Gordon Abigail - Z ręką na pulsie.pdf

(591 KB) Pobierz
Kobieta z ambicjami
ABIGAIL GORDON
Z ręką
na pulsie
Tytuł oryginału: Finger on the Pulse
144430563.041.png 144430563.042.png 144430563.043.png 144430563.044.png 144430563.001.png 144430563.002.png 144430563.003.png 144430563.004.png 144430563.005.png 144430563.006.png 144430563.007.png 144430563.008.png 144430563.009.png 144430563.010.png 144430563.011.png 144430563.012.png 144430563.013.png 144430563.014.png 144430563.015.png 144430563.016.png 144430563.017.png 144430563.018.png 144430563.019.png 144430563.020.png 144430563.021.png 144430563.022.png 144430563.023.png 144430563.024.png 144430563.025.png 144430563.026.png 144430563.027.png 144430563.028.png 144430563.029.png 144430563.030.png 144430563.031.png 144430563.032.png 144430563.033.png 144430563.034.png 144430563.035.png 144430563.036.png 144430563.037.png 144430563.038.png 144430563.039.png 144430563.040.png
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Adam Lockhart z trudem przeciskał się przez szpitalną
izbę przyjęć. Majowy weekend najwyraźniej nie minął spo-
kojnie, bo wszystkie miejsca w poczekalni były zajęte.
Nie zdejmując ciemnych okularów, rozejrzał się dokoła.
Lata praktyki wyrobiły w nim coś w rodzaju radaru, natych-
miast informującego o niebezpieczeństwie. Tym razem wy-
czuł, że w powietrzu wisi bunt zniecierpliwionych pacjen-
tów. Niepewny uśmiech rejestratorki i nerwowe zachowanie
dyżurnego lekarza potwierdziły jego niepokój.
Dobrze zbudowany mężczyzna w średnim wieku miał
rozbity nos i nie zamierzał dłużej czekać.
- Ile to jeszcze będzie trwało? - spytał podniesionym
głosem. - Widzę tu więcej garniturów niż białych fartuchów.
Za dużo szefów, a za mało ludzi do roboty!
Adam uśmiechnął się do młodego lekarza i dał mu znak,
by poszedł za nim.
- Co się dzieje? - zapytał, kiedy zostali sami. - Wiem, że
macie dużo pracy, ale chyba jest coś jeszcze.
Lekarz skinął głową.
- Mieliśmy pewne kłopoty. Kilku pijanych wyrostków
przyniosło kolegę rannego w bójce i jeden z nich zaatakował
pielęgniarkę.
Adam zmarszczył brwi. Nie po raz pierwszy ktoś z jego
personelu narażał się na niebezpieczeństwo. Nie mógł się
z tym pogodzić.
- Gdzie ona jest?
- Odpoczywa w pokoju pielęgniarek. Nie jest ranna, ale
przeżyła szok i raczej nie wróci dziś do pracy.
- Potrzebujemy zastępstwa. Czy powiadomiono już prze-
łożoną pielęgniarek?
- Tak, ale... jeszcze jej nie ma. Znów miała problemy
z samochodem.
Adam ciężko westchnął. Joanne Archer dawno powinna
była zmienić samochód. Ale co miał zrobić w tej sytuacji?
Oddać jej własny?
Swoją drogą, mogłaby już się pozbierać po tym rozwo-
dzie. Ma przecież dwoje dzieci.
Wyprawił pielęgniarkę do domu taksówką i poszedł wre-
szcie do gabinetu. Ostatnio przebywał tam częściej niż na
„Jabłku Adama". Tak nazywała się barka, która zastępowała
mu dom. Stała na przystani, blisko wiejskich zabudowań. Do
miasta jechało się stamtąd nieco ponad dziesięć minut. Po
stracie żony „Jabłko" okazało się dla Adama doskonałym
miejscem.
Teraz postawił teczkę na idealnie czystym biurku. Przy-
pomniały mu się słowa zdenerwowanego pacjenta.
Słyszał to już wielokrotnie. Skargi na zbyt dużą liczbę
urzędników w stosunku do personelu medycznego były na
porządku dziennym. A prasa, jak zwykle, jeszcze podgrze-
wała nastroje.
Stanęła mu przed oczami pusta waza do zupy... Tylko ona
przywitała go wczoraj, gdy wrócił do domu o dziesiątej wie-
czorem po wyjątkowo długim posiedzeniu.
Rozumiał, że w pracownikach administracji pacjenci wi-
dzą jedynie niepotrzebny dodatek do lekarzy i pielęgniarek.
Ktoś musi jednak organizować pracę, dbać o wypłaty, i tak
dalej. On jest właśnie tym kimś. Zawsze trzyma rękę na
pulsie.
- Dzień dobry.
Jean Telfer, sekretarka, przyniosła mu plik dokumen-
tów. Rozpatrzyła już te, z którymi potrafiła sobie poradzić
sama.
Stanowili dobrany zespół. W szpitalu Świętego Marka
wszyscy byli oddani pracy. Dotyczyło to też Adama. Spędzał
mnóstwo czasu w biurze, ale mógł sobie na to pozwolić.
W domu nikt go nie potrzebował.
Jego matka opuściła rodzinę, gdy był małym chłopcem.
Ojciec poślubił niedawno inną kobietę i zamieszkał z nią
teraz w dalekiej Kenii. Annabel zmarła przed trzema laty.
Podczas wakacji we Francji dostała zapalenia opon mózgo-
wych. Nie mógł jej pomóc, bo wirus okazał się bardzo szybki.
Zanim zdążył cokolwiek zrobić, jego młoda i piękna żona
już nie żyła.
Jakiś czas temu pogodził się z losem. Wiele osób sugero-
wało, że powinien poszukać sobie innej kobiety. On jednak
uważał, że najlepszym sposobem na samotność jest ciężka
praca.
Powtarzał to sobie od lat z coraz mniejszym przekona-
niem. Pusta waza do zupy jeszcze raz przypomniała mu, że
życie może też toczyć się poza miejscem pracy.
Długonoga, złotowłosa kobieta była bardzo przejęta, bo
właśnie przedstawiano ją personelowi oddziału pediatryczne-
go, w skład którego wchodzili niemal wyłącznie mężczyźni.
Zauważyła, że wywarła na swych kolegach spore wrażenie.
Starała się ukryć uśmiech. Przyzwyczaiła się już do tego,
że zwraca uwagę płci przeciwnej. Sama rzadko odwzaje-
mniała podobne uczucia. Dopiero ostatnio zdarzyło jej się
spotkać niezwykłego mężczyznę, ten jednak pozostał w sto-
sunku do niej obojętny.
Zdarzyło się to na pewnej konferencji naukowej, której
obradom przewodniczył ciemnowłosy mężczyzna. Od razu
przyciągnął jej wzrok, lecz zupełnie nie odwzajemnił jej zain-
teresowania. Czuła, że jest dla niego tylko jedną z wielu
twarzy. Nie widział jej, słuchał jedynie tego, co miała do
powiedzenia, i to ją zaintrygowało.
Jeden z uczestników konferencji wspomniał, że Adam
Lockhart stracił żonę w tragicznych okolicznościach i szuka
zapomnienia w pracy.
Wciąż nie mogła zapomnieć tego spotkania i nie wiedziała
dlaczego. Czy powodem był wygląd tego mężczyzny, czy też
jego nieprzystępność? Miała wrażenie, że ona interesuje go
tak samo jak kwiaty stojące na stole konferencyjnym.
Starała się nie myśleć o tajemniczym nieznajomym. Wy-
starczająco dużo wycierpiała już przez mężczyzn.
Jakiś czas temu przyjaciółka wspomniała jej, że szpital
Świętego Marka poszukuje pediatry. Leonie złożyła poda-
nie i z niecierpliwością czekała na rozmowę kwalifika-
cyjną.
Wziął w niej udział konsultant z akademii medycznej,
przedstawiciel administracji szpitala i szef działu kadr. Zo-
stała przez nich pozytywnie oceniona i zaproponowano jej tę
posadę. Szybko podjęła decyzję. Bez żalu zwolniła się z dzie-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin