Boże wychowanie_V.doc

(215 KB) Pobierz

V

ROK 1985

LXXXV ROZMOWA — O Ojczyźnie ojczyzn: Taką służbą pragnąłem cię uszczęśliwić

5 II 1985 r., wtorek, Warszawa

— Mój Przyjacielu, oddaję Ci klucze od wszystkich bram i furtek mojej twierdzy zawierzenia. Proszę Cię też, abyś objął dowodzenie jej obroną. Daj mi swoją wolę, Panie, aby mną kierowała, bo moja jest nieprzydatna, chwiejna i słaba.

Powiedz, Panie, czy ja u Ciebie spotkam tę żywą Polskę, za którą tak tęsknię? Ty wiesz, że „rozkleiły" mnie książki, które ostatnio czytałam. Nie wiem, dlaczego ja to tak odczuwam, ale cierpię nad każdym, kto zginął, jakby to dziś było; i ten bezmiar cierpienia, ofiarności, męstwa — które jest zapomniane, wzgardzone i nic Polsce nie zyskało, ani sprawiedliwości, ani szacunku, ani zrozumienia, i wydaje się niepotrzebne — odczuwam jako straszną niesprawiedliwość i krzywdę. Dlaczego nie mogę spojrzeć na te 45 lat bezstronnie jako na przeszłość jak inni? Dlaczego nie mogę powiedzieć, że „to już minęło", a wciąż czekam na oddanie nam sprawiedliwości i każdą z tamtych śmierci przeżywam, jakbym sama umierała? Czy Ty, Panie, uważasz, że jestem normalna? I dlaczego ja tak strasznie tęsknię za nimi wszystkimi? I tak bardzo pragnę być wśród tych właśnie zamordowanych, zmarłych, poległych Polaków, a tak trudno mi znosić to obecne zło, bezprawie i nędzę ludzką. Przecież to też są Polacy, a mnie po prostu bolą swoją małością dążeń, tchórzostwem, krętactwem, chciwością i brakiem godności, charakteru, honoru. Ja nie czuję wspólnoty z nimi, a tak straszliwie mocną, silną więź z nieżyjącymi. Dlaczego?

— Moja córko. Ta silna więź, to jest miłość do Wspólnoty Polskiej — takiej, jaką ona jest w moim zamierzeniu: dojrzała do pełni człowieczeństwa. A taką jest rzeczywista, żywa twoja wielka rodzina istniejąca w moim domu, w twojej prawdziwej Ojczyźnie.

Moje królestwo, Anno, jest Ojczyzną ludzkości i jest Ojczyzną ojczyzn. Węzły miłości łączą mój świat z wami, teraz żyjącymi na ziemi. Lecz u Mnie nie ma przemijania i śmierci. Dlatego wszyscy, którzy kochali to samo co ty, łączą się z tobą w tej miłości, która w nich jest utrwalona na wieczność, oczyszczona i piękna, bo Ja sam ją przenikam.

Ze Mną są ci, którzy starali się usilnie wprowadzić w świat ludzki moje prawa: sprawiedliwość, wolność wyboru, szacunek dla godności człowieka, miłosierdzie i czynne współczucie — pomoc skrzywdzonym, słabym, bezbronnym i zniewolonym. Za te dobra i mnóstwo innych, aby je zdobyć dla wielu, a nie tylko dla waszego narodu, gotowi byli oddać trud całego życia, przyjąć cierpienie, uwięzienie i śmierć. I tak żyli, a bardzo wielu ginęło.

Wiem, że myślałaś, że byłoby to straszliwe, gdyby poza ziemią nie było Mnie. Ale jestem, Ja — wasze odniesienie, Sędzia sprawiedliwy. Dla was, córko, jestem Zmiłowaniem i Miłosierdziem, towarzyszyliście Mi bowiem, jakże licznie, w mojej drodze krzyżowej i w okrutnej śmierci. Zapewniam cię, że każdy, kto życie swoje oddaje za przyjaciół swoich — a iluż was wybierało taką śmierć — uczestniczy w mojej miłości do was i braterstwo ze Mną zawiera na wieczność.

Gdybyś uczestniczyła w moim spotkaniu chociażby z jednym z nich, wiedziałabyś, z jakim zdumieniem przyjmowali moją nieskończoną miłość ci, którzy nie czuli się jej godni lub nie spodziewali się w ogóle życia po śmierci. Miłość wasza (bezinteresowna) do każdego człowieka zanurzona jest we Mnie. Kiedy oddajecie własne życie — wszystko, co macie — dla i za innych ludzi, powtarzacie Ofiarę moją. Wtedy Ja gotów jestem przekreślić wam cały rachunek win, chociażby był ogromny. Bo miłość jest ponad wszystkie winy. Miłość dociera i łączy się z naturą Boga, odwołuje się doń. Dołącza swoją moc, wątłą, ale całkowicie wypełniającą istotę człowieka, do nieskończonej pełni miłości Boga i przylega do Niego już na zawsze w zrozumieniu i przyjaźni.

