Boże wychowanie_VIII.doc

(394 KB) Pobierz

VIII

ROK 1988

6 I 1988 r., Warszawa

Modlimy się we troje z Grzegorzem i Lucyną.

— Prosimy Cię, Panie, za nasz naród. Prosimy o przyspieszenie odrodzenia Polski. Panie, pragniemy w tym roku nie zawieść ciebie.

— Moje kochane dzieci, nasze pragnienia są zgodne, ponieważ Ja też chcę nie zawieść się na was. Ale jeżeli wy o to specjalnie prosicie, to Ja specjalnie dla was dodam do zadań waszych więcej skuteczności, więcej radości — tak że nie obawiajcie się w tym roku, że coś okaże się ponad wasze siły, ponieważ to będą siły nasze wspólne. (...)

Teraz udzielam wam mojego błogosławieństwa i zachęcam do podjęcia wszystkiego, co wam w tym tygodniu polecę, bo wszystko będziemy robić razem.

Tak bardzo pragnę umacniać was

7 I 1988 r.

Modlimy się z o. Janem. Rozmawia z nami Matka Boża. Jak gdyby w odpowiedzi na moje zaskoczenie tłumaczy, że zawsze pozostaje w moim domu, także po odniesieniu Obrazu Nawiedzenia. Maryja mówi:

— Cieszę się wami, dzieci, cieszy Mnie, że zauważacie moje starania i widzicie moje działanie w waszym kraju. Ja już wszystko scalam i jednocześnie ochraniam was. Dlatego zaufajcie Mi i nie martwcie się o te wszystkie sprawy, których wam nie udaje się lub nie udało załatwić. Bo to jest, dzieci, ziemia — jeszcze nie królestwo Boże. Ale wasza miłość i oddanie się sprawom mojego królestwa polskiego i planom Syna mojego też je budują, choć tego nie widzicie.

Poddajcie się moim staraniom bez zbędnego pośpiechu i niepokoju. Zawierzcie możliwościom Boga, który jest Panem niemożliwości.

Mówcie jak najwięcej o pojednaniu, o niesieniu sobie wzajem nie pomocy. Twórzcie koła przyjaciół dookoła siebie, a kiedyś Ja je połączę. (...)

Dobrze, synu, że jesteś poddany swojej władzy; i ona się zmienia wraz z narastaniem zagrożenia. Synu, pokaż ojcu Rektorowi moje teksty, to, co Ja mówię teraz, bo Ja traktuję poważnie swoje obowiązki względem was i pragnęłabym, żebyście równie poważnie traktowali moje wskazówki i chcieli stosować się do nich. Gdyż wszystko to, co mówię, mówię dla waszego dobra, dla dobra całego narodu polskiego. (...)

Dalej wam powtarzam: bądźcie gotowi do działania publiczne go według swoich specjalności; ci, którzy to potrafią, niech przygotu ją: wykłady, odczyty w radio, w telewizji, w sejmie, w komisjach naukowych, we władzach wyższych uczelni. Wszędzie będziecie potrzebni, nie jako członkowie konkretnego zakonu, lecz jako ludzie służący Synowi mojemu uczciwie i z oddaniem.

Błogosławię cię, synu, w każdym zamiarze służenia Synowi mojemu. Moim stałym życzeniem jest, żebyście pamiętali, że macie Matkę i że ta Matka może wam wyprosić wszystko, z czym się zwra cacie, prosząc nie tylko dla siebie, lecz także dla innych ludzi.

Chciałabym, synu, abyś każdego, kogo spowiadasz, oddawał mojemu wstawiennictwu, chociażby tylko jedną myślą, i prosił, abym go broniła od zła. Moje ręce są pełne łask, o które ludzie tak mało proszą. Wskażę ci, jak to czynić: jeżeli idziesz do Anny, módl się za nią; jeżeli jedziesz pociągiem, módl się za współtowarzyszy, za kolejarzy i za maszynistę; jeżeli przyjedziesz do jakiegoś miasta, oddawaj Mi je; jeżeli idziesz z wykładem, oddawaj Mi swoich studentów, aby słowa twoje zostały przyjęte jak najlepiej. Proś zwłaszcza za tych słabszych — to jest wasz obowiązek jako nauczy cieli. Przy umówionym spotkaniu módl się za swego rozmówcę. Jeżeli zaniedbałeś swoich przyjaciół w Krakowie, to przynajmniej zatelefonuj i uciesz ich, że o nich pamiętasz. Ze współbraćmi w domu staraj się nawiązać więcej przyjaźni i serdeczności, bądź dla nich dobry. Jeżeli ktoś jest smutny lub chory, odwiedź go, pożycz mu książkę — powiedz Mi o nim, a Ja ci podsunę pomysł w danym momencie. Nie myśl, że smutni i oschli nie potrzebują dobroci; może dlatego są smutni i oschli, że za mało jej otrzymali.

Ja się tak bardzo cieszę, gdy widzę wzajemną miłość w was, oddanych Jezusowi.

Wiesz dobrze, że każdy kapłan ma moją specjalną opiekę i troskę, bo oddał się całkowicie na służbę i przez to jest bardziej narażony na ataki nieprzyjaciela.

Synu, teraz przyklęknij i przyjmij moje błogosławieństwo w Imię Pana i Boga mojego. Pamiętaj, że Ja tu jestem już, teraz i zawsze. Tulę cię do serca, synu, i udzielam ci mojej macierzyńskiej miłości. Bo Bóg jest i Ojcem i Matką ludzkości (ze zrozumienia: Bóg jest źródłem zarówno ojcostwa, jak i macierzyństwa ludzkiego, miłości ojcowskiej i miłości macierzyńskiej; w mężczyznach winna być również delikatność i „kobieca" czułość, a w kobietach winno być męstwo i odwaga — jako podobieństwo do Stwórcy).

Dziel się wszystkim ze Mną, bo Ja tak bardzo pragnę umacniać was, wspomagać i pocieszać. Bądź Mi w tym towarzyszem, synu mój. Kocham cię, błogosławię i umacniam w służbie mojej dla dobra waszego narodu, dla wypełnienia dążeń mojego Syna i Jego wspania łego planu zbawienia.

Błogosławię w Imię Boga Wszechmogącego w Trójcy Jedynego, w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego.

Mówi Pan:

— Chciałbym powiedzieć ci, synu, parę słów. Jasiu, kochany Jasiu, Jasieczku, jeśli Ja polegam na tobie, czyż ty nie powinieneś być bardziej spokojny i polegać na Mnie? Niech cię nic nie niepokoi w naszych wspólnych pracach, bo Ja wiem o wszystkim i nad wszystkim czuwam.

Ponadto macie Matkę, która was kocha, troszczy się o was i ustawicznie was strzeże. Dlatego, synu, ciesz się moją miłością. Widzisz, masz już tyle lat doświadczenia, wiesz, jak rzadko wszystko udaje się w zupełności. Dlatego niech cię nie martwią niepowodzenia i zawody, zwłaszcza na ludziach. Mają prawo do wątpliwości, ale zobaczysz, jak będą chłonni, jak wielu zwróci się do ciebie w momen cie, kiedy zagrożenia staną się widoczne i kiedy zarysuje się możliwość zmiany dla waszego narodu. Wtedy ty musisz im mówić to wszystko, co wiesz. Pocieszam cię, bo martwisz się o osobę, która ci się sprzeciwia, a tymczasem i ona będzie potrzebowała pociechy.

Chcę ci powiedzieć, synu, że cieszę się tobą, a najbardziej raduje Mnie to, że nie ostygłeś i że twoja miłość rośnie. Nawet nie wiesz, synu, jak Mnie tym uszczęśliwiasz.

Przygarniam was do serca, dzieci, i błogosławię na nadcho dzący rok. Bądźcie dobrej myśli
.

13 I 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Pan prosi nas, żebyśmy dziękowali Mu w imieniu tych, którzy Mu nie dziękują. Po wymienieniu różnych grup Pan prosi:

— A teraz podziękujcie Mi za tych, którym dałem mało, bo na nich się wspiera moje królestwo na ziemi.

— Dziękujemy za wyniesienie wszystkich biednych, niewy kształconych, chorych, upośledzonych, tych, którzy mają życie zmarnowane przez innych; szczególnie za tych, którzy spodziewają się wszystkiego od Ciebie... Prosimy o więcej radości dla chorych i ułomnych, o Twoją stałą obecność przy nich, żeby czuli, że są kochani.

— Tu dużo od was zależy. Macie moje „Słowa" o miłosierdziu. Powinny trafić do chorych, niewidomych, do szpitali... Zróbcie to, dzieci, a ucieszycie Mnie. A teraz dam wam moje błogosławieństwo.

Dla Mnie jedynie ważne jest to, że Mi wierzysz

17 I 1988 r.

Mówi Pan do o. Jana:

— Czy nie sądzisz, synu, że Duch Święty wspomaga cię ciągle? Przecież to, co zaplanowałeś sobie, jest z mojego życzenia. Dlatego chciałbym, synu, abyś jeszcze raz powrócił do tych materiałów, które otrzymałeś.

Ale pozwól, że coś ci zaproponuję: chciałbym, żebyś zaczął od przebywania ze Mną. Chciałbym, synu, abyś czytając słowa moje, czytał je ze Mną i śledził zamiary mojej miłości i wszelkie moje wysiłki i próby. Możesz sobie zanotować kierunki moich starań — wiele w ostatnich „Słowach" mówiłem do waszego narodu. Rozważ i przemyśl, do czego wzywam świeckich, do czego Kościół hierar chiczny i czego pragnę od całego waszego narodu. Zrób sobie z tego notatki — one się przydadzą w rozmowach późniejszych.

„Słowa" moje dawałem wam jako moją pomoc do przekazania wedle potrzeb ludzi, krajów, zgromadzeń czy zespołów ludzkich. Ale ty możesz podzielić je właśnie wedle rodzajów życia: na dotyczące hierarchii, zakonów, misji, krajów na Zachodzie, biednych i chorych, narodu polskiego jako całości; odnoszące się do życia wewnętrznego czy też działalności na zewnątrz; w zależności od typu misji na Wschodzie itd., itd. Dla twojego pogłębienia proponuję ci, żebyś czytał jeszcze raz księgę Izajasza tak, jak Ja ją objaśniałem (patrz załącznik „Czytamy Izajasza z Panem").

Nie spiesz się, synu, pamiętaj, że Ja jestem z tobą, że czytamy razem. Jeżeli będziesz miał wątpliwości i pragnął poszerzenia pewnych tematów, zanotuj sobie. Chciałbym też, żebyś uwierzył, że Ja sam pragnę z tobą mówić. Jeśli w trakcie czytania zostawisz Mi chwilę czasu, bądź pewny, że dam ci wskazówki i rozjaśnię twoje wątpliwości lub upewnię cię poprzez słowa Pisma. Dlatego o jedno cię proszę: nie spiesz się. Oddawaj Mnie swój czas tak, jak gdybym był twoim ukochanym gościem, dla którego masz mnóstwo czasu.

W moich sprawach trzeba spokoju. Niczego nie rób w pośpie chu. Czas jest w moim ręku. Dlatego bądź spokojny. (...) Dla Mnie jedynie ważne jest to, że ty Mi wierzysz i że na ciebie mogę liczyć. Mówiłem wam już, że nie potrzebuję tysięcy. Wszelkie moje dzieła przebiegają w ciszy i spokoju. Ponieważ czasy są dla was krytyczne, a dla wielu ostateczne, dlatego pomoc moja wzrasta i kiedy nadejdzie moment, Ja otworzę wasze uszy i serca. (Z rozeznania: Pan zwraca się do narodów bogatych i wzywa je do postu, pokuty i nawrócenia z drogi zepsucia. Wierzący, a zwłaszcza chorzy i cierpiący, niech się modlią i ofiarowują Panu nieustannie swoje cierpienia. Pan daje obietnice biednym, smutnym, głodnym i nieszczęśliwym, tak jak dawał je na Górze Błogosła wieństw).

20 I 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Mamy dużo indywidu alnych próśb...

— Dziękujemy, Panie, żeś tak pokierował wydarzeniami, że kolega chciał zanieść Twoje „Słowa" (o miłosierdziu) do Instytutu Onkologicznego. Prosimy, żeby trafiały też do innych szpitali.

— A ja proszę, żeby trafiały do Hospicjum, bo tam ludzie umierają na raka. Tak bym chciała, żeby umierali pogodzeni...

— A czemu nie prosisz Mnie, abym dla nich przemówił (podyktował „Słowo")? (Pan)

Wymieniamy jeszcze wiele próśb. Wreszcie milkniemy i oczekujemy na to, co Pan nam powie.

— Znam wasze zmartwienia, wasze myśli, wasze wszystkie pragnienia. Nie martwcie się, że jeśli nie powiecie o wszystkim, to Ja o tym nie będę wiedział. Wszystko, co wam potrzebne, dam wam we właściwym czasie.

Pan prosił, żebyśmy modlili się i ofiarowywali przykrości za kapłanów.

Niczym nie martwcie się, dzieci, bo Ja czuwam. Teraz przyciskam was do serca, napełniam moim zdrowiem (...). Uklęknijcie i przyjmijcie moje błogosławieństwo. Chciałbym, moje dzieci, żebyście się czuli stale pod moją opieką, abyście uwierzyli, że Ja jestem z wami, że nigdy z moich oczu nie schodzicie — wy i wszyscy, którym chcecie służyć sobą. Dlatego życzyłbym sobie i prosił o to, abyście niczym nie martwili się z góry. Przyszłość pozostawcie Mnie. I żyjmy razem z dnia na dzień.

20 I 1988 r., Warszawa, wieczorem

— Nie obawiaj się, córko. Ja jestem przy tobie. Dzisiaj pytałem się was, dlaczego nie prosicie Mnie o pomoc dla chorych i umierają cych. Przecież wiecie, że was kocham i ich — tym bardziej, im ciężej im jest, bo wtedy właśnie niezbędny im jestem Ja i tylko Ja. Podam ci, co chcę, aby wiedzieli, wy zaś postarajcie się jak najszybciej słowa

moje dostarczyć, bo otworzyłem wam drogę tam, gdzie dzieci moje cierpią i giną z lęku, gdzie im najciężej (chodzi o Instytut Onkologii).

Zanim jednak napiszesz, chcę ci powiedzieć, że rozpoczynam już swoje dzieło. Jeżeli nie wierzysz Mi, obserwuj, co się dzieje w przyrodzie: jak cała powstaje przeciw wam, tam przede wszystkim, gdzie najbardziej zakłócono równowagę i gdzie człowiek wniósł najwięcej swoich własnych propozycji posłużenia się naturą dla celów niskich, dla zdobycia bogactw kosztem przyrody, w tym i ludzi. Gdyby nie moja interwencja, która jest waszym ratunkiem, jakże szybko zniszczylibyście się sami, niszcząc jednocześnie życie na ziemi. Jakże jesteście ślepi, głusi i ciemni w waszej pysze z „postępu" nauki i techniki, a przede wszystkim jak egoistyczni, aroganccy i nikczemni. Mówię o tych, którzy wiele posiadają, wiele mogą, a oczy ich wpatrzone są tylko w „zysk" (oślepione pożądaniem posiadania), w więcej i więcej bogactwa, podczas gdy na niczym im samym nie zbywa, a dookoła biedacy umierają z głodu, chorób i nędzy. Nie chcę i nie będę ratował tych, którzy całą ludzkość wiodą na stracenie. Przeciwnie, dam im poznać smak trwogi, głodu, bezdomności i nieszczęścia — ostatni mój dar dla tych, którzy Mną wzgardzili używając moich dóbr w nadmiarze i z zaciekłością broniąc ich przed głodnymi i potrzebującymi.

Czy widzisz, jak u was zatrzymuję surowość zimy, a jak dopuszczam ją na cały kontynent Ameryki Północnej?

Powiedziałam Panu o problemach, jakie mam z sobą sama.

— Córko, z nieprzyjacielem walczyć trzeba, nie zaś ulegać mu. Pozwól, bym Ja sam walczył za ciebie, bo słabiutka jesteś, Ja zaś chcę cię osłonić i wzmocnić. Daj Mi więc szansę, dziecko. Trwaj przy Mnie, wzywaj Mnie i wszędzie bądź ze Mną — nie zaś sama. Jutro, pragnę, abyś Mi usłużyła.

21 I 1988 r., Warszawa

— Oddaję Ci, Panie, na razie godzinę, pod wieczór — więcej.

— Dobrze, córko, więc pisz.

Napisałam cztery strony. Daliśmy tytuł: „Do cierpiących, chorych". To „Słowo Pana" zostało później opublikowane, m.in. w książce „Świadko wie Bożego miłosierdzia", wydanej przez Wydawnictwo WAM; zamieszczo ne jest także w niniejszym tomie (patrz Dodatki).

  
27 I 1988 r.

Grzegorz pyta, czy może przekazać pewien tekst kapłanowi, z którym miałby się zobaczyć. Pan mówi:

— Mogę ci, synu, obiecać, że jeśli będziesz dawał słowa moje powodowany chęcią podzielenia się Mną, powodowany współczu ciem, pragnieniem pomożenia, miłosierdziem — wtedy będziesz to robił ze Mną i masz całą moją pomoc i opiekę. Ale też nie mogę zapewnić ci pełnej skuteczności. Przecież Mnie też tyle razy odrzuca no. Zapytaj Annę, ile razy jej dopomogłem, kiedy w pragnieniu dzielenia się poszła za daleko. (...)

Grzegorz pyta o możliwość wykorzystania słów Pana do cierpiących, chorych przez dziennikarkę katolickiego pisma, która odpowiada na listy czytelników. Pan mówi:

— Powiedz jej, że może dawać chorym (fragmenty — po przepisaniu na maszynie), jeśli uzna to za pożyteczne. Niech się posługuje moim „Słowem do chorych". Po to je wam daję.

3 II 1988 r.

Modlimy się we troje. Dzielimy się tym, co nas spotkało w ciągu ostatnich dwóch tygodni, za wszystko dziękując Panu.

— Moje dzieci, jeśli poczujecie kiedykolwiek potrzebę pomoże nia jakiejś grupie ludzi (chodzi o powszechne ludzkie biedy, np. o alkoholi ków), zwracajcie się do Mnie, a Ja z mojej wszechmocy udzielę wam zawsze wszystkiego, co wam potrzebne do dawania innym, o ile uznam to za słuszne.

A czy modlisz się za nią?

16 II 1988 r.

Modlimy się we troje z Lucyną i Grzegorzem. Rozmawiamy o rekolekcjach i wspominamy pewna osobę, od której doznałam kiedyś dużych przykrości.

- Nie rozumiem, Panie, dlaczego ona ma takie wpływy.

— A czy modlisz się za nią?

— Nie. Staram się zapomnieć o niej.

— To nie rozwiązuje sprawy — mówi Pan.

— Mea culpa (moja wina). Co innego można powiedzieć, gdy się z Tobą rozmawia...

— Można powiedzieć, że się Mnie kocha.

Wymieniamy różne prośby.

— Cieszę się, że wprowadzacie Mnie w swoje sprawy. Wszystko, co mówicie w tym czasie, który oddajecie Mnie, przyjmuję jako waszą wolę opowiedzenia Mi o waszych troskach i oddania ich Mnie (z prośbą o mój współudział).

— Tak, Panie, oczywiście, że Ci wszystko oddajemy.

— A Ja bym chciał, żebyście to robili stale.

Wymieniamy prośby.

— Panie, liczę na operację. Nic nie mówisz, to znaczy, chcesz tego.

— Chcę, poddaj się lekarzowi.

Rozmowa-modlitwa toczy się dalej. Po udzieleniu błogosławieństwa Pan dodaje:

— Pamiętajcie, dzieci, że daję wam odpowiednią do nauki łaskę przyjęcia jej. Napełniam was mądrością i otwieram wam uszy na głos mojego Ducha.

Ja pragnę udzielać się każdemu

21 II 1988 r.

Modlimy się we troje z o. Janem i Grzegorzem. Po zrelacjonowaniu naszych spotkań w ostatnim czasie Pan powiedział:

— Czy widzisz, jak szybko i dobrze toczą się sprawy, kiedy polegacie na Mnie? Tym lepiej będą przebiegać, im bardziej będziecie pozostawiać inicjatywę Mnie, przygotowując się starannie według własnych zobowiązań. Ja chcę z wami współpracować. (...)

Ojciec Jan pyta o dwie osoby (do współpracy).

— Widzisz, synu, Ja pragnę udzielać się każdemu. Próbuj. Przecież wszystko zależy od waszej dobrej woli przyjęcia tego, co chcę wam powiedzieć. (...)

— Nie spieszcie się, dzieci. Powoli. Ja jestem we wszystkim. Wiem o tym. Tylko oddawajcie wszystko Mnie.

Rozmawiamy o naszej historii, dajemy przykłady: Frycz Modrzewski, Piotr Skarga — tradycje społeczne. Mówimy również o naszych winach i o pokucie. Pan tłumaczy:

— Moje dzieci, pokuta to jest odmiana życia. Wszyscy wedle swoich umiejętności pracujecie nad tym, ażeby życie waszego narodu odmieniło się według moich praw. Na ręce Matki mojej, Maryi, składajcie wasze wysiłki (...) i słuchajcie nadal wskazań moich, tak jak to robicie do tej pory, a wtedy nie może stać się nic, co by Mi przeszkodziło w moich planach uzdrowienia waszego narodu, uzdrowienia waszego życia społecznego wedle moich zamierzeń.

Bo chodzi Mi o to, żeby z waszej historii i tradycji, z waszej kultury wyciągać polityczne wnioski i dostosowywać je do praktycz nej sytuacji waszego wieku. Potrzebna jest wam konsekwencja, i nie jest konieczne tworzenie czegoś zupełnie nowego, kiedy macie sprawdzone dobre wzory, a jednocześnie uwidoczniły się błędy.

Przyciskam was do serca i daję wam moje błogosławieństwo i zachętę oraz obietnicę dalszego kierownictwa — jeżeli swojej postawy nie zmienicie.

23 (lub 24) II 1988 r., Warszawa

Modlimy się we troje. Po dłuższej rozmowie z nami Pan podsumowu je swoja naukę:

— Jaka to dla Mnie radość współdziałać z synami ludzkimi. Pomyślcie o tym, dzieci. Sądzicie, że to dla Mnie trud, a to jest szczęściem dla Mnie, gdy człowiek zaprasza Mnie do współudziału w swoim życiu.

Pan zwraca się do mnie:

— Gdybyś była zawsze ze Mną, chodziłabyś w radości. (Pan)

— A pokusy, a próby? Trzeba przecież przez to wszystko przejść — odpowiadam.

— A może Ja chcę napełnić was radością. (Pan)

— Bardzo tego potrzebujemy. Jest to dla nas takie ważne.

— Obiecuję ci radość na czas pobytu w szpitalu. Przecież tam będę tym bardziej z tobą.

25 II 1988 r., Warszawa

— Panie, czy chcesz mi coś przekazać?

— Zawsze mam ci coś do powiedzenia, ale jeśli nie masz ochoty na rozmowę, nie narzucam ci się. To, co wam powiedziałem ostatnio (na modlitwie wspólnej we środę, 23 stycznia), ma właśnie na celu pomożenie ci. Nie odkładaj pracy...

Zdziwiłam się. Pan dodał:

— bo modlitwa i medytacja jest pracą. Ale weź siebie samą i postaw przede Mną. Wtedy, w mojej obecności, łatwiej ci będzie zobaczyć przeszkody — bo Ja ci w tym pomogę.

A wy, czy szykujecie drogę Matce mojej?

28 II 1988 r.

Modlimy się we troje z Grzegorzem i jego kolegą Wojciechem. Wojciech zwraca się do Pana:

— Prosiłbym, by Matka Boża nie tylko panowała, ale rządziła, i to nie za dziesięciolecia, a za lata.

— A wy, czy szykujecie drogę Matce mojej? 

Wojciech wymienia dziesiątki już nieżyjących wiernych synów Maryi, z o. Maksymilianem Kolbem na czele.

— Bardzo „chytrze" podszedłeś do Mnie, synu, powołując się na tych, którzy służyli Mi całym życiem. Cóż mam począć, kiedy im chciałbym dać jak najwięcej radości, a oni wciąż proszą za wami. Nie mam wam za złe, że przypominacie Mi o czasie, który jest tak ważny w waszym życiu (jest jego elementem).

No więc dobrze, synu, spójrz na siebie. Czy nie zmieniłem twojego spojrzenia na innych? Czy nie ukazałem ci dużo szerszych horyzontów i nie dałem większych możliwości dla twojej pracy. Czy sądzisz, że bawię się tobą? (Pan)

Wojciech skarży się na natłok spraw: codzienność, rozdarcie; sprawy ogólne, bytowe, materialne; martwienie się o biedę innych; prosi o szczyptę oddechu. Pyta w końcu:

— Czy rządzący (w PRL) są tylko głupcami i złodziejami, czy też świadomie służą złu?

— Mój synu. Nie oni rządzą wami, tylko moja wola. Oni są namiestnikami obcego mocarstwa, które runie na waszych oczach bezpowrotnie i całkowicie rozsypie się. Oni poniosą konsekwencje swojego życia beze Mnie. Wy, jeżeli wytrwacie przy Mnie, już tak bardzo krótko, będziecie realizować prawa moje.

— Już staramy się to robić.

— Tak, synu, ale konieczne jest wam jeszcze pełne przeniesie nie waszej wiary na Mnie. Przeczytaj, synu, o Mojżeszu. Słyszałeś dzisiaj o Abrahamie, czy potrafiłbyś zawierzyć Mi tak jak on?

— Nie, nie zniósłbym takiej próby.

— Toteż Ja wam takich nie daję (prób). Ale przeczytaj z mojego Pisma historię Jonasza.

Pragnę was przygotować do walki o moje prawa. Bo już niedługo będziecie musieli albo stanowić je, albo stać się naśladow cami innych narodów Europy Zachodniej. Będziecie zmuszeni wybierać i wtedy potrzebna wam będzie głęboka wiara, że wedle moich praw żyjąc potraficie stworzyć świat lepszy, bardziej ludzki, a więc i bardziej ubogacający wasz naród we wszystko, co wam potrzebne. (Pan)

— Wierzę głęboko. Wielu ludzi też.

 Rozmawiamy na temat planowanych prac.

— Bądź pewien jednego, że działacie wedle mojej woli. Dlatego wam pomagam. I będę to robił, chyba że nastąpią wśród was spory i kłótnie, więc wystrzegajcie się tego. (Pan)

— Godzić się to iść na kompromis — a gdzie prawda i słusz ność?

— Dobrze wiesz, synu, o co Mi chodzi. (Pan)

— Skoro wiem, to się postaram — „kapituluje" Wojciech.

— Dobrze wiesz, że każdy ma prawo do swojego zdania i należy w dyskusji szanować osobę „przeciwnika". W ten sposób możecie się wzajemnie ubogacać.(Pan)

Rozmowa powraca do koncepcji życia narodu według praw Bożych. Wojciech pyta:

— Kierunek — tak. Ale czy naród jest przygotowany, żeby przyjął, uchwalił takie prawa i... wytrzymał?

— Widzisz, synu. Naród wasz posiada piękną cechę miłości ojczyzny, miłości bezinteresownej. Tę cechę rozwinęła w was niedola wielopokoleniowa. Ona obudziła w was pragnienie prawdziwej sprawiedliwości, której wam tak długo odmawia się. A więc widzisz, jak wielkie dobro wyrosło z tak wielkiego bólu i ucisku. Teraz pragnienie sprawiedliwości jest waszą najgorętszą potrzebą, i to sprawiedliwości prawdziwej, wedle waszego powszechnego (narodo wego) sumienia. A więc jest to sprawiedliwość prowadząca pod mój osąd. Ja zawsze wyprowadzam dobro z okoliczności nawet najgor szych. Jeśli je dopuszczam, to po to, aby was uszlachetniały (urabiały was Mnie).

Widzisz, dziecko, jak bardzo wysoko was cenię, jak was szanuję. Dlatego właśnie otrzymaliście propozycje tak wysokiej miary, że uważam, iż zdolni jesteście — jeśli naprawdę zechcecie — wypełnić moje plany. Gdybym was tak wysoko nie cenił (cały naród, wypróbowany przez wiele pokoleń), dałbym wam zadanie mniejsze i cele łatwiejsze; ale pomyśl, synu, jak wielkie szczęście wam gotuję, ile wam chcę dać w zamian za wszystko, co znieśliście (ze zrozumie nia: potop szwedzki, rozbiory, unici, prześladowania, Sybir, wiezienia, rzezie, procesy fałszywe, oficjalne kłamstwo i fałsz, zdrady, deportacje, masowe mordy, obozy, łagry, obce rządy, niszczenie duchowe i materialne narodu).

Proponuję, abyście razem ze Mną rozpoczęli budowę nowego świata. Zapragnąłem, abyście wy, właśnie wy, dali upodlonemu i przegniłemu (zgangrenowanemu, zepsutemu) światu szansę odrodzenia się — ostatnią już szansę powrócenia ku Mnie. Jak myślisz, synu, co Mną powodowało, że was wybrałem? (Pan)

— Nie wiem, co w „prehistorii". W nowszej historii Polacy wybrali Ciebie i opowiadają się za Tobą.

— Tak, synu, właśnie o to Mi chodziło. Chcę, aby wasza wolna wola opowiadała się za Mną. Czy nie sądzisz, że teraz stało się to powszechne i obejmuje już cały naród? (Pan)
 

Moja więź z każdym z was jest osobista, inna i intymna

3 III 1988 r., czwartek, Warszawa

Wczoraj modliliśmy się w naszej grupie domowej. Dziś otrzymałam list od o. Jana, który napisał, że odprawi Msze św. w intencji dobrego przebiegu mojej operacji. Ta wiadomość, a może raczej modlitwa ojca, pomogła mi w zwróceniu się do Pana, któremu dziękowałam, a także prosiłam o pomoc dla mnie i dla różnych osób. Pan powiedział:

— Cieszę się, Anno, że chcesz zwrócić się do Mnie. Nie zawsze jesteś Mi potrzebna do „dyktowania". Czasem chciałbym porozma wiać z tobą jak ojciec z córką.

Moja więź jest z każdym z was osobista, inna i intymna, bo jest stosunkiem miłości wzajemnej. Wiem dobrze o tym, że to moja miłość jest pierwsza, bo z niej powstaliście, że jest stała, mocna, niezmienna, a wasza powoli i z oporami staje się prawdziwą miłością. Ale czy może być inaczej pomiędzy Ojcem a dziećmi Jego? Ojciec tylko daje, dziecko — przyjmuje: żyje i rozwija się z miłości rodziców. Dziecko nic nie ma własnego, wszystko otrzymuje, i wie o tym. Uważa to za stosunek naturalny, gdyż długo trwa, nim staje się samodzielne. Póki dziecko jest w domu rodzinnym, ma wszystkie swoje potrzeby zaspokajane — wedle możliwości i decyzji rodziców. Ja jednak jestem Ojcem bardzo hojnym i dbam o was. Dziecko nie dziękuje ojcu stale i za wszystko, co otrzymuje, bo uważa to za stan normalny — od urodzenia zawsze tak było, prawda? Czyż Ja, wasz rzeczywisty Ojciec, domagam się podziękowań i pochwał? Waszym wyrazem wdzięczności jest radość lub zadowolenie, z jakim przyjmu jecie to, co wam daję.

Lecz pomiędzy rodzicami waszymi a Mną istnieje zasadnicza różnica — w celu. Oni przygotowują was do samodzielności w życiu ziemskim — wedle jego wymagań. Musicie więc stawać się odpowie dzialni za siebie, zdobyć wiedzę i umiejętności, stać się zaradni i orientować się możliwie jak najlepiej w warunkach, w jakich macie spędzić życie. Rodzice żyjący blisko ze Mną starają się również o to, by przekazać wam własne doświadczenia...

Co mamy do dania

14 III 1988 r.

Modlimy się we troje z o. Janem i Grzegorzem. W odpowiedzi na pytanie Grzegorza, jak powinien traktować inspiracje do podejmowania działań, żeby nie zlekceważył dobrych, ale nie ulegał lekkomyślnie niewłaściwym, Pan mówi:

— Wszystkie inspiracje, jeśli mają na celu dobro bliźnich i są w zasięgu waszych możliwości, możesz przyjmować jako moje, jeżeli towarzyszy im spokój.

— A jeżeli popełnimy błąd?

— Pamiętajcie, że Ja wasze błędy naprawiam nieustannie. 

Pan kieruje teraz słowa do nas wszystkich, a zwłaszcza do ojca Jana:

— Zwracam wam uwagę na misję nawrócenia waszych sąsiadów. Prześledźcie i zanalizujcie, ile dobrego wy, Polacy, wnieśliście na cały teren Litwy, Rusi i Rosji, a gdzie popełniliście błędy; co było przyczyną tych błędów w stosunku do waszych sąsiadów?

Zastanówcie się też nad tym, co moglibyście im dać t...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin