Koontz Dean - Maska.pdf

(806 KB) Pobierz
689866241 UNPDF
DEAN R. KOONTZ
M ASKA
( PRZEŁOŻYŁA H ANNA M ILEWSKA )
SCAN- DAL
689866241.002.png
Książkę tę dedykuję Willi i Dave’owi Robertsom
oraz Carol i Donowi McQuinnom,
którzy nie mają żadnych wad
oprócz tej jednej: mieszkają zbyt daleko od nas.
689866241.003.png
Pieśń na jej dwakroć smutną śmierć,
bo zgasła nazbyt wcześnie.
EDGAR ALLAN POE „Leonora”
(przeł. Roman Klewin)
Dużo Szaleństwa, więcej Grzechu,
I Groza - sztuki treść.
EDGAR ALLAN POE „Robak Zdobywca”
(przeł. Barbara Beaupré)
Wielki strach cofa nas do zachowań z dzieciństwa.
CHAZAL
689866241.004.png
PROLOG
Laura robiła wiosenne porządki w piwnicy. Nienawidziła każdej chwili tu spędzonej.
Nie, żeby nie lubiła pracować; z natury była pracowita, i najlepiej się czuła, gdy miała coś do
zrobienia. Ale bała się piwnicy.
Przede wszystkim panował tu mrok. Cztery wąskie okna, osadzone wysoko w murze,
były niewiele większe niż otwory strzelnicze, a pokryte kurzem szyby przepuszczały słaby,
kredowy blask. Nawet po zapaleniu kilku lamp duże pomieszczenie pozostawało pogrążone w
półmroku, jakby w obawie przed całkowitym odarciem go z szat. Migotliwe bursztynowe
światło odsłaniało wilgotne kamienne ściany i potężny piec węglowy, wygaszony w to
piękne, ciepłe majowe popołudnie. Na długich półkach, jednej nad drugą, stały słoiki z
domowymi przetworami z owoców i warzyw. W rogach czaiła się ciemność, a z niskiego
belkowanego stropu cienie zwieszały się jak długie sztandary z żałobnej krepy.
Unosił się tu zawsze nieprzyjemny stęchły zapach, tracący wapienną jaskinią. Wiosną
i latem, przy wysokiej wilgotności, w rogach pojawiała się szarozielona pleśń, odrażająca jak
świerzb, obramowana setkami maleńkich białych zarodników. Jej obecność była
specyficznym i niezbyt przyjemnym elementem piwnicznej atmosfery.
Jednak nie mrok, przykry zapach czy grzyb budził w Laurze największy lęk; jego
przyczyną były pająki. Tu miały swoje królestwo. Niektóre były małe, brązowe i szybkie,
inne szare, w odcieniu węgla drzewnego - nieco większe, ale poruszające się tak samo
zwinnie, oraz te największe – niebieskoczarne olbrzymy, prawie tak duże jak kciuk Laury.
Kiedy wycierała kurz i pajęczyny ze słoików, stale czujna i wystraszona, narastała w
niej złość na matkę. Mama lub ciocia Rachael same mogły zrobić porządki na dole, a jej
zlecić sprzątanie pokoi. Ale mama wiedziała, że Laura boi się piwnicy, i w ten sposób chciała
ją ukarać. Była przecież w jednym z tych swoich strasznych nastrojów, mrocznych jak
chmury burzowe. Laura wiedziała już coś na ten temat. Zdarzało się to coraz częściej. A
kiedy mamę ogarniał ten nastrój, była zupełnie inną osobą niż zwykle. Laura ją kochała, ale
nie wtedy, gdy stawała się zapalczywą, nikczemną, pełną nienawiści kobietą, która posyłała ją
do piwnicy, gdzie były pająki.
Odkurzała słoiki brzoskwiń, gruszek, pomidorów, buraków i fasoli, drżąc przed
nieoczekiwanym pojawieniem się pająka, marząc, by jak najszybciej dorosnąć, wyjść za mąż i
usamodzielnić się, gdy dobiegł ją nagły ostry dźwięk, który przeszył wilgotne powietrze
piwnicy. Brzmiał jak odległy rozpaczliwy lament jakiegoś egzotycznego ptaka. Przerwała
689866241.005.png
pracę, podniosła wzrok na ciemny sufit i nasłuchiwała dziwnego pohukiwania dochodzącego
z góry. Po chwili uświadomiła sobie, że to pełen trwogi głos cioci Rachael.
Tam, na piętrze, coś spadło i się rozbiło. Jeśli to waza z pawiem, mama będzie w
wyjątkowo wstrętnym nastroju przez kilka dni.
Laura ruszyła w stronę piwnicznych schodów, gdy nagle zatrzymał ją krzyk mamy, w
którym można było wyczuć grozę.
Usłyszała odgłos kroków w salonie, ktoś biegł do frontowych drzwi, które otwarły się,
wydając znajomy odgłos, a potem zatrzasnęły. Rachael była teraz na zewnątrz i krzyczała, i
choć nie można było zrozumieć słów, wyraźnie słyszało się strach.
Laura poczuła dym.
Zaczęła wspinać się na schody i u ich szczytu ujrzała blade języki ognia. Dym nie był
jeszcze gęsty, ale miał ostry kwaśny odór.
Fala żaru zmusiła ją do zmrużenia oczu, ale zdołała dotrzeć do kuchni. Ściana ognia
nie była jednolita - istniała wąska droga ucieczki, korytarz chłodnego bezpieczeństwa, a na
jego odległym końcu - boczne drzwi na ganek.
Podniosła długą spódnicę i owinęła ją ciasno wokół bioder i ud, zbierając materiał
obiema rękami, aby uchronić ją przed płomieniami. Ostrożnie skierowała się w stronę drzwi,
ale zanim zdołała je otworzyć, kuchnię ogarnął żółtoniebieski ogień. Nie było już którędy
uciekać.
Pod wpływem gorąca zaczęły pękać szyby w oknach, a wpadające przez nie powietrze
gwałtownie zmieniło kierunek ognia, który zaatakował Laurę. Przerażona, zrobiła krok do
tyłu, potknęła się i bezskutecznie szukając dłonią poręczy, runęła w dół i uderzyła głową o
kamienną posadzkę piwnicy.
Powoli powracała jej świadomość, jak tonącemu przywracanemu do życia. Kiedy
miała pewność, że czuje się dostatecznie silna, wstała. Ból promieniował od czubka głowy.
Podniosła rękę do brwi. Wyczuła strużkę krwi i niewielkie otarcie. Była oszołomiona i
przestraszona.
Kiedy leżała nieprzytomna, ogień rozprzestrzenił się na podest u szczytu schodów i
spełzał na pierwszy stopień.
Straciła ostrość widzenia. Schody i ogień tworzyły rozmazaną plamę pomarańczowej
mgły, wśród której nadciągały dymne duchy. Wyciągały długie ramiona, jak gdyby chciały
objąć Laurę.
- Na pomoc! - zawołała, przykładając dłonie do ust.
Nikt nie odpowiedział.
689866241.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin