Cornick Nicola - Sezon na zalotników.doc

(1032 KB) Pobierz

Nicola Cornick

 

Sezon na zalotników

 


ROZDZIAŁ PIERWSZY

 

List podano wraz ze śniadaniem.

 

List, nad którym unosiła się delikatna woń

jaśminu, znak, że niewątpliwie napisała go kobieca

dłoń.

 

Książę Sebastian Fleet wcale nie był tym

faktem zachwycony. Listy od dam, zwłaszcza

doręczane o tak wczesnej porze, nie mogą zawierać

pomyślnych wieści. Ten również. Zapewne

jakaś nieszczęsna, wprowadzona w błąd istota

grozi oskarżeniem o niedotrzymanie obietnicy

małżeństwa albo cioteczna babka zapowiada

swoją wizytę. Niestety, oba te warianty wzbudzały

w księciu największą odrazę.

 

- Perch, co to jest? - spytał, postukując

palcem w pergamin.

- List od damy, milordzie - wyjaśnił kamerdyner

zajęty rozładowywaniem srebrnej tacy.

Na gładkim czole księcia pojawił się groźny

 


274 Nicola Cornick

 

mars. Tego ranka umysł Sebastiana był stanowczo

mniej lotny niż zwykle, bo minioną noc

prawie w całości spędził w klubie White'a. Nie

odchodził od stolika do gry, mocnych trunków

też sobie nie szczędził, mimo to rozumu starczyło,

by odrzucić zaloty jednej z najnowszych

londyńskich kurtyzan. Nie miał ochoty obudzić

się rano z widokiem wypacykowanej twarzy na

poduszce obok.

 

W ogóle od jakiegoś czasu był w nastroju nie

najlepszym, dręczony podejrzeniem, czy na te

hulanki i swawole nie jest już przypadkiem za

stary. Czas mijał przecież nieubłaganie, nie oszczędzając

nikogo. Dlatego książę Fleet podjął już

decyzję. Peruki nosić nie będzie ani smarować

twarzy mazidłami, jak to czynią starzejący się

dżentelmeni. Ma inne rozwiązanie. Poprosi Percha,

żeby go zastrzelił. Bo i po co dalej żyć? Oprócz

wina, hazardu i kobiet niewiele miał zajęć. Może

jeszcze tylko przechadzanie się po tym ponurym

mauzoleum, tym starym domu, który w grudniowy

dzień tak bardzo trudno ogrzać. Tej nocy

odczuł to wyjątkowo boleśnie, jako że gorąca

butelka, mająca zapewnić komfort w łóżku, pękła,

czyniąc jego sen raczej nieprzyjemnym.

 

- Domyślam się, że to list od damy - powiedział

chłodno. - Zastanawiam się tylko, od której.

- List został doręczony przez lokaja w liberii

Davencourtow, milordzie.


Sezon na zalotników 275

 

- Aha.

Zamyślony książę sięgnął po dzbanek i nalał

sobie kawy, po czym wziął nóż i wsunął ostrze

pod pieczęć. Kawałeczki wosku opadły na obrus,

mieszając się z okruszkami tostu. Perch skrzywił

się, lecz Seb zignorował to. Bo i jaka korzyść

z tego, że jest się księciem, gdyby nie wolno było

sobie czasami nakruszyć?- A poza tym, pominąwszy

wszystko, Sebastian ze swoich książęcych

obowiązków wywiązywał się wzorowo. Rodowe

gniazdo, Fleet Castle, doprowadził do znakomitego

stanu, dzierżawcom okazywał wielkoduszność,

do Izby Lordów zaglądał, kiedy toczyła

się jakaś szczególnie ważna debata. Niestety,

pozostałe dni upływały według ściśle określonego

porządku i były piekielnie nudne. Życie jest

ciężkie, kiedy zrobiło się już wszystko, co miało

się do zrobienia.

 

Rozłożył pergamin i przede wszystkim rzucił

 

okiem na podpis:

Z wyrazami głębokiego szacunku

Clara Davencourt

 

Nagle zrobiło mu się dziwnie przyjemnie. Za

bardzo, był tego świadom. Panny Davencourt

nie widział od prawie osiemnastu miesięcy, skąd

więc mógł wiedzieć, że aktualnie przebywa

w Londynie.

 

Wasza Miłość...

 

Bardzo oficjalnie, choć podczas ich ostatniego

 


276 Nicola Cornick

 

spotkania panna Davencourt zwracała się do

niego bardziej bezpośrednio. O tak. Jej aroganckie

słowa doskonale zachował w pamięci.

 

Od jakiegoś czasu jestem w wielkim kłopocie.

Potrzebuję dobrej rady, rady ojcowskiej...

 

Ojcowskiej! Seb uśmiechnął się i z niedowierzaniem

pokręcił głową. Przecież od tej panny

starszy jest o dwanaście lat, nie więcej, a swego

hulaszczego życia na pewno nie zaczął tak

wcześnie, by kwalifikować się na jej ojca.

 

Mój brat zajęty jest bardzo sprawami naszego

Królestwa, a ci spośród jego przyjaciół, którzy byliby

odpowiedni, w chwili obecnej przebywają poza Londynem.

Pozostaje mi więc tylko Pan...

 

Ostatni w kolejce! Seb skrzywił się. Jak to

dziewczę potrafi ukłuć, niby delikatnie, ale jakże

boleśnie.

 

Nie mam innego wyjścia, muszę prosić o pomoc

Waszą Miłość. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby

Pan przy najbliższej sposobności złożył wizytę w Davencourt

House.

 

Seb rozparł się na krześle, podejmując w duchu

natychmiastową decyzję. Żadnych wizyt

w Davencourt House. Rola powiernika młodej

damy - powiernika, który żywi wobec owej

damy uczucia ojcowskie - była dla niego absolutnym

novum, i w tym samym stopniu kompletnie

niedorzeczna. Panna Davencourt, jeśli na

gwałt potrzebuje dobrej rady, powinna zwrócić

 


Sezon na zalotników 277

 

się raczej do jakiejś zaprzyjaźnionej damy, a nie

do arystokraty, który prowadzi życie nader

swobodne.

 

Wyjrzał przez okno na jasny i mroźny zimowy

poranek. Ten poranek można spędzić rozmaicie:

wybrać się na konną przejażdżkę, pojechać

do tatersalu i wydać jeszcze więcej pieniędzy

na konie, albo pojechać do White'a, przejrzeć

gazety, napić się przedniej brandy i pogawędzić

z kompanami...

 

Ziewnął.

 

Można też pojechać na Collett Square i złożyć

wizytę Clarze Davencourt.

 

Czemu nie? Złożyć wizytę i uświadomić

pannie, że zapraszanie zdeklarowanego hulaki

do swego salonu nie jest dobrym pomysłem.

 

Wsunął list do kieszeni, szybko dopił kawę,

wstał i przeciągnął się. Do drzwi podążał szybkim

krokiem, czując, że dzieje się z nim coś

osobliwego. Znów novum, to uczucie, i to coraz

silniejsze. Po prostu - podekscytowanie. Nie

pamiętał, kiedy ostatnio czegoś takiego doświadczał.

Kiedy po raz ostatni zbiegał po schodach;

przeskakując po dwa stopnie, i niecierpliwym

głosem wzywał służącego.

 

Panna Davencourt spędzała poranek w pokoju

bibliotecznym, oddając się bardzo niemiłemu

zajęciu, czyli haftowaniu. Pani Boyce, dama do

 


278 Nicola Cornick

 

towarzystwa, miała zajęcie wdzięczniejsze,

mianowicie przeglądała „Female Spectator", i co

ciekawsze fragmenty czytała na głos. Clara słuchała

jednym uchem, zerkając co chwilę na mały

zegar w marmurowej obudowie ustawiony na

gzymsie kominka. Książę Fleet zapewne otrzymał

już list. Ciekawe, kiedy będzie mógł złożyć

wizytę? Ciekawe, czy w ogóle ją złoży...

 

Seb Fleet był hultajem, to prawda, ale w obecnej

sytuacji także człowiekiem niezastąpionym,

jako że prawdziwy dżentelmen na nic by się nie

przydał. Niestety ich ostatnie spotkanie, od

którego minęło osiemnaście miesięcy, było raczej

burzliwe, bowiem Clara nazwała księcia

łajdakiem pozbawionym uczuć. Rzuciła mu to

w twarz, kiedy nie przyjął niekonwencjonalnej

co prawda, ale bardzo uczciwej propozycji. Propozycji

małżeństwa, należałoby dodać gwoli

ścisłości. Wystąpienie z taką ofertą kosztowało

Clarę niemało, a fakt, że nie została przyjęta,

okazał się prawdziwym ciosem. Zraniona duma

podyktowała słowa mocne i gorzkie, dlatego

teraz nie należy wykluczać możliwości, że książę

jej list pominie milczeniem.

 

- Książę Fleet, proszę pani - zaanonsował

Segsbury, kamerdyner Davencourtow, ukazując

się w progu.

Clara aż podskoczyła w krześle i chociaż

w jakimś stopniu spodziewała się tej wizyty,

 


Sezon na zalotników 279

 

poczuła ciarki na plecach. Pani Boyce również

podskoczyła, gazeta wypadła jej z rąk i z szelestem

opadła na podłogę. Policzki zacnej damy

wyraźnie się zaróżowiły, oczy rozbłysły tęsknotą

i marzeniem. Clara szybko zagryzła wargi,

powstrzymując uśmiech. Nie po raz pierwszy

miała sposobność się przekonać, że Sebastian

Fleet wywołuje piorunujące wrażenie na kobietach,

niezależnie od ich wieku.

 

Książę skłonił się pani Boyce, a potem uśmiechnął

w ten swój szczególny sposób, który sprawiał,

że ręce dam zaczynały latać jak nerwowe

ćmy. Clara ręce miała spokojne, ale kiedy książę

zwrócił się do niej, spokój w środku został

całkowicie zburzony, mimo że przez ostatnich

osiemnaście miesięcy wyuczyła się obojętności

na absolutnie wszystko, co wiązało się z księciem

Niestety, zachowanie obojętności na jego

widok graniczyło z cudem, był to bowiem mężczyzna

imponujący. Wysoki, szeroki i władczy,

jego dominacja w każdym miejscu, w każdej

sytuacji wydawała się po prostu naturalna. Niezależnie

od swoich słusznych rozmiarów poruszał

się z nonszalanckim wdziękiem, który nieodmiennie

przykuwał wzrok.

 

Oczy miał piękne, nieprawdopodobnie niebieskie.

Teraz dostrzegła w nich diaboliczne

błyski, widomy znak, że książę doskonale pamięta

ich ostatnie spotkanie. Przykre, ale może

 


280 Nicola Cornick

 

to i lepiej, może dzięki temu Clara będzie

w stanie spojrzeć na niego z dystansem.

 

Nonsens. Jej serce biło jak szalone, policzki

płonęły. Na domiar złego książę ujął jej dłoń

w swe ciepłe palce i ucałował, choć wcale mu

ręki nie podała. Sam ją sobie wziął.

 

- Wielka to dla mnie przyjemność znów

ujrzeć panią, panno Davencourt. - Po jego twarzy

przemknął sardoniczny uśmiech. - Obawiałem

się, że już nigdy się nie spotkamy. - Gdy

Clara spojrzała na podłogę, książę zerknął na

panią Boyce. - Pozwoli pani, że zamienię parę

słów z panną Davencourt na osobności? Z panną

Davencourt znamy się od dawna.

Clara wielokrotnie przypominała pani Boyce,

że nigdy nie wolno zostawiać jej samej w towarzystwie

dżentelmena, teraz jednak niczego bardziej

nie pragnęła niż właśnie tete-a-tete. Była

pewna, że oczarowana księciem pani Boyce

uczyni zadość jego prośbie, lecz, niestety, przeliczyła

się. Zacna dama, choć oczarowana, zdecydowana

była nie ruszać się z obitej złocistą

tkaniną sofy.

 

- Proszę wybaczyć, Wasza Miłość - oświadczyła

chłodno, przyjmując jeszcze bardziej

dostojną pozę - ale pozostawienie panny Davencourt

samej w pana towarzystwie byłoby co

najmniej niestosowne.

- Chciałem zabrać pannę Davencourt na


Sezon na zalotników 281

 

przejażdżkę, proszę pani. Na dworze jest wyjątkowo

pięknie.

Twarz pani Boyce natychmiast się rozpogodziła

 

 

- Na przejażdżkę? Ależ bardzo proszę! Nie

mam żadnych zastrzeżeń. Przecież w wolancie

nie może zdarzyć się nic zdrożnego.

Fleet uśmiechnął się szeroko. Zapewne, jak

skonstatowała w duchu Clara, przypomniały

mu się te wszystkie bezeceństwa, jakie mogą

zdarzyć się i w wolancie, a którym książę bez

wątpienia oddaje się od czasu do czasu.

 

- Zapewniam panią - ciągnął, teraz już ze

śmiertelną powagą - że w moim towarzystwie

nic pannie Davencourt nie grozi. Żywię wobec

niej uczucia prawdziwie ojcowskie.

Clara zerknęła na niego spod oka. Napotkała

spojrzenie łagodne, można by rzec, pełne ciepła.

Szkoda, bo naprawdę chciała go ukłuć, czyniąc

w liście aluzję do jego wieku. Zrobiła to z wielką

ochotą, bo podczas ich ostatniego spotkania

kwestia wieku była dla niego jednym z podstawowych

argumentów.

 

- Dziękuję, milordzie, za miłe zaproszenie.

- Dygnęła uprzejmie. - Pójdę coś na siebie

włożyć.

Nie kazała mu długo czekać, zjawiła się w holu

po kilku minutach. Książę umiał to docenić.

 

- Jest pani rzadkością, panno Davencourt!


282 Nicola Cornick

 

Zwykle damy szykują się do wyjścia co najmniej

godzinę.

 

- Nie chciałam, żeby konie tak długo czekały

na mrozie. - Spojrzała na niego niewinnie.

- Konie-! A ja się nie liczę? Cóż, muszę to

przełknąć!

Wymienili coś w rodzaju półuśmiechów, po

czym książę wziął Clarę pod ramię i wyprowadził

przed dom. Pomógł jej usadowić się w wolancie,

otulił nogi grubym pledem i wsunął pod stopy

rozgrzaną cegłę. Jednym słowem zadbał, by mimo

chłodu było jej miło i przytulnie. Potem zajął

miejsce obok, chwycił za lejce i cmoknął na konie.

 

Czyli książę raczy powozić sam, nie towarzyszy

im żaden stajenny. Clara szybko zaniosła

w duchu krótką modlitwę błagalną, żeby pani

Boyce ze swego punktu obserwacyjnego za storami

w oknie salonu nie dostrzegła owej konfiguracji.

Na szczęście nic takiego się nie stało,

pani Boyce nie pośpieszyła z interwencją. Konie

ruszyły szybkim kłusem, a książę rozpoczął

pogawędkę:

 

- Zaskoczyła mnie pani swoim listem, panno

Davencourt. Zważywszy na atmosferę naszego

ostatniego spotkania, byłem pewien, że pani

nigdy już nie będzie chciała oglądać mnie na oczy.

Posłała mu uśmiech przepojony słodyczą.

 

- Nie myli się pan, takie właśnie były moje

odczucia. Niestety, bardzo pilna potrzeba zmu


Sezon na zalotników 283

 

siła mnie do skontaktowania się z panem. Miałam

nadzieję, że ze względu na przyjaźń, jaka

łączy pana z moim bratem, nie odmówi mi pan

swojej pomocy.

 

Jego ukłon natomiast przepojony był jawnym

sarkazmem.

 

- I w tym oto celu tu jestem, panno Davencourt.

Uniżony sługa...

- .Dziękuję, bardzo pan łaskaw. - Również

pozwoliła sobie na szczyptę ironii. - Mam

nadzieję, milordzie, że uda nam się nie wracać do

przeszłości. Jestem teraz nieco starsza, mam

dwadzieścia jeden lat, jestem też o dwa lata

mądrzejsza. Chociaż pan...

- Słucham?

- Pan wydaje mi się dokładnie taki sam jak

przed dwoma laty.

- Zapewne nie myli się pani.

- Niemniej ciągle mam nadzieję, że uda nam

się dojść do porozumienia, a może nawet zaprzyjaźnić.

- Skoro pani tak twierdzi, panno Davencourt...

Pooatrzył na nią tym swoim niebieskim spojrzeniem.

Wiele osób z towarzystwa widziało

w Sebastianie tylko rozpustnika i hulakę, nie

dostrzegając bystrości umysłu, widocznej właśnie

w tym spojrzeniu, chłodnym i wnikliwym.

Tę zaletę przystojnego księcia Clara bardzo sobie

ceniła. I nie tylko tę zaletę... Och, ona ceniła

 


284 Nicola Cornick

 

w nim wszystko! Także wijące się włosy w kolorze

ciemnego złota, które właśnie odgarniał. Ten

drobny gest natychmiast wyzwolił w niej bolesną

refleksję. Kiedyś znali się z księciem bardzo

dobrze, spotykali się często, bywali przecież

w tych samych k...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin