przebudzenie duszy.doc

(1740 KB) Pobierz

 


W książce tej używam głównie rodzaju męskiego, gdyż uwa-
żam go za wygodniejszy. W języku angielskim nie ma zaimka
osobowego dla 3 osoby rodzaju nijakiego. Mówi się lub pisze
„ktoś", ale jest to forma nieokreślona, natomiast używanie za-
imka „ona" lub „on" wydaje mi się niezręczne, i to zarówno
gdy czytam, jak i gdy sama piszę.

Jeśli zaś chodzi o użycie zaimka w odniesieniu do Boga czy
Boskości: Bóg jest duchem, energią, siłą istniejącą poza
wszelką fizyczną formą i z pewnością także poza rodzajem.
Z technicznego punktu widzenia najwłaściwszymi słowami, za
pomocą których można by mówić o Bogu są: „wielkość, której
nie może wyrazić żadne stworzenie", ale zwrot ów wydaje się
być naprawdę niezgrabny. Dlatego też czasem piszę „On" ma-
jąc jednocześnie na myśli „Ona". Osobiście myślę o Bogu jako
o Boskiej Matce, równie często jak o innych jego aspektach.
Ponieważ każda koncepcja Boga to po prostu sposób pojmo-
wania jednego aspektu lub formy, w jakiej On się przejawia,
toteż każda z nich jest ograniczona.

Dlatego proszę was, byście wraz ze mną pochylili się nad
każdym słowem, byście byli otwarci na każde znaczenie i nie
uronili żadnego z nich w trakcie lektury tej książki. Mogłabym
po prostu powiedzieć: używam rodzaju męskiego, bo tak jest
przyjęte; dzięki, jeśli to zaakceptujecie. Jednak dzisiaj zarówno
feministki walczące o równouprawnienie kobiet - których dzia-
łalność całym sercem popieram - jak i mężczyźni próbujący
odnaleźć swą prawdziwą tożsamość uwrażliwili ludzi na te pro-
blemy. Jeśli potraficie czytać tę książkę tak, by odnaleźć ducha
słowa, uzyskacie to, co najlepsze, jako że autentycznie bez
względu na to, czy jesteś mężczyzną, czy kobietą, prawdziwy
problem polega na przekroczeniu granic własnej tożsamości po
to, by dostroić się do duszy.

13


List do moich czytelników

Małe dzieci są naturalne i spontaniczne. Są jak otwarta księ-
ga. Nietrudno dostrzec, co czują, ponieważ uczciwie i bez zaha-
mowań informują nas o stanie swych uczuć. Jednak dorastając
większość z nas uczy się ukrywać, przynajmniej częściowo, swo-
je wnętrze. W efekcie życie wewnętrzne staje się nieznanym,
tajemniczym światem. Zdarzają się szczęściarze, którzy pamię-
tają o jego istnieniu i potrafią odnaleźć drogę do tego sanktua-
rium, nawet jeśli nikt nie może towarzyszyć im w tej podróży.
Zazwyczaj jednak ludzie całkiem zapominają o istnieniu tego
magicznego miejsca, tracąc tym samym zdolność kontaktowa-
nia się z siłą i miłością, które emanują z ich wnętrza, i w kon-
sekwencji stają się coraz bardziej nieszczęśliwi. Do moich
najbardziej pasjonujących odkryć zaliczam te, które umożliwiły
mi powrót do stanu dziecięcej szczęśliwości. Świat wewnętrzny,
którego istnienia doświadczam teraz, jest moim największym
skarbem, a ja czuję się wewnętrznie zintegrowana i szczęśliwa
jak nigdy dotąd. Jak bezkresny ocean pełen życiodajnej wody,
świat ten jest dla mnie miejscem szczęśliwych zdarzeń, miej-
scem, w którym doświadczam całkowitego poczucia bezpie-
czeństwa i prawdziwej rozkoszy. Istnienie tego duchowego
wymiaru w moim życiu przepełnia mnie uczuciem ogromnej
wdzięczności; traktuję go jako prawdziwą łaskę.

15


Kiedy obserwuję zamęt panujący w życiu, podejrzewam, że
ludzie doświadczają wewnętrznego bólu i cierpienia, gdyż de-
strukcyjne działania nie mogą być owocem duchowego spoko-
ju. Jeśli upłynęło wiele lat od czasu, gdy czuliście się szczęśliwi
jak dzieci, możecie doświadczyć przygnębienia na samą myśl
o uprzątnięciu gruzów rozrzuconych na obszarze całego wasze-
go życia.

Ludzie często mówią: „Tęsknię za wolnością i radością,
które odczuwałem jako dziecko, nie wiem jednak, od czego
zacząć, by je odzyskać". Kiedy słyszę to, przychodzi mi na myśl
obraz plaży zaśmieconej tysiącami odpadków - oto pe-
wien człowiek z workiem na śmieci usiłuje zebrać je jeden po
drugim. Nagle o brzeg uderza potężna fala, a kiedy powraca do
morza, plaża jest idealnie czysta - człowiek stoi na brzegu ocie-
kając wodą i śmieje się. Oto czego można doświadczyć, gdy na-
wiązuje się kontakt z „oceanem" bożej miłości. Wielka fala
zalewa wasze życie unosząc ze sobą okruchy iluzji.

To tak, jakby ocean był naszym domem, z którego dawno
temu wyszliśmy na brzeg, by przeżyć kilka chwil w słońcu, po
czym idąc w głąb wyspy zapomnieliśmy, gdzie jest nasz dom.
Z czasem poczuliśmy się kompletnie wyjałowieni, spragnieni
czegoś, co może przynieść ulgę. Spotykamy innych, będących
w tym samym położeniu i tak samo jak my poszukujących lekar-
stwa na dręczące ich pragnienie. Tym, czego naprawdę potrze-
bujemy, aby wyleczyć się z naszych dolegliwości, jest powrót do
„oceanu". Następne pytanie, jakie najczęściej stawiamy, brzmi:
„Jak konkretnie mam odnaleźć moją powrotną drogę?" Ponie-
waż niejedna droga może doprowadzić nas do celu, dobrze jest
skorzystać z pomocy kogoś, kto już mieszka w „oceanie" i kto
może skierować nas do brzegu.

Wszyscy staramy się sprostać krępującym nas wymaganiom
i normom społecznym. Praca autorki książek i nauczycielki
metafizyki daje mi sposobność wyzwolenia się z ograniczeń
i dzielenia się z innymi szczęściem, którego doświadczyłam.
Opisałam tutaj wiele nadprzyrodzonych przeżyć o ogromnej sile
odmładzającej, które przyczyniły się do mojej wewnętrznej prze-

16


miany. Czasami mówię o nich w czasie warsztatów i słuchacze
twierdzą, że bardzo podnosi ich to na duchu. Mam nadzieję, że
będzie tak i w waszym przypadku. Jeśli opisy niektórych prze-
żyć okażą się niezwykłe lub wstrząsające, być może będziecie
woleli potraktować je jako grę wyobraźni.

Jeśli w trakcie lektury wsłuchacie się uważnie w to, co mam
wam do powiedzenia, będzie to dla mnie podarunkiem. A jeśli
przy okazji otworzycie drzwi własnego sanktuarium i nauczycie
się ponownie doświadczać dziecięcej radości, wszyscy zostanie-
my obdarowani. Wiem, że jeśli odniesiecie prawdziwą korzyść
z lektury tej książki, stanie się tak nie dzięki doskonałości słow-
nego przekazu, lecz za sprawą Boskiej energii przenikającej
wszystko to, co zostało tutaj zapisane. A zatem jeśli ta książka
wywoła oddźwięk w waszym wnętrzu, to najprawdopodobniej
dlatego, że mądrość znana waszej duszy od zawsze dochodzi"
wreszcie do głosu, a radość, którą od zawsze czuje, pozwala jej
tańczyć w odwiecznym rytmie.

Miliony ludzi rodzą się i umierają, nawet nie zwracając uwa-
gi na prawdziwy cel swego życia. Chciałabym, aby podczas na-
szej wspólnej podróży przez stronice tej książki słowa, myśli lub
energia, która je ożywia, pomogły odnaleźć wam BRZMIENIE
WASZEJ DUSZY.


1. Nurt ekstazy

Wielu ludzi walczy o to,

by nie mieć sobie nic do zarzucenia.

Kiedy wreszcie staniesz się świadomy istnienia

światła własnej duszy, odkryjesz,

że nie musisz sobie nic zarzucać -jesteś wspaniały!

W pobliżu mojego domu jest piękny park. Często tam spa-
ceruję wśród wspaniałych, majestatycznych drzew. Pewnego
chłodnego, mglistego ranka, pod koniec jesieni, doświadczyłam
tam czegoś niezwykłego. Oto co zanotowałam w swoim dzien-
niku:

Gdy znalazłam się w pobliżu ogromnego starego dębu,
którego rozłożyste, niemal nagie gałęzie zdawały się
chronić wszystko, co było w ich zasięgu, moją uwagę
rejestrującą doznania, których źródłem było piękno
otaczającej mnie przyrody, przyciągnęło poczucie, że
fala głębokiej miłości rozprzestrzenia się z wnętrza mo-
jego serca, przenikając ciało i powodując, iż czułam,
jakbym się rozpływała. Znacznie słabiej niż przed kilko-
ma minutami doświadczałam odrębności własnej oso-
by. Oczywiście nadal tkwiłam w swoim ciele, ale zara-

18


żem zaistniałam poza nim, jakby moja prawdziwa isto-
ta obecna była wszędzie. Spojrzałam w górę poprzez
gałęzie i wraz z nimi doświadczyłam słodyczy porusza-
nia się w rytm podmuchów wiatru, czułam się jak liście
delikatnie unoszone jego powiewem. To jest Bóg -
Jego Obecność - tak bliska, tak dostępna, tak wszech-
ogarniająca.

To doświadczenie nie jest dla mnie zaskoczeniem, po-
wtarza się dość często. Wiem, że jest to dokonujące
się w uniesieniu wejście w czwarty wymiar, otwarcie
się na obecną w nim energię bezgranicznej, bezwa-
runkowej miłości. Jest to stan doskonałego spokoju,
doskonałej radości, całkowitego zaspokojenia. Odczu-
wam miłość wobec wszystkich i wszystkiego. I nie jest
to tylko filozoficzna koncepcja, ale przemożny ruch,
przypływ szczęścia i łaski, która usuwa granice mego
egoizmu.

Zdaję sobie sprawę z tego, że większość ludzi nie doświad-
cza takiej euforii, nie podejrzewa nawet jej istnienia. Chociaż
coraz więcej osób zaczyna wierzyć, że doznania takie są możli-
we.

Gdy świadomość człowieka zaczyna się budzić, w jego życiu
dokonują się cudowne zmiany. Towarzyszy im poczucie zadowole-
nia i głębokiego duchowego spokoju. Gwałtowne zmiany energe-
tyczne powodują, że człowiek czuje się młodszy i wewnętrznie
rozjaśniony. Można je łatwo zauważyć w spojrzeniu, które staje się
szczere, łagodne, lecz zarazem pełne siły i emanujące miłością. Za-
razem wewnętrzne tamy otwierają się, umożliwiając swobodny
przepływ długo powstrzymywanych sił duchowych. Patrząc na
kogoś, kto właśnie doświadcza przebudzenia, zaczynamy rozu-
mieć, dlaczego oczy nazywa się „zwierciadłem duszy". Czasem
obserwuję, jak ta energia miłości rozprzestrzenia się niczym
przedziwna epidemia, udzielając się innym. Z pewnością jest ona
tym, czego wszyscy szukają, gdyż znajdując taką miłość, odnajduje
się dom.

Czymże jest to przebudzenie? Jak do niego dochodzi? Dla-
czego zdarza się tylko niektórym? Jak sięgam pamięcią, byłam

19


świadoma obecności w moim życiu duchowej energii. Już w
dzieciństwie zadawałam wiele zasadniczych pytań. Kim jestem?
Czego pragnę? Co może mnie uszczęśliwić? Jaki jest cel życia
na ziemi? Świat zewnętrzny wydawał mi się znacznie mniej rze-
czywisty niż wewnętrzny, w którym żyłam.

To wewnętrzne królestwo ożywiała jakaś siła, której głos
prowadził mnie i pozwalał nawiązać kontakt z tym, co tajem-
nicze i nie wyjaśnione. Czasem przybierała ona formę wewnę-
trznego światła, czasem czułam ją w swoim ciele niemal
namacalnie. Nie zapobiegało to wprawdzie bolesnym zdarze-
niom w moim otoczeniu, ale stanowiło źródło spokoju i wewnę-
trznego komfortu. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że moje
doświadczenia były czymś niezwykłym. Prawdę mówiąc nadal
wierzę, że są one zupełnie naturalne u większości dzieci. Z ja-
kichś powodów nie straciłam - jak większość ludzi - zdolności
odczuwania tych sił, umiejętności wsłuchiwania się w wewnę-
trzny głos i dostrzegania duchowego światła.

Już jako nastolatka stałam się jednak mniej szczęśliwa, niż
byłam w dzieciństwie, zaczęłam się czuć bardziej samotna
i coraz niecierpliwiej zwracałam się ku swemu wnętrzu. Pewne-
go dnia, gdy rozpoczęłam naukę w college'u - miałam wtedy
czternaście lat - doświadczyłam głębokiej wewnętrznej więzi
z Jezusem, co było bardzo silnym duchowym przeżyciem. Zda-
rzyło się to całkiem po prostu, bez żadnego wysiłku i przygoto-
wania z mojej strony. Nie mówiłam o tym nikomu, ale od tej
chwili czułam się znacznie mniej samotna. Zniknęły nagle moje
problemy, typowe dla okresu dorastania. Nie miałam już po-
trzeby buntowania się, gdyż doświadczałam więcej miłości i we-
wnętrznego zadowolenia. Poczułam, że już wiem, w jakim
kierunku zmierza moje życie.

Jakkolwiek to wewnętrzne doświadczenie miało ogromne
znaczenie dla mnie samej, nie spowodowało żadnych zauważal-
nych zmian w tym, co działo się wokół mnie. Nadal spotykało
mnie to samo, co innych, i .nikomu poza mną moje życie nie
musiało wydawać się czymś szczególnym. Teraz jednak zdaję

20


sobie sprawę, że w moim życiu dokonywało się wtedy coś waż-
nego. Moja dusza była niczym bystra podziemna rzeka, niewi-
doczna z powierzchni, która płynąc z ogromną siłą, pokonuje
wszystkie przeszkody nie powstrzymywana przez doczesne tro-
ski. Nie mogłabym wówczas opisać moich doświadczeń takimi
słowami, ale miałam wrażenie, jakby nić zachwytu wplotła się
w tkaninę mojego życia, nadając jej nowy, wspaniały kolor,
w porównaniu z którym wszystko inne wydawało się bez-
barwne.

Nie znajdując wystarczającej satysfakcji w wartościach ma-
terialnych wciąż pytałam i szukałam. Te poszukiwania zaowo-
cowały w 1971 roku odnalezieniem Autobiografii jogina
Paramahansy Yoganandy, dzięki której po raz pierwszy dowie-
działam się o wielkim duchowym mistrzu znanym jako Mahava--
tar Babaji. To właśnie Babaji, zdaniem Yoganandy, potajemnie
inspirował wielu spośród wybitnych ludzi w tym także samego
Yoganandę, któremu powierzył misję rozpowszechnienia wol-
nościowych nauk krija-jogi w Ameryce.

W 1973 roku zaczęłam przygotowywać się do odebrania
inicjacji krija-jogi i udałam się w tym celu do Los Angeles. Cere-
monia Inicjacji odbyła się 12 lipca, w dniu moich urodzin
w Mother Center. Podczas długiego wieczornego nabożeństwa
doświadczyłam po raz pierwszy tego, co później określiłam jako
„podwójną świadomość". Wiedziałam, że moje ciało jest na
Wzgórzu Waszyngtona w Los Angeles i że ceremonii przewo-
dniczy Brat Mokshananda, ale zgodnie z moim wewnętrznym
doświadczeniem, które z jakichś względów wydawało się bar-
dziej realne, byłam na Górze Drongiri odbierając inicjację z rąk
samego Babaji. Byłam całkowicie pod wpływem jego osobowo-
ści i czułam najczystszą, wprost niewytłumaczalną miłość do
niego. Oniemiała z zachwytu, bezskutecznie próbowałam po-
równać to doświadczenie z jakimkolwiek wcześniejszym dozna-
niem. Stan ten trwał cały wieczór, także podczas powrotnej
podróży autobusem, którą odbywałam w towarzystwie pozosta-
łych osób poddanych inicjacji. Pogrążona byłam w nie dającej
się opisać radości i spokoju. Była druga w nocy, gdy zasnęłam

21


w moim hotelowym pokoju w Baltimore. Następnego dnia obu-
dziłam się o piątej rano. W chwili gdy usiadłam na łóżku, poczu-
łam, jakby strumień ciepłego oleju spływał z czubka mojej głowy
do podstawy kręgosłupa, promieniując życiodajną energią. Jed-
nocześnie radosne ożywienie poprzedniej nocy powróciło z całą
mocą. Ten ekstatyczny nastrój utrzymywał się jeszcze przez ja-
kiś czas, powoli jednak zanikając. Pod koniec tygodnia powró-
ciłam do Chicago szłam duchową ścieżką wskazaną przez
Yoganandę i Babaji i koncentrowałam się na codziennym prak-
tykowaniu medytacji krija-jogi.

Dwa lata później w szpitalu Michael Reese przyszła na świat
moja córeczka. Jakkolwiek ciąża przebiegała prawidłowo, przy
porodzie wywiązały się komplikacje. Po pierwszych dwunastu
godzinach byłam tak wyczerpana, że nawet oddychanie spra-
wiało mi trudność. Ale jednocześnie doświadczałam wprost nie-
prawdopodobnej Boskiej miłości, za sprawą której wszystko, co
przeżywałam, wydawało się być błogosławieństwem. Czułam
duchową obecność Yoganandy, Chrystusa, Babaji. Miałam wra-
żenie, jakby w niebie otwarło się ogromne okno, które pozo-
stawało otwarte przez cały czas trwania porodu. Pierwsze
spojrzenie na twarzyczkę mego dziecka mogłabym porównać
chyba tylko do spojrzenia w oczy anioła; w przeciwieństwie do
mnie, dziecko nie płakało, lecz wpatrywało się we mnie ze spo-
kojem. W jego wzroku była ogromna moc, płynąca wprost
z głębi duszy.

Kolejne doświadczenie tego rodzaju przeżyłam, gdy moja
córeczka miała trzy latka. U mojego męża stwierdzono wylew.
Nie odzyskując przytomności leżał na oddziale intensywnej te-
rapii, podłączony za pomocą licznych przewodów do różnych
urządzeń i monitorów. Lekarze przygotowali mnie na naj-s
gorsze; śmierć wydawała się nieunikniona. Pękało mi serce,
a mózg paraliżowała myśl, że oto moje dziecko traci wspaniałe-
go ojca, a ja ukochanego towarzysza życia. Czułam się tak, jak-
by to, co stanowiło dotąd istotę mojej ludzkiej egzystencji, leżało
teraz w gruzach u moich stóp. Mimo to ponownie odniosłam
wrażenie, że otaczają mnie i wspierają swą obecnością Babaji,

22


Chrystus i Yogananda. Towarzyszyła temu dająca poczucie bez-
granicznego szczęścia świadomość miłości tak pełnej, że zda-
wała się równoważyć ból. Słyszałam nawet nabożne bhadżany,
co bardzo podniosło mnie na duchu. Nawet gdy zorientowałam
się, że jest to wewnętrzne doświadczenie i nikt poza mną nie
słyszy tej kojącej muzyki, ona nie zamilkła, nadal dźwięcząc mi
w uszach, jak grające gdzieś w pobliżu radio. Tak więc jeszcze
raz doznałam łaski wewnętrznego uczestnictwa w innym, wyż-
szym wymiarze, gdzie panują pokój i harmonia, podczas gdy
mój świadomy umysł pogrążony był w bólu.

Pewnego dnia podczas długiego pobytu Billa w szpitalu
uświadomiłam sobie, że mimo przygnębienia spowodowanego
jego chorobą odczuwam ogromną miłość do niemal wszystkich
ludzi w szpitalu: personelu medycznego, innych chorych, ich
bliskich i salowych, zmywających podłogi.

Przez długi czas kochałam Boga, teraz wyglądało na to, że
potrafię kochać także ludzi. Nagle zdałam sobie sprawę z tego,
że to otwarcie się serca, z którego wypływał strumień czystej
miłości, jest przejawem nadświadomości. Spytałam więc Boga:
czy robisz to właśnie w ten sposób? Tragedia nadciąga jak taran
zdolny rozbić serce na kawałki, a tymczasem serce staje się zdol-
ne do tego, by kochać bardziej niż kiedykolwiek przedtem.
Czułam, że Bóg wzruszył ramionami i odpowiedział z rozbawie-
niem: „Tak to jest".

W tym momencie stało się dla mnie jasne, że gdy znajduje-
my się w obliczu zdarzeń przytłaczających tak bardzo jak to,
które stało się moim udziałem, mamy dwie możliwości: (a) nie
uciekać przed bólem, dążyć do poszerzenia świadomości i bar-
dziej kochać albo (b) odrzucić doświadczenie, zanegować ból
i zgorzknieć. Byłam ogromnie wdzięczna za to, że mogłam
w pełni przeżywać te chwile mojego życia, które były w rów-
nym stopniu piękne i bolesne.

Kilka lat później sprzedałam nasz dom i gdy przeprowadza-
łam się z córką do Encinitas w Kalifornii, by żyć w pobliżu aśra-
mu Yoganandy, zdarzyło się kolejne doświadczenie drugiego

23


stanu świadomości. Mogę je dokładnie opisać korzystając z za-
pisków w moim dzienniku:

Podpisałam dokumenty przewozu i ogromna ciężarów-
ka z całym naszym dobytkiem ruszyła w drogę. Chica-
go było moim domem przez tyle lat......

Zgłoś jeśli naruszono regulamin