Michaels Kasey - Uwielbiam cie maleńka.pdf

(1195 KB) Pobierz
6952227 UNPDF
Kasey
Michaels
Uwielbiam
cię
maleńka
Jeśli nie wiesz, dokąd idziesz, bardzo
uważaj, bo możesz tam nie trafić.
Lawrence Peter Berra (Yogi)
1
W Ameryce jest jedno powiedzenie,
które wszystko wyjaśnia.
To powiedzenie brzmi — Nigdy nic
nie wiadomo.
Joaquin Andujar, miotacz
— Drrrrrrrrrrrr-Drrrrrrrrrrrrrr...
— Cholera.
— Drrrrrrrrrrrr-Drrrrrrrrrrrrrr.
Jack Trehan zaklął znowu, sięgnął po omacku w ciemność.
Dopiero przy drugiej próbie udało mu się dosięgnąć słuchaw­
ki telefonu. Pierwsza próba skończyła się bowiem tylko zrzu­
ceniem rozchybotanej lampy, którą ciotka Sadie wypożyczyła
mu z dobroci serca. Ale ciotka Sadie nie miała serca.
Ciągle z zamkniętymi oczami, Jack przyłożył słuchawkę do
ucha i wymamrotał:
— Nikogo nie ma w domu. Nikt nie słyszy tego dzwonka,
więc dlaczego się nie odczepisz...
— Jack? Jack, skarbie, czy to ty?
Jack natychmiast otworzył oczy, jakby ktoś w ciemności
jego własnej sypialni wylał mu na głowę kubeł lodowatej Ga-
torade. Poprawił się na poduszkach i uspokoił ręką sznur roz­
tańczonej, neonowo różowej lampy. Ciotka Sadie nie miała
niestety również gustu.
— Cecily?
— Och, pamiętasz mój głos, Jack. Jakie to do ciebie podob­
ne. Ale zawsze twierdziłam, że jesteś moją bratnią duszą. Masz
7
tak niespotykane zdolności i jesteś taki mądry. Och, zaczekaj
chwilkę. Myślałam, że to idzie tata. Zawsze uważałam ciebie za
kolejne wcielenie Wyatta Earpa. Solidny uczciwy, ale może za
bardzo pewny siebie. Nawet trochę próżny. W końcu tak go
wykreowało tych dwóch aktorów w kinie. Wiesz, jednym
z nich był Kevin Costner, ten aktor, który zrobił film o listo­
noszu. Ojej, czekaj, był jeszcze jeden film o Wyattcie Earpie.
Więc grało go dwóch aktorów, prawda?
— Tak jest, Cecily. Zdecydowanie dwóch — powiedział
Jack, uśmiechając się szeroko.
— Cholera. Och, cóż.... wracając do Wyatta. Nie pamiętam
nazwiska tego drugiego aktora, mimo że znam go przecież
lepiej. Jack, nigdy nie rozumiałam, dlaczego oni zrobili aż dwa
filmy. A ty Jack? To znaczy, może on był rzeczywiście kimś
ważnym, ten cały Wyatt-Straszny Ryk-Earp. Ale po co aż dwa
filmy? Naprawdę uważam, że jeden wystarczy, a ty?
— W zupełności. Cecily? — odpowiedział Jack niemal błagal­
nie... Dziecinny piskliwy głosik jego kuzynki wiercił mu dziurę
w uchu. Spojrzał, mrużąc oczy na tarczę budzika. Nie widział,
czy też nie słyszał Cecily od ponad roku, ale są ludzie... hm, któ­
rzy pozostawiają niezatarte na długo wrażenia. — Moglibyśmy
się trochę streszczać? Jest druga nad ranem, a drugim aktorem
był Kurt Russell. Też bardziej go lubię.
— Ach, bardzo ci dziękuję, Jack. Gdybyś mi nie przypo­
mniał tego nazwiska, łamałabym sobie głowę przez pół nocy.
Ale dlaczego uczepiłeś się tego czasu? Jack, przecież wiesz, że
czas nie ma tu nic do rzeczy. To świetne, że coś komuś się
wyjaśniło. Niektórzy są potwornie układni i chcieliby
wszystko kontrolować. Pewnie są to też pamiętliwe dupki,
nie sądzisz? A w Bayonne, jeśli chcesz wiedzieć, jest kwa­
drans po drugiej. Zegarek źle ci chodzi. Jack, to do ciebie nie­
podobne. Oczywiście ty nie jesteś żadnym pamiętliwym dup­
kiem. O tobie nigdy bym tego nie powiedziała. Byłoby lepiej,
gdyby wynaleziono jakieś inne określenie. To jest takie nędz­
ne. Czy aby cokolwiek opisać, zawsze trzeba użyć wyrazów
8
odnoszących się do seksu lub nazw części ciała? To coś w sty­
lu: męska i żeńska wtyczka — wiesz, w elektryczności. Ro­
zumiesz, o co mi chodzi? Uważam, że to obrzydliwe. A weź­
my na przykład limuzynę. Zadowolisz ją, gdy wypełnisz ją
paliwem wtykając ten przyrząd w jej coś, a...
— Boże Wszechmocny, Cecily, wykończysz mnie — prze­
rwał Jack, przykładając rękę do czoła. — Jesteś w domu,
w Bayonne, tak? Wszystko jak zwykle. Ta sama strefa czaso­
wa i cała reszta. Czy nie możemy więc zaczekać z tym do
rana? Zadzwonię do ciebie.
— Ach, wybacz mi, Jack. Wiesz, jak mi trudno panować nad
emocjami. Jestem tak bardzo wrażliwa. Niebieska Tęcza ciągle
mi to powtarza. Wpadam w coś po uszy, próbuję wszystkiego
głęboko doświadczyć, no i czasami się zatracam. To naprawdę
jest moje wielkie utrapienie, ale Niebieska Tęcza obiecał, że
nauczy mnie, jak ukierunkować przepływ energii, jak ją spo­
żytkować, jak znaleźć środek karmiczny. Czyż on nie jest
rozkoszny?
— Tak. Jest po prostu kochany. — Jack opuścił już łóżko
i stał na gołej drewnianej podłodze.
•Niebieska Tęcza był facetem, który miał wszystko, jak się
patrzy. Przy Cecily zawsze kręcił się jakiś facet. Ale, do licha,
niech mnie trafi szlag, jeśli spytam o jakieś szczegóły na jego
temat. Musiałbym wtedy rzucić się z okna i zabić na miejscu,
pomyślał.
— Cecily — powiedział, gdy na chwilę urwała. A może za­
trzymała się tylko, by zaczerpnąć oddechu. — Czy jest jakiś
powód, dla którego dzwonisz w środku nocy, czy tylko tak
sobie poplotkujemy?
Krótka deprymująca cisza po drugiej stronie linii przeko­
nała Jacka, że popełnił błąd i obraził kuzynkę. Stąd była już
niedaleka droga do jej śmiertelnego zranienia i znacznie bliżej,
niż by sobie tego życzył, do momentu, aby się rozpłakała.
Nienawidził, gdy płakała. Płacząc mówiła, czkała i chlipała.
Do diabła, nie sposób jej było wtedy zrozumieć.
9
Zgłoś jeśli naruszono regulamin