Alehandro 9.doc

(72 KB) Pobierz
  1. na dno

 

Było to trzy dni przed 1 kwietnia. Stałam z Lawliete, Jacobem, Izraelem i Nearem (który przyszedł na praktykę) na rogu Auburn i St. Edward, przed kościołem św. św. Edwarda i Michała. Wiedziałam że księża czasie nabożeństw zbierają tego dnia dużo pieniędzy i planowałam w chłopakami włamanie do kościoła. Miałam wtedy 29 lat i wygląd piętnastolatki. Wiedziałam że niedługo zgarną mnie służby specjalne abym walczyła na wojnie. Nic nie mogłam na to poradzić.

Z komisariatu osiedlowego po drugiej stronie ulicy wyszedł policjant i zobaczył nas, opartych o żelazne ogrodzenie kościoła. Przeszedł przez jezdnię i powiedział:

-    wynocha stąd mafijne szczeniaki!

Nie poruszyliśmy się. Staliśmy z rękami przewieszonymi przez ogrodzenie i patrzyliśmy na niego bez wyrazu.

-   powiedziałem abyście zjeżdżali gnojki! - powtórzył.

Chłopcy powoli odeszli ale ja się nie ruszałam. Gliniarz popatrzył na mnie ze wściekłością.

-   mówię ci, suko jedna, żebyś się ruszyła.

Zamierzył się pałką, jak by chciał mnie uderzyć. Plunęłam na niego. Gliniarz zamachnął się na mnie. Uchyliłam się i pałka uderzyła o ogrodzenie. Rzuciłam się na niego, a on chwycił mnie za szyję. Był dwa razy większy ode mnie, ale ja miałam zamiar go zabić, jeśli tylko mi się uda. Sięgnęłam po miecz, ale w tej samej chwili zobaczyłam, że on odpina kaburę i wyciąga rewolwer. Równocześnie zaczął wołać o pomoc.

Szybko odskoczyłam i podniosłam ręce.

-   poddaję się! Poddaję się!

Policjanci wysypali z komisariatu i podbiegli do nas. Złapali mnie i powlekli z powrotem przez jezdnię i po schodkach do środka. Puściłam oko do chłopaków zapewniając ich tym ze nic mi nie będzie.

Gliniarz, który się przedtem ze mną szarpał, uderzył mnie silnie w twarz. Poczułam krew na wargach.

-   jesteś ważniak z rewolwerem, ale w środku jesteś taki sam tchórz jak reszta tych parszywych

gliniarzy – powiedziałam.

Uderzył mnie znowu. Udałam że zemdlałam i upadłam na podłogę.

-   wstawaj ty brudna suko. Tym razem wyślemy cię stąd na dobre.

Gdy ciągnęli mnie do drugiego pokoju, usłyszałam, jak dyżurny sierżant mruczy:

-   ta dziewczyna jest szalona. Powinni ją wsadzić na dobre zanim kogoś zabije.

Już wiele razy policja mnie łapała, ale nigdy nie mogli mnie zatrzymać. Nikt nie świadczył przeciwko mnie, bo wiedziano że kiedy wyjdę, to zabiję takiego albo Mau Mau zabiją w moim imieniu.

-     jest tylko jeden sposób obchodzenia się z takimi jak ty: wybić z was szaleństwo – powiedział. -

jesteście bandą brudnych świń. Mamy tu pełno czarnuchów, włoskich świń i portorykańskich brudasów. Ty jesteś pierwsza z Cintry. Nawet przez ten brud widać twoją srebrną skórę. Ty jesteś taka sama jak oni wszyscy i jeśli będziesz podskakiwała, to pożałujesz że żyjesz.

Wepchnęli mnie z powrotem do celi. Leżałam na podłodze i przeklinałam ich.

-    No co mała? - powiedział strażnik, zamykając drzwi. - nie wstajesz i nie podskakujesz? Nie jesteś taka twarda co?

Rozłożyłam skrzydła i zaczęłam się obijać o ściany przeklinając głośno. Z innych cel rozległy się mruki zachęcające mnie do dalszej działalności. Strażnik złapał mnie za gardło i przycisnął do ziemi pętając mi skrzydła paskami.

-    Uspokój się mała! - wrzasnął. Gdy zaczęłam się jeszcze bardziej szarpać uderzył mnie w nerki nazywając mnie suką.

Zagryzłam wargi i nie odpowiedziałam. Ale postanowiłam że zabiję go kiedy wyjdę z paki.

Na drugi dzień strażnik wrócił do mojej celi. Gdy otworzył drzwi, znowu skoczyłam na niego, aż się zatoczył na drugi brzeg korytarza. Uderzył mnie kluczami w twarz i poczułam krew płynącą znad rozcięcia nad okiem.

-    No dalej, bij mnie! - wrzasnęłam. - ale jeszcze przyjdę do twojego domu i zabiję twoją żonę i dzieci. Tylko poczekaj a zobaczysz!

Zostałam zatrzymana za drobne wykroczenie: stawianie oporu podczas aresztowania i niewykonanie poleceń policjanta. Ale ciągle pogarszałam swoją sytuację. Strażnik wtrącił mnie z powrotem do celi i zamknął drzwi na klucz.

-    Dobra, Cintryowska suko. Siedź tu aż zgnijesz!

 

Rozprawa odbyła się w następnym tygodniu. Założyli mi kajdanki i zaprowadzili na salę rozpraw. Siedziałam a policjant czytał o co jestem oskarżona.

Sędzia, mężczyzna po pięćdziesiątce o surowej twarzy, w okularach bez opraw, powiedział:

-    chwileczkę, czy ta dziewczyna nie stawała już kiedyś przede mną?

-    Tak, panie sędzio – odpowiedział policjant. - to już jej dwunasta rozprawa w tym sądzie i trzecia z panem. Oprócz tego była aresztowana 157 razy i oskarżona o wszystko: od rozboju po usiłowanie zabójstwa.

Sedzia popatrzył na mnie.

-    Ile masz lat, młoda dziewczyno?

Siedziałam na krześle zgarbiona i patrzyłam w podłogę.

-    Wstań kiedy do ciebie mówię! - powiedział ostro.

Wstałam i spojrzałam na niego.

-    Pytałem cię, ile masz lat – powtórzył surowym tonem.

-    Dwadzieścia dziewięć – odpowiedziałam.

-    Nie wyglądasz na tyle.

-    Jestem anielicą. Zatrzymałam swój rozwój w wieku piętnastu lat – powiedziałam spokojnie.

-    To wyjaśnia sprawę – sędzia westchnął. - masz dwadzieścia dziewięć lat, byłaś już 157 razy aresztowana i trzy razy stawałaś przed tym sądem. Dlaczego rodzice się tobą nie zajmują?

-    Są w Cintry – odpowiedziałam.

-    Z kim mieszkasz?

-    Ze swoim chłopakiem i synem.

-    Jak długo z nimi mieszkasz?

-    Odkąd przyjechałam do Nowego Yorku  17 lat temu.

-    Panie sędzio – wtrącił się policjant. - to zła dziewczyna. Ona jest prezesem gangu Mau Mau. Ona jest przyczyną wszystkich naszych problemów w osiedlu. Nigdy jeszcze nie spotkałem dziewczyny tak złej i okrutnej jak ona. Ona jest jak zwierze, a jedyne co można zrobić z wściekłym psem, to zamknąć go w klatce. Jeśli wolno mi doradzić panie sędzio, byłoby dobrze, gdyby ją wsadzić na parę lat do więzienia. Może wtedy udałoby się nam przywrócić jaki taki porządek w Fort Greene.

Sędzia popatrzył na policjanta.

-    Mówi pan, że ona jest jak zwierze? Jak wściekły pies?

-    Właśnie panie sędzio. I jeśli ją pan wypuści, ona do wieczora, zdąży kogoś zabić.

-    Tak, myślę że ma pan rację – powiedział sędzia patrząc znowu na mnie. - ale myślę, że musimy chociaż spróbować odkryć, co sprawia, że ona jest jak zwierze. Dlaczego jest taka zła. Dlaczego chce nienawidzić i kraść, walczyć i zabijać. Przez nasze sądy przechodzą codziennie setki takich jak ona (ale pierwszy raz jest to dziewczyna a nie chłopak) i myślę, że ten kraj ma niejaki obowiązek próbować ocalić część z tych dzieciaków, a nie po prostu zamykać ich na resztę życia. I wierzę że gdzieś głęboko w tej „wściekłej suce” kryje się dusza, która może być zbawiona.

-    I tak będę zabijać – powiedziałam. - zabiorą mnie do wojska i tam każą mi zabijać. Do tej pory robiłam to z własnej woli ale teraz będą mnie do tego zmuszali!

Sędzia jakby nie dosłyszał i zwrócił się do policjanta:

-    nie sądzi pan że powinniśmy spróbować?

-    Nie wiem panie sędzio – powiedział policjant. - ta gówniara zabiła trzech policjantów podczas ostatnich dwóch tygodni i mieliśmy tam niezliczone ilości morderstw od czasu kiedy pracuję w tym rewirze. Można na nich wpłynąć tylko przemocą. Wiem też, że jeśli ją pan wypuści, będziemy musieli ją znowu zamknąć, tylko tym razem prawdopodobnie za morderstwo.

Sędzia popatrzył na leżący przed nim arkusz papieru.

-    Cepes, tak? Podejdź tu, Mino Cepes i stań przed stołem sędziowskim.

Podeszłam na środek sali. Poczułam że zaczynają mi drżeć kolana.

Sędzia pochylił się nad stołem i spojrzał mi w oczy.

-    Mino, mam córkę niewiele młodszą od ciebie. Chodzi na studia. Mieszka w dobrym domu, w miłym sąsiedztwie. Nie sprawia nam kłopotów, gra w szkolnej drużynie siatkarskiej i ma dobre stopnie. Nie jest wściekłą suką jak ty. Nie jest wściekłą suką dlatego, że ma kogoś kto ją kocha. Bez wątpienia ty nie masz nikogo kto by cię kochał i ty też nikogo nie kochasz. Jesteś chora, Mino, ale chcę wiedzieć dlaczego. Chcę wiedzieć co zmusza cię do takiej nienawiści. Nie jesteś normalna jak inne dziewczynki. Ten policjant ma rację. Jesteś zwierzęciem. Żyjesz jak zwierzę i zachowujesz się jak zwierzę. Powinienem potraktować cię jak zwierze, ale chcę zrozumieć, dlaczego jesteś anormalna. Oddam cię pod nadzór naszego sądowego psychologa, doktora Johna Goodmana. Nie mam kwalifikacji, by ocenić, czy jesteś psychopatką czy nie. On cię przebada i podejmie ostateczną decyzję.

Kiwnęłam głową. Nie wiedziałam, czy ma zamiar mnie wypuścić czy zatrzymać w areszcie, ale zrozumiałam że nie wyśle mnie do paki – przynajmniej na razie.

-    I jeszcze jedno, Mino – powiedział sędzia. - jeśli wplączesz się w coś jeszcze, jeśli usłyszę choć jedną skargę na ciebie, jeśli w ogóle zachowasz się niewłaściwie, uznam że jesteś całkowicie niezdolna do przyjmowania poleceń i odpowiedzialnego reagowania i wyślę cię niezwłocznie do Elmiry, do szkoły wojskowej. Jasne?

-    Tak, proszę pana – odpowiedziałam. Samą mnie to zaskoczyło. Po raz pierwszy w życiu powiedziałam do kogoś: „proszę pana”. Ale w tym wypadku wydawało mi się to zupełnie na miejscu.

Na drugi dzień rano przyszedł do mojej celi psycholog sądowy, dr John Goodman. Był to wysoki mężczyzna z przedwcześnie posiwiałymi skroniami i głęboką szramą na twarzy. Miał wystrzępiony kołnierzyk od koszuli i niewyglansowane buty. Moje 160 cm przy jego 200 było  bardziej niż trochę małe.

-    Polecono mi zbadać twój przypadek – powiedział siadając na mojej pryczy i zakładając nogę na nogę. - oznacza to, że musimy przez jakiś czas przebywać razem.

-    Pewnie, ważniaku, masz zupełną rację – odpowiedziałam bez większego zainteresowania jego osobą.

-    Słuchaj mała, rozmawiam codziennie z dwudziestoma szczeniakami takimi jak ty. Spróbuj jeszcze raz odpyskować a pożałujesz.

-    Ile masz lat? - spytałam spokojnie. Jego gwałtowna reakcja nic a nic mnie nie przejęła.

-    A co cię to obchodzi?

-    Po prostu chciałabym wiedzieć z kim rozmawiam.

-    W takim razie... Mam 34 lata.

-    Jesteś niewiele starszy ode mnie więc proszę nie nazywaj mnie gówniarą, szczeniarą, dzieckiem. Jeśli już to możesz mówić że jestem suką.

-    Jestem od ciebie starszy prawdopodobnie o 19 lat!

-    Wcale że nie bo ja mam 29.

-    nieprawda.

-    Prawda.

-    Nieprawda.

-    Prawda – rozłożyłam skrzydła.

-    Aa.. zatrzymałaś swój rozwój w wieku 16 lat?

-    15-nastu.

-    To wszystko wyjaśnia a i tak zawsze pozostaniesz dla mnie gówniarą bo jesteś ode mnie młodsza.

-    Dużo gadasz jak na łapacza wariatów. A może chciałbyś aby którejś nocy odwiedziłam cię z Mau Mau?

Dr Goodman roześmiał się.

-    A więc mam do czynienia ze słynną Miną Cepes. Prezesem gangu Mau Mau, za którą była nagroda warta 1 000 000 dolarów?

-    We własnej osobie doktorku – zaśmiałam się. - tak nie inaczej przewyższam cię rangą na ulicy i dla mnie zawsze zostaniesz skurwielem który pracuje z gliniarzami – powiedziałam aroganckim tonem i osiągnęłam to co chciałam.

Dr Goodman złapał mnie za gardło i przycisnął do siebie.

-    Słuchaj suko. Byłem cztery lata w gangu o trzy lata w marynarce wojennej, zanim poszedłem na studia. Widzisz tę bliznę? - odwrócił głowę abym zobaczyła głęboką bliznę biegnącą przez cały policzek i szyję aż po kołnierzyk koszuli. - zarobiłem to, kiedy byłem w gangu, ale wcześniej prawie zatłukłem 6 innych chłopaków kijem baseballowym. Jak chcesz iść na udry, to trafiłaś do właściwego człowieka.

Odepchnął mnie od siebie. Prycza podcięła mi nogi i usiadłam na niej z rozmachem.

Splunęłam na podłogę, ale nie odpowiedziałam nic.

Dr Goodman powiedział znowu rzeczowym tonem:

-    jutro muszę pojechać do Bear Mountain. Możesz jechać ze mną i porozmawiamy.

Przez cały następny dzień psycholog prowadził nieformalne badanie. Wyjechaliśmy z miasta na północ, w głąb stanu Nowy York. Był to mój pierwszy, od przyjazdu z Cintry, wypad poza asfaltową dżunglę. Czułam dreszcz podniecenia, ale cały czas byłam ponura i arogancko odpowiadałam na zadane mi pytania.

Po krótkiej wizycie w klinice psycholog zabrał mnie do zoo w parku miejskim. Szliśmy alejką wzdłuż klatek. Zatrzymałam się i zaczęłam patrzeć na lamparty, chodzące za kratkami tam i z powrotem.

-    Lubisz koty, Mino? - spytał doktor.

-    Tak... lubię.

-    Dlaczego?

-    Są takie gwałtowne i piękne. Umieją uciec kiedy potrzeba oraz zapolować kiedy natura ich do tego zmusza.

Usiedliśmy na ławeczce w parku i rozmawialiśmy. Doktor John wyjął z teczki zeszyty i poprosił mnie, abym narysowała kilka rzeczy. Konie, krowy, dom. Narysowałam dom z wielkimi drzwiami frontowymi.

-    Dlaczego narysowałaś w tym domu takie wielkie drzwi? - spytał.

-    Żeby durny łapacz wariatów mógł tam wleźć – odpowiedziałam.

-    Nie przyjmuję. Daj mi inną odpowiedź.

-    No dobra, abym mogła się szybko wydostać, jak mnie ktoś będzie gonił.

-    Ludzie zwykle rysują drzwi, żeby dostać się do środka.

-    Ale ja nie, ja chcę się wydostać.

-    Narysuj mi teraz drzewo.

Narysowałam drzewo. Potem pomyślałam że na drzewie powinien siedzieć ptak, więc narysowałam ptaka na czubku drzewa.

Dr Goodman popatrzył na rysunek i powiedział:

-    lubisz ptaki?

-    Nienawidzę ich.

-    Wydaje mi się, że ty wszystkiego nienawidzisz. Oprócz kotów.

-    Tak. Może. Ale najbardziej nienawidzę ptaków.

-    Dlaczego? - spytał. - bo są wolne?

W oddali głucho przetoczył się grzmot.

Zaczynałam się bać pytań tego człowieka. Wzięłam ołówek i przedziurawiłam wizerunek ptaka.

-    Dobra. Zapomnijmy o ptaku. Już go zabiłam.

-    Uważasz, że możesz się pozbyć wszystkiego, czego się boisz, zabijając. Prawda?

-    Co ty do diabła, myślisz, że kim niby jesteś głupi szarlatanie! - krzyknęłam zrywając się z ławki, stanęłam przed nim i zaczęłam krzyczeć na cały głos: - myślisz, że możesz zadawać idiotyczne pytania i wszystkiego się o mnie dowiedzieć?! O mnie?! O Minie Cepes? Najpopularniejszej dziewczyny w całym Nowym Yorku jeśli nie w całym piekle?! Myślałeś że po tej rozmowie zobaczysz nagłówki w gazetach „Gangsterka Mina Cepes otwiera się przed psychologiem”?! Że po tej rozmowie się poprawię, napiszę książkę, będę znana jako ta, która przechadza się po czerwonym dywanie?! Że będą gwiazdką telewizyjną czy radiową a ty będziesz leżał na laurach przy udzielaniu wywiadu jak to mnie nawróciłeś?! Nie boję się nikogo! Nikogo! Spytaj inne gangi w Nowym Yorku! Nie ma w tym mieście gangu który chciał by się ze mną ani z moim gangiem bić!

Dr Goodman ciągle coś pisał w swoim notesie. Spojrzał tylko na mnie i powiedział:

-    siadaj, Mina. Mnie tym nie zaimponujesz.

-    Słuchaj, skurwielu, jak będziesz ze mną zadzierał, to nie pożyjesz długo!

Stałam przed nim roztrzęsiona. W tym momencie zahuczał nowy, o wiele silniejszy grzmot. Dr Goodman popatrzył na mnie i chciał coś powiedzieć, ale na alejkę wokół nas zaczęły spadać krople deszczu. Doktor pokręcił głową.

-    Lepiej chodźmy zanim nas zaleje – powiedział.

Ledwo zatrzasnęłam drzwi samochodu, lunął rzęsisty deszcz i ciężkie krople zaczęły walić w przednią szybę. Dr John długo siedział bez słowa, zanim włączył silnik i ruszył.

-    Nie wiem, Mina – powiedział. - po prostu nie wiem.

Droga powrotna upłynęła w ponurym nastroju. Deszcz bezlitośnie walił w blachę samochodu. Dr Goodman prowadził bez słowa. Ja byłam pogrążona w rozmyślaniach. Przygnębiała mnie świadomość, że wracam do Nowego Yorku. Myśl o celi w areszcie budziła we mnie lęk. Nie mogłam znieść tego, że zamykają mnie w klatce jak tego lamparta w zoo.

Gdy wjechaliśmy pomiędzy setki wysokich, brudnych domów czynszowych, deszcz przestał padać ale dzienny księżyc już zaszedł. Czułam się, jakbym wjeżdżała do pułapki. Chciało mi się wyskoczyć z samochodu i uciekać. Ale zamiast skręcić w stronę aresztu, Dr John zwolnił i skręcił w Lafayette, w kierunku osiedla Fort Greene.

-    Nie wieziesz mnie do aresztu? - spytałam zaskoczona.

-    Nie. Mam uprawnienia do zamknięcia cię albo wypuszczenia. Uważam, że więzienie nie wyjdzie ci na dobre.

Uśmiechnęłam się.

-    Tak, doktorku. Teraz gadasz do rzeczy.

-    Nie, nie rozumiesz mnie. Nie sądzę aby cokolwiek było dla ciebie dobre.

Roześmiałam się.

-    A co, doktorze, uważasz, że mój stan jest beznadziejny?

Doktor zatrzymał samochód na rogu Lafayette i Fort Greene place.

-    Właśnie Mino. Od wielu lat pracuję z takimi dziewczynami jak ty. Mieszkałem w getcie. Ale nigdy jeszcze nie widziałem dziewczyny tak twardej, zimnej i dzikiej jak ty. Nie zareagowałaś pozytywnie na ani jedną z rzeczy, które mówiłem. Nienawidzisz wszystkich i boisz się każdego, kto mógłby zagrozić twojemu bezpieczeństwu.

Otwarłam drzwiczki i wysiadłam.

-    Dobra, możesz iść do diabła, doktorku. Nie potrzebuję ani ciebie, ani nikogo innego.

-    Mina – powiedział doktor, gdy odwracałam się, żeby odejść. - powiem ci wprost: jesteś skazana. Nie ma dla ciebie nadziei. I jeśli się nie zmienisz, pójdziesz prostą drogą do więzienia, na krzesło elektryczne i

W piekle jest tak: byłeś dobry: zostajesz w innym wcieleniu w piekle. Byłeś niedobry: idziesz na ziemię do diabła pod postacią człowieka.

W niebie jest tak: dobry: zostajesz w niebie. Zły: idziesz na ziemię. A na ziemi jest tak: Dobry: idziesz do nieba. Zły: idziesz do piekła. XD

-    na ziemię.

-    Tak? Dobra, spotkamy się tam – odpowiedziałam.

-    Gdzie? - spytał doktor.

-    Na ziemi człowieku! - powiedziałam ze śmiechem.

Doktor pokiwał głową i zaczął zamykać drzwi ale powstrzymałam je nogą.

-    Doktorku – szepnęłam. - ja naprawdę kocham koty. A zwłaszcza lamparty.

Uśmiechnął się i odjechał w ciemność. Próbowałam się dalej śmiać, ale śmiech zamarł mi na ustach.

 

Stałam na rogu ulicy. Była siódma wieczór i ulice pełne były bezimiennych twarzy, śpieszących się nóg... idących, idących, idących. Czułam się jak liść na powierzchni morza, unoszona w różne strony przez własne bezsensowne namiętności. Przyglądałam się różnym ludziom. Nikt nie stał w miejscu. Niektórzy biegli. Był maj, ale wiatr był zimny. Smagał mi gołe nogi i brzuch i całą mnie przejmował chłodem.

Słowa psychologa wciąż brzmiały mi w głowie jak zacięta płyta „Pójdziesz prostą drogą do więzienia, na krzesło elektryczne i na ziemię.”.

Nigdy naprawdę nie przyjrzałam się sobie. O, lubiłam oglądać się w lustrze. Zawsze byłam czystą dziewczyną, co było trochę nietypowe jak na dziewczynę z mojej dzielnicy. W przeciwieństwie do innych członków gangu. Dbałam o swój wygląd. Dbałam o cerę. Nie chciałam palić za dużo, bo to uczyniłoby mój oddech nieświeżym.

Ale w środku nagle poczułam się brudna. Mina, którą widziałam w lustrze nie była prawdziwa. A ta Mina, na którą patrzył...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin