Mazo De La Roche:
Rodzina Whiteoaków:
Tom dziewiąty:
Fortuna Fincha
Tytuł oryginału:
WhiteoakS FAMILY
Tytuł tomu w oryginale:
Finch S FORTUNĘ
Mazo de la Roche
Tłumaczyła Halina Gadek
KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZAPOZNAŃ 1990.
Opracowanie graficzne:
JACEK PIETRZYŃSKl
Redaktor:
JACEK RATAJCZAK
Redaktor techniczny:
ALOJZY CZEKAŁA
Korekta:
JADWIGA SUCHOŃ
OOOdS
Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza Poznań 1990
ISBN 83-03-03238-0
Wydanie oparto na przekładzie HaYny Gadek Wydawnictwo "Dobra Ksiąa"Wrocław Katowice 1948
OB
wa
Kr.nowuAgencjaWydawnicza Poznań, ul.
Palacza 87a.
WydanieIV.
Nakład 90.
000 + 350 egz.
Ark.
wyd.
17.Ark.
druk.
17,5.
Oddano do składu we wrześniu 1989 r.
Druk ukończono
w listopadzie 1990 r.
Drukowano napapierze offsetowym III 70 gszerokość roli 61 cm.
Skład i druk; ZakładyGraficzne wPoznaniu ul.
Wawrzyniaka 39.
70906/89
I. Wujowie ibratankowie
Mikołaj i Ernest pili razem popołudniową herbatę w pokojuErnesta.
Ernest miał wrażenie, że mu grozi przeziębienieiobawiał się przeciągów w hallu.
Kazał więc podać podwieczorek do swojego pokoju i zaproponował Mikołajowi, żeby mu dotrzymywał towarzystwa.
Siedzieli przy kominku,w którym palił się ogień.
Między nimi stał stolik z zastawą do herbaty.
U stópErnesta leżał nieodłączny kot,u stóp Mikołaja drzemałjamnik.
Bracia rozmawiali oswoich ulubieńcach.
Jest bez humoru zauważyłMikołaj, spoglądając na Nipa wcale nie służył.
Ernest spojrzał krytycznie na pieska.
Za mało ruchu używa.
Nie puszczaszgo od siebie.
Tyje.
Jestniemrawy.
A tycie jest najgorsze dla jamników.
Ile ma lat?
Siedem.
To najpiękniejszy wiekdla jamników.
Wcale nie uważam,żeby byłgruby.
Leżałbokiem i dlategorobi wrażenie grubego.
To jest brak ruchu upierał się Ernest spójrz na Saszę.
Ma czternaście lat.
Ajest zwinna i lekka.
Całe godzinyspędza pozadomem.
Nie dalej jak wczoraj przyniosła ze stajni mysz, którą siępotembawiła.
Schylił się i pogładził jedwabistą sierść kota.
Mikołajodparłbez entuzjazmu:
To jest właśnietakie nieprzyjemnew kotach: za myszą pójdąna koniec świata i miewają okropne romanse.
Sasza nie miewa okropnych romansówobraził sięErnest.
A tenjej ostatni kociak?
Nie byłow tym nic okropnego.
Owszem.
Okociła się twoimłóżku.
Ernest czuł,że narasta w nim gniew, a gniew działał szkodliwiena trawienie.
Wspomnienie tego ranka,w którym Sasza miaucząctriumfalnie okociła się w jego łóżku,zdenerwowało go.
Przemógł się,żeby powiedzieć obojętnie:.
Nie wiem, co ma wspólnego kociak Saszy z tym, że Nip tyje.
Mikołaj wdrobił ostatni kawałek rogalika do herbaty.
Teraz podniósłgo do ust na łyżce i połknąłmomentalnie.
Dlaczego to robił?
zastanawiałsię Ernest.
Jak często irytowali się obydwajnamatkę zato brzydkie przyzwyczajenie!
A teraz Mikołaj robił tosamo!
Imiał teżtaką minę.
Jego usta podopadającymi, siwymi wąsamimiałyten samnawpół wesoły, na wpół bezwstydny grymas.
Ernest zauważał wielokrotnie u brata te skłonności do naśladowania ich matki.
Trwałoto odjej śmierci, to jest od półtora roku, idrażniło Ernesta.
Bo co innegowidzieć starą,bardzo starą przeszłostuletnią kobietą (chociażfaktyczniewyglądała znacznie młodziej), maczającą bulki w herbacie,a co innego spoglądać na barczystego mężczyznę, posiadającego conajmniej tuzin własnych zdrowych zębów, który zabawiał się w tensam sposób.
Gdybytylko Mikołaj chciał naśladować zalety mamy a miała ich tak wiele ale nie, właśnie to, co krytykował najbardziejza jej życia,służyło mu teraz za wzór.
I tak byłojuż dosyć podobieństwa kosmate brwi, długi nos Courtów by wzbudzać wErneście
dziwneuczucie zapadania się.
Spojrzał na starszego brata z surowością, którą pokrywał to, co
było niemalbólem.
Niewiesz rzekł że to jest bardzo szkodliwe dla ciebie?
Muszę torobić mruknąłMikołaj zęby zaczynają misię
kiwać.
Bzdury glos Ernesta brzmiał szorstko widziałem, jak
jadłeś wczoraj twardąsarninę z wielkimapetytem.
Połykałem całe kawałki.
A dzisiajrano ochrupałeś miętówkę.
Ale przednimizębami rzekł, podnosząc do ust filiżankę i spoglądając bezczelnie bratu w oczy, gdyż wiedział, do czego zmierzał.
Bylijuż po siedemdziesiątce,ale cień matki wciąż jeszcze panowałnad nimi.
Płatkiśniegu fruwały w powietrzu i padałyna szyby.
Całydom był pogrążony w śniegu.
Ciężkiezwały leżały na dachu.
Ten śniegodgraniczał ich od światai zamykałw pokoju razem z cieniem matki.
Żarzący węgiel wypadłz kominka i potoczył sięna dywan.
Ernestkopnął go, chwycił w szczypce i wrzucił z powrotem doognia.
Czujnypiesekodskoczył przerażony, aleSasza przeciągnęła się tylko leniwie.
Ernest pogłaskał ją.
Ogromnie dba o ciebiepowiedział Mikołaj toleruje cię
tylko dlatego, bo jesteś jej niewolnikiem.
Sasza, Sasza szepnął Ernest, gładząc swoją ulubienicę.
Będziesz miał sierśćna palcach.
Weź ten kawałek keksu.
Nie, ona nie linieje potarł palce ani jednego wioska.
Nie,ty zjedzkeks; lepiej żebym niejadł.
Mimo tospoglądał łakomie na kawałek keksu.
podczas gdy Mikołaj odziedziczył pomatce jej zewnętrzny wygląd, rozwiązły język i sporą dozę uporu,Ernest posiadał tylko jejwielki apetyt, aleniestety nie miał jejdoskonałego żołądka.
Było pięć kawałków ciasta na tacce: dwa kawałki placka,dwapiękne rogale ijeden gruby kawałekkeksu.
Został tylko keks.
A dlaczego tylko jeden kawałek?
dziwił się Ernest.
To byłobardzoniewłaściwe ze stronyWragge'a.
Jakby chciał rzucić cieńna ich porępodwieczorku.
Było coś bardzo złośliwego, a nawet podejrzanegow służącym Wragge'u.
Jeden kawałek keksu dla dwóchstarszychpanów.
zaiste bardzodziwne.
Nie, dziękuję rzekł Mikołaj wycierając usta i odstawiającfiliżankę to niezdrowe dla mnie.
Za tłuste.
Zjedz sam.
To jest raczejdziwnepowiedział Ernest, starając się wyeliminować z głosu nutę rozdrażnienia że przyniósł jeden kawałekkeksu;
Zapytajgo, dlaczego to uczynił.
W każdym razie ja mam dosyć.
Zjesz połowę?
Może Wragge uważa, żenam wystarczy po pólkawałka.
Nie zażywamy wieleruchu.
W takim razie powinien był sam przekrajać na dwie części.
Śmieszny 7 ciebie człowiek, Ernie.
Ernest uśmiechnął się i podzielił keks na dwie części.
Sam jadłpowoli, rozkoszując się każdym kawałkiem, ale Mikołaj włożyłwszystko do ust.
Tenkot podrze ci fotel w drobnestrzępy.
Spójrz, co wyrabiaPiżmami.
Prosiłbym cię, żebyś kazał zejść Nipowi z mojego łóżka.
LeżyOi mojej nowej pierzynie.
Może ma pchły.
- Aleniebędzie miałszczeniąt w każdym razie w twoimłóżku.
Ernest rzekł podniesionym głosem:
- Proszę cię, każ mu zejść!
Mikołaj zawołał:
Weź pająka, weź pająka!
Nip!
Jamnik uniósł mordkę i rozejrzał się sceptycznie, nie ruszającsię z łóżka.
Nie ma celu rzekł Mikołaj.
Spróbuj z kotami.
Kota!
wrzasnąłMikołaj kota, kota!
Nip tolerował Saszę, aleinnych nie mógł znieść.
Pobudzony donajwiększej furiizeskoczyłz łóżka na fotel stojący przy oknie.
Wyciągnąłmordkę, starając się dostrzec coś przezzaśnieżone szyby.
Spostrzegł, a może zdawało musię, że spostrzegł na dziedzińcu jakąśczarną plamę.
Zaczął bić w szybę.
Zeskoczył z okna, dopadł do drzwi.
Zaczął piszczeć przeraźliwiei skrobaćpazurami.
Mikołaj wstał i podszedł ociężałym krokiem do drzwi.
Pies wypadł na korytarz i jak
strzała zbiegł ze schodów.
Bracia usłyszeli,jak zatrzasnęły się frontowe drzwi.
Ktoś wypuścił psa.
Nadsłuchiwaliuważnie zastanawiając się, czy uczynił to ktośprzechodzący przez hali, czy ktoś wracający do domu.
W te długiezimowe popołudnia, kiedy zmrok zapadał tak wcześnie, wyjściai powroty młodszych członków rodziny były źródłem wielkiego zainteresowania.
Usłyszeli mocne kroki, stąpające po schodach i Mikołaj, stojący
w drzwiach, spojrzał zuznaniem na zbliżającąsię postać.
Był tonajstarszy z ich pięciubratanków Renny Whiteoak a przyszedłowiany tak mroźnym powietrzem, iż Ernestwyciągając obie ręce
zawołał:
Proszę cię, Renny,nie zbliżaj się do mnie.
Grozi mi znowu
przeziębienie.
To niedobrze.
Przeszedł przez pokój,zostawiając dwaśnieżne ślady stópna
dywanie istanąłpo drugiej stroniekominka.
Spojrzał serdecznie na
swoich wujów.
Gdziesię przeziębiłeś, wuju Erneście?
Nie powiedziałem, że się przeziębiłem- odrzekł Ernest poirytowany m tonemale,że mi grozi przeziębienie.
Powinieneś napić sięrumuz gorącą wodą.
Powiedziałem mu to samo rzekł Mikołaj, siadając w fotelu,który zatrzeszczał pod nim ale on więcej myśli o swoim trawieniu,
jak o zdrowiu.
Mój żołądek tomoje zdrowie odpalił Ernest aletonie
jestciekawy temat.
Czy to ty wypuściłeś Nipa?
Tak.
I gdybyście widzieli, jak ganiał po śniegu za kotem
ażpiszczał!
Mikołaj uśmiechnął sięwyrozumiale.
8
Tak, aErnest mówił właśnie, że się roztył i że jestniemrawy.
Jesteś po herbatce?
zapytał Ernest.
Tak, piłem w kantorku.
Miałsię urodzić nowy źrebaki chciałem go zobaczyć.
I jak się powiodło?
Wspaniale.
Nigdy dotychczas nieposzło Córze tak dobrze.
Jest strasznie dumna ze swego źrebaka.
I gdy byłem teraz uniej,starała się opowiedzieć mi o tym wszystkim.
Przestała obwąchiwaćswoje małe,zaczęła przewracać domnieoczyma, jakby chciała wołać:
"Ho ho ho ho!
".
I Rennypoczął naśladować rżenie konia.
Wujowie spojrzeli na niego poprzez trzydzieści pięć lat dzielących ich od bratanka z wyrozumiałym rozbawieniem i zachwytem,który wzbudzał w nich zawsze.
Był tak niepodobny do nich, gdy byliw jego wieku.
Byli kiedyś wielbicielami koni,ale nainny sposób.
Mieszkali w tym czasie w Anglii i nie opuszczali nigdy wyścigów.
Mikołaj miał wspaniałekonie podwierzch, ale spędzić zimowe popołudnie wstajni, by pocieszać klacz,która spełniałaswój obowiązek,byłoby dlanich wstrętne.
Widzieli goteraz znużonego, w szerokimubraniu, ciężkich butach, na których tajałśnieg, z czerwonymi, spracowanymi rękami, które ogrzewał przyogniu, z rdzawą czupryną,która ułożyła się w czub nad ogorzałą twarzą.
Widzielitę twarzzmęczoną, namiętną, o pięknych, ostrychrysach, których intensywność pogłębiały płomienie ognia swoim mocnym blaskiem.
To bardzo dobra nowina rzekł Mikołaj.
A może jednak napijeszsię herbaty?
Nie, dziękuję.
Ragsprzyniósł mi grzanki z masłem i całyimbryk herbaty do kantorka.
Ernest pomyślał okantorkuw kącie stajni, starym, dębowymbiurku, w którym były przechowywane wszystkie końskie rodowody,zaległe rachunki za weterynarza, wycinki z gazet, dotyczące wyścigówkonnych i zawodówhipicznych; notatki o sprzedaży i kupnie koni.
Pomyślał o barwnych litografiachna ścianie i o fotografiach sławnychkoni, o chłodzie i przeciągach w kantorku, o nędznym, niewygodnymurządzeniu.
Przeszedłgo dreszcz.
Wiedział, że Renny zjadł grzankiipopił jegorzką herbatą z największym apetytem.
Dziwny chłop!
Aleteżwspaniały chłop.
Krzepki i krewki.
"Prawdziwy okaz Courta",jak mawiała jego babka,która także była "prawdziwym okazemCourtów".
Byli rodziną gloryfikującą swoje błędy pod błyszczącymichorągiewkami tradycji.
Renny usiadł i zapalił papierosa.
Mikołaj wyjąłfajkę.
Nikłe dźwięki fortepianu przedostawały się do pokoju.
Rennyodwróciłgłowę,jakbynasłuchując, anastępnie odezwał się z pewnym zakłopotaniem:
Zbliżają się jego urodziny, mam na myśli Fincha a potemspoglądając prosto w ogień, dodał kończy dwadzieścia jeden lat.
Ernest rzekł ciepłym tonem:
Tak, tak.
Uciekło mi to zupełnie z pamięci.
Jak tenczas leci!
Naturalnie, kończy dwadzieścia jeden lat.
A człowiekma wrażenie,że jeszcze wczoraj był maleńkim chłopcem, że nie takdawno temu
urodził się.
Urodził się w czepku mruknął Mikołaj szczęśliwy
chłopak.
Kto się urodził w czepku, tennie utonie, nigdy; ale poza tym
czepek nie przynosi szczególnego szczęścia zaprzeczył nerwowo
Ernest.
Wcale nie.
To szczęście na całej linii.
Mamy chyba tegodowód.
Mikołaj niestarał się ukryć nutyrozgoryczenia, która brzmiaław jegogłosie.
Od chwili przeczytania testamentu matki gorycz nawiedzała go w pewnych odstępach czasu.
Nie trzeba mu było przypominać daty pełnoletności Fincha .
Tendzień miałbyć najpiękniejszymw życiu chłopca, ale dla niegobył przypomnieniemzawiedzionych
nadziei.
Ha, dorwie się do swoich pieniędzy rzekł.
Ernest myślał: Powinniśmyustosunkować się sympatycznie dotych urodzin.
Nie powinniśmy robić wrażenia niechętnych i zawiedzionych.
AleMikołaj jest takim egoistą.
Tak postępuje, jak gdybybył przekonany, że mama mu zostawi te pieniądze, a tymczasem byłobardziej prawdopodobne, że ja je odziedziczę.
Albo Renny.
Byłemnawet przygotowany na to, że Rennyje otrzyma.
Trzeba koniecznie powiedział głośno wyprawić mu urodziny.
Może zaprosić kolegów, przyjaciół?
Dla niego Finch był wciąż jeszcze małym chłopcem.
Uważam, że stotysięcy todostateczne uczczenie pełnoletności mruknął Mikołaj.
Renny, pomijając ostatnią uwagę Mikołaja milczeniem, zwróciłsię
do Ernesta:
...
Adrianka_KaGie