś było to, że nigdy
tu nie była! Rozglądała się wokół, drżąc na całym
ciele. Białe ściany, dębowa szafa, gięta poręcz łóżka...
Dopiero teraz zauważyła, że ma na sobie męską koszulę
- bardzo dużą, w paski i z pewnością równie obcą,
jak pokój...
Usiadła. Świat zawirował z zawrotną szybkością,
wrócił okropny ból głowy... Po chwili poczuła się na
tyle dobrze, by otworzyć oczy. Usiłowała oddychać
spokojnie, a potem ostrożnie wstała.
Cóż to był za wysiłek! Podłoga zdawała się kołysać
pod jej stopami niczym pokład statku. Ruszyła powoli
w stronę okna, na wszelki wypadek trzymając się łóżka.
To nie jest zwykła migrena, pomyślała. Pod oknem
stało krzesło. Osunęła się na nie i oparła plecy o chłod­
ną ścianę, z trudem łapiąc powietrze. Minęło trochę
czasu, zanim, przytrzymując się ściany, postanowiła
znowu wstać. Podeszła do okna i... znowu zrobiło jej
6
DZIEWCZYNA ZNIKĄD
się słabo. Za oknem rozciągało się szare torfowisko,
a dalej - tylko chmurne niebo i morze, nad którym
szalał sztorm.
Dziewczyna omal nie zemdlała. Walczyła z oga­
rniającą ją paniką. Zacisnęła mocno pięści i starała
się uspokoić. Kiedy pierwsza fala przerażenia prze­
szła, otworzyła oczy. Co to za miejsce? I co ona
tu robi?
Nagle jej uwagę zwrócił odgłos kroków. Ktoś szedł
po schodach. Odwróciła się, zachwiała... Na szczęście
zdołała chwycić poręcz łóżka. Stała nieruchomo, od­
dychając z wysiłkiem i patrzyła na drzwi. Otworzyły się
powoli i do pokoju wszedł wysoki, ciemnowłosy męż­
czyzna. Był pochylony, niosąc ostrożnie tacę z jedze­
niem. Dziewczyna patrzyła na niego w milczeniu. Jego
ciemne włosy były trochę potargane, miał szerokie
ramiona... Mężczyzna z trzaskiem postawił tacę na
stoliku. W tym samym momencie nogi odmówiły
dziewczynie posłuszeństwa. Usiadła na łóżku.
- Powinnaś leżeć. - Mężczyzna okrył ją kołdrą,
a potem, zauważywszy jej przestraszone spojrzenie,
wyprostował się. - Przecież cię nie ugryzę - rzekł
i usiadł na brzegu łóżka.
Dziewczyna nie próbowała nawet kryć, jak bardzo
jest przerażona. Mężczyzna sięgnął w stronę jej ręki.
- Zapewniam, że nic ci nie grozi - powtórzył
chłodno.
Miał miły, dźwięczny głos. Była naprawdę prze­
straszona, a mimo to nie mogła nie zauważyć, jak
przystojny był jej opiekun. Może trochę ponury i za­
myślony, ale niewątpliwie przystojny... Spod szero­
kich, czarnych brwi patrzyły na nią chłodne oczy. Miał
ładnie zarysowane usta i nieco ponury wyraz twarzy.
Było w nim coś, co sprawiało, że bała się poruszyć.
Odchrząknęła cicho.
- Przepraszam, gdzie ja właściwie jestem? - Skrzy­
wiła się lekko, bo mówienie przychodziło jej z trudem.
-I kim pan jest?
DZIEWCZYNA ZNIKĄD
7
- Właśnie miałem cię zapytać o to samo - odparł
mężczyzna. - Zaraz wszystko ci powiem. Jak się czu­
jesz? Możesz mi dać rękę? - spytał, pochylając się w jej
stronę. Dziewczyna spojrzała na niego nieufnie.
-Po co?
- Chcę Ci zbadać puls. - Był wyraźnie zniecierpliwio­
ny. - Jestem lekarzem, nie wróżbitą.
Nie pozostało nic innego, jak spełnić jego prośbę.
Podała mu rękę.
- A jak głowa? - spytał, nie odrywając wzroku od
zegarka.
- Boli, i to bardzo.
- Nic dziwnego. Nieźle oberwałaś... - Spojrzał na
nią uważnie. - Masz bardzo wysokie tętno... Czy ty się
mnie boisz?
Dziewczyna skinęła głową i znów pociemniało jej
przed oczami. Każdy ruch głowy wywoływał okropny
ból. Mężczyzna delikatnie ścisnął jej dłoń.
- Może poczujesz się lepiej - rzeki - gdy ci powiem,
kim jestem i gdzie się znalazłaś. Po pierwsze, jesteś
na wyspie Gullholm, niedaleko od zachodnich brzegów
Walii. A po drugie, nazywam się Penry Meredith
Vaughan, jestem lekarzem i właścicielem tej wysepki.
- Rzucił jej ostre spojrzenie. - A teraz bądź tak
miła i powiedz mi, kim jesteś i dlaczego wdzierasz
się na mój teren.
Dziewczyna patrzyła na niego w niemym przerażeniu.
- Ale... - zdołała wreszcie powiedzieć - to właśnie
dlatego jestem taka przerażona, panie doktorze. -Przy­
gryzła dolną wargę, żeby ukryć jej drżenie. - Ja...
zupełnie nic nie wiem. Nic nie pamiętam.
Vaughan wstał powoli. W maleńkim pokoju spra­
wiał wrażenie olbrzyma.
-I chcesz, żebym uwierzył, że nie wiesz, skąd się tu
wzięłaś?
- Tak... - Patrzyła na niego z rozpaczą. - Może to
dziwnie brzmi, ale nie mam pojęcia, kim jestem. Nie
wiem nawet, jak się nazywam!
Zgłoś jeśli naruszono regulamin