01. May Karol - Zamek Rodriganda.pdf

(1519 KB) Pobierz
Zamek Rodriganda
K AROL M AY
Z AMEK R ODRIGANDA
Zagrożone życie
Od południowej strony Pirenejów zdążał truchtem jeździec do słynnego od dawna miasta
Manresa. Muł, na którym siedział, był niezwykle silny, bo też i sam jeździec był wysokiej,
potężnej postawy.
Jeden rzut oka wystarczył, aby poznać, że olbrzymi jeździec niezwykłą posiadał siłę.
Zazwyczaj mają takie silne postacie najspokojniejsze i najłagodniejsze usposobienie. Tak też
otwarte oblicze nieznajomego wzbudzało ufność, a jego jasno spoglądające, siwe oczy
mówiły wyraźnie, że nie swej siły nigdy nie nadużywa.
Kolor włosów i rysy twarzy zdradzały, że nie był mieszkańcem południa. Spojrzenie miał
ostre i przenikliwe, jakie spotykamy tylko u żeglarzy i myśliwych lub też u ludzi, którzy dużo
podróżowali. Mógł liczyć może dwadzieścia sześć lat; spokój jaki okazywał, doświadczenie i
pewność siebie, które z niego tchnęły, robiły go jednakże starszym, niż był w istocie. Ubrany
był według francuskiej mody.
Z tyłu u siodła wisiała skórzana torba, w której zdawały się znajdować rzeczy, mające
wielką wartość dla jeźdźca, gdyż od czasu do czasu mimowolnie sprawdzał czy torba
znajduje się na swoim miejscu.
Było już dawno po południu, kiedy przybył do Manresy. Jechał wzdłuż starych murów i
ciasnymi ulicami zanim się dostał do rynku, gdzie spostrzegł nowy, wysoki dom, nad którego
drzwiami widniał napis „Hotel Rodriganda”.
Nieznajomy jechał szybko i zdawało się, że nie ma zamiaru w Manresie odpocząć, skoro
jednakże zobaczył ów napis, skierował muła w stronę hotelu i gdy dotknął ziemi stopami,
można było w całej pełni podziwiać imponującą postać. W pierwszej chwili uderzyła w oczy
potężna budowa jego ciała.
Nieznajomy pozostawił muła służbie i wstąpił do izby, która wyglądała na izbę
przeznaczoną dla wytworniejszych gości. W środku był jeden tylko człowiek, który przy
wejściu gościa podniósł się ze swego miejsca.
Buenas tardes — dobry wieczór! — powitał obcy.
Buenas tardes! — odrzekł mężczyzna w izbie. — Jestem gospodarzem, czy dobrodziej
skorzysta z pokoju?
— Nie, podajcie przekąskę i flaszkę „Vinto regia”. Gospodarz wydał odpowiednie
polecenie, a następnie zapytał:
1
— To pan dziś nie pozostanie w Manresie?
— Jadę do Rodriganda. Daleko to jeszcze?
— Godzina drogi, senior. Wyglądało, jakby pan miał z początku zamiar koło mego hotelu
przejechać i nie wstąpić.
— Tak było, — odpowiedział obcy — ale ciekawość nakazała inne postępowanie.
Dlaczego nazywacie wasz dom: hotel Rodriganda?
— Gdyż byłem przez wiele lat służącym u hrabiego i jego dobroci zawdzięczam, że
mogłem sobie wybudować ten dom.
— To znaczy, że dokładnie znacie stosunki panujące u hrabiego?
— Oczywiście.
— Ja jestem lekarzem i właśnie tam jadę. Było by mi bardzo przyjemnie, gdybym mógł
dowiedzieć się czegoś o panujących tam zwyczajach. Z kim spotkam się w zamku
Rodriganda?
Gospodarz wyglądał na człowieka uprzejmego, a może rozmowa w samotnych
popołudniowych godzinach, sprawiała mu przyjemność. Stał się gadatliwy:
— Chętnie udzielę wszelkich objaśnień. Po wymowie poznaję, że nie jesteś Hiszpanem. W
każdym razie zawołano pana do chorego hrabiego, czy tak?
Nieznajomy kiwnął lekko głową, jakby nie wiedział co ma odpowiedzieć, wreszcie
odrzekł:
— Tak, coś takiego. Jestem Niemcem i nazywam się Sternau. Przez dłuższy czas byłem
pierwszym asystentem u profesora Letoubiera w Paryżu; niedawno otrzymałem list z prośbą,
abym jak najszybciej przybył do Rodrigandy.
— Ach tak, to pan jedzie do hrabiego? Nie wiadomo, czy zostanie go pan jeszcze przy
życiu.
— Dlaczego? — spytał spokojnie Sternau.
— Hrabia od wielu lat cierpiał na ślepotę, ostatnio przyplątały się u niego jeszcze
kamienie, które zagrażają jego życiu. Hrabia cierpi nie do opisania.
— Ratunek leży tylko w operacji.
— Hrabia chce się jej poddać i przywołał w tym celu do siebie dwóch najsłynniejszych
chirurgów, jednak jego córka, hrabianka Róża, jest temu przeciwna. Lekarze nie mogli dłużej
czekać i wczoraj słyszałem, że dziś ma to nastąpić.
— Biada, czyżbym przychodził za późno — zawołał przybysz i szybko wstał. — Muszę
natychmiast jechać, może jeszcze zdążę.
2
— Wątpię, senior, takiego cięcia po ciemku, nie podejmie się żaden lekarz. Pewnie już po
wszystkim… a może nie, bo hrabianka stara się zwlekać z operacją z dnia na dzień, chociaż
lekarze, sam hrabia i syn także nie chcą słyszeć o dalszej zwłoce.
— To hrabia Emanuel de Rodriganda–Sevilla ma syna?
— Tak, hrabia Alfonso jest jego synem. Przez szereg lat bawił w Meksyku, gdzie ojciec
ma rozległe i bogate posiadłości. Obecnie ze względu na stan zdrowia ojca został ściągnięty
do domu, aby być obecnym przy operacji, która jest niebezpieczna i może zakończyć się
śmiercią. Hrabia Emanuel sporządził już nawet testament.
— Kto oprócz hrabiego i jego dwojga dzieci jest w zamku.
— Na pewno seniora Klarysa, daleka krewna domu. Jest ona przełożoną klasztoru
Karmelitanek w Saragossie a zarazem panną do towarzystwa młodej hrabianki, która nie ma
matki. Siostra Klarysa jest bardzo pobożna, ale hrabianka nie lubi jej. Jest tam także senior
Gasparino, właściwie miejscowy adwokat i notariusz. Większą część czasu spędza w zamku
Rodriganda, gdyż prowadzi interesy hrabiego. Jest również bardzo pobożny a zarazem bardzo
dumnym człowiekiem. W zamku przebywa jeszcze poczciwy kasztelan Juan Alimpo i jego
żona Elwira; dobrzy ludzie, których mogę panu polecić. Poza nimi nie ma nikogo, bo hrabia
żyje samotnie.
— A znacie Mindrella?
— O, tego zna każde dziecko. To biedak, ale poczciwina. Uważają, że trudni się
przemytem i stąd jego przezwisko — Mindrello, czyli przemytnik. Może mu pan spokojnie
zaufać. Jest lepszy od tych wszystkich, którzy nim pogardzają.
— Dziękuję senior. Po tym co usłyszałem muszę się spieszyć. Buenas noches — dobranoc!
Buenas noches, senior. Życzę powodzenia.
Doktor Sternau zapłaciwszy, wsiadł na muła i odjechał galopem.
Słońce chyliło się ku zachodowi; muł pędził lekko pod górę, a jeździec sięgnął do kieszeni
i wyjął z niej złożony papier. Był to list pisany kobiecą ręką:
Doktor Sternau,
Paryż,
ulica Vaugirard 24.
Przyjacielu!
Rozstaliśmy się na całe życie, ale zaszły okoliczności, wobec których drżąc, muszą Pana
prosić, abyś do nas przyjechał. Ratuj Pan życie hrabiego Rodriganda. Przyjeżdżaj prędko! Po
drodze wstąp do Mindrella, przemytnika i pytaj o mnie. Ale błagam, przyjeżdżaj natychmiast.
3
Rozetta.
Złożył papier i ukrył w kieszeni. Jechał przez gęsty las i marzył o przeszłości, o Paryżu i o
chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczył Rozettę.
Było to w ogrodzie Des Plantes. Chciał usiąść na ławeczce, lecz spostrzegł, że była zajęta.
Zdziwiony i zmieszany widokiem młodej kobiety, której samotność właśnie przerwał, cofnął
się, lecz ona wyrwana z rozmyślań także wstała i wtedy zobaczył, że jest prawdziwą
pięknością. Dotychczas nie mógł sobie wyobrazić kobiety tak pięknej. On, doświadczony
lekarz, czuł, że mu puls bić przestaje; po chwili krew uderzyła mu do głowy z
dziesięciokrotną szybkością.
Owa chwila rozstrzygnęła o jego i… jej losie. Pokochali się szalenie, lecz nieszczęśliwie.
Mógł ją widywać tylko w ogrodzie, dowiedział się, że jest damą do towarzystwa hrabianki
Róży, która właśnie ze swym ociemniałym ojcem bawiła w Paryżu. Z przyczyn jakich nie
chciała wyjawić, ślubowała panieństwo. Był przekonany, że ona także go kocha i dlatego
szalał z rozpaczy na myśl o jej niezłomnym postanowieniu. Prosił, błagał, zaklinał. Mimo, że
roniła łzy, pozostawała nieubłagalna. Wkrótce potem odjechała, a on — nieszczęsny —
musiał jej przyrzec, że nigdy o nią nie będzie pytać. Tylko raz miał okazję całować tę piękną
dziewczynę i rozkosz tej chwili przytłumiła boleść rozłąki. Od tej chwili walczył jak olbrzym
z cierpieniem, które mu szarpało piersi i targało życie, niestety zwycięstwa nie odniósł. I
właśnie wtedy otrzymał list. Czytał go i czuł, że drżą wszystkie jego nerwy. Bez chwili
wahania zebrał co potrzeba i pędził za głosem swego serca.
A więc ta wspaniała istota, bogini, której oczy przyświecają czasem nędznemu życiu
śmiertelników myślała o nim. Bez chwili zastanowienia rzucił wszystko i pędził przez całą
Francję, przez wysokie Pireneje i oto teraz zbliżał się w końcu do celu, zbliżał się do swej
ukochanej, wspaniałej, niezapomnianej, do tej, do której należał sercem, duszą i całym
życiem.
Słońce skryło się za wyżyny zachodnie, gdy wjeżdżał do wsi Rodriganda.
Wioska sprawiała bardzo miłe wrażenie. Droga była szeroka i czysta, a domki okolone
dobrze utrzymanymi ogródkami, pełnymi kwiatów. Hrabia Emanuel de Rodriganda — Sevilla
nie był tylko panem, lecz także ojcem swych poddanych i robił wszystko, aby zapewnić im
dobrobyt.
Dom Mindrella znajdował się na drugim krańcu wsi. Sternau zastał całą rodzinę przy
wieczerzy.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin