Rozdział 6-.rtf

(12 KB) Pobierz

ROZDZIAŁ 6

ZAPROSZENIA...I DIEGO

Zaczęłam wypisywać te wszystkie zaproszenia. Było tego dość sporo... Ok, kto następny?

- Jackob Black...- powiedziałam na głos- no dobra...

Nagle coś sobie przypomniałam. Łąka...

Krzyk. Przeraźliwy krzyk dochodził z drugiego końca łąki. W jego kierunku pobiegł Edward, Carlisle i Bella. Ktoś dalej stękał.

- Jackob!!!- krzyknęła. Dalej biegła

- Jackobie, trzymaj się. Carlisle ci pomoże- mówił Edward

- Ma strzaskane kości po prawej stronie- stwierdził doktor

W końcu dziewczyna dobiegła na miejsce. Pochyliła się nad jakimś chłopakiem, który całkiem goły leżał na trawie. To był wilkołak, bo jeszcze przed chwilą był zwierzyną...

- Bella...- znów zaczął stękać

- Jake, jestem tutaj- odparła z niepokojem w głosie

Nagle zza drzew wyszli jacyś umięśnieni faceci i dziewczyna zamiast wilków. Domyśliłam się, że to też są wilkołaki tyle, że w ludzkiej postaci.

- Jackob, ty głupku, miałam go w garści!

- Leah!- Krzyknął najstarszy z grupy i również pochylił się nad chłopakiem

 

Teraz już wiem, że Jackob Black to ten chłopak, który miał połamane kości.

To ten wilkołak. Wilkołak równa się złe wspomnienia! Jak Alice mogła go wpisć na listę gości? Cullenowie aż tak dobrze się z nimi dobrze dogadują? A może raczej Bella, bo wyglądała na zmartwioną... wtedy... Ok zostawię go sobie na koniec, jeszcze się spytam, czy na pewno powinien się zjawić.

Kto następny? Seth Clearwater... To wampir? A nie... Pamiętam, że Edward mówił jaki jest miły, pomimo że to wilkołak. no nie! Czy oni mają zamiar zaprosić cała watahę na to wesele? Nie wytrzymam!

Pobiegłam do Alice w złym humorze. W ręku miałam listę gości. Zastałam ją w pokoju przed suknią ślubną. Robiła jakieś poprawki.

- Co to jest?!- spytałam niegrzecznie pokazując jej listę

- Lista gości...- odpowiedziała ze zdziwieniem, oderwując się od pracy

- Nie. Chodzi mi o to!- wskazałam na nazwisko "Black"

- A, już wiem- westchnęła- Bree, Bella nie spodziewa się na swoim ślubie Jackoba, więc to jest coś w rodzaju niespodzianki- uśmiechnęła się szeroko

NIEWIERZĘ!!!

- Jakiej niespodzianki? Kto to jest ten cały Jackob, że koniecznie musi się tam znaleźć?- żądałam wyjaśnień

- Przyjaciel naszej Belli- odparła ze spokojem, kiedy ja trzęsłam się ze złości

- Narzeczona wampira ma przyjaciela wilkołaka?- zapytałam

- Będziesz musiała się przyzwyczaić- uniosła brwi i wróciła do przerwanej pracy

Stałam bezradnie koło Alice. Milczałam. Wywróciłam oczami i wybiegłam z pomieszczenia z prędkością światła.

Znów znalazłam się w otoczeniu zaproszeń w pokoju Alice. Uznałam, że jeśli te psy muszą się zjawić to na pewno mnie tam nie będzie! Mieszanka wybuchowa... Wampiry, ludzie i... wilkołaki. Super...

Wpisałam z niechęcią na zaproszeniu "Jackob Black". Popatrzyłam się na kartkę. Tusz z pióra był jeszcze mokry, i dlatego złośliwie potarłam napis który natychmiast się rozmazał. Uśmiechnęłam się złośliwie. Włożyłam zaproszenie do koperty i zamknęłam.

- Jeszcze raz- usłyszałam głos Alice

Cholera!!! Ale się zakradła!

- Dlaczego?- spytałam głupio

Wampirzyca do mnie podeszła i wzięła z ręki kopertę. Otworzyła ją i pokazała ledwo widoczny napis "Jackob Black".

- Dlatego- odpowiedziała

Westchnęłam.

Alice usiadła obok mnie na podłodze. Popatrzyłam się na nią.

- Oni przecież nie zrobią ci krzywdy- powiedziała

Zaśmiałam się z niezadowoleniem.

- Wiem, ale już dość widziałam na tej łące...- wyjaśniłam- ja nie chcę...

W tym momencie przed oczami stanął mi obraz armii, Victorii, Rileya, wilkołaków i Diego... Gdybym była człowiekiem już bym się popłakała. Jednak zamiast tego zrobiłam odruch płaczu. Czułam jakby twarz sama się skrzywiła, drgnęłam.

Alice widząc co się ze mną dzieje, szybko mnie przytuliła, a przecież nie wiedziała po co płaczę.

- Co się stało?- spytała z troską- tak się ich boisz? Nie martw się...

- Nie to, nie o to...- przerwałam jej- ja miałam...- nie mogło mi to przejść przez gardło

- Co miałaś?- spytała jak prawdziwa siostra...

- przy.. przy.. przyjaciela- jąkałam się- Die..go- w sercu mnie coś ukuło- zabili go...

- Wilkołaki?- spytała

- Nie. Victoria i Riley- zwierzałam się- To oni są tego winni!

- Jesteś pewna?- spytała

Nagle mnie wryło. Niby byłam przekonana... do teraz...

- Co masz na myśli?- zapytałam

- Nic, poprostu... może się mylisz?

Nie, Diego by mnie nie zostawił. Jakby żył to by się pokazał... a jak nie może mnie znaleźć? O rany!

Wyrwałam się z objęć Alice.

- Przepraszam- powiedziałam- muszę sprawdzić czy Diego żyje

- Jak? Poza tym tylko mówiłam, że może żyje- zaznaczyła słowo "może"

Wampirzyca miała rację. Skąd mam wiedzieć gdzie on może być? I czy w ogóle przeżył...

- Wypisz do końca zaproszenia-podała mi kopertę do Jackoba Blacka

- Dobrze... poprawię- wzięłam od niej kartkę

- Ja idę dokończyć suknię Belli. jakby coś, wiesz gdzie jestem- uśmiechnęła się, i już jej nie było

Tym razem ładnie napisałam zaproszenie dla Jackoba. Zresztą nie myślałam teraz o tym. Po głowie chodził mi Diego i słowa Alice "Jesteś pewna?". Tak, byłam pewna. Ale teraz mam spore wątpliwości. A jeżeli on jednak... Przestań, Bree! Dobrze wiesz, że zginął z rąk Victorii i Rileya. Robiąc sobie mglistą nadzieję, tylko się ranisz. Będziesz rozczarowana, jeżeli się okaże, że rzeczywiście nieżyje.

Przez to myślenie o moim przyjacielu, przez przypadek napisałam na jednym z zaproszeń "Diego". A niech to! Nie! Nie mogę bezczynnie siedzieć, jeżeli on naprawdę... Sama już nie wiedziałam, co zrobić.

Zapomnij! Myślisz, że on żyje? Ale ty jesteś głupia! Wystarczyło, że Alice powiedziała "jesteś pewna?", a ty odrazu: "O rany! On żyje!". Taa, jasne. Chciałoby się.

Nagle ktoś wszedł do pokoju. Odwróciłam się.

- Cześć, Bree! Nie przeszkadzaj sobie! Przyniosłem garnitur Edwarda, i Alice kazała mi go tutaj zostawić- to był Emmett- Co robisz?- spytał

- Wypisuję zaproszenia- odparłam

- Nawet ciebie wykorzystała!- zaśmiał się- ona traktuje to wesele bardzo poważnie- uśmiechnął się

- Tak...- odpowiedziałam- chyba nie często się one zdarzają w wampirzych rodzinach

Emmett znów się zaśmiał... bardzo głośno:

- Masz rację- przyznał- dobra lecę. Owocnej pracy- posłał kolejny uśmiech i zniknął tak jak wcześniej Alice.

Aha, więc Emmetta mniej więcej poznałam. Jakbym miała popsuty humor to mogę się z nim pośmiać. Przynajmniej odniosłam takie wrażenie. Teraz poprawa humoru by się przydała, ale teraz wszyscy byli zajęci organizacją ślubu.

Alice wprowadza poprawki do sukni Belli, Jasper kupił zaproszenia, Emmett załatwił Edwardowi garnitur (na prośbę...hmm... rozkaz Alice), Rosalie kupuje kwiaty, Esme kupuje tort i inne przysmaki, a Carlisle wypisał listę gości (razem z Alice). No a ja wypisuję te zaproszenia. Widać, że Alice naprawdę się przykłada, żeby wszystko przebiegło zgodnie z planem.

Zorientowałam się, że skończyłam swoją pracę. Robiłam to w zawrotnym, wampirzym tempie, więc poszło mi to szybko. Ułożyłam wszystkie koperty i poszłam zobaczyć, czy Alice dalej zajmuje się szyciem.

Weszłam do pokoju. Alice dalej wprowadzała zmiany. Poczuła moją obecność:

- Już kończę- powiedziała niewyraźnie z igłą w ustach

Minęło parę sekund.

- Już! Jak ci się podoba?- zapytała z dumą w głosie

Suknia była prześliczna. Miała kolor nieskazitelnie biały. Na gorsecie były naszyte piękne koronki- była to zapewne robota Alice, bo nikt nie umiałby tak ślicznie tego wyszyć. Dół sukni jakby rozlewał się do podłogi. Tego nie da się opisać! Była cudowna! Zarówno suknia, jak i Alice.

- Jest odjazdowa!- zaśmiałam się

- Co ci się nie podoba?- jej usta wykrzywiły się w podkówkę

- Przecież mówię, że ładna. Ja nie ironizuję- objęłam ją ramieniem

- No dobra- zmieniła temat- teraz pomożesz mi w udekorowaniu- postanowiła- Rosalie powinna lada chwila się tu zjawić z kwiatami. Póki co wyjmij wstążki z dolnej półki- wskazała palcem

Otworzyłam i zobaczyłam zawartość szuflady. Aż roiło się od czerwonych i białych wstążek różnej grubości i długości.

Nagle poczułam zapach wampira. Po chwili w drzwiach pokazała się Rosalie.

- Alice... Na dole są kwiaty i wazony- powiedziała obojętnie

- Odebrałaś też wazony? Jesteś kochana. Chodź Bree!- zawołała do mnie

Nie wiem dlaczego, ale wydawało mi się, że Rosalie nie pasuje ten cały ślub w ich willi. Może to też wynikało z niechęci do Belli lub Edwarda? Nie miałam pojęcia dlaczego pięknej wampirzycy brakuje entuzjazmu na temat wesela.

Zszedłyśmy z Alice tam, gdzie Rosalie zostawiła część dekoracji. Tak jak się spodziewałam było tego w brud.

- No śmiało- zachęciła mnie Alice- rozwieszaj kwiaty... Tą wiązankę przypnij tam, a ja zawiążę tą...- już mi się kręciło w głowie, pomimo że byłam wampiem

- Alice?!- przerwałam jej- mogę odpocząć?

Zaśmiała się.

- Przepraszam, Bree. Ja już niestety taka jestem. Jeśli jeszcze raz ci zamącę w głowie, mów- uśmiechnęła się- odrobina odpoczynku od mojego szaleństwa dobrze ci zrobi!

Dziękowałam wszystkim możliwym nadprzyrodzonym siłom za chwilę spokoju. Poszłam do swojego pokoju i o kim myślałam? O Diego... Tęsknię coraz mocniej! a jeżeli on nie wróci to co dalej...?

Nie, to było nie do pomyślenia! Ile można myśleć o jednym chłopaku? On był moim pierwszym i jedynym przyjacielem, on jako jedyny naprawdę się o mnie troszczył, on był pierwszym chłopakiem, który mnie pocałował. Mogłabym wymieniać w nieskończoność jego zalety. Był niezastąpionym przyjacielem.

Nie mogłam zawieść Alice, Belli, Edwarda i innych, dlatego postanowiłam poczekać do dnia ślubu. Po uroczystości, bez namysłu pobiegnę tam... Do tego miejsca... Naszego miejsca...

   

Zgłoś jeśli naruszono regulamin