Wiem, córko, że nie możesz tego przekazać, ale wiem też, że zrozumiałaś Mnie. Kiedy ty, dziecko, włączasz się w sprawy twojego narodu, angażujesz wszystkie swoje władze duchowe, a także naturę emocjonalną, wtedy poprzez mój dar, dar zrozumienia mojego świata, bo nie tylko Mnie słyszysz, lecz i przyjaciół moich w królestwie moim, łączysz się z nimi. Dałem ci ten dar łączności duchowej, bo taką służbą pragnąłem cię uszczęśliwić; i będziesz Mi pomagała, córko, coraz lepiej. Kiedy emocje ucichną i kiedy bardziej świadoma będziesz rzeczywistości mojego świata szczęścia i miłości, nie tak będziesz reagowała. Na razie wierzyć musisz w sprawiedliwość moją, a z doświadczenia znasz tylko tę stronę cierpienia, niesprawiedliwości i krzywdy. Stąd tak bolesna reakcja. Oddaj ją Mnie i pamiętaj, że śmierci nie ma — jest życie! A życie ze Mną ma każdy z was, kto kochał braci swoich. Nieskończenie miłosierna jest miłość moja dla twoich braci, i dla was — dzięki nim.

— Dziękuję Ci, Panie. (...) Ty wiesz, że żałuję, że nie zginęłam, a jednocześnie żałuję, że tak mało dla Ciebie robię. Zawsze chciałam obu tych spraw razem.

— Wiem o tym, córko. Ale ty wiedz, że pracując dla Mnie spełniasz marzenia tych, którzy przedwcześnie żyć przestali; i oni towarzyszą ci. Udział im daję w tym, co tworzą dla Mnie żyjący, by jedną radością cieszyli się ci, co siali, i ci, co przy żniwie pracują. Dam im i większą radość, gdy przyjdzie pora, bo zabiegam o to, by szczęście ich rosło. Ty zaś przygotuj się, by ich nie zranić.

— W jaki sposób?

— Bądź bliżej Mnie.

LXXXVI ROZMOWA — W przyjaźni dzielimy się wszystkim, co mamy

5 IV 1985 r., Wielki Piątek, Warszawa

— Chcę Ci podziękować, Panie, za tę wspaniałą niespodziankę, którą przygotowałeś mi. Bardzo pragnę być dzisiaj z Tobą, chociaż wiem, że mam pisać teksty. Dziękuję Ci za ojca Kazimierza, który jest tak czuły na Twój glos. Dziękuję Ci, Jezu, mój jedyny prawdziwy Przyjacielu, za to wszystko, co dałeś mi, dajesz i dasz w przyszłości. Dziękuję za dar istnienia, za dar słyszenia Ciebie i za dar pisania słów, które mi mówisz. Teraz wiem, że ten cały ciężar życia, którego nigdy bym sama sobie nie wybrała i nie mogła przeżyć jeszcze raz, warto było znieść, bo Twoje słowa będą służyły wielu ludziom, kiedy mnie dawno tu nie będzie. I wiem, że gdybym była teologiem czy wspaniale głosiła Ciebie, nigdy nie pociągnęłabym tylu ludzi ku Tobie, ilu ich zachwycą i przyprowadzą Ci Twoje własne słowa. W nich jest Twoja miłość i siła, i nieskończona cierpliwość dla nas. Kiedy Ty mówisz, sięgasz w głąb duszy, do naszych serc i wiemy, że to jest prawda, że Ty jesteś dobrocią, łagodnością i miłosierdziem.

Dzięki Ci za to, że teraz nic się nie martwię tym, kiedy, jak i gdzie słowa Twoje zaczną wołać do ludzi o Twojej miłości, bo Ty sam się tym zajmiesz. Już się zajmujesz. Pozwól mi, Ojcze, dokończyć tę pracę, bo bardzo źle się czuję i wybacz mi, że mam czasem żal, że chcesz, żebym pisała, a równocześnie dopuszczasz ból, który to utrudnia lub uniemożliwia. Przyjmij dziś, Przyjacielu mój, wszystkie moje choroby, cierpienie fizyczne i psychiczne, wszystkie lęki i obawy o przyszłość jako mój udział — przyjaźni — w Twojej strasznej Drodze Krzyżowej. Nic innego nie umiem znaleźć. Ty wiesz, że Cię kocham pomimo wszystko. Wiem, że dlatego właśnie obdarzasz mnie tak bardzo, bo nic nie mam i sama z siebie jestem niczym, i nic nikomu dać nie mogę. Lecz z Tobą, z Tobą można dokonać wszystkiego niemożliwego, bo przez Ciebie wszystko jest łatwe i proste.

Dzięki Ci, mój umiłowany Panie (którego wciąż zdradzam, opuszczam i uciekam ku sobie, a jednak Ty wiesz, że kocham Cię i pragnę być z Tobą i nigdy inaczej), dziękuję Ci z całego serca za Twoją nieskończenie wyrozumiałą miłość do nas. Za to, żeś zechciał ratować nas osobiście. Za to, że wołasz do wszystkich, do tych przede wszystkim, którzy Cię nigdy nie słyszeli lub sądzą, że ich odrzuciłeś, bo nie są „Twoi". Dzięki Ci za Twoją miłość do nas, ludzi, od czasu stworzenia nas aż po dni ostatnie, za ciągłą obecność, dobroć, osobisty udział w życiu każdego z nas, za to, że Ty, Panie, nie masz nas dość, nie oburzasz się, nie karzesz, chociażby odwracając się od nas — ale wciąż szukasz nowych sposobów ratunku. Jesteś nieskończonością miłosierdzia dla nas wszystkich!

I za to, że dałeś mi, Ojcze i Przyjacielu mój, łaskę zrozumienia Cię, słyszenia i brania udziału w Twoim wspaniałym planie ratunku, dziękuję Ci. I to właśnie chcę uczynić dzisiaj, kiedy pamiętamy o Tobie ukrzyżowanym za nas, za mnie, za tych, co przyjdą po nas, za tych, których spotkam w Twoim domu. Dzięki Ci, Jezu, mój Zbawco, Obrono i Opieko. Jakżeż bym chciała tak kochać Cię, jak jesteś tego godzien, mój Przyjacielu! Pomóż mi, naucz mnie, przemień mnie. Proszę!

— Moja córko. Nigdy nie pozostawię cię samą, aż wejdziesz w drzwi naszego domu.

— Twojego, Panie.

— Dom przyjaciela jest wszak naszym, prawda? Teraz zaś Ja korzystam z twojego przejściowego schronienia. W przyjaźni, dziecko, dzielimy się wszystkim, co mamy. I ty starasz się coś Mi dać: swoje ręce, umysł, swój czas i swoje wieloletnie przygotowanie do takiej współpracy, jaka jest między nami.

Pamiętaj, córko, że dla Mnie najważniejsza jest wasza dobra wola, wasze „tak", „chcę" — a resztą Ja sam się zajmuję. Mówiłaś Mi, że zrozumiałaś, jak powoli zmienia się twoje spojrzenie: zaczynasz ujmować się za Mną, odczuwać stosunek ludzi do Mnie tak mocno jak do siebie samej. Wiem, że boli cię, kiedy zapraszasz ludzi ku zbliżeniu ze Mną, a oni widzą tylko ciebie i nie rozumieją, że to jest moje zaproszenie do zbliżenia, do przyjaźni ze Mną, Zbawicielem waszym, a nie z tobą. Nie rozumiecie bezinteresowności, kiedy jej w was nie ma i dlatego, Anno, odpowiedzą ci tylko tacy jak ojciec Kazimierz, którego ci ofiarowuję jako mojego zastępcę w kapłaństwie. Chciałem pocieszyć cię, córko, i dać ci znak mojej miłości i troski, abyś wiedziała, że to jest moja wola. Bo teraz otrzymujesz pomoc, o którą prosiłaś Mnie. (Cale lata prosiłam o spowiednika; jeśli był, to zaraz wyjeżdżał.)

Potrzeba było, ażebyś zdała się zupełnie na Mnie i nie szukała tego u ludzi, co Ja sam pragnąłem ci dać: moją przyjaźń i pomoc. Trzeba było, ażebyś przeszła przez drogę oczyszczającą emocje i uczucia, gdyż one zakłócają prawdę widzenia świata u osób o podobnej do twojej wrażliwości. Ale widzisz sama, córko, że niczego ci nie zabrałem, nie uszczupliłem twojej natury, a tylko uporządkowałem; i nadal tak będę czynił, bo pozwalasz Mi na to. Cieszy Mnie, że rozpoznajesz przyjaciół moich (to jest tych, dla których najważniejsza jest wola Boża, nie zaś własna) i że moje sprawy stają się dla ciebie powoli istotniejsze niż własne.

Przyjaźń to jest wspólnota, dziecko, i do takiej prawdziwej wspólnoty włącza się powoli coraz to nowy jej członek, lecz nie zmienia to bliskości i zrozumienia przyjaciół i nie narusza istniejących więzi. Raczej każde z przyjaciół dzieli się z innymi tym, co ma najlepszego.

Ty, Anno, masz Mnie, i pragnę, abyś się Mną dzieliła. Pamiętaj też, że Ja chcę, ażebyś korzystała z moich możliwości. Dlatego oddawaj Mi kłopoty, bóle i tragedie ludzkie, a Ja się nimi zajmę, jak to robiłem dla Hani i jej matki, dla obu chorych chłopców, o których prosiłaś. I chcę służyć wam bardziej. Przyjaźń zobowiązuje, córko.

Kiedy dziękujesz Mi, uznajesz moją miłość względem siebie w tym czy innym wydarzeniu lub w całym życiu. Dziękuj Mi więc częściej w sprawach ludzkich i ogólnych. Wtedy żyć będziesz w Prawdzie, bo ona świadczy o mojej miłości do was.

Będziemy dalej pisać, córko, jesteś przecież tłumaczką mojej miłości. W chwilach twojej słabości kocham cię mocniej jeszcze, bo trud twój Mnie wzrusza. Nie bój się niczego, co mogłoby pracę naszą zerwać, bo Ja jestem Panem świata i moja wola jest jego prawem. Ufaj mi, córko.

LXXXVII ROZMOWA — Ja sam naprawiam wasze błędy, bo wszyscy niedojrzali jesteście

23—24 IV 1985 r., wtorek, Warszawa

— Ojcze, proszę Cię, powiedz, co mam powiedzieć tej pani, którą przysłał ojciec Kazimierz do mnie. Ty znasz jej stan.

— Otóż powiedz jej, że kocham ją i pamiętam o niej. Niech nadal ufa w pomoc moją i zawierzy Mi we wszystkim. Niech też modli się i prosi za tych, których za wrogów uważa. Niech nie chowa żalu i złości, i złych życzeń w sercu swoim, ponieważ Ja kocham każdego człowieka i ona prosząc Mnie o pomoc dla siebie powinna prosić tak samo gorąco o pomoc moją dla tych, którzy jej potrzebują — a potrzebuje mojej pomocy każdy z was, tym bardziej, im dalej jest ode Mnie (a więc z jej perspektywy także ci, których ona uważa za wrogów).

Pragnę, aby Mi zawierzyła całkowicie i nie lękała się o siebie, bowiem Ja o każdego z was troszczę się sam. Kiedy zawierzacie Mi zupełnie, nie stawiając Mi warunków — bo wtedy nie jest to zawierzenie — Ja znajdę środki i czas odpowiedni, aby wam ulżyć. Więc przyjmujcie swoją sytuację obecną nie jako karę moją lub udręczenie, a jako próbę waszej wytrwałej ufności. Ufa się tylko Temu, kto kocha was, nie za to, co wam daje, a dlatego, że Kochający pragnie waszego prawdziwego dobra, które lepiej zna niż wy, gdyż On was ukształtował i przeznaczył do szczęścia wiecznego.

Powiedz, że pragnę od niej tego, na co ją stać, a nie niemożliwości. Że znam ją i nie schodzi z oczu moich, ale Ja sam jestem Panem czasu i wszystkich wydarzeń i nic bez woli mojej się nie dzieje. Jeśli naprawdę kocha Mnie, zaufa Mi.

Ojciec Kazimierz chciał wiedzieć, co jest z sądem osobistym w czyśćcu i jak ja słyszę Pana (skoro nie słuchem).

— Ojcu wytłumacz, że Ja mówię nie do ciała człowieka, a do tego, co w nim jest na podobieństwo moje — do jego ducha, i tak mówię, jak jest to przydatne w planach moich, jeśli człowiek chce współpracować ze Mną.

Przekaż mu też podobieństwo, jakie ci ukazałem: Kiedy huragan niszczy, spadają wszystkie owoce, a drzewa łamią się i giną. Lecz Ja jestem ogrodnikiem doskonałym i nie dopuszczam, by owoce zielone i niedojrzałe przepadły. Tylko zgniłe i robaczywe pozostawiam, a te, które czasu potrzebują, przechowuję w moich pomieszczeniach w takich warunkach i na tak długo, jak im potrzeba do osiągnięcia pełnej dojrzałości. Rumieniec dojrzałości, to miłość bezinteresowna, prawdziwa i ogarniająca całą istotę człowieka. Kto kochał siebie tylko, długo pracować musi, aby ujrzeć się w prawdzie, ja nie przymuszam i nie poganiam nikogo. Kochany - a moja miłość jest jak słońce — pobudza do wzrostu, rodzi słodycz i powoli daje dojrzałość owocu.

Od stopnia niedojrzałości duszy do przyjęcia mojej miłości zależy okres wzrostu. Zrozumienie, kim jestem wobec niej, u bardzo słabo rozwiniętych duchowo nie następuje od razu i w pełni. A dopiero pełne zrozumienie i przyjęcie mojej miłości rozpala duszę, czyniąc ją zdolną do odpowiedzenia Mi miłością.

Moje miłosierdzie ratuje słabych i upośledzonych w rozwoju duchowym, jeśli znajdę w nich chociaż zalążek miłości bezinteresownej, choć trochę pragnienia darzenia, czynienia dobra, poszukiwania lub głodu dobra (bo pod tą zasłoną szuka Mnie zwykle człowiek niedojrzały duchowo). Lecz mój dom jest domem miłości i nie zniósłby jej energii ten, kto sam jej niewiele posiada.

Ja jestem Ojcem i lekarzem dusz, a nie sędzią bezlitosnym i bezwzględnym, a Krew Syna mego usprawiedliwia was wciąż. Również i oskarża tych, którzy sami odkupionymi nią będąc, braci swoich osądzali bez miłosierdzia. Twoja ciotka tego nie zrobiła, dlatego i Ja nie potępiłem jej, a dałem jej ratunek i wciąż cierpliwy jestem oczekując pory, gdy przyjmie pełnię prawdy o sobie.

Szybką i nagą sprawiedliwością nie miażdżę dusz słabych i dziecinnych, lecz daję im czas wzrostu i rozwoju zrozumienia, nawet gdy same są winne swemu stanowi — gdyż żyjecie we wspólnocie braterskiej i winy wasze też są wspólne. Gdybym ją potępił, ileż innych wokół niej żyjących surowo musiałbym osądzić. Grzech wasz jest wspólny i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Na winę jednego z was składa się zaniedbanie, lenistwo, brak miłości, delikatności i dobroci, a często ciężki grzech wielu innych.

Ja sam naprawiam wasze błędy, bo wszyscy niedojrzali jesteście, żyjecie we wspólnocie grzechu i trudno wam iść przeciw prądowi. Jestem rzeczywistym Ojcem waszym, wyrozumiałym, łaskawym i miłosiernym. Pragnę uratować każdego z was, a nie odrzucić na zatracenie.

Teraz, Anno, przygotuj IV część tak, jak trzeba, aby już można było ją przepisać. (Chodzi o „Pozwólcie ogarnąć się Miłości", która jeszcze nie miała tytułu).

29 IV 1985 r., poniedziałek, Warszawa

— Ojcze, telefonowała pani Hanna i prosi o modlitwę. Co ja mogę zrobić poza tym, że proszę Ciebie?

— Przypominaj Mi o niej, Anno, pamiętając o tym, że kocham ją nie mniej niż ciebie i że pragnę jej dobra, lecz tylko Ja wiem, co dobrem jest dla niej.

LXXXVIII ROZMOWA — Potrzebuję was, ale oczyszczonych i oczekujących Mnie z miłością

6 V 1985 r., poniedziałek, Warszawa

Kiedy czytałam u Izajasza Księgę Emmanuela rozdz. 6 od słów (w. 8) „I usłyszałem głos Pana mówiącego: »Kogo mam posłać? Kto by tam poszedł?« Odpowiedziałem: »Oto ja, poślij mnie!«", też tak powiedziałam — od siebie. A kiedy czytałam dalej (Iz. 6, 9-13), Pan powiedział:

— Teraz tak się dzieje — głoszą Mnie tysiące ust, a nikt nie odwraca się od zła. Przyznam się do każdego, kto głosi prawdę Syna mego, choćby był obcy w moim Kościele. (Oczywiście chodzi Panu o takich, którzy zechcą, żyć i świadczyć sobą o prawdzie, i tych Pan wezwie spośród niewierzących, pogan itp. „obcych").

Kiedy czytałam rozdział 8, wersety 9 i 10: „Dowiedzcie się, ludy, iż będziecie zgniecione! Wszystkie krańce ziemi, słuchajcie: Przypaszcie broń, będziecie zgniecione! Przypaszcie broń, będziecie zgniecione! Opracujcie plan, a będzie udaremniony. Wydajcie odezwę, a nie nabierze mocy, albowiem z nami Bóg", Pan tak je skomentował:

— Ja sam udaremnię plan nieprzyjaciela (szatana), wiernych ocalę, a sługi jego wydam na stracenie, bo targnął się na moją własność, by dzieło moje zniszczyć a wyszydzić miłosierdzie moje. (Pan mówi o planie szatana zniszczenia ludzkości, a nawet ziemi).

Kiedy czytam, często jakiś werset woła do mnie, a także wiem, że dotyczy np. Polski (Iz 8, 22-23 i później 9, 1-6), i wiem, że od nas Bóg pragnie rozpocząć znów budowanie Królestwa pokoju, prawa i sprawiedliwości — a wtedy On zapanuje u nas, a potem na całej ziemi.

Teraz, kiedy czytam (Iz 26, 8-19), wiem, że obecnie i my tak oczekujemy sprawiedliwości Bożej, a Pan mówi:

— Nikt, tylko Ja. Ode Mnie oczekujcie wyzwolenia, lecz odrzucajcie błędy wasze i winy, abym zobaczył, że zależy wam na sprawiedliwości mojej. Bo kiedy przyjdę, odrzucę wszelki brud i zło, nie pytając o narodowość waszą i wyznanie. Jeśli chcecie cieszyć się łaską i kierownictwem moim, odwróćcie się od waszych fałszywych bożków i stańcie przede Mną w czystości serca, gotowi by Mi usłużyć.

Potrzebuję was, ale oczyszczonych i oczekujących Mnie z miłością i w ufności, a nie w lęku i wstydzie. Mało już czasu pozostało wam, wiec powracajcie ku Mnie prędko od grzechów waszych.

Tak, Anno, chcę mówić z wami, przebywać z wami, nasycać was — sobą — lecz wy nie odpowiadacie na wezwania moje. Jak długo jeszcze będzie trwać bierność wasza, ślepota i głuchota? Czyż tylko lęk zdoła was rozbudzić? A miłość moją macie za nic, pomimo cierpienia...? Nie uciekajcie w formalizm i obłudę. Chciejcie nawrócić się!

— Wiem po sobie Jezu, jakie to trudne. Jeżeli mi, Panie, nie pomożesz silniej, to sobie nie poradzę. Zupełnie nie orientuję się, ile jest w tym choroby, a ile bierności czy lenistwa. Po prostu nic nie mogę. Jeśli wszyscy tak się czują, to my naprawdę nie będziemy zdolni odwrócić się od swoich wad.

— Moja córko, proś Mnie stale, przy każdej nowej czynności. Wiem, że masz kłopoty ze zdrowiem i nie wymagam wiele, lecz trochę czasu codziennie pragnę otrzymać od ciebie. Teraz, kiedy zrobicie korektę, kończ, Anno, piątą część. Sama wiesz, że to powinno być ukończone. I niczym nie martw się z góry. To moja troska. Złóż ją na Mnie, tak jak to, co odnalazłaś i wpisałaś na marginesy, aby tekst służył innym. A przecież ty jesteś pierwszą, która powinna z niego mieć korzyść, przecież i dla siebie piszesz; ja tego w każdym razie chcę. (Uwaga: Komentarze Pana do księgi Izajasza wpisywałam ołówkiem na marginesie Pisma świętego w miarę, jak Pan objaśniał. Z tych zapisów powstało później: „Czytamy Izajasza z Panem").

— Zagubię się w tych notatkach na marginesach, jeżeli mi nie pomożesz, Ojcze.

— Owszem pomogę ci w przypisach, lecz teraz pisz piątą część („Pozwólcie ogarnąć się Miłości"), dobrze?

— Tak będzie, jak tego chcesz, Panie. I proszę Cię o opiekę nad klerykami, aby skorzystali jak najwięcej. Oddaję Ci też w opiekę te dwie osoby i siebie.

— Cieszę się, jeśli Mi zawierzasz i prosisz o pomoc. Po to jestem z wami.

15 V 1985 r., środa, Warszawa

Wczoraj skończyłam pisanie piątej części „Pozwólcie ogarnąć się Miłości" i całości zarazem. Jestem szczęśliwa i wolna! Pisałam od września 1984 r. Ktoś inny napisałby to trzy razy szybciej; Bóg ma dla nas nieskończoną cierpliwość.

LXXXIX ROZMOWA — Możecie prosić o wszystko

20 V 1985 r., poniedziałek, Warszawa

— Dziękuję Ci, Ojcze, że mogłam skończyć Twoją naukę o przyjaźni z Tobą. Teraz proszę Cię, Panie, żebyś pomógł tym, co przepisują, bo bardzo im to nie idzie. Zrozumiałam, że w Twojej przypowieści o uczcie królewskiej wymówki tych, którzy nie chcieli przyjść, miały dla nich istotną wagę. Teraz z nami jest tak samo. Jedynie choroby nie uwzględniłeś, Panie, bo jesteś bardzo wyrozumiały dla naszych słabości. A jednak nie wiem nigdy, czy naprawdę źle się czuję, czy mi tak się wydaje (z wyjątkiem gorączki i dużych bóli lub bólu dłoni). Sądzę, że dużo więcej moglibyśmy zrobić, gdybyśmy naprawdę chcieli.

Ja przyzwyczaiłam się do pisania i wciąż zdaje mi się, że mam czas i że coś mogę odłożyć na później. Ty, Ojcze, tak cicho i delikatnie zwracasz się do nas, że nie widzimy całej „cudowności" Twojej przyjaźni z nami.

W przyjaźni ważna jest szczerość wzajemna i zaufanie, nic więcej

23 V 1985 r., czwartek, Warszawa

Prosiłam Pana długo o pomoc dla różnych znajomych i dla ich bliskich. W końcu poprosiłam:

— Naucz mnie też, Jezu, jak mam Cię prosić, bo i tego nie umiem.

— Moja mała przyjaciółko. W przyjaźni ważna jest szczerość wzajemna i zaufanie, nic więcej. Niepotrzebne są szumne słowa, tym bardziej ceremonialny stosunek. Bo do przyjaciela przybiega się w potrzebie i szybko relacjonuje, w czym się na niego liczy, i spodziewa się też, że ów, jeśli tylko może, natychmiast stara się pomóc, bo przecież kocha cię i twoja prośba jest dla niego ważna, czyż nie tak?

— Tak, Jezu.

— I niech cię nie martwi brak równości, bo ty też możesz dla Mnie dużo zrobić.

— Co?

— Możesz Mnie prosić o pomoc dla innych z tą pewnością, która jest dla Mnie tak cenna, z zaufaniem do mojej miłości do was. Jeśli wiedząc, jak w istocie jestem litościwy, jak łatwo Mnie ubłagać i jak gotów jestem dać się wam przekonać i zmienić swoje postanowienie ze względu na waszą słabość i biedę — a ty już poznałaś moją troskę, współczucie i miłość do was, tak ślepą na wasze winy — jeśli ty prosisz Mnie ze współczuciem, jakże ci odmówić mogę tam, gdzie nie jest to ostateczną koniecznością dla dobra tego, o którego Mnie prosisz?

Bądź spokojna. Obejmę, już objąłem te osoby swoją specjalną troską. Ja znam każdego z was do głębi duszy. Nie odbiorę matki dzieciom, tak jak nie zabrałem synowej twojej przyjaciółki. Przecież prosiłaś Mnie za nią.

— To są cuda.

— Czymże są, córko, „cuda" nad naturą fizyczną człowieka dla Tego, który stworzył jego byt duchowy, wieczny? Zmiana uporu jego woli, to jest ta bariera, której Bóg nie łamie, bo sam tę wolność ofiarował. Ale możecie prosić o wszystko, a wtedy Ja okoliczności ułożę sam dla dobra człowieka. Już je zmieniłem. Bądź, córko, pewna, że nie zapomnę twoich próśb. Spoczywaj w ufności i przekaż te same słowa Majce. Będę jej Ojcem i tarczą. (Uwaga dopisana w r. 1991: Majka wyszła za mąż. Jest bardzo szczęśliwa).

XC ROZMOWA — Poznajcie wasze prawo do przyjaźni ze Mną

2—6 VI 1985 r., Niedziela Trójcy Świętej i Boże Ciało — pod Warszawą

— Tyle mi dajesz, Ojcze, a ja tak mało uczę się, tak wciąż jestem od Ciebie daleko. Nie czuję samotności, wiem, że żyję na Twoich oczach, Twoja obecność jest stale ze mną — i nic się nie zmieniam. Co mam robić, powiedz, bo przecież wiesz, jak źle jest ze mną? Tak bardzo rzadko znajduję czas dla Ciebie. Kiedy nie ma pilnych potrzeb ludzkich, nie proszę, i nie wiem, o czym mam mówić z Tobą.

— Moja córko, pozostaw inicjatywę Mnie, a tylko oddawaj Mi wszystko, czym dysponujesz: twoją wolę, twój czas, twoje pragnienie służenia Mi. O tylu sprawach rozmawiasz z ludźmi, a Mnie się nie pytasz. Boisz się własnych sugestii lub wtrętów nieprzyjaciela, prawda? Więc może zrobimy tak, że Ja, znając wszystko, co czynisz i myślisz, odpowiem ci na te wątpliwości i pytania, które uznam za potrzebne ci?

— Tak, Ojcze, to byłoby upewnieniem dla mnie, że nic nie włączam sama poza Twoimi słowami.

— Chcesz wiedzieć, córko, jaki tytuł nadać naszej pracy?

— Tak.

— Posłuchaj Mnie uważnie. Słowa moje są skierowane do każdego, kto je czytać będzie, tak jak gdyby był on jedynym człowiekiem ziemi. Z nim, właśnie z nim pragnę zawrzeć przyjaźń i mówię mu to, gdyż gdyby było inaczej, nie trafiłyby do niego te moje słowa miłości. Gdyby nie najgorętsze pragnienie mojego serca, nie powiedziałbym ci ich i nigdy nie zostałyby utrwalone, przepisane i nie rozeszłyby się tak, jak to się stanie.

Miłość moja sięga po wszelkie możliwości, by zbliżyć się do was, pomóc wam, objąć was moją opieką, uratować, uzdrowić i uszczęśliwić. Ponad wszystkimi ograniczeniami, barierami i podziałami, jakie zbudowaliście, zwracam się do wszystkich, wszyscy bowiem jesteście moimi ukochanymi dziećmi. I nie znam „lepszych" i „gorszych". Każdemu z was ofiarowuję siebie i moje nieskończone możliwości pomocy przeznaczam każdemu. Jeśli wy sami dzielicie się i ograniczacie prawo wyboru, możność życia godnego człowieka i szansę osiągnięcia tego wielu waszym braciom, jeśli bronicie dostępu do Mnie, narzucacie własne warunki, potępiacie, ograniczacie i utrudniacie braciom waszym przystąpienie do Mnie — Ja sam wychodzę naprzeciw i szukam ich, osobiście wzywając każdego.

Wołam do was, zaczepiam was, zatrzymuję wasz bieg ku śmierci (ze zrozumienia: bo tym jest nasze życie bez Boga), abyście zechcieli przystanąć na chwilę i porozmawiać ze Mną. Poznać Mnie. Przekonać się, jakim jestem naprawdę. I aby każdy z was dowiedział się, że jest nieskończenie i niezmiennie kochany, że ma przyjaciela — BOGA.

Teraz, kiedy stoicie w przededniu najstraszliwszych doświadczeń ludzkości, pragnę, byście przeżywali ten okres ze Mną, gdyż tylko we Mnie znajdziecie oparcie, obronę i Ja tylko Tym jestem, który troszczy się o was i uratować was pragnie. Poza Mną nie ma nikogo, kogo by los ludzkości obchodził.

Lecz różne są wyobrażenia wasze. Liczne lęki, fałszywe mniemania, i tak niewielu z was zwraca się ku Mnie. A potrzebny jestem wszystkim, bo zginiecie beze Mnie.

Dlatego trudziłem się zdobywaniem miłości waszej, ufności i zawierzenia, i tak czynię nadal. Jednak — stosownie do czasów — pomoc moja jest różna. Teraz sam wołam do was:

Przyjaciele! Przychodźcie do Mnie. Ja was uchronię, bo kocham was. Wzywam do przyjaźni ze Mną. Przyjdźcie do Mnie wszyscy. Nie obawiajcie się Mnie. Poznajcie Mnie. Zrozumcie moją bezwarunkową miłość i troskę o was. Poznajcie moją opiekuńczą, miłosierną naturę, moją łagodność, cierpliwość i łaskawość dla was. Poznajcie też waszą godność i wasze uprawnienia, którymi was obdarowałem.

Poznajcie wasze prawo do przyjaźni ze Mną. Nie bójcie się więcej. Ja was nie sądzę, nie karzę. Ja miłuję was, którzy z miłości mojej powstaliście i żyjecie.

Wyciągam ku wam rękę przyjaźni. Zechciejcie przyjąć dłoń Boga i trwajmy w przyjaźni, teraz i w domu moim, który wam otwarłem.

Pozwólcie ogarnąć się Miłości. Wszyscy. Cała ludzkość. Wszystkie ukochane dzieci moje.

Wybierz, Anno, taki tytuł, jaki uznasz za najbardziej odpowiadający mojemu zamiarowi. Tego życzę sobie.

W Warszawie pokazałam te słowa dwóm osobom. Razem wybraliśmy — „Pozwólcie ogarnąć się Miłości". I te słowa Pana dodaliśmy do zakończenia książki.

XCI ROZMOWA — O czyśćcu: W obliczu prawdy

12 VI 1985 r. środa, Warszawa.

Wczoraj wieczorem wróciłam z wczasów. Telefonował Zbyszek, że jego ojciec umarł. Prosił o pomoc.

— Ojcze, umarł ojciec Zbyszka i prosimy Cię, powiedz, jak mu pomóc. Ty wiesz, jak bardzo Zbyszek cierpi i jaki jest niespokojny.

— Moja córko. Kiedy uspokajałaś go przed swoim wyjazdem, zrobiłaś to z mojej woli. Mój dom ma wiele przedsionków dla tych z was, którzy nie są przygotowani na spotkanie ze Mną i zasiąść do uczty królewskiej nie mogą, bo zaniedbali, odrzucili lub nie znaleźli czasu na spotkanie ze Mną w okresie życia na ziemi.

Lecz są to moje dzieci, choć leniwe, nie kochające, zarozumiałe i przywiązane do swoich błędów, które usprawiedliwiały ich przed osądem własnego sumienia. Widzisz, córko, nie każdy gotów jest przyjąć prawdę o sobie, jeżeli może zastąpić ją wygodnym i przyjemnym dla miłości własnej kłamstwem. Wszyscy chętnie tworzycie mity i wyobrażenia wywyższające was w oczach bliźnich i własnych. Niewielu tylko dąży do poznania prawdy o sobie, pomimo wszystko. Świat wasz zanurzony jest w kłamstwie, gdyż dla waszych oczu jest ono niewidzialne, a ułatwia wam życie i podnosi wasze znaczenie. W ten sposób staracie się przejść przez życie w masce, a często w przebraniu.

Kto wierzy we Mnie, rozumie, iż żyje w moich oczach, a Ja przenikam was na wskroś, wie więc, że unikanie prawdy jest tym chowaniem się przede Mną, które ujawniło pierwszy grzech człowieka. Stara się więc oddać swoje winy Mnie, abym go oczyścił i usprawiedliwił, i aby stał się godny bycia synem moim.

Ten sam proces zachodzi wśród tych z was — a jest ich ilość niezmierzona — których Ja nie potępiam, lecz oni sami w moim świecie poznają, i to natychmiast, iż zbłądzili. Czas — lecz nie w waszym pojęciu — potrzebny jest, aby mogło dojrzeć to, co w warunkach ziemskich nie mogło rozwijać się prawidłowo — a czy z własnej winy, czy z winy innych ludzi lub okoliczności, o tym wiem Ja.

Każdy z was jest wolny i jeżeli powraca do domu Ojca, to z własnej woli. Tylu zaś z was jeszcze nic o Mnie nie wie lub wie niewiele, a co gorsza otrzymuje nieprawdziwy mój wizerunek i człowiek nie chce go przyjąć. I rację ma jego sumienie i rozum, albowiem boga kary, zemsty i gniewu, boga zmiennego, stronniczego, przekupnego, boga intelektu, czyniącego okrutne doświadczenia na ludziach — takiego boga nie ma, i człowiek słusznie odrzuca propozycję przyjęcia za Boga nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego. Czyż miałbym ich wszystkich odrzucić, dlatego że są nieświadomi, niedojrzali lub oszukani? Ja kocham ich i daję im odpowiednie warunki, ażeby mogli poznać Mnie i zapragnąć. Jeżeli tylko nieśli światu dobro, postępowali wedle swego sumienia lub chociaż żałowali wyrządzonego zła — bo tak mało trzeba, żeby Ojciec nie wyrzekł się swego dziecka, nawet najgorszego — Ja staję w ich obronie i nie dopuszczam, aby zginęli.

Lecz potrzeba poznania nie tylko Mnie, który jestem rozpoznany natychmiast jako jedyna Miłość, jedyny Dawca życia, jedyny Obrońca, Sędzia i Przyjaciel, jedyny Istniejący, Ożywiający, Zbawiający, ale potrzeba, aby każdy z was poznał w świetle mojej obecności samego siebie, życie swoje, słowa, czyny, zamiary — i sam osądził się sprawiedliwie w obliczu prawdy. Gdyż w mojej obecności kłamstwo nie istnieje, a Ja przepełniam i nasycam sobą cały mój nieskończony i nieobjęty świat życia bytów duchowych. Poza nim istnieje tylko brak, głód i cierpienie mojej nieobecności; wy nazywacie go piekłem — i łatwo na nie skazujecie braci waszych. Nie możecie mieć wyobrażenia, czym ono jest, lecz powiadam wam: nikt nie pogrąża się w nim z nieświadomości i braku rozeznania. Przeciwnie, aby odejść od Miłości, trzeba Miłość znać i znienawidzić tak całkowicie, by chcieć ukryć się przed Nią i nigdy Jej nie spotkać. Wybór czynicie na wieczność, lecz możecie wybrać wieczność piekła przez wielość drobnych wyborów złych prędzej niż przez jedną ciężką winę, przez trwanie uparte w pełnionym złu częściej niż przez jeden czyn podły. Wielkie zło ciąży sumieniu i żąda żalu i przebaczenia, a w bagnie wielu podłości „drobnych" człowiek ginie powoli i niezauważalnie dla siebie (ze zrozumienia: chodzi o grzechy ciężkie zlekceważone, traktowane jako „drobne", niemal jako „słabości" lub „konieczność”; tak ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin