Anne Rice - Śpiąca Królewna 2 - Kara Dla Spiącej Królewny.doc

(875 KB) Pobierz
Anne Rice

 

 

Anne Rice

 

 

 

 

KARA

DLA ŚPIĄCEJ KRÓLEWNY

 

 

Tytuł oryginału BEAUTY S PUNISHMENT

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

CO SIĘ DZIAŁO DO TEJ PORY...

Po stuletnim śnie, pod wpływem pocałunku królewicza, Śpiąca Królewna otworzyła oczy i przekonała się ze jej szaty znikły, ciało zaś i serce znajdują się we władaniu człowieka, który przywrócił ją do życia Została natychmiast pochwycona i zawieziona do królestwa księcia jako jego osobista niewolnica

Za zgodą wdzięcznych rodziców, oszołomiona pożądaniem królewna, zwana przez wszystkich pieszczotliwie Różyczką, została zawieziona na dwór królowej Eleanory, matki królewicza, aby służyć tam jako jedna z wielu nagich księżniczek i książąt, maskotek dworu, którzy musieli zabawiać swych władców do czasu, aż zostaną wynagrodzeni i odesłani do własnych królestw

Zdziwiona zwyczajami panującymi w Sali Tieningu i w Sali Egzekucji oraz zmęczona Ścieżką Konną, czując coraz gwałtowniejszą potrzebę niesienia rozkoszy, Różyczka pozostawała na długo faworytą księcia i ulubienicą swej pani, prześlicznej, młodej lady Juliany

A jednak nie potrafiła oprzeć się tajemnej i zakazanej miłości do przepięknego niewolnika królowej, księcia Aleksego, a wreszcie do zbuntowanego niewolnika, księcia Tnstana

Dojrzawszy księcia Tnstana pomiędzy pogardzanymi zamku, królewna, w chwili zdawałoby się niewytłumaczalnego buntu, ściągnęła na siebie tę samą karę, która została przeznaczona Tn-stanowi miała być odesłana z pełnego przepychu zamku do pobliskiej wioski, zęby pracować tam w znoju i trudzie

W naszej opowieści spotykamy Różyczkę, która właśnie została umieszczona na wozie wraz z księciem Tnstanem i innymi pogardzanymi niewolnikami Wszyscy oni udają się na aukcję pośrodku wiejskiego targowiska

 

UKARANI

Gwiazda poranna właśnie bladła na fioletowym niebie, kiedy ogromny drewniany wóz, pełen nagich niewolników, przejeżdżał przez zwodzony most zamku. Siwe konie pociągowe miarowo ciągnęły swój ciężar po krętej drodze, żołnierze zaś jechali na swych wierzchowcach jak najbliżej wozu, żeby łatwiej było dosięgnąć rzemiennymi pasami nagich nóg i pośladków zrozpaczonych niewolników, księżniczek i książąt.

Ci z przerażeniem tulili się do siebie na chropowatych deskach, z rękami związanymi na karkach i ustami zakneblowanymi i rozciągniętymi przez niewielkie kawałki skóry, z jędrnymi piersiami i zaczerwienionymi, drżącymi gwałtownie pośladkami.

Niektórzy tęsknie oglądali się na wysokie wieże mrocznego zamku. Zdawało się, że wszyscy jego mieszkańcy śpią i nikt nie słyszy płaczów. Tysiące posłusznych niewolników spało w jego wnętrzu, na jedwabnych łożach w sali niewolników lub w zbytkownych komnatach swych pań i panów, zupełnie nie przejmując się losem tych, którzy byli teraz wiezieni chwiejnym wozem o wysokich kołach, w kierunku wioski, w której miała się odbyć aukcja.

Dowódca patrolu uśmiechnął się do siebie, widząc, jak Różyczka, najukochańsza niewolnica pana tego zamku, przytula się do wysokiego, pięknie umięśnionego księcia Tristana. Załadowano ją na wóz ostatnią. Jakaż to piękna niewolnica, myślał, jakie ma cudowne włosy, proste, złote, długie, opadające luźno na plecy... jak jej małe usteczka próbują całować Tristana mimo krępującego je knebla. I jak, myślał dowódca, nieposłuszny Tri-stan, z obiema dłońmi skrępowanymi na karku, jak każdy zbuntowany niewolnik, ma ją teraz ukoić? '

 

Zastanawiał się, czy powinien ukrócić tę niewskazaną tutaj intymność. Jakże łatwo byłoby wyłowić Różyczkę z tej grupy, przechylić przez poręcz wozu, kazać rozłożyć szeroko nogi i smagać pasem jej pulchną, nieposłuszną małą płeć. A może oboje, Tristana i Różyczkę, należałoby przywiązać za wozem i wychłostać, aby dać im nauczkę?

Lecz tak naprawdę dowódca odrobinę współczuł skazanym niewolnikom, mimo że byli rozpieszczeni... nawet niepokornej Różyczce i Tristanowi. Do południa wszyscy zostaną sprzedani, a w ciągu długich letnich miesięcy służby w wiosce wiele się jeszcze nauczą.

Dowódca jechał obok wozu; właśnie dosięgnął kolejnej nieposłusznej małej księżniczki końcem swego skórzanego pasa, karząc różowe dolne wargi wystające spomiędzy gniazdka lśniących czarnych loczków, po czym uderzył pasem znacznie mocniej, kiedy długonogi książę z galanterią usiłował ją osłonić.

Szlachetność nawet w obliczu klęski!, dowódca roześmiał się głośno; potem trzasnął księcia tak mocno, jak ten sobie zasłużył, a widok jego twardego, drżącego penisa rozbawił go jeszcze bardziej.

Musiał przyznać, że są dobrze wyćwiczeni: śliczne księżniczki o twardych sutkach i zarumienionych twarzyczkach, książęta usiłujący ukryć wzwiedzione członki. I choć było mu ich szkoda, dowódca już myślał o zadowoleniu wieśniaków na widok tego stadka.

Przez cały rok mieszkańcy wioski oszczędzali pieniądze z myślą o tym dniu, kiedy za kilka miedziaków będą mogli kupić sobie na całe lato wypieszczonych niewolników, wybrańców dworu, wyćwiczonych i przygotowanych do dworskiej służby... którzy teraz będą musieli słuchać najniższej kucharki czy chłopca stajennego, jeśli tylko za nich zapłaci.

A tym razem była to grupka warta szczególnej uwagi, o pulchnych członkach nadal pachnących kosztownymi kremami, o włosach łonowych wyszczotkowanych i natartych oliwką, jakby mieli stanąć przed obliczem królowej, a nie tysiącami obleśnie uśmiechniętych, żądnych uciechy wieśniaków. Garncarze, wła-

 

ściciele zajazdów i kupcy już na nich czekali, zdecydowani wyegzekwować za wyłożone pieniądze nie tylko ładny wygląd i łagodne poddaństwo, lecz także ciężką pracę.

Wóz podskakiwał na wybojach, kołysząc zrozpaczonych niewolników. Odległy zamek przypominał teraz już tylko szary cień na tle jaśniejącego nieba, a jego słynne ogrody rozkoszy ukryte były za otaczającymi go wysokimi murami.

Dowódca uśmiechał się pod nosem; podjechał bliżej do grupki kształtnych kostek i stóp o wysokim podbiciu. Pół tuzina niefortunnych, pięknych egzemplarzy stało przyciśniętych do poręczy wozu, nie mając najmniejszej nadziei na ucieczkę przed biczami żołnierzy, podczas gdy pozostali niewolnicy napierali na nich od tyłu. Mogli jedynie wykręcać się od pieszczotliwych razów, obnażając uda, plecy i brzuchy, wystawiając je na razy rzemieni i odwracając załzawione twarze.

W rzeczy samej był to rozkoszny widok, tym bardziej niezwykły, że oni tak naprawdę nie wiedzieli, co ich czeka. Bez względu na to, ile razy ostrzegani byli przed wioską, nic nie było w stanie przygotować ich na ten szok. Gdyby wiedzieli, nigdy, przenigdy nie zaryzykowaliby rozgniewania królowej.

Dowódca już myślał o końcu lata, kiedy — całkowicie zmienieni — ci sami łkający i szamoczący się teraz niewolnicy i niewolnice zostaną przywiezieni z powrotem do zamku, z pochylonymi głowami i milczącymi ustami, zupełnie ulegli. Jakimże przywilejem będzie wychłostanie ich i zmuszenie do przyciśnięcia ust do trzewiczka królowej!

Niech więc teraz łkają, myślał. Niech kręcą się i wiercą, podczas gdy słońce wychodzi zza zielonych wzgórz, a wóz coraz szybciej jedzie krętą drogą do wioski. Niech śliczna mała Różyczka lgnie do majestatycznego, młodego Tristana w samym środku tego zbiorowiska. Wkrótce dowiedzą się, co sobie ściągnęli na głowy.

Może tym razem nawet zostanę na aukcji, pomyślał dowódca, przynajmniej do chwili, gdy Tristan i Królewna zostaną rozdzieleni, jedno po drugim podsadzeni na podium i sprzedani nowym właścicielom.

 

KRÓLEWNA I TRISTAN

              Różyczko, dlaczego to uczyniłaś? — spytał książę Tri-

stan. — Dlaczego celowo okazałaś nieposłuszeństwo? Czyżbyś

chciała być odesłana do wioski?

Dokoła nich, w kołyszącym się wozie, książęta i księżniczki łkali i zawodzili żałośnie. Tristanowi udało się poluzować nieduży skórzany knebel, który go dławił, i zrzucić go na podłogę. Różyczka natychmiast uczyniła to samo, pozbywając się paskudnego kawałka skóry za pomocą języka, i wypluła go, okazując przy tym arogancję.

W końcu byli skazanymi niewolnikami, więc cóż to miało za znaczenie? Zostali oddani przez rodziców jako nagie podarunki dla królowej; rozkazano im okazywać posłuszeństwo w ciągu długich lat służby, lecz zawiedli. Teraz zostali skazani na ciężką pracę i okrutne wykorzystywanie przez pospólstwo.

              Dlaczego, Różyczko? — nalegał Tristan. Kiedy tylko za

dał to pytanie, przycisnął wargi do jej otwartych ust, tak że mogła

jedynie odpowiedzieć na pocałunek, wspięta na palce, czując,

jak organ Tristana dotyka jej wilgotnej, spragnionej szparki. Gdy

by tylko miała wolne ręce, gdyby tylko mogła go objąć!

Nagle stopy dziewczyny straciły kontakt z podłogą wozu i poleciała z impetem na pierś Tristana, dosiadając go; pulsowanie w jej wnętrzu było tak gwałtowne, że zagłuszyło krzyki i odgłosy uderzeń rzemiennych trzepaczek żołnierzy konnych. Różyczka poczuła, jak rwie się jej oddech.

Zdawało się jej, że w nieskończoność unosi się poza rzeczywistym światem, pozbawiona podstawy w postaci potwornie skrzypiącego drewnianego wozu o wysokich kołach, złośliwych strażników, bladego nieba rozciągającego się wysoko ponad łagod-

10

 

nymi, ciemnymi wzgórzami i przyćmionej perspektywy wioski, leżącej daleko przed nimi pod grubą pokrywą błękitnej mgły. Nie istniało dla niej ani wschodzące słońce, ani stukot końskich kopyt, ani nawet dotyk miękkich ciał tłoczących się wokół niej i księcia. Był tylko jego penis, rozdzierający ją, unoszący, a potem doprowadzający z wolna, bez wstydu, do milczącego, choć oszałamiającego wybuchu rozkoszy. W tej samej chwili jej plecy wygięły się w łuk, jej sutki, przyciśnięte do ciepłej piersi Tris-tana, zapulsowały, a jej usta wessały jego język.

Zamroczona ekstazą poczuła, jak biodra Tristana wpadają w ostateczny, nieuchronny rytm. Nie mogła już tego dłużej znieść, lecz przez to przyjemność, która zalewała ją falami, była ogromna, zwielokrotniona. W jakiejś nie związanej z myślą rzeczywistości czuła, że nie jest już człowiekiem. Rozkosz rozwiała wszelkie znane jej człowieczeństwo. I nie była już Różyczką, przywiezioną jako niewolnica do służby w pałacu księcia. A jednak była nią przecież, bo tam właśnie nauczyła się odczuwać tę wszechogarniającą rozkosz.

Teraz znała tylko łagodne, wilgotne pulsowanie swej płci i organ, który ją unosił i więził. Pocałunki Tristana stały się bardziej czułe, słodsze i dłuższe. Jakiś zanoszący się płaczem niewolnik przytulił się do jej pleców; gorące ciało przywarło do jej ciała. Inne ciepłe ciało przycisnęło się do jej prawego boku; poczuła kaskadę jedwabistych włosów na swoim nagim ramieniu.

— Dlaczego, Różyczko? — spytał znowu Tristan, ustami nadal dotykając jej warg. — Musiałaś uczynić to celowo... uciec od naszego księcia. Byłaś zbyt ceniona, zbyt zdolna... — Oczy miał tak niebieskie, że prawie fiołkowe, głębokie, zamyślone, jakby nie do końca chciał wyjawić, co czuje.

Jego twarz była nieco większa niż u przeciętnych mężczyzn, idealnie symetryczna, o mocno zarysowanych kościach, lecz jednocześnie nieomal delikatnych rysach; głos miał niski i bardziej rozkazujący niż głosy władców Różyczki. Jednak teraz nie było w nim nic poza czułością, i to właśnie, w połączeniu z długimi rzęsami, złotymi w promieniach słońca, dodawało mu uroku.

11

 

Mówił do niej tak, jakby od zawsze byli współtowarzyszami niedoli.

              Nie wiem, dlaczego to uczyniłam — szepnęła w odpo

wiedzi. — Nie potrafię tego wyjaśnić, choć przyznaję, że mu

siało to być celowe. — Pocałowała go w pierś, szybko odnaj

dując sutki i ssąc je mocno jeden po drugim, aż poczuła, jak

jego organ znowu w niej pulsuje; nie zwracała uwagi na jego

prośby o litość.

Oczywiście, kary w zamku były zmysłowe; to podniecające być zabawką Dworu, obiektem nieustającej uwagi. Owszem, było to odurzające i zdumiewające — pięknie zdobione, skórzane trzepaczki i nahajki, i bolesne pręgi, które powodowały; okrutna dyscyplina, przez którą tak często płakała pozbawiona tchu. I następujące potem ciepłe, pachnące kąpiele, masaże wonnymi olejkami, godziny w półśnie, podczas których nawet nie śmiała myśleć o zadaniach i obowiązkach, które ją czekały.

Tak, było to odurzające, kuszące, a nawet przerażające.

Oczywiście, że kochała wysokiego księcia o czarnych włosach, którym powodowały nieprzewidywalne pożądania, oraz śliczną, słodką lady Julianę, o jasnych warkoczach; oboje byli wielce utalentowanymi dręczycielami.

Dlaczego więc odrzuciła to wszystko? Dlaczego — na widok Tristana wciśniętego w tłum nieposłusznych księżniczek i książąt, skazanych na aukcję w wiosce — celowo sprzeniewierzyła się rozkazom, by zostać odesłaną wraz z nimi?

Cały czas pamiętała krótką opowieść lady Juliany o tym, co ich tam czeka.

              To okrutna służba. Licytacja zaczyna się natychmiast po

przybyciu niewolników i można się domyślić, że przyjdą na nią

nawet żebracy i zwykłe prostaki. Przecież dla wioski to dzień

świąteczny.

A potem przedziwna uwaga z ust jej pana, księcia, który wtedy nawet nie przypuszczał, że jego Różyczka wkrótce popadnie w niełaskę.

              No tak, ale przy całym swoim okrucieństwie jest to

wzniosła kara — rzekł.

12

 

Czy to te słowa ją skusiły?

Czyżby chciała zostać wyrzucona z dworu, gdzie narzucono jej ozdobne i sprytne rytuały, w świat bez zasad, gdzie upokorzenia i razy będą spadać na nią równie mocno, często i szybko, lecz z większym, dzikszym zapamiętaniem?

Oczywiście, będą tam te same ograniczenia. Nawet w wiosce nie wolno przeciąć skóry niewolnika; nie wolno mu zrobić krzywdy. Nie, kary zostaną tylko wzmożone. A ona wiedziała już, ile można zdziałać niewinnie wyglądającą rzemienną na-hajką lub ozdobną skórzaną trzepaczką.

Jednak w wiosce nie będzie książąt. Tristan nie będzie już księciem. Prości mężczyźni i kobiety, dla których będą pracować i którzy będą ich karać, wiedzą, że każdym nieuzasadnionym uderzeniem spełniają wolę królowej.

Nagle Różyczka poczuła, że nie może już dłużej znieść myśli

0              tym. Owszem, uczyniła to celowo, lecz czyżby popełniła jakiś

straszny błąd?

              A ty, Tristanie? — spytała nagle, usiłując ukryć drżenie

głosu. — Czyż i ty nie zrobiłeś tego z rozmysłem? Czyż nie

sprowokowałeś swego pana?

              Owszem, lecz za tym kryje się długa historia — odpo

wiedział Tristan. Różyczka zobaczyła niechęć w jego oczach

1              strach, do którego nie chciał się przyznać. — Wiesz, że słu

żyłem u lorda Stefana, nie wiesz jednak, że rok temu, w innym

kraju, jako równi sobie, lord Stefan i ja byliśmy kochankami.

Jego ogromne fiołkowe oczy stały się nieco bardziej przejrzyste, a wargi jakby cieplejsze, kiedy uśmiechnął się niemalże smutno.

Różyczka aż westchnęła, słysząc te słowa.

Słońce już wstało, wóz skręcił ostro w inną drogę i począł zjeżdżać — nieco wolniej — po nierównym terenie; niewolnicy z jeszcze większym niż do tej pory trudem starali się utrzymać równowagę.

              Możesz sobie wyobrazić nasze zdumienie — ciągnął Tri

stan — kiedy stanęliśmy w zamku naprzeciw siebie jak pan

i niewolnik, kiedy królowa, widząc rumieniec na twarzy lorda

 

Stefana, natychmiast oddała mnie w jego ręce z poleceniem, żeby własnoręcznie mnie wytrenował.

              Okropne — rzekła Różyczka. — Znać go wcześniej...

rozmawiać z nim, spacerować ramię w ramię. Jak mogłeś mu

się poddać?

Swoich panów i pań nigdy wcześniej nie widziała; uznała ich za doskonałych w tej samej chwili, w której przekonała się o własnej bezradności i kruchości. Znała kolor i fakturę materiałów, z których zostały uszyte ich kapcie i buty, znała ostre dźwięki ich głosów, zanim nauczyła się ich imion czy twarzy.

Na twarzy Tristana ponownie pojawił się ów tajemniczy uśmiech.

              Zdaje mi się, że dla Stefana było to znacznie gorsze niż

dla mnie — szepnął jej do ucha. — Widzisz, poznaliśmy się

na wielkim turnieju, walczyliśmy przeciw sobie i w każdej kon

kurencji byłem od niego lepszy. Kiedy wspólnie polowaliśmy,

okazałem się lepszym strzelcem i lepszym jeźdźcem. Podziwiał

mnie i brał ze mnie przykład, a ja kochałem go za to, bo znałem

jego miłość i dumę. Kiedy uprawialiśmy miłość, to ja nim ste

rowałem. Potem jednak wróciliśmy do swoich królestw. Mu

sieliśmy wrócić do obowiązków, które tam na nas czekały. Prze

żyliśmy zaledwie trzy noce miłości, nie więcej, podczas których

poddał mi się tak, jak chłopiec może poddać się mężczyźnie.

Pisaliśmy do siebie, lecz listy te przynosiły nam tyle cierpienia,

że zaprzestaliśmy korespondencji. Potem była wojna. Królestwo

Stefana zjednoczyło się z królestwem królowej. Potem jej armie

stanęły pod naszymi bramami... i nastąpiło przedziwne spotka

nie: ja, na kolanach, czekałem, aż oddadzą mnie wspaniałemu

panu... a Stefan, młody krewny królowej, siedział przy bankieto

wym stole po jej prawej ręce... — Tristan ponownie się uśmiech

nął. — Dla niego było to znacznie trudniejsze. Rumienię się na

to wspomnienie, lecz serce we mnie drgnęło na jego widok. I to

ja, wbrew sobie, zatriumfowałem, opuszczając go.

              Tak... — Różyczka rozumiała, o czym mówi, gdyż sama

doświadczyła' tego uczucia, opuszczając księcia i lady Julianę.

— Ale wioska... nie bałeś się? — W jej głosie znowu pojawiło

U

 

się drżenie. Jak daleko do niej jeszcze było? — A może to było jedyne wyjście? — spytała cicho.

              Nie wiem. Musiało być w tym coś więcej — szepnął

Tristan, lecz urwał, jakby zaskoczony. — Jeśli koniecznie chcesz

wiedzieć, jestem przerażony — wyznał. Powiedział to jednak

tak spokojnym i pewnym głosem, że Różyczka mu nie uwierzyła.

Trzeszczący wóz znowu skręcił. Strażnicy pojechali do przodu, żeby odebrać rozkazy od swego dowódcy. Niewolnicy szeptali między sobą; wszyscy zbyt posłuszni i zbyt przerażeni, żeby pozbyć się małych skórzanych knebli, a jednak zdolni mówić z lękiem o tym, co ich czekało na końcu drogi, po której wolno kołysał się wóz.

              Różyczko — odezwał się Tristan — kiedy tylko znaj

dziemy się w wiosce, rozdzielą nas i nikt nie wie, co się z nami

stanie. Bądź posłuszna... bądź grzeczna... w końcu tam nie

może być gorzej niż w zamku.

Dopiero teraz Różyczce wydało się, że słyszy cień drżenia w jego głosie, lecz kiedy spojrzała na niego, jego piękna twarz była spokojna, a fiołkowe oczy dodawały jej łagodności. Dostrzegła złoty cień zarostu na jego policzkach i zapragnęła go pocałować.

              Będziesz mnie wypatrywać, kiedy nas rozdzielą? Spró

bujesz mnie odnaleźć? Choćby po to, żeby zamienić ze mną

dwa słowa? — spytała. — Och, sama świadomość, że jesteś

tam... Ale nie wydaje mi się, żebym potrafiła być grzeczna.

Nie rozumiem, po co miałabym dalej być posłuszna? Jesteśmy

zbuntowanymi niewolnikami, Tristanie. Dlaczego mielibyśmy

okazywać posłuszeństwo?

              Nie rozumiem — odparł. — Zaczynam się o ciebie nie

pokoić.

Z oddali dobiegł ich cichy szum, odgłos wydawany przez ogromny tłum za niskimi wzgórzami; powietrze nad odległą wioską wibrowało, podczas gdy tysiące ludzi rozmawiało, pokrzykiwało i kręciło się na rynku.

Różyczka przytuliła się mocniej do piersi Tristana. Poczuła podniecenie między udami, jej serce zabiło mocniej. Penis Tri-

15

 

staną znowu był twardy, lecz już się w niej nie znajdował i odczuła rozpacz, że ma skrępowane ręce i nie może go dotknąć. Choć wcześniej zadane pytanie nagle wydało się jej bezsensowne, powtórzyła je, wsłuchując się w odległy ryk głosów.

              Dlaczego mamy być posłuszni, skoro już zostaliśmy uka

rani?

Tristan także dosłyszał odległą lawinę głosów. Wóz pokonywał drogę coraz szybciej.

              W zamku powiedziano nam, że musimy być posłuszni

— ciągnęła Różyczka. — Nasi rodzice życzyli sobie tego, kiedy

wysyłali nas na służbę do królowej i księcia. Lecz teraz jesteśmy

przecież niepokornymi niewolnikami...

              Jeśli okażemy nieposłuszeństwo, nasza kara będzie jesz

cze większa... — odparł Tristan, lecz w jego oczach było coś

dziwnego, coś, co zaprzeczało jego słowom. Jego głos brzmiał

fałszywie, jakby mówił słowa, które wedle swego mniemania

powinien wypowiedzieć dla jej dobra. — Musimy zaczekać

i przekonać się, co nas czeka. Pamiętaj, Różyczko, że ostatecznie

oni i tak nas pokonają...

              W jaki sposób, Tristanie? — spytała. — Mówisz, że sam

się na to skazałeś, i mimo to będziesz posłuszny? — Ponownie

poczuła dreszcz podniecenia, którego doświadczyła, kiedy od

chodząc z zamku, słyszała łkania księcia i lady Juliany.

Jestem strasznie niegrzeczną dziewczynką, pomyślała, a jednak...

              Różyczko, ich życzenia są rozkazem. Pamiętaj, że zbun

towany, nieposłuszny niewolnik dostarcza im równie wiele przy

jemności, co ten potulny. Po co więc walczyć?

              A po co być posłusznym? — odpowiedziała.

              Czy masz w sobie dość siły, żeby cały czas być bardzo

niegrzeczna? — spytał. Mówił niskim, niecierpliwym głosem;

po chwili poczuła na szyi jego ciepły oddech i znowu ją poca

łował. Starała się nie zważać na głosy tłumu. Był to koszmarny

dźwięk, niczym odgłos ogromnego zwierza wyłażącego z lego

wiska. Wiedziała, że drży.

              Różyczko, nie wiem, co uczyniłem — rzekł Tristan. Nie-

16

 

spokojnie obejrzał się w stronę, z której dochodziły zdumiewające, złowróżbne głosy: krzyki, wrzaski i śmiechy dobiegające z targowiska. — Nawet w zamku... — W jego fiołkowych oczach pojawiło się teraz coś, co mogło być strachem, którego dzielny książę nie chciał okazać. — Już w zamku przekonałem się, że łatwiej jest biec, kiedy każą nam biegać, i klękać, kiedy każą nam klękać... że jest jakiś sens w robieniu tego doskonale.

— Więc dlaczego oboje tu jesteśmy, Tristanie? — spytała, wspinając się na palce i całując go w usta. — Dlaczego oboje okazaliśmy się tak nieposłusznymi niewolnikami?

I choć starała się mówić to buntowniczym tonem, z rozpaczą w oczach przytuliła się do niego jeszcze mocniej.

 

AUKCJA NA TARGOWISKU

Wóz zatrzymał się i przez kłębowisko białych ramion i splątanych włosów Różyczka zobaczyła mury otaczające wioskę, otwarte bramy i ogromny tłum wylewający się na zielone pola.

Niewolnicy szybko opuścili wóz i razami rzemiennych pasów zostali zmuszeni do zbicia się w ciasną gromadkę na trawie. Różyczka została natychmiast oddzielona od Tristana, którego gwałtownie od niej odciągnięto, bo taki był kaprys jednego ze strażników.

Pozostałym niewolnikom wyciągnięto kneble z ust.

              Cisza! — rozległ się głos dowódcy. — W wiosce nie

wolnicy nie mają prawa się odzywać! Każdy, kto przemówi,

zostanie ponownie zakneblowany, okrutniej niż kiedykolwiek

do tej pory!

Objechał na koniu ciasno zbite stadko i rozkazał usunąć pęta z nadgarstków niewolników, lecz biada tym, którzy ośmielą się zdjąć ręce z karków.

              W wiosce nie ma miejsca na wasze zuchwałe głosy! —

ciągnął.—Od teraz jesteście zwierzętami roboczymi, bez wzglę

du na to, czy waszym zadaniem będzie ciągnięcie wozu czy

dostarczanie przyjemności. Macie trzymać ręce na karkach,

w przeciwnym razie zostaniecie zaprzężeni do pługów i batami

zagonieni w pole!

Różyczka drżała przeraźliwie na całym ciele; nigdzie nie dostrzegała Tristana. Zmuszono ją do pójścia w przód. Wszędzie widziała rozwiane przez wiatr loki, pochylone głowy i łzy. Zdawało się, że bez knebli niewolnicy płaczą ciszej, z trudem zmuszając usta, by pozostały zaciśnięte; głosy strażników brzmiały okrutnie srogo.

18

 

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin