20 000 mil podmorskiej zeglugi.pdf

(1647 KB) Pobierz
20 000 mil podmorskiej zeglugi
Juliusz Verne
20 000 mil
podmorskiej Ŝeglugi
Tytuł oryginału francuskiego ,,Vingt mille lieues sous les mers”
PrzełoŜył z języka francuskiego: Bolesław Kielski
 
Słowo wstępne
Często spotkać się moŜna ze zdaniem, Ŝe Juliusz Verne opisał w swej powieści łódź
podwodną na wiele lat przed wprowadzeniem w Ŝycie Ŝeglugi podmorskiej. Wiele
ludzi sądzi, Ŝe w epoce, w której Ŝył ten znakomity francuski autor powieści
fantastycznych (Verne urodził się w roku 1828), podróŜe podmorskie były jeszcze
takim samym nie urzeczywistnionym marzeniem, jak loty międzyplanetarne.
Mniemanie to jest całkowicie błędne, tak jak niesłuszne jest szukanie źródeł powieści
Verne’a w samej tylko fantazji autora.
JuŜ na wiele, wiele setek lat przed Verne’em — bo w czasach staroŜytnych —
ludzie marzyli o podniebnych lotach i eskapadach, podmorskich, śnili o ujarzmieniu
tych dwóch Ŝywiołów — powietrza i wody — które stały się dostępne człowiekowi
dopiero dzięki zawrotnemu rozwojowi techniki, jaki przyniósł wiek XIX naszej ery.
Wielki włoski malarz Ŝyjący na przełomie XV i XVI wieku, Leonardo da Vinci,
który był jednocześnie genialnym rzeźbiarzem, pisarzem, architektem i inŜynierem,
sporządził pierwsze, plany i szkice machin latających i podwodnych statków. Po nim
powstało jeszcze wiele projektów i nieforemnych modeli łodzi podmorskich, zanim
człowiek odwaŜył się na pierwszą próbę króciutkiej podróŜy pod powierzchnią wody
w dziwacznej kulistej łupinie. Taki bowiem kształt miała pierwsza na świecie „łódź
podwodna” skonstruowana na pół przeszło wieku przed przyjściem na świat Juliusza
Verne’a.
Były to lata walk kolonii Ameryki Północnej z Anglią, lata wojny o niepodległość i
utworzenie Stanów Zjednoczonych. Koloniści amerykańscy nie posiadali prawie
wcale floty i nie mogli
skutecznie przeciwdziałać coraz to nowym transportom wojsk, które Anglia
przysyłała do Ameryki, aby zdusić powstanie w koloniach. Wtedy to Amerykanin
Dawid Bushnell skonstruował w roku 1775 kulistą drewnianą łódeczką podwodną,
którą nazwano „śółwiem Amerykańskim”. W „śółwiu” było miejsce dla jednego
tylko człowieka, który własnymi rakami wprawiał w ruch śrubą napadową łódki.
„śółw” podkradał się cichcem do nieprzyjacielskiego statku i częstował go pod wodą
bardzo prymitywną miną. Oczywiście skutki takich ataków podwodnych nie były zbyt
groźne dla angielskich okrętów.
W dwadzieścia lat później konstruktor pierwszych statków parowych Robert Fulton
zbudował podwodną drewnianą łódką o ręcznym napędzie, ale juŜ na osiem osób.
Produkcją masową takich łodzi zaproponował ówczesnej rewolucyjnej Francji, która
musiała się wtedy bronić przeciwko wszystkim niemal królom Europy. Projekt ten,
który mógł być wykorzystany do walki z flotą angielską, nie znalazł jednak
zrozumienia u admiralicji francuskiej. Łódź Fultona nazywała się „Nautilus”; takim
samym mianem w „Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej Ŝeglugi” Verne’a kapitan
Nemo ochrzci swój okręt podwodny.
Wiek XIX — wiek pary i rewolucyjnego postępu techniki związanego z rozwojem
kapitalizmu — przyniósł bardzo liczne badania i eksperymenty w dziedzinie Ŝeglugi
podmorskiej. W roku 1863 — na siedem lat przed wydaniem przez Verne’a
„Dwudziestu tysięcy mil podmorskiej Ŝeglugi” — dwaj Francuzi, Karol Brun i
Ludwik Bourgois, zbudowali w stoczni Rochefort wielką łódź podwodną,, mającą
czterdzieści dwa metry długości. Kadłub jej był juŜ z Ŝelaza, a motor poruszany
spręŜonym powietrzem. W tym samym roku amerykański konstruktor Alstitt pierwszy
rzucił myśl zastosowania dwóch motorów w łodzi podwodnej: parowego — do jazdy
na powierzchni morza, i elektrycznego — do poruszania się w głębinach morskich.
 
Juliusz Verne, który pilnie śledził wszystkie osiągnięcia współczesnej nauki i
techniki i zanim zabrał się do pisania którejkolwiek ze swych powieści fantastycznych,
długie tygodnie trawił na lekturze artykułów i ksiąŜek naukowych — skwapliwie
podchwycił pomysł wykorzystania energii elektrycznej do celów podróŜy podwodnych.
Jego „Nautilus” .jest całkowicie zelektryfikowany.
W ten sposób fantastyczny okręt podmorski kapitana Nemo wyprzedził o dobre
dziesięć lat rzeczywiste łodzie podwodne o napędzie elektrycznym, skonstruowane
około 1880 roku przez znakomitego uczonego rosyjskiego Stefana Drzewieckiego,
Francuza — Zede, Anglika — Campbella i innych.
Juliusz Verne począł tworzyć swe fantastyczno–naukowe i podróŜnicze powieści w
roku 1863. W roku tym ukazała się jego ksiąŜka „Pięć tygodni w balonie”, która z
miejsca zjednała autorowi rzesze wielbicieli. Odtąd, aŜ do śmierci pisarza (Verne
umarł w roku 1905), sypią się jedna po drugiej dziesiątki ksiąŜek o przeróŜnych
wyprawach i podróŜach, rodzą się w wyobraźni pisarza setki bohaterów odwaŜnie
zapuszczających się w nie zbadane i niebezpieczne tereny środkowej Afryki, w mroźne
obszary podbiegunowe, w głębiny oceanów, w tchnące niesamowitą grozą i pustką
przestrzenie międzygwiezdne, w tajemnicze wnętrze Ziemi…
Wkrótce po ogłoszeniu swej pierwszej ksiąŜki Verne stał się jednym z
najpoczytniejszych wśród młodzieŜy całego świata pisarzy. Wplatając w Ŝywą,
awanturniczą akcję swych powieści ciekawe wiadomości z geografii,
przyrodoznawstwa, fizyki i chemii, krasząc przygody swych bohaterów pogodnym,,
iście francuskim dowcipem, puszczając wodze swej nieokiełznanej fantazji — Verne
potrafił porwać i zainteresować czytelników, przelać w nich własny zapał do wiedzy,
badań i odkryć. Wielu późniejszych znakomitych naukowców i podróŜników Ŝyło w
młodości pod urokiem jego ksiąŜek i w nich znalazło podnietą do poświęcenia swego
Ŝycia nauce.
I choć dzisiaj znaczna część pomysłów i opisów Verne’a trąci myszką, choć
rzeczywistość, w której Ŝyjemy, wykroczyła juŜ w wielu punktach poza granice
nakreślone fantazją tego pisarza, jego ksiąŜki zachowują dla nas nadal świeŜość i
czar wielkiej przygody w cudownej krainie nauki.
Zdzisław Ryłko
 
Część pierwsza
Rozdział I
Uciekająca skała
Wszyscy zapewne pamiętają owo przedziwne, niewytłumaczone i
niewytłumaczalne zjawisko, które miało miejsce w 1866 roku. Nieprawdopodobne
plotki krąŜyły wśród mieszkańców miast portowych i niepokoiły umysły szerokiej
publiczności, wstrząsając szczególnie silnie wyobraźnią ludzi bezpośrednio
związanych z morzem. Do najwyŜszego stopnia zainteresowali się tą sprawą
europejscy i amerykańscy kupcy, armatorzy * , kapitanowie statków, szyprowie,
następnie oficerowie marynarki wojennej wszystkich bander świata, wreszcie rządy
wielu państw połoŜonych na obu kontynentach.
Od pewnego czasu, mianowicie, statki zaczęły spotykać na pełnym morzu „coś
ogromnego”, jakiś długi, wrzecionowaty, niekiedy fosforyzujący przedmiot, bez
porównania większy i szybciej się poruszający niŜ wieloryb.
Dzienniki okrętowe zgadzały się na ogół dość dokładnie w opisie wyglądu tego
przedmiotu czy teŜ stworzenia; wszystkie stwierdzały kształt, nieobliczalną szybkość
jego ruchów i niezwykłą moc Ŝywotną, w którą zdawał się być wyposaŜony. Jeśli to
był wieloryb, to przewyŜszał swym ogromem wszystkie gatunki, które dotychczas
sklasyfikowała nauka. Ani Cuvier, ani Lacépède, ani panowie Dumeril czy
Quatrefages * nie pozwoliliby sobie wmówić, Ŝe istnieje taki potwór — chyba Ŝe
ujrzeliby go na własne uczone oczy.
Biorąc pod uwagę przeciętną licznych obserwacji, a więc odrzucając zarówno zbyt
skromne, przypisujące nieznanemu przedmiotowi długość dwustu stóp, jak i zbyt
przesadzone, określające jego szerokość na milę * , długość — na trzy, godzono się
jednak, Ŝe stworzenie to — jeśli w ogóle istnieje — przewyŜsza rozmiarami
wszystko, co ichtiologowie * dotychczas znają.
JednakowoŜ niepodobna było w ogóle zaprzeczyć jego istnieniu. Przy dość
powszechnej u ludzi skłonności do wiary w cuda, łatwo zrozumieć, jakie wraŜenie w
całym świecie wywołało to nadprzyrodzone, zdawałoby się, zjawisko. Bajką jednak
nie moŜna było tego nazwać.
Istotnie bowiem 20 lipca 1866 roku parowiec „Gubernator Higginson”, naleŜący
do Linii Okrętowych Kalkuta–Burma, spotkał ową poruszającą się masę w odległości
dwóch mil na wschód od wybrzeŜy australijskich. Kapitan statku Baker przypuszczał
początkowo, Ŝe natknął się na nieznaną rafę. Zabierał się juŜ do dokładnego
oznaczenia połoŜenia geograficznego owej rafy, gdy nagle — z tego nieznanego
przedmiotu wytrysnęły ze świstem dwa słupy wody na wysokość stu pięćdziesięciu
stóp. Jeśli więc rzekoma skała nie była szczytem okresowo wybuchającego gejzeru * ,
znaczyłoby to, Ŝe „Gubernator Higginson” natknął się, oko w oko, na jakiegoś
nieznanego wodnego ssaka, wyrzucającego przez nozdrza fontanny wody zmieszane z
powietrzem i parą.
To samo zjawisko zaobserwowane zostało na wodach Oceanu Spokojnego 23 lipca
tegoŜ roku przez „Krzysztofa Kolumba” — statek naleŜący do Towarzystwa
Okrętowego Indii Zachodnich i Pacyfiku. Wieloryb ten przenosił się więc z miejsca
na miejsce z niebywałą szybkością, poniewaŜ „Gubernator Higginson” i „Krzysztof
Kolumb” widziały go w ciągu trzech dni w miejscach odległych od siebie o ponad
siedemset mil morskich.
 
W dwa tygodnie później o dwa tysiące mil dalej „Helvetia” naleŜąca do Kompanii
Narodowej i „Shannon” z Poczty Królewskiej, dwa statki płynące naprzeciw siebie na
Atlantyku, między Stanami Zjednoczonymi a Europą — zasygnalizowały sobie
wzajemnie potwora pod 42°15’ długości na zachód od południka Greenwich. Łączna
obserwacja pozwoliła rzekomo na określenie minimalnej długości zwierzęcia na
trzysta pięćdziesiąt stóp angielskich * , poniewaŜ zarówno „Helvetia”, jak i „Shannon”
były krótsze od niego, choć mierzyły po sto metrów od dzioba do rufy. Największe
zaś wieloryby napotykane w okolicach Wysp Aleuckich, Kulammak i Umgullick, nie
osiągały długości pięćdziesięciu sześciu metrów.
Głęboko poruszyły opinię publiczną te sprawozdania, nadsyłane jedno po drugim;
doszły do tego dalsze obserwacje poczynione z pokładu transatlantyku „Pereire”,
wiadomość o zderzeniu między statkiem „Etna” z Linii Inmana a potworem, protokół
sporządzony przez oficerów francuskiej fregaty „Normandia”, wreszcie bardzo waŜki
raport, który otrzymał sztab generalny od komandora Fitz–Jamesa z okrętu „Lord
Clyde”. W krajach zamieszkanych przez ludzi o weselszym usposobieniu Ŝartowano
sobie z owego zjawiska, jednak narody powaŜne i praktyczne, jak Anglia, Stany
Zjednoczone czy Niemcy, Ŝywo zajęły się tą sprawą.
Potwór stał się tematem modnym we wszystkich wielkich skupiskach. Śpiewano o
nim po kawiarniach, wykpiwano w prasie, grano sztuki na jego temat. Niemało teŜ
„kaczek” wszelkich odcieni puszczano w obieg o potworze. Gazety przypomniały
sobie znowu i umieszczały przedruki artykułów o wszystkich moŜliwych
gigantycznych rozmiarów istotach — od białego wieloryba, straszliwego „moby–
dicka” * z mórz podbiegunowych, aŜ do nadnaturalnej wielkości „krakena” * , którego
macki zdolne były objąć i pogrąŜyć w głębinach oceanu statek o pojemności pięciuset
ton. Przytaczano nawet opisy antyczne, uwagi Arystotelesa * i Pliniusza * ,
dopuszczające moŜliwość istnienia takich potworów, norweskie opisy biskupa
Pontoppidana, sprawozdania Paula Heggede, a wreszcie i raporty Harringtona,
którego nikt przecieŜ nie moŜe posądzić o złą wolę, a który twierdził, Ŝe w 1857 roku
widział z pokładu „Castillana” owego węŜa—kolosa, który do tego czasu przebywał
wyłącznie na niezmierzonych oceanach bujdy gazeciarskiej dawnego
„Constitutionnela” * .
Rozpoczęły się tasiemcowe polemiki łatwowiernych i niedowiarków w
towarzystwach naukowych i pismach poświęconych wiedzy. Sprawa potwora
rozpłomieniła umysły. Potoki atramentu przelały się podczas tej pamiętnej kampanii
między dziennikarzami wykorzystującymi zawodowo naukę a innymi —
zarabiającymi na dowcipie; kapnęło i parę kropel krwi, bowiem od sprawy węŜa
morskiego doszło do najbardziej obraźliwych wycieczek osobistych.
Około pół roku toczyła się ze zmiennym szczęściem owa wojna. Na źródłowe
artykuły Brazylijskiego Instytutu Geograficznego, berlińskiej Królewskiej Akademii
Nauk, Brytyjskiego Towarzystwa Naukowego, Instytutu im. Smitha w Waszyngtonie,
na rozprawy w „Indian Archipelago”, w „Kosmosie” opata Moigno, w „Mitteilungen”
Petermanna, na artykuły w naukowych działach wielkich dzienników francuskich i
innych — odpowiadała prasa brukowa z niewyczerpaną energią. Dowcipnisie zręcznie
parodiowali powiedzenie Linneusza * , cytowane zwykle przez tych, którzy nie godzili
się z istnieniem potwora; otóŜ powołując się na przesłankę, Ŝe przecieŜ „natura nie
stwarza głupców”, zaklinali swych współczesnych, aby wierząc w krakeny, węŜe
morskie, moby–dicki i inne marynarskie brednie — nie zadawali tym samym jawnego
kłamu naturze. Wreszcie jeden z najbardziej cenionych dziennikarzy zamieścił w
piśmie, znanym z jadowitej satyry, artykuł, w którym rozprawił się z potworem
ostatecznie, dobijając go wśród homerycznego śmiechu * całego świata. Dowcip
zwycięŜył naukę.
 
Zgłoś jeśli naruszono regulamin