[Śpiewająca lipka - Bajki Słowian zachodnich].pdf

(546 KB) Pobierz
Śpiewająca lipka
Śpiewająca lipka
Bajki Słowian Zachodnich
praca zbiorowa
Wydawnictwo "Śląsk" Katowice
Przepisała Marianna Żydek
O Janku, Aniczce i o lisku
Działo się to nie wiadomo kiedy, gdzieś w siedemdziesiątej siódmej
krainie, za czerwonym morzem i z tamtej strony szklanej góry, gdzie woda
sypie się jak piasek, a piasek płynie jak woda, tam, gdzie dachy kryją
połciami słoniny, a płoty splatają z kiełbasek. W takiej to krainie żył
pewien ubogi wieśniak, a miał dwoje dzieci: chłopcu na imię było Janko, a
dziewczynce Aniczka. Żyli i utrzymywali się z małego poletka za chałupką.
Rodzice tak mówili do dzieci:
- Tu orzcie, tu siejcie, i niech was żywi ta ziemia!
xxDziewczynka, młodsza, miała około dziesięciu lat, chłopiec miał
czternaście, gdy umarli im rodzice. Wtedy Aniczka powiedziała do brata:
- Braciszku, zostaliśmy sami, będziemy teraz tak żyć, jak nam przykazali
rodzice: będziemy orać i obsiewać naszą rolę, a ona będzie nas żywić.
Pewnego razu, gdy pracowali w polu, przybiegł do nich lisek.
- Szczęść Boże, Janku i Aniczko! Jak idzie robota?
Wtedy dzieci zaczęły się użalać na swoją biedę, mówiły, że nie mają co
jeść i w co się ubrać.
- Nie martwcie się, zatroszczę się o was. Wkrótce wrócę - a na razie -
trzymajcie się!
To powiedziawszy lisek pobiegł dalej. Po drodze był strumyczek, w którym
właśnie kąpali się mężczyźni i kobiety. I co robi nasz lisek? - Jednemu
zabiera spodnie, innemu koszulę i kapelusz, a każdemu coś innego. Tak
zebrał sporo rzeczy dla obojga rodzeństwa i zaniósł to do chatki.
- No, Aniczko, martwiłaś się, że chodzicie goło i boso. Tu jest coś dla
każdego z was, ubierzcie się! - Dał im rzeczy, a potem spytał: - Hej,
Janku, nie chciałbyś się ożenić?
- Ależ, lisku, przecież jestem jeszcze wciąż obdarty i biedny. Kto mnie
zechce, skoro nie mam nawet porządnego ubrania.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze! - pocieszył go lisek, potem
pożegnał się z nimi i pobiegł dalej.
Przyszedł pod pewną górę, gdzie spotkał zająca.
- Kumie, lisku, dokąd tak spieszno?
- Ach, mój drogi, wszystkim lisom pozłacali ogony, a ja się spóźniłem;
teraz pędzę do złotnika, żeby mi także pozłocił moją puszystą kitę.
- Słuchaj, kumie lisie! Myśliwi dość się nauganiają za mną, żeby złapać
takiego ładnego długoucha, ale gdybym miał złote uszy, byłbym wtedy jeszcze
więcej wart!
- Owszem, masz rację, ale przecież tobie jednemu złotnik nie będzie
pozłacał uszu! Gdyby was było więcej, to kto wie... Wiesz co! Przyprowadź
choćby ze dwanaście zajęcy, być może, wówczas złotnik zgodzi się pozłocić
wam uszy.xy
xxZając krzyknął w kierunku góry i po chwili zebrała się spora gromada
szaraków. Było ich około dwunastu. Zając ustawił je parami w szeregu. Lisek
wyskoczył przed nich i tańcząc przywiódł całą gromadkę przed królewski
pałac. Tu rzekł do zajęcy:
- No, to jesteśmy na miejscu. Tu właśnie mieszka złotnik. Poczekajcie,
pójdę i dowiem się, czy zechce wam pozłocić uszy.
Szaraki czekały cierpliwie, a lisek pobiegł do pałacu.
Młoda księżniczka wyglądała właśnie przez okno. Zdziwiła się
niepomiernie, widząc zające, i powiedziała do ojca:
- Chodź prędko, ojcze, powiedz mi, jak się nazywają te zwierzątka!
- To są zające, córeczko!
Tymczasem liska przyprowadzono przed króla. Ten zapytał go, czego sobie
życzy. Lisek oświadczył, że przysyła go książę Santokop z podarunkiem oraz
z prośbą o rękę księżniczki.
Król wysłuchawszy, polecił przekazać wzajemne pozdrowienia księciu
Santokopowi, oraz prośbę o cierpliwość, bowiem księżniczka jest jeszcze za
młoda do małżeństwa.
Lisek pożegnał się i wrócił do zajęcy. Tu powiedział im, że złotnik
zgodził się pozłocić im uszy, ale że on sam, niestety, musi jeszcze z
pozłoceniem ogona poczekać jakiś czas.
Potem wprowadził zające do ogrodu, pożegnał się z nimi i poszedł sobie.
Wtem przyszło mu na myśl, że Janko i Aniczka mogą być znowu głodni. Właśnie
mijał górę, gdzie pracowali drwale. Podkradł się do nich, jednemu zabrał
kawałek słoniny, innemu chleb i - hop! - już był u Janka i Aniczki. Dzieci
pracowały na swoim poletku, ale - wyczerpane głodem - ledwo się ruszały.
Wraz z jedzeniem, które im przyniósł lisek, wstąpiły w nie nowe siły. Jadły
więc i jadły, popijając wodą. Po jakimś czasie lisek pyta: - No i co,
Janku, jak tam z żeniaczką? Namyśliłeś się?
- Ach, lisku, daj mi spokój! Czy nie widzisz, że nasza chata się rozpada?
Jakże mógłbym wprowadzić do niej żonę?
- Nie martw się, Janku, postaram się o wszystko!
To rzekłszy lisek znikł znowu. Biegł, biegł, aż spotkał jelenia:
- Lisku, kumie, dokąd tak pędzisz?
- Masz rację, rzeczywiście się śpieszę. Wszystkim lisom pozłacano ogony,
a ja się spóźniłem. Teraz pędzę, żeby i mnie pozłocili moją puszystą
kitę.xy
xx- Słusznie! - przytaknął jeleń.
- Hm, ciebie strzelcy widzieliby już z daleka, gdyby ci się rogi świeciły
od złota...
- To prawda, ale jak by to było pięknie! - westchnął jeleń.
- Nno tak... ale dla jednego jelenia nie będą nawet zaczynać z
pozłacaniem. Gdyby was było więcej, to wtedy, kto wie...
Jeleń odwrócił się w kierunku lasu i na jego zawołanie przybiegło zaraz
dwanaście innych jeleni. Lis stanął na przedzie i, pięknie tańcząc, powiódł
je prosto przed siebie, a one poszły posłusznie za nim, ustawiwszy się
parami.
Tymczasem księżniczka każdego dnia wyglądała oknem i czekała na wiadomość
od księcia Santokopa. Nagle ujrzała lisa kroczącego na czele stada pięknych
jeleni. Zawołała ojca:
- Ojej, ojcze, popatrz, co to się zbliża! Czegoś takiego jeszcze, jak
żyję, nie widziałam! A jakie wielkie rogi!
- To są zacne zwierzęta, moja córeczko!
Lis tymczasem zwrócił się do jeleni:
- Zaczekajcie tutaj, a ja pójdę do złotnika i rozkażę mu, żeby wam
pozłocił rogi.
Gdy zaś wszedł do zamku, rzekł: - Przynoszę waszej wielmożności
pozdrowienia od księcia Santokopa. Książę pyta, czy dacie mu córkę za żonę.
- Ależ naturalnie, dostanie ją, niech tylko trochę poczeka, bo
księżniczka jest jeszcze za młoda.
- No, to wszystko w porządku. Chcieliśmy tylko mieć pewność!
Teraz Lisek pobiegł do jeleni i powiedział im, żeby na razie poszły do
ogrodu i tam poczekały na złotnika. Potem wrócił do zamku, gdzie spodziewał
się poczęstunku. Rozsiadł się i rzekł:
- W domu jest o wiele lepiej niż tutaj. Tam kołyszą mnie nawet w złotej
kołysce! A tu ani nie poczęstują.
Usłyszawszy to królowa szepnęła do męża: - Słyszałeś, on ma w domu złotą
kołyskę! To jakiś zaczarowany książę!
Przyniesiono więc prędko złotą kołyskę, zawieszono ją nad stołem, tam
gdzie lampa, i lisek mógł się wygodnie pohuśtać. Wreszcie zdecydował się
pójść do domu. Wtedy przygotowano mu na drogę mnóstwo różnych smakołyków
dla przyszłego zięcia i jego siostry. Lisek zabrał wszystko i pobiegł do
Janka i Aniczki. Tam powiedział im, że tego a tego dnia wypadnie im wybrać
się wspólnie w drogę, w swaty. Aniczkę pouczył, jak ma się zachować w
wytwornym domu, a Janka - jak ma się zachować wobec młodej narzeczonej.xy
xxPotem wybrali się w drogę, w swaty. Idą, idą. Wtem - patrzą - a tu
jakaś kareta ugrzęzła w błocie i ludzie męczą się, nie mogąc wyciągnąć. -
Pomogę wam wyciągnąć ten powóz, ale za to musicie mi pozwolić odciąć koniom
ogony - zaofiarował się lisek z pomocą. Ludzie oczywiście zgodzili się na
to i lisek wyciągnął im karetę z błota, a potem poobcinał koniom ogony i
dał je Jankowi: - Schowaj, będą nam później potrzebne - polecił.
Potem jeszcze długo szli i szli, aż napotkali huzarów na koniach. Lisek
zagadnął ich: - Wojacy! Przez te góry nie przejedziecie na waszych koniach,
jeśli nie poobcinacie im ogonów! Moi żołnierze stoją za tymi oto właśnie
górami, ale ich konie ogonów nie mają! Jak tylko zobaczą wasze konie z
ogonami, wezmą was za wroga, a wtedy - koniec z wami! Jeśli jednak zobaczą
wasze konie także bez ogonów, pomyślą sobie, że należycie do mnie i
spokojnie was przepuszczą.
Huzarzy usłyszawszy to, poobcinali koniom ogony i dali je liskowi, po
czym odjechali w swoją stronę.
Gdy Janko, Aniczka i lisek byli już niedaleko zamku, natrafili na wielkie
moczary. Wtedy lisek wziął wszystkie końskie ogony i powtykał je w
grzęzawisko. Potem w pobliskiej wsi zakupił mnóstwo różnych kapeluszy,
dobrych i byle jakich, a był tego chyba pełen wóz. Jankowi polecił: - Teraz
ja pobiegnę do zamku, a ty - jak tylko mnie tam już zobaczysz - wejdziesz
na most i powrzucasz te wszystkie kapelusze do wody.
I lisek pobiegł na zamek, a tam, udając wielce strapionego, zaczął
opowiadać, że oblubieńcowi przydarzyło się straszne nieszczęście. Oto
wszyscy jego żołnierze potopili się w grzęzawisku, tak że tylko ledwo
jeszcze widać im ogony. I: "Patrzcie, tam, dalej, gdzie płynie woda, tam
potopili się jego ludzie!"
Król z małżonką i księżniczka pełni przerażenia słuchali tych wieści i
tylko drżeli ze strachu, czy aby oblubieńcowi nie stało się nic złego, czy
się, broń Boże, nie utopił!
Tymczasem lisek opowiadał dalej, że wszystko, co wieźli z sobą, również
zatonęło w bagnach: bogate stroje, potrawy, napoje, prezenty, słowem -
wszystko pochłonęły grzęzawiska. A teraz, ach, ten biedny młodzieniec i
jego siostra wstydzą się tak obdarci i brudni pokazać na zamku. Królowa
jednak powiedziała, że to nie ma znaczenia, jeśli tylko narzeczony uratował
życie.xy
Wkrótce przyniesiono piękne szaty, zaprzężono wspaniałe konie do powozu i
posłano po Janka. Oboje, Janko i Aniczka, bardzo uradowani, ubrali się w te
stroje i wsiedli do złotej karocy. A lisek cieszył się ogromnie, że tak im
się to wszystko pomyślnie udało.
Potem, pełen dumy i zadowolenia, wprowadził na zamek Janka, przyszłego
zięcia, i jego siostrę, Aniczkę.
Jednak brat i siostra czuli się onieśmieleni, nie bardzo wiedząc, jak się
zachować w tak dostojnym gronie. Nie mogli pozbyć się tego uczucia i byli
smutni, prawie chciało im się płakać z żalu za tym, czego się wyrzekli. Ale
goście weselni czynili wszystko, aby ich rozweselić i pocieszali, że
wszystko będzie dobrze. Zaś młoda pani była bardzo dumna ze swego
oblubieńca.
Lisek tymczasem rozmyślał, co zrobić, gdzie i jak urządzić młodych. Wtem
przyszło mu na myśl, że ma przecież macochę, która jest złą czarownicą, a
Zgłoś jeśli naruszono regulamin