Steven Saylor-Roma Sub Rosa - 02 - Dom westalek.pdf

(1666 KB) Pobierz
804162616.004.png
STEVEN SAYLOR
Cykl ROMA SUB ROSA

tom 2
D OM WESTALEK
Księgozbiór DiGG
2012
804162616.005.png 804162616.006.png
PRZEDMOWA
ostać Gordianusa Poszukiwacza, detektywa ze starożytnego Rzymu, została
wprowadzona w
P
Rzymskiej krwi,
pierwszej z cyklu kilku powieści, który później
zatytułowałem „Roma sub rosa”.
Rzymska krew
osadzona jest w realiach roku 80 p.n.e., po krwawej wojnie
domowej, w wyniku której dyktator Sulla został tymczasowym panem Rzymu.
Powieść opowiada o procesie, w którym młody orator Cycero po raz pierwszy
zabłysnął jako prawnik, broniąc człowieka oskarżonego o ojcobójstwo. To właśnie
Gordianusa, wówczas trzydziestoletniego mężczyznę o szczególnym talencie do
wygrzebywania na światło dzienne ludzkich brudnych sekretów, początkujący
adwokat wezwał do pomocy przy szukaniu prawdy.
Akcja następnej powieści,
toczy się w 72 r. p.n.e., podczas
buntu niewolników pod wodzą Spartakusa. Tak więc między obiema pozycjami
mamy ośmioletnią „białą plamę” w karierze Gordianusa. Zaciekawieni czytelnicy
zasypywali autora pytaniami o poczynania bohatera w tych „brakujących” latach.
Odpowiedź, przynajmniej częściową, znajdą oni w tej książce. Chronologicznie
powinna ukazać się jako druga w cyklu, opisuje bowiem śledztwa prowadzone
przez Gordianusa w owym czasie. I tu nie zabraknie zbrodni, porwań, tajemniczych
zniknięć, egzekucji, świętokradztw, fałszowania testamentów, zwykłych kradzieży i
upiornych historii.
W kilku opowiadaniach przewija się postać Ekona, niemego chłopca, którego
bohater poznał w
Ramiona Nemezis,
Spotykamy też Bethesdę, nałożnicę pochodzenia
egipsko-żydowskiego, która również wykazuje się zdolnościami detektywi-
stycznymi. Jedno z opowiadań mówi o tym, w jaki sposób Gordianus zyskał swego
wiernego ochroniarza Belbona, w innym poznajemy najwcześniejsze jego przygody
jako młodzieńca-obieżyświata w Aleksandrii. Ważne role odgrywają Cycero i
Katylina, a tuż za kulisami akcji czujemy obecność Marka Krassusa i młodego
Juliusza Cezara. Dowiemy się też, jakie źródło miała przyjaźń Gordianusa z jego
dobroczyńcą, patrycjuszem Lucjuszem Klaudiuszem. Gospodarstwo w Etrurii, które
Poszukiwacz odwiedza w
Rzymskiej krwi.
Królu pszczół i miodzie
, jest tą samą posiadłością, którą
miał później odziedziczyć po Lucjuszu w
Zagadce Katyliny.
Podobnie willa na
Palatynie z opowiadań
Zniknięcie srebra Saturnaliów
i
Kot z Aleksandrii
kiedyś
będzie należała do niego.
Opowiadania ułożone są w porządku chronologicznym. Czytelnicy, którzy cenią
historię na równi z sensacją, znajdą na końcu książki szczegółowe kalendarium oraz
kilka uwag na temat źródeł historycznych.
804162616.007.png 804162616.001.png
ŚMIERĆ NOSI MASKĘ
- C
zy to znaczy, że jeszcze nigdy nie oglądałeś żadnej sztuki? - spytałem.
Spojrzał na mnie swoimi wielkimi brązowymi oczami i potrząsnął głową.
- Nigdy nie śmiałeś się z kłótni pary ofermowatych niewolników? Nigdy nie
mdlałeś na widok młodziutkiej bohaterki uprowadzonej przez piratów? Nie
czułeś tego dreszczyku emocji, kiedy okazywało się, że nasz bohater jest
spadkobiercą olbrzymiej fortuny?
Oczy Ekona zrobiły się jeszcze większe i potrząsnął głową jeszcze
gwałtowniej.
- W takim razie musimy to naprawić - powiedziałem. - I to jeszcze dzisiaj!
Działo się to w idy wrześniowe. Jesienny dzień był tak piękny. Bogowie
chyba nigdy dotąd nie stworzyli tak pięknego jesiennego dnia. Słońce słało
ciepłe promienie na wąskie uliczki i szemrzące fontanny; znad Tybru
dolatywał lekki wietrzyk, przyjemnie chłodząc siedem wzgórz miasta; niebo
było jak misa najczystszego lazuru, bez najmniejszej chmurki. Był to dwunasty
z szesnastu dni wyznaczonych na doroczne obchody święta Rzymu,
najstarszego w historii miasta. Kto wie, czy to nie sam Jowisz zarządził, by
pogoda była tak doskonała; przecież święto odbywało się na jego cześć.
Dla Ekona ten czas okazał się nieskończonym pasmem fascynujących odkryć.
Pierwszy raz w życiu zobaczył wyścig rydwanów w Circus Maximus, walki
zapaśników i bokserów na miejskich placach; zjadł też pierwszy w swoim
życiu cielęcy móżdżek z migdałową kiełbaską z ulicznego straganu. Wyścigi
ogromnie go podekscytowały, głównie ze względu na konie; był oczarowany
ich pięknem. Pięściarze za to szybko go znudzili, widział bowiem w swym
życiu już niejedną uliczną bójkę. Kiełbaska zaś wyraźnie mu nie posłużyła,
choć niewykluczone, że wina leżała po stronie zielonych jabłek smażonych z
korzennymi przyprawami, na które skusił się tuż po niej.
Minęły już cztery miesiące od chwili, kiedy uratowałem Ekona z rąk zgrai
chłopaków ścigających go z kijami i okrutnymi szyderstwami na ustach po
zakamarkach Subury. Niewiele jeszcze wtedy o nim wiedziałem; poznałem go
tylko przelotnie tamtej wiosny, kiedy prowadziłem śledztwo dla Cycerona.
Owdowiała matka zdecydowała się, najwyraźniej w akcie desperacji, porzucić
małego Ekona, pozostawiając go własnemu losowi. Czyż mogłem nie zabrać go
do siebie?
Od razu uderzyła mnie w nim jego niezwykła, jak na dziesięcioletniego
chłopca, mądrość. Wiedziałem, w jakim jest wieku, ponieważ zapytany o to,
804162616.002.png
pokazywał dziesięć palców. Nie był niemową od urodzenia, lecz został nim w
wyniku przebytej choroby - tej samej, która wcześniej zabrała jego ojca. Eko
miał bardzo dobry słuch, potrafił też liczyć, ale jego język pozostawał
bezużyteczny. Początkowo jego niezdolność mówienia stanowiła dla nas obu
olbrzymią przeszkodę. Eko jest na pewno zdolnym mimem, jednak gestami nie
da się przekazać wszystkiego. Ktoś nauczył go alfabetu, ale chłopiec umiał
czytać i pisać tylko najprostsze słowa. Zacząłem sam go uczyć, lecz jego
niemota znacznie ograniczała postępy w nauce.
Jego praktyczna znajomość rzymskich ulic była dogłębna, ale za to bardzo
wąska. Znał tylne wejścia do wszystkich sklepów Subury i dobrze wiedział, w
którym miejscu nad Tybrem handlarze mięsa i ryb wyrzucali wieczorem
resztki towaru. Nigdy jednak nie był na Forum ani w Circus Maximus, nie
słyszał przemowy żadnego polityka (szczęściarz!) ani nie oglądał
przedstawienia w teatrze. Tego lata spędziłem wiele godzin, pokazując mu
miasto; na nowo odkrywałem wspaniałości Rzymu, patrząc na nie oczami
dziesięciolatka.
Dwunastego dnia świąt, kiedy przebiegł koło nas herold, ogłaszając, że za
godzinę zespół Kwintusa Roscjusza będzie dawać przedstawienie,
zdecydowałem, że nie możemy przegapić takiej okazji.
- Ach, trupa Roscjusza Komedianta! - powiedziałem. - Organizatorzy świąt
nie poskąpili pieniędzy. Nie ma dziś słynniejszego aktora niż Kwintus Roscjusz
ani bardziej znanej trupy aktorskiej!
Zeszliśmy z Subury na Forum, gdzie świętujące tłumy wypełniały otwarte
place. Między świątynią Jowisza a łaźnią Seniusza rozstawiono prowizoryczny
teatr. Drewnianą scenę wzniesiono na wąskiej przestrzeni między ceglanymi
murami, której resztę wypełniały rzędy ławek.
- Pewnego dnia jakiś szukający popularności wśród plebsu polityk zbuduje
pierwszy stały teatr w Rzymie - zauważyłem. - Wyobraź sobie: prawdziwy
kamienny amfiteatr w greckim stylu, niewzruszony jak świątynia!
Konserwatyści będą zbulwersowani. Nienawidzą teatru, ponieważ pochodzi z
Grecji, a według nich wszystko, co greckie, jest dekadenckie i niebezpieczne.
Dobra nasza, Ekonie! Jesteśmy na miejscu wcześnie. Powinniśmy dostać dobre
miejsca.
Porządkowy przydzielił nam siedzenia tuż przy środkowym przejściu,
zaledwie pięć rzędów od sceny. Pierwsze cztery rzędy, oddzielone od reszty
purpurowym sznurem, zarezerwowane były dla senatorów i wyższych
urzędników miejskich. Od czasu do czasu ten sam porządkowy kroczył
przejściem, prowadząc jakiegoś ważnego gościa w todze z osobami
towarzyszącymi, opuszczał sznur i z szacunkiem wskazywał miejsca. Kiedy
widownia z wolna się zapełniała, pokazywałem Ekonowi poszczególne
elementy tego prowizorycznego teatru. Niewielka wolna przestrzeń przed
804162616.003.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin