Kitowicz J. - Opis obyczajow w polsce za panowania Augusta III.rtf

(648 KB) Pobierz
O kole chorągwianym

 

 

Jędrzej Kitowicz

Opis obyczajów w Polsce za panowania Augusta III

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

O kole chorągwianym

Co rok każda chorągiew pancerna i husarska odprawiała koło, to jest obradę w interesach chorągwianych i partykularnych; na takie koło zjeżdżali się towarzystwo, którzy chcieli, a którzy nie chcieli, przez innych swoje interesa zasyłali.

Towarzysz, ciągnący na koło, sadził się według możności jak najparadniej tam przybyć. Najuboższy towarzysz był, który jachał na koło karabonem, to jest wozem w skórę czarną obitym, w cztery konie zaprzężonym, od woźnicy w barwę ubranego kierowanym.

Na wozie siedział towarzysz, mający na sobie szarawary, ładownicę i niemal każdy krucyfiks za pazuchą lub obraz Matki Boskiej na taśmie jedwabnej lub wstążce na szyi zawieszony, z dwiema obdłużnymi końcami na plecy spuszczonymi. Szabla wedle niego była z jednej strony w wasąg utchwiona, z drugiej strony sztuciec lub rusznica; wedle wasąga była przywiązana dzida, grotem w tył obrócona, za koła zadnie na dwa łokcie stercząca, z kitajką, czyli chorągiewką, wedle drzewca obwiniętą, aby się nie szargała. Za wozem luzak, to jest służalec towarzysza, ubrany w barwę jednego koloru z woźnicą, siedząc na jednym koniu w ładownicy i szarawarach i mając także jak i pan jego krucyfiks lub obraz, powodował drugiego konia pańskiego wierszchowego, na którym była kulbaka z rządzikiem lub rzędem z pistoletami w olstrach; i to wszystko było przykryte dekiem tureckim czerwonym, zielonym albo pomarańczowym, wełnianym, w kutner tkanym; głowę także konia i kark przykrywał kutan, to jest kapa z białego sukna prostego, na którym były poprzyszywane innego sukna rozmaitego koloru płatki, wystrzygane w kwiaty, ptaki i różne figury; w tym kutanie były cztery dziury, otaśmowane czerwoną lub zieloną tasiemką albo sznurkiem, przez które wyglądały uszy końskie i oczy. Za wozem szedł uwiązany albo wolno puszczony chart albo wyżeł.

Majętniejsi towarzystwo z większą ciągnęli liczbą koni i ludzi. Służyli za towarzysz tak majętni obywatele, osobliwie młodzi paniczowie, że mogli paradować na koło karetą sześćma końmi. Wóz jeden i drugi za karetą sześciokonny, koni powodnych kilka, ludzi służących dworskich kilku i kilkunastu, z kucharzami, hajdukami, pajukami, prowadząc w wozach wina beczkę jednę i drugą, gorzałki gdańskiej kilka puzder i różnych porządków stołowych i żywności karabony z górą wypakowane, ponieważ tak się popisać u chorągwi było to zaszczytem szczególniejszym rycerstwa polskiego, do innych dzieł w kwitnącym pokoju pola nie mającego.

Zajechawszy do miejsca chorągwi, towarzysz stanął z całą swoją paradą przed stancją namiestnika, który wyszedłszy przeciwko niemu, przyjmował go jako gościa. Tam po pierwszych komplementach towarzysz upraszał namiestnika o kwaterę, który mu ją jakoby z urzędu swego naznaczał, choć już ta pierwej przez ludzi towarzysza, przodem wysłanych, była najęta i obstalowana.

Gdy dzień kołu naznaczony nastąpił, zeszli się wszyscy przytomni do porucznika albo chorążego, jeśli który byt z nich przytomny, albo do namiestnika, jeśli żadnego oficjera nie było. Tam zasiadłszy dokoła stołu porządkiem starszeństwa - prezydujący miał mowę do rycerstwa powitalną, w której ofiara życia i fortuny dla całości ojczyzny była najprzód wspominana, potem dzięki Najjaśniejszemu Panu za ojcowskie jego o dobro publiczne staranie; dalej płynęły z ust krasomówcy marsowego pochwały JO.hetmana, wodza i szafarza krwi żołnierskiej, nieustraszonego i niezwyciężonego wojownika, walecznych bohatyrów polskich, Żólkiewskich, Koryckich, Chodkiewiczów, Czarneckich, Sobieskich wykapanego sukcesora, dostało się na koniec po trosze pochwał jw. rotmistrzowi, porucznikowi, chorążemu, namiestnikowi i całemu godnych kolegów zgromadzeniu, przytomnym i nieprzytomnym.

Po skończonej mowie, jeżeli nowy jaki towarzysz miał podjeżdżać pod znak kupiwszy sobie regestr, bo inaczej bardzo było trudno dostać się do tych znaków, chyba za wielką jaką promocją lub wysługą rotmistrzowi, porucznikowi albo chorążemu, tedy wysyłano po niego dwóch młodszych towarzystwa, którzy go imieniem całej kompanii do koła zapraszali. Ten, w wszelkiej już gotowości na to czekający, jechał na koniu w zupełnym moderunku i za nim pocztowy jeden albo dwóch, jeżeli nie osobiście, lecz przez sowity poczet miał służeć. Szeregowi stanęli w paradzie, wyniesiono chorągiew, pod którą stanął nowy towarzysz, obrócił się na koniu i machnął proporcem w jednę i w drugą stronę, po której ceremonii zsiadł z konia, którego odebrawszy masztalerz poprowadził na kwaterę wraz z szeregowymi. Towarzysz zaś, obstąpiony od drugiego towarzystwa, przy powinszowaniach był wprowadzony do izby, gdzie oddawszy ukłony należyte oficjerom in quantum przytomnym i kolegom, rekomendował się perorą, ułożoną do rzeczy, albo też tylko słowy, jakie mu naprędce przyszły, braterskiej przyjaźni. Potem wyszedł do którego pobliższego domu lub do izby drugiej, jeżeli była, rozebrał się z zbroi, gdy ją miał; gdy zaś nie, to tylko z ładownicy i szarawarów, powrócił do kompanii i zasiadł miejsce swoje u stołu po ostatnim towarzyszu.

Następowała potem rada wojskowa, czyli chorągwiana, na której deputat przeszłoroczny składał pieniądze wybrane na chorągiew z podatków do niej należących, podawał delatę wsiów i miast, które podatku nie zapłaciły, i czynił rachunek z ekspensy, jeżeli miał jaką na przeszłym kole zleconą. Resztę gotowizny oddawał namiestnikowi, który każdemu towarzyszowi wypłacał jego należytość, wytrąciwszy pieniądze stołowe wyżej powiedziane, strawne dla szeregowego i inny wydatek zdarzony na naprawę rynsztunku lub konia upadłego; tym zaś towarzyszom, którzy na koło nie zjechali, odsyłał przez przyjaciół, jeżeli tak żądali.

Po uprzątnionych rachunkach przystępowano do obrania nowego deputata, który lubo powinien był iść za regestrem z góry na dół, dla wielu jednak nieprzytomnych albo nie chcących się tym zatrudniać, dostawała się ta funkcja częstokroć najmłodszym, kiedy mieli za sobą mocne instancje albo miłość u kolegów. Na Dostatku obierali plenipotenta na komisją do Radomia i dwóch rezydentów na asystencją do rotmistrza albo dawnych potwierdzali. Tym dziełom byty trzy dni naznaczone, po których już obrady miejsca nie miały, ale zjazd trwał czasem tydzień i drugi, póki tego, co poprzywozili z sobą, możni nie wyczęstowali, a chudsi nie wyjedli i nie wypili. Przez cały czas zjazdu szeregowi zaciągali wartę, formowali obwach i gdy ich panowie wytrząsali kielichy za zdrowie króla, hetmanów i oficjerów, oni dawali ognia, a za to odbierali od niektórych wspanialszych na beczkę piwa jednę i drugą, na garniec gorzałki jeden i drugi. Co zebrawszy i odbywszy kampanią, gdy się koło rozjechało, sprawiali sobie ucztę albo też, jeżeli nie chcieli, to się pieniędzmi podzielili. Niemal każdy albowiem szeregowy miał żonę i dzieci w miejscu, w którym chorągiew stała, która nigdy leży swojej nie odmieniała; więc szeregowy pobywszy w takim miejscu rok jeden i drugi, wprędce postarał się o żonę i o gospodarstwo, pewny będąc, że się po świecie tłuc nie będzie, a choćby go potkała wyprawa na jakich rabusiów, że się skończy wprędce i on do swojej leży powróci; za czym kiedy takich żeniatych szeregowych więcej bywało niż bezżennych, częściej woleli podział pieniędzy do ręki niż traktament.

Póki trwało koło, póty znać było, że tam stoi chorągiew; jak się koło rozjechało, szeregowi do kwater się i do gospodarstwa porozchodzili, mundury z siebie pozdejmowali, już więcej nie było znaku chorągwi. Przed panem namiestnikiem warta nie stała, na ordynansie nie był, tylko jeden szeregowy za koleją, a dobosz co dzień jako sługa domowy, który czasem bywał kucharzem jw. pana namiestnika. Trębaczów jednak, których po dwóch bywało przy każdej chorągwi, obowiązkiem było co poranek na pobudkę i co wieczór na wczas trąbić przed stancją namiestnika, także wytrębować wiwat, kiedy namiestnik gości częstował; prócz tych więcej nie było znaków chorągwi przez cały rok. Każdy słodko spoczywał w swojej kwaterze, a pan namiestnik przechadzał się tędy owędy po mieście lub po wsi, z obuchem w ręku i lufką w gębie, dla utrzymania subordynacji i dojrzenia porządku

O deputacji do egzakcji

Wyznaczonemu do egzakcji nie godziło się prowadzić z sobą więcej ludzi, koni, jak tylko tyle, ile towarzyszowi należało, co obacz. W takowej tedy wyprawie ciągnął od wsi do wsi lub miasteczka, chorągwi jego podatek płacącego. Powinien był ujeżdżać po dwie mili na dzień i po trzech dniach takowej ciągłej podróży wypoczywać przez trzy dni w miejscu dostatniejszym; ale tego przepisu nie słuchał żaden deputat, odprawiał wszędzie trzydniówkę, gdzie mu się podobało, choć z jednej wsi do drugiej nie ujechał więcej nad pół mili. Skoro wjechał do wsi, oświadczył się dworowi lub starszemu chłopu we wsi, gdzie nie było dworu, a w miasteczku burmistrzowi. Lokował się czasem we dworze, czasem u chłopa, jak mu gdzie dano kwaterę, stosując się w tym do woli zwierszchności miejscowej, zachowując jakoby prawo skromność nakazujące. Ale w innych wygodach w cale się trzymał opodal tego prawa: kazał sobie szafować tyle owsa i siana, ile tylko jego konie na miejscu i przez drogę aż do drugiej stacji umyślonej zeźrzeć mogły, tyle kur, gęsi, kapłonów, jajec, masła, sera, chleba, mąki, kaszy, słoniny, ile dla niego z czeladzią potrzeba było i do woza okroić się mogło. Pamiętał także wszędzie, gdziekolwiek baczył dwór porządny, aby jego puzderko podróżne wódką dobrą przepalaną i baryłkę okowitką dla czeladzi w tyle] kwocie, ile wysuszył przez drogę tam, gdzie takiego trunku nie znajdował do smaku, dopełniono; z piwem się nie woził, jako trunkiem prędko wietrzejącym, na miejscu pił go, co chciał, z swoją czeladzią; i to, co napił, gromada kaczmarzowi płaciła.

Gdzie założył trzydniówkę, bawił koniecznie, choć mu zaraz pierwszego dnia podatek oddano, na który dawał kwit ręczny i nawzajem brał drugi od zwierszchności miejscowej, jako się skromnie obszedł z obywatelem i żadnej mu krzywdy nie uczynił; acz nieraz chłopek, a czasem i podstarości oberwał po grzbiecie obuchem od jmci pana deputata albo gandziarą od jego szeregowego lub ciury, gdy albo furaż dla koni nie na wybór przedni lub skąpy, albo prowiant kuchenny takiż był zniesiony. Najwięcej zaś bywało zatargi około pieniędzy; że albowiem w kraju bardzo mało znajdowało się monety srebrnej, a i ta była dużo wytarta, jako jeszcze za Jana Kazimierza bita, dlatego deputat nie chciał przyjmować podatku w złocie, dopominając się monety; w tej znowu czynił brak wielki, więc stąd często przychodziło do kłótni. Posiadacz uparty posyłał do kancelarii, tam składał podatek z manifestem przeciw deputatowi o ekstorsją. Towarzysz siedział we wsi, przewodził i dokuczał, pokąd z manifestem z kancelarii nie powrócono i pozwu mu nie położono, po odebraniu którego, zazwyczaj na wozie deputackim kładzionego, ruszał ze wsi, tego i owego na pożegnanie obuchem wyłechtawszy lub batogiem wykropiwszy.

A że się między ludźmi alternata szczęścia i nieszczęścia trafiać zwykła, bywało i to, że pan deputat z hańbą, guzami albo i ranami został ze wsi ekspediowany, z których przypadków, z pierwszej i z drugiej strony zdarzonych, rodziła się sprawa na komisją radomską z sukcesem od szalbierstwa, obrotu w prawie i mocy strony zawisłym. Kto nie lubił kłótni, ujmował deputata dobrymi sposobami, godził się z nim o cenę pieniędzy, na przykład dając szóstak bity, w którym liczyło się groszy miedzianych 12 i szelągów 2 za groszy 11 albo 12 zupełne; czerwony złoty, po 18 złotych kurs mający, za złotych 17, 16-według zgody. Pieniądze, w kancelarii złożone, deputat czasem namyśliwszy się odbierał, czasem podawał wieś na delatę, według nadziei wygrania sprawy lub przegrania.

Naładowawszy deputat furażem i żywnością skarbnik, póty nie odprawiał nigdzie trzydniówki, póki go nie wypróżnił. Lecz w każdej wsi, do której przybył po podatek, godził się na pieniądze za trzydniówkę, którą skoro mu wraz z podatkiem zapłacono, natychmiast ze wsi ustępował. I ten tylko jeden sposób był pozbycia się prędkiego tego gościa: ułatwić jak najprędzej podatek, zapłacić mu trzydniówkę albo zamiast pieniędzy próżny wóz wyładować furażem i prowiantem tudzież grzecznymi manierami i dolaniem gardła i bukładów wozowych, pod pretekstem ubogiego poddaństwa, wyprawić go do innej wsi najbliższej, królewskiej lub duchownej.

Deputat miał zysk trojaki: najprzód na pieniądzach, biorąc ich w niższej cenie, a oddając chorągwi w większej podług kursu krajowego; po wtóre na trzydniówkach, pieniędzmi opłacanych; po trzecie z pensji, na którą się chorągiew deputatowi składała z konia po taleru bitym. Czwartego zysku nie wszyscy się chwytali, a ten był, że te same szóstaki, brane po 11 lub 12 groszy, przemieniali między Żydami i kupcami w cenie zupełnej groszy 12 i szelągów 2, dając za czerwony złoty ważny obrączkowy po złotych 16 lub 17, a czasem, gdy było złoto obrzynane, to i mniej, chorągwi zaś oddając go po zupełnych złotych 18. Więc funkcja deputacka z tych wszystkich akcydensów wynosiła do trzech i czterech tysięcy, nie rachując, że przez ćwierć roku albo i dalej nic go nie kosztował wicht własny, ludzi i koni.

 

O marszu chorągwi husarskich i pancernych

Chorągwie husarskie nie były zażywane do innych ekspedycji tylko na asystencją jakiemu wjazdowi pańskiemu na starostwo lub województwo albo pogrzebowi podobnemuż; dlatego pancerni husarzów nazywali żołnierzami pogrzebowymi; asystowali także pierwsi i drudzy koronacjom obrazów cudownych.

Kiedy na taką wyprawę ruszała się chorągiew husarska, prowadziła za sobą wielką moc wozów czterokonnych i parokonnych, ludzi przy tym trzy razy tyle, ile komplet chorągwi zabierał, a to z tej przyczyny: najprzód szły wozy naładowane zbrojami, których w ciągnieniu ani towarzysze, ani szeregowi nie zażywali, aż na samym miejscu; raz dla lekszego siedzenia na koniu, druga dla deszczu, po którym potrzebowały chędożenia i polerowania, a zatem się darty. Po wozach zbrojowych następowały wozy z bagażami jmci pana namiestnika i towarzystwa przy chorągwi się znajdującego, z sukniami od podróżnych paradniejszymi, z rzędami, kulbakami w srebro oprawnymi, z pościelami, pawilonami, makatami, kobiercami, namiotami, treptuchami, to jest żłobami płóciennymi, na kołkach rozpinanymi, w którym koniom, gdy w polu trzeba stać było, obroki dawano; z dekami, dywdykami, derami, z rondlami, misami, półmiskami, talerzami cynowymi, kociołkami miedzianymi, z wędzonkami, szynkami, kiełbasami, schabami, legominami, mięsiwami, chlebami i obrokami, zgoła ze wszystkimi potrzebami, do żywności ludzi i koni należącymi. Jeżeli chorągwi komplet był koni pięćdziesiąt, to z woźnicami, masztalerzami i inną czeladzią służącą możno ją było rachować na trzysta głów, a koni na pięćset. Trzeba było bardzo obszernej wsi, ażeby się w niej cała pomieściła. Najczęściej się rozkładała na trzy części: na towarzystwo z potrzebniejszymi wozami, na szeregowych z takimiż wozami i na resztę taboru, w drodze mniej potrzebnego.

Nim się chorągiew ruszyła, poprzedzały ją zazwyczaj trzy ordynanse: za pierwszym namiestnik rozpisował listy do towarzystwa, aby się do chorągwi ściągali, co czynił w dwojakim przypadku: raz, kiedy był ordynans do wszystkich towarzystwa, nie uwalniający żadnego od asystowania aktowi nakazanemu; drugi raz, kiedy nie było żadnego towarzysza przy chorągwi, aby dla jej honoru mógł przynajmniej kilku ściągnąć; ordynans za ordynansem najprędzej wychodził we dwie niedzieli jeden po drugim. Więc towarzystwo, uwiadomione od namiestnika, każdy podług odległości swojej zabierał się ku chorągwi, jedni przybywając na samo miejsce stacji, drudzy łącząc się z nią w marszu, trzeci dopiero tam, dokąd chorągiew była ściągniona.

Dniem przed ruszeniem chorągwi poprzedzał jeden towarzysz z młodszego końca z dwiema szeregowymi i kilką luźnymi wszystkie stacje, które chorągiew przechodzić miała, dla obmyślenia kwater i przysposobienia wcześnego furażów i prowiantów, co się wojskowym trybem nazywało  szachownicą, podobieństwem wziętym od tablicy, na której grają w szachy lub warcaby; przystosowanym do rozmaitego koloru sukien, które się na tej garstce ludzi znajdował.

Po wyprawionej szachownicy nazajutrz ruszała się chorągiew tym porządkiem uszykowana: najprzód jachało dwóch trębaczów, potrębując tędy owędy marsz; za trębaczami następował dobosz, bijący pałkami w dwa kotły miedziane, z obu stron konia gna przedniej kuli u kulbaki zawieszone; w odległości kilku kroków sadził się na dziarskim koniu namiestnik, mając goły pałasz w ręku, w pół człeka trzymany; za namiestnikiem maszerowało towarzystwo parami, trzymające pałasze na ramionach; któremu brakło pary, jechał trzeci między dwiema w ostatnim rzędzie. Za towarzystwem szła chorągiew, piastowana od starszego z regestru towarzysza, za chorągwią maszerowali szeregowi, trzymający przed sobą karabiny kolbą o kulbakę oparte, na ukoś na głowie końskiej pochylone. Za szeregowymi szły konie powodne, za końmi wierszchowymi ciągnęły się karety, kolaski i wozy taborowe. Kiedy chorągiew szła bez prezentowania broni, to pan namiestnik trzymał nadziak, czyli obuch, w ręku. Towarzystwo i szeregowi mieli ręce próżne, karabiny zaś u szeregowych wisiały w tokach przy kulbace, rurami w tył obrócone, po prawym boku.

Wyprowadziwszy chorągiew w pole o jedno lub drugie staje, namiestnik i towarzystwo przesiadali się do kolasek i karabonów; jeden tylko młodszy z regestru zostawał na koniu do prowadzenia chorągwi. Tym sposobem pochód był ciągniony aż do miejsca, chyba jeżeli przyszło chorągwi przechodzić przez jakie miasto, w którym stała jaka komenda cudzoziemskiego autoramentu lub polskiego, to znowu towarzystwo wsiadało na koń i czyniło paradę broni, co się po wojskowemu nazywało: maszerować ostro. Należy i to przydać do wiadomości Czytelnika, iż chorągiew przy dobytej broni bywała rozwinięta, a kiedy maszerowano bez broni, to w pokrowcu, aby się nie szarzała.

Było co widzieć w popisie swoim chorągiew polską usarską lub pancerną, ale najbardziej usarską. Nic nad to nie przydam, gdy powiem, że żaden monarcha w świecie nie miał nic tak okazałego, jak chorągiew polska usarska. Koń pod komenderującym (na sam akt bowiem zjeżdżał zawsze porucznik i chorąży) wart był najmniej sto, a czasem i dwieście czerwonych złotych. Rząd na koniu turecki suty, srebrny, pozłocisty, kamieniami nasadzany, kulbaka takaż; przy prawym uchu konia buńczuk z gałką pozłacaną, kameryzowaną zawieszony (jest to ogon koński biały - moda tureckich baszów); nad czołem konia kita z strusich piór albo z szklannego włosia rozmaitego koloru misternie zrobionych, z egretką, czyli naczelnikiem, diamentami i kamieniami drogimi wysadzaną, srebrno-pozłocistą, do rzędu przypiętą. Wierszchnią część głowy końskiej i całą szyję okrywał czepiec albo siatka srebrna lub złota, z kutasami takimiż, gęsto z obu stron szyi u dołu wiszącymi, z tyłu dywdyk turecki złotem tkany, jedwabny, z frandzlą sutą srebrną lub złotą, całego z zadu konia okrywający, aż do pętlin zadnich nóg długi, albo zamiast tureckiego dywdyka dek takiegoż kroju aksamitny, srebrem lub złotem suto haftowany, paradniejszy od pierwszego i kosztowniejszy.

W czym taki u niektórych panował zbytek, że się tak kosztownemu fantowi szargać po błocie dopuszczali; acz tak uflagany aparat bardziej szpecił, jak przyozdabiał paradę sadzając tuż przy bukiecie, złotem wyhaftowanym, flores nieprzyjemny oczom, z rynsztoka. Na komendancie zbroja stalowa, biało-na kształt srebra-polerowana, z ciągłej blachy, z brzegami pozłocistymi, całego jeźdźca z tyłu i z przodu aż do pasa okrywająca. (NB. Niektórzy oficjerowie mieli zbroją z kawałków w karpiową łuszczkę zrobioną. Czasem dla większego przepychu te łuszczki były złotymi szpiglami, czyli goździkami głowiastymi, spinane; taka zbroja była wygodniejsza, ponieważ mogła się zginać, czego blacha nie miała.) Ręce podobnież zbroją okryte, która nawet z wierszchu na palce się na kształt rękawiczki spuszczała, spodem zostawując gołą dłoń i palce, do ujęcia i utrzymania broni sposobne; w ręce prawej buzdygan srebrny lub blachmalowy, lub marcypanowy, kamieniami sadzony. Na plecach wisiała skóra lampartowa, adamaszkiem lub atłasem pąsowym podszyta, przez lewe ramię pod prawą pachę wydana, klamrą pozłocistą kameryzowaną na piersiach za dwie nogi tegoż zwierza spięta; u niektórych komendantów zastępował miejsce klamry jeden duży, kosztowny, świecący kamień. Na głowie szyszak, wysokimi piórami strusimi, w grzebienia koguciego formę uszykowanymi, natkany, których końce zginały się aż nad czoło jeźdźca; szyja obojczykiem żelaźnym, policzki twarzy takimiż blachami i broda opatrzone więcej na widok nie wystawiały gołego ciała, jak tylko jeden nos, oczy i same wargi, miąższym wąsem okryte; a jeszcze u niektórych bywała żelazna blacha wąska i obdłużna, prosto przed nosem i w miarę jego do szyszaka jednym końcem przyszrubowana.

Od pasa do nóg już nie używano zbroi; szarawary, to jest portki wielkie, przestronne i fałdziste, na wierszch botów zawdziane, okrywały jeźdźca od pasa aż do kostek nóg; te szarawary bywały z sukna: u towarzystwa przedniego francuskiego, u szeregowych z ordynaryjnego krajowego, paklak zwanego. Kolor sukien i szarawarów, nim nastały mundury, był według gustu każdego rozmaity. Po wymyślonych mundurach przez księcia Michała Radziwiłła, hetmana wielkiego litewskiego, dla chorągwi pancernych: żupan, wierszch czapki i szarawary karmazynowe, kontusz granatowy, dla usarskich: żupan, wierszch czapki i szarawary granatowe, kontusz karmazynowy. Kontusze nosili sami towarzystwo; szeregowi zamiast kontuszów mieli katanki nad kolano krótkie, z zawijanymi rękawami i wyłogami na guziki, w sposób niemieckiej sukni zapinanymi; guziki mosiężne, pobielane; wyłogi u rękawów i na piersiach tudzież kołnierz wywracany na wierszch takiego koloru jak żupan. Na ramionach katanek były wąskie paski z takiegoż sukna jak żupan, jednym końcem do żupana przyszyte, drugim na guzik zapinane, którymi paskami przypinali flintpas i ładownicę, aby w obrotach i rozmaitych ruszeniach z ramienia nie spadały. Tych pasków nie mieli towarzystwo z początku, ale z czasem wnieśli sznurki na ich miejsce srebrne lub złote, dalej zaś szerokie taśmy galonowe z frandzlami sutymi. Kontuszów i katanek nie używano, tylko wtenczas, kiedy byli bez zbroi; gdy zaś brali zbroją, już nie brali kontuszów ani katanek, tylko żupany i szarawary.

Towarzystwo usarskie i pancerne, oprócz szabli przy boku i pistoletów w olstrach przy kulbace, do potrzeby i parady używali dzid, przy których były małe chorągiewki kitajkowe, u usarzów dłuższe, u pancernych krótsze; kolory tych chorągiewek najczęściej bywały czerwony z białym, acz pod niektórymi chorągwiami używano takich  jak mundur. Nazwisko takim dzidam z chorągiewkami dawano: usarskim-kopia, pancernym-proporzec, lekkim-znaczek.

Jak oficjerowie przesadzali się na dzielne konie i siądzenia, tak i towarzystwo, z tą tylko różnicą, iż towarzysz nie miał buńczuka ani zbroi odmiennej od drugich, ani dywdyka, czyli czapraka, na koniu inakszego, ale kolorem i fasonem musieli się wszyscy stosować do równości, chociaż w gatunku materii i roboty jedni się nad drugich przesadzali.

Szeregowi usarscy zamiast lampartów używali wilczej skóry, takim sposobem na zbroi zawieszonej jak lamparty towarzyskie. Zamiast strusich piór szeregowi usarscy mieli z tyłu do zbroi przyśrubowane drewno od pasa nad wierszch głowy wysokie, nad tęż głowę zakrzywione, piórami długimi od końca do końca rzędem natchnięte, rozmaitymi kolorami wraz z piórami malowane, gałęź laurową lub palmową naśladujące, co czyniło dziwnie piękny widok, lecz takiego lauru nie wszystkie chorągwie używały. Pod innymi chorągwiami szeregowi na szyszakach mieli tylko kity z piór, pospolicie gęsich, farbowanych, albo też gałkę mosiężną okrągłą, na pręcie żelaznym grubym, na trzy cale długim, osadzoną. Czapraki u szeregowych były długie do kolan konia i okrywały cały tył jego, wszystkie były jednakowego kroju, koloru i gatunku, sukna ordynaryjnego, akomodowanego kolorem do munduru szeregowych, który mundur u wszystkich chorągwi usarskich i pancernych z dawna dawien dawany był szeregowym, choć jeszcze go towarzystwo nie nosiło.

Pancerne chorągwie w powadze i szacunku w narodzie nie ustępowały znakom usarskim; tak się do nich dobijano jak i do usarskich; jedne obyczaje, jeden regulament trybu żołnierskiego, jeden rygor albo raczej jeden nie-rygor u obydwóch znaków; przeto, co się pisało względem konsystencji, marszu i parady chorągwi usarskiej, to wszystko służy pancernym. Czym się różnili pancerni od usarskich, to opiszę:

Pancerni zamiast zbroi zażywali pancerzów. Był to kaftan żelazny, w pół człeka długi, z rękawami po łokieć długimi, robiony z kółek maleńkich, płaskich, okrągłych albo też z podługowatych ogniwków, jedne za drugie zakładanych, z rozporem małym na piersiach, na haftki zapinanym, do obłóczenia i zdejmowania pancerza służącym; po ręku szły karwasze żelazne, od łokcia do pięści długie, na glanc polerowane, pół piszczeli obejmujące, rzemiennymi paskami na rękę zapinane; sama pięść ręki nie uzbrojona żelazem, tylko rękawicą grubą łosią okryta. Od pasa do nóg szarawary tak jak u usarzów. Na głowie misiurka, to jest na samym wierszchu głowy okrągła blacha żelazna, z gałką mosiężną lub srebrną pozłacaną-według osoby; o tej blachy był przyrobiony kawał pancerza, który otaczał niższe części głowy, czoło i kark tudzież policzki twarzy, nie zasłaniając oczów, nosa, ust, brody i szyi.

Lampartów ani wilków nie zażywały chorągwie pancerne; oficjerowie znaków pancernych zamiast gałki na misiurce zażywali kitów z piór farbowanych albo z włosia szklannego, w tulejce kameryzowanej osadzonego. W koniach, siądzeniach, rzędach, buńczukach, dywdykach bynajmniej nie ustępowali pancerni usarskim; zgoła we wszystkim aparacie wojennym jedni się nad drugich podług fortuny przesadzali; a gdy oficjer pancerny włożył na lewą rękę tarczą perłami lub drogimi kamieniami sadzoną, przypiął do boku lewego z strzałami rozmaicie pofarbowanymi sajdak, podobnież jak tarcza perłami i kamieniem ozdobiony, to jeszcze przesadzał usarskiego; acz tego rynsztunku za czasów Augusta III już mało co zażywali. Nosili go jako znaki starożytne sławnych zwycięstw przodków swoich nad Turkami i Tatarami. Towarzystwo także pancerne niekiedy i nie wszyscy używali na podjazdach przeciw hajdamakom strzał, lubo już broń ognista dawno w Polszcze zażywaną była. Dlatego używali strzał, iż najprzód strzała cicho raziła albo i na śmierć zabijała hajdamakę, bez wydania rażącego, w jakim dole lub chwaście ukrytego; po wtóre, iż w owe czasy trwała opinia między wojskowymi, że jest sekret albo czary od ołowiu i że ten sekret czy czary hajdamacy posiadają, nie mogąc być kulą ołowianą ranionymi; a nie masz sekretu żadnego przeciw żelazu, z jakiego kruszcu był grot u strzały. Słyszałem od wielu towarzystwa, bywalców w potyczkach z hajdamakami, że ci wystrzelone do siebie kule zmiatają z sukien jak pigułki śniegowe, że je wyjmują zza pazuchy, że je w ręce łapią i na urągowisko naszym odrzucają; dodawali ci opowiadacze, iż aby się kule ołowiane jęły hajdamaków, trzeba było lać je na pszenicę święconą albo też mieć je żelazne, srebrne lub złote. Tak tedy wierzącym wojskowym potrzebne były strzały, choć już po wynalezieniu strzelby. Trzecia, ale najprawdziwsza była przyczyna używania długiego strzał, a nie tak strzał, jak sajdaków, iż w owe czasy nie było jeszcze dla towarzystwa mundurów; więc towarzysz, chcący się dystyngwować od obywatela prostego na kompaniach i zjazdach publicznych, przypasował do boku sajdak, bo szabla, jako wszystkim powszechna, oznaczała tylko szlachcica, ale nie towarzysza; zbroi też lub pancerza używać prócz służby żołnierskiej nie należało i niewygodno było. Szeregowi pancerni mieli takież pancerze jak towarzystwo, acz nie tak ozdobne.

Postać chorągwi w pancerze ubranej, w szyku stojącej, z daleka patrzącemu wydawała podobieństwo deszczu rzęsistego, co czyniły owe punkta próżne między kółkami i ogniwkami, cień między blask samych kółek i ogniwków polerowanych rzucające, oku z daleka krople grubego deszczu reprezentujące.

W pół panowania Augusta III chorągwie pancerne zatrzymały tylko imię swoje, to jest imię pancernych. Pancerze zaś pozarzucali i na końcu panowania Augusta III nie było więcej chorągwi zażywających pancerzów, jak cztery w Koronie. Miejsce pancerzów wzięły blachy żelazne tylko na piersiach jeźdźca, szyszak na głowie zamiast misiurki i karwasze na ręku. Ta odmiana stała się dlatego, że pancerze bardzo wiele kosztowały, że się prędko darły, częstego chędożenia potrzebujące, że od kuli z muszkieta były przenikliwsze niż blacha żelazna, po której, gładko wypolerowanej, prędko się zemknęła.

Między strojami do ozdoby należącymi niepoślednie miejsce trzymała burka; krój tego odzienia naśladuje kapę kościelną, cokolwiek krótszą, materia z wełny koziej lub wielbłądziej sposobem pliśni siodlarskiej robiona, z wierszchu kosmata, z spodu gładka, koloru trojakiego: siwa, biała i czarna. Fabryki krymskiej burka była najprzedniejsza i kosztowała najprzedniejsza do 40 czerwonych złotych bez podszewki; użytą do jakiego aktu wspaniałego, pospolicie czarną, podszywano przednim atłasem błękitnym lub pąsowym, lub karmazynowym, sznurkiem złotym suto szamerowanym, czyli raczej w rozmaite pręgi po atłasie ciągnionym. Takową burkę komenderujący zawieszał na plecy, sznurem długim i grubym złotym pod szyję przestrono zawiązaną, z dwiema kutasami miąższymi na piersi spadającymi; prawa poła burki była na plecy nieco zarzucona, atłasem na wierszch wywrócona, co na szklącym się pancerzu lub zbroi, od atłasu odbitym, dziwnie piękny czyniło widok. A lubo wielu z towarzystwa znajdowało się tak majętnych, iżby im o podobną burkę nietrudno było, dla różnicy jednak oficjerów żaden towarzysz nie zażywał jej do parady. Usarscy także oficjerowie burek nie zażywali, mając na tym miejscu lamparty wyżej opisane. Burki mniej kosztowne krymskie lub jeszcze podlejsze kuligowskie od wszystkich wojskowych byty zażywane autoramentu polskiego, ale tylko w ciągnieniu i obozowaniu, jako lżejsze od futer, trwalsze od nich na słotę i lepiej od fali broniące niż płaszcz cienki. Jeżeli zaś trzeba było nocować w polu, co się czasem trafiało uganiającym się komendom za hajdamakami, służyła żołnierzowi, rozpięta' na kijach, za pół namiotu.

 

O powadze towarzystwa usarskiego i pancernego

Każdy towarzysz tych znaków tytułował się równym swemu rotmistrzowi; stąd poszło nazwisko towarzysz, czyli kolega. Nie mówił, że służy pod królem JMcią albo pod panem hetmanem, lub pod panem wojewodą, lecz z królem JMcią, z panem hetmanem, z panem wojewodą. Towarzysz miał wyższą rangę niż którykolwiek oficjer autoramentu cudzoziemskiego, nawet sam generał. Towarzysz nie mógł pójść pod komendę generała, a przeciwnie, generał z całym regimentem swoim mógł pójść pod komendę towarzysza. Lecz to tylko zachowane było w mniemaniu, ale nie w skutku; albowiem każdy generał, biorąc regiment, starał się zaraz mieć chorągiew usarską lub pancerną, żeby tym sposobem stał się wyższym od towarzysza i nie szedł pod jego komendę. Acz i to druga prawda, że sami generałowie nigdy swymi regimentami nie komenderowali, tylko ich pułkownicy, obersztelejtnanci lub majorowie. Generał każdy był pan wielki, senator albo urzędnik koronny, który się wojskową służbą nie zatrudniał, mając dosyć na honorze i pensji.

Ze wszystkich generałów, którycheśmy widzieli za czasów Augusta III, jeden Skórzewski był generałem dragonii, nie mający żadnego urzędu obywatelskiego, zatrudniający się służbą wojskową, swojej randze należącą. Ten także, jak inni wszyscy, miał chorągiew pancerną. Jeżeli który regiment cały był komenderowany do jakiej wyprawy wraz z chorągwiami usarskimi i pancernymi, w takowym razie na komendanta generalnego dobierano porucznika, pułkownikiem zwanego, od jakiego znaku pancernego lub usarskiego, aby tym sposobem sztaboficjerowie regimentowi nie mieli sobie za poniżenie pójść pod jego komendę.

Polacy przez małe panowanie Augusta III nie mieli żadnej innej wojny, tylko z hajdamakami, którzy wypadając z Siczy, do Moskwy należącej, na Ukrainę polską i często zabiegając aż na Podole, szlachtę, Żydów i chłopów bogatych tamtejszych rabowali. Przeciw którym rabusiom wyprawiali hetmani koronni co rok dywizje od różnych regimentów pieszych i konnych, chorągwie polskie, pancerne i lekkie, to jest przedniej straży. Nad takim korpusem czynili generalnym komendantem jakiego porucznika pancernego, dawszy mu tytuł regimentarza; więc już taką godnością przyodzianemu komendantowi wszyscy oficjerowie obojga autoramentów, znajdujący się w obozie, posłusznymi byli. Ten zaś, kiedy z swego korpusu wyprawiał jaką partią na podjazd, z towarzystwa i regimentowych składaną, nie komenderował wyższych oficjerów jak kapitanów, a komendę nad całym podjazdem oddawał namiestnikowi lub towarzyszowi z chorągwi najstarszej najstarszemu, albo też dzielił władzą, każdemu nad swojego gatunku żołnierstwem równą, tak iż jeden drugiemu nie mógł rozkazywać, ale tylko znosić się jeden z drugim podług potrzeby.

Towarzysz w każdej kompanii publicznej był konsyderowany jak osoba dystyngwowana, mieścił się między pierwszymi osobami tak cywilnymi, jako też wojskowymi; nawet oficjerom swoim, pułkownikom, rotmistrzom (wyjąwszy służbę żołnierską), miejsca nie ustępował, chyba przez grzeczność i interes, mając się każdemu dystyngwowanemu za równego. Na pokoje królewskie, na opery, na bale, kiedy był zakaz puszczać mniejszej konsyderacji ludzi, towarzysza zawsze puszczono, skoro za takiego był uznany. A że długi czas sascy żołnierze, drabantami i karwanierami zwani, trzymali wartę przy królu na sali i przy operami, którzy - mniej znający się na godnościach obywatelskich, tym bardziej towarzyskich - wybór do puszczania osób miarkowali po sukniach: kto się dobrze ustroił i był personat, tego wpuścili, chociaż był plebejusz, z gminu prostego człowiek; kto zaś nikczemny na osobie albo nie nadto jasno ubrany, tego zatrzymano przed pokojami lub cisnącego się gwałtem w nadzieję rangi swojej tego kolbami odparto. Takowe trafunki, częstokroć towarzystwu, a czasem i samym oficjerom polskiego autoramentu zdarzone, dały okazją do przyjęcia mundurów, które dotąd nosić towarzystwo polskie za sromotę i jakąś nierówność miało. Skoro hetman litewski Radziwiłł wymyślił mundury, obaczywszy koronne wojsko, iż ta sukienka żołnierska więcej ma szacunku u Sasów niż najbogatsza obywatelska, co tchu się wzięli wszyscy do mundurów, tę różnicę zostawiwszy sobie, że nie mieli pętelki z guzikiem na ramieniu; litewscy zaś nosili na lewym ramieniu: usarze złotą pętelkę sznurkową z guzikiem złotym, petyhorcy srebrną pętelkę z guzikiem takimże, z czego ich korończykowie przez szyderstwo nazwali "pętelkami". A tak wstydząc się Litwini tego przydomku sobie nadanego, podobieństwo do pewnej rzeczy białogłowskiej mającego, w lat kilka i oni pętelki poodrzucali.

Mundury tedy stały się równe u koronnych i litewskich i były zaszczytem u obojga narodów, dystyngwującym żołnierza od obywatela. Tak sobie poradzili towarzystwo, czyli raczej hetman wielki litewski poradził towarzystwu, żeby cześć swoją odbierało.

Nie dostawało jeszcze znaku dla oficjerów autoramentu polskiego, po których byliby poznawani i jako tacy czczeni. Kiedy albowiem oficjer autoramentu cudzoziemskiego przechodził wedle szyldwacha stojącego na warcie, szyldwach spojrzawszy na jego szpadę przy boku i ujrzawszy przy gifesie wiszący temblak jedwabny, srebrem przerabiany, z kutasem takimże (który znak po francusku nazywał się pour tepe, po niemiecku feldceich, a ja po polsku chrzcę go namiecznikiem albo oręźcem), natychmiast poznał przechodzącego być oficjerem i prezentował przed nim broń, czyli jak wtenczas mówiono, skwerował, to jest brał z ramienia lub od nogi karabin i trzymał przed sobą wpół chłopa, poki oficjer nie przeszedł. Gdy zaś przechodził oficjer, choćby największy, autoramentu polskiego, nie skwerował przed nim szyldwach, nie widzący przy jego szabli znaku pomienionego oficjerskiego, prócz którego nie był inny żaden pewny, bo towarzysz prosty, kiedy był majętny, tak suty od galonów i innych szamerunków złotych lub srebrnych podług mody krajowej zawalił na siebie mundur jak jego porucznik albo pułkownik. Za czym nie chcąc być upośledzeni w tej czci oficjerowie autoramentu polskiego, przejęli od oficjerów cudzoziemskich feldceichy, czyli namieczniki, a na ostatku przejęli i szarfy, którymi się bądź w służbie, bądź nie w służbie, byle w znacznej kompanii, opasywali, sadząc się na jak bogatsze i kapiące srebrem, żeby ich, znakami oficjerskimi zewsząd ozdobionych, lepiej szanowano.

Zdaje mi się, żem już wszystko opisał, com widział i wiedział o znakach poważnych, usarskich i pancernych w Koronie; należy mi oddzielić to dla Litwy, czym się jej znaki usarskie od usarskich koronnych różniły. Ta zaś różnica na małej zawisła rzeczy: koronni usarze na plecach nosili skórę lamparta, jako się w swoim miejscu napisało, litewscy usarze nie nosili lampartów, tylko do lewego boku, siedząc na koniu, przypasowali wielkie skrzydło z strusich piór robione, zasłaniające cały bok konia i nogę jeźdźca od pasa aż do kostek, co dotychczas w herbie litewskim na pieniądzach i pieczęciach publicznych lepiej niż w opisaniu rozeznać możno. Sadzili się zaś tak na ozdobę pomienionego skrzydła, jak koronni na ozdobę lamparta. Petyhorscy litewscy nie mieli żadnej odmiany od pancernych koronnych. I to także do powagi należy, iż towarzysz nie mógł być karany żadną karą cielesną, tylko aresztem i ujmą lafy, a za ciężkie wykroczenie odsądzeniem od regestru i wytrąbieniem z wojska. Ta ostatnia kara kogo potkała, wyrażała się tym terminem: stanęła na nim trąba. Areszt był dwojaki: wolny i niewolny; wolny areszt, kiedy mógł wychodzić z stancji, ale bez broni; niewolny, kiedy musiał siedzieć w niej, nie wychodząc za próg i wtenczas był pod wartą [brak końca zdania]

O znakach lekkich

Lekkimi znakami, czyli chorągwiami, nazywali jazdę polskiego autoramentu, nie używającą żadnej zbroi ani pancerza. Składała się ta jazda, tak jak usarska i pancerna, z towarzystwa i pocztowych. Broń towarzysza była: szabla, pistolety i dzida z małą kitajkową chorągiewką; ubiór: kontusz, żupan, pas, a na tym szarawary, na głowie czapka z barankiem siwym albo czarnym. Broń pocztowego: karabin, pistolety i szabla; ubiór: katanka do kolan krótka, żupan, pas, szarawary, na głowie czapka z baranem czarnym, dwa razy tak wysokim jak u towarzysza; oprócz którego odzienia, przestronnym krojem robionego, od słoty i zimna pocztowy miał płaszcz, towarzysz zaś jeden płaszcz, drugi opończą, inny burkę, jak się któremu podobało i na co którego stać mogło; długi albowiem czas i lekkich znaków towarzystwo nie używało mundurów, wyjąwszy pocztów, których już zaznałem w mundurach. Prędzej atoli daleko lekkie towarzystwo wzięli mundury - niżeli usarscy i pancerni. Kolor mundurów lekkich znaków był niemal jeden w Koronie i Litwie: żupan siarkowy, kontusz albo katanka błękitne z wyłogami żupanowymi.

Różniły się chorągwie jasnością lub ciemnością większą lub mniejszą, jedne od drugich, pomienionych kolorów. A nawet pod jedną chorągwią bywała pstrokacizna, albowiem iż takowe kolory z natury swojej prędko pełzną, przy tym nie będąc mundury z jednego postawu krajane, ale każdy towarzysz, sprawując sobie i pocztowemu swemu mundur podług upodobania i potrzeby, tyle się różnił jeden od drugiego, ile na jednym nowszy, na drugim wytarłszy znajdował się mundur.

Pod te znaki nie dobierano na towarzystwo koniecznie samej szlachty; wolno tu było być towarzyszem i nieszlachcicowi, i Tatarowi; dlatego też wielu tu bardzo służyło Tatarów. Wielu jednak znajdowało się i szlachty chudych pachołków, których fortuna pod znakami usarskimi i pancernymi pomieścić nie raczyła, a którzy mając gust być żołnierzami, nie lubili jednak zostawać pod rygorem cudzoziemskiego autoramentu, w regimentach zachowanym. Nie zważano także na urodę; mógł pod tymi znakami służeć i stać w szyku garbaty i jednooki.

Płaca rocznie na towarzysza i szeregowego tudzież dwa konie była sześćset złotych, z których musiał wszelkie potrzeby swoje i szeregowego opatrywać. Była to płaca dosyć szczupła; w głębokim atoli pokoju, ile przy leżach nieodmiennych, w pastwiska i żywność obfitujących, dosyć wystarczająca. Byle się towarzysz skromnie obchodził i nie doznał upadku w koniach, mógł się dobrze trzymać, osobliwie, który umiał handlować końmi albo był zręczny do myślistwa. Takowy, szczując i strzelając lisy, okrył nimi grzbiet albo skórki przedając Żydom, nazbierał na suknią, zające zaś, sarny, kuropatwy i inną rozmaitą zwierzynę stołową jednę do swojej kuchni adresując, drugą sąsiadom szlachcie podarunkiem rozsyłając, wypasał konie wet za wet darowanym owse...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin