Hawksley Elizabeth - Koligacje.pdf
(
978 KB
)
Pobierz
Microsoft Word - Hawksley Elizabeth - Koligacje
1
Zachodnia sypialnia w Selwood Priory zdradzała cechy
Ļ
wietno
Ļ
ci splamionej niechlujstwem, co
niew
Ģ
tpliwie charakteryzowało jej wła
Ļ
ciciela. Olbrzymie ło
Ň
e, na którym spoczywał umieraj
Ģ
cy sir Walter
Selwood, zdobiły ciemnoczerwone adamaszkowe zasłony, teraz jednak były one w kilku miejscach rozdarte,
a do tego wystrz
ħ
pione. Rogi ło
Ň
a zwie
ı
czone były ozdobnymi gałkami, ale tylko jedna noga trzymała si
ħ
prosto, pozostałe za
Ļ
chyliły si
ħ
pod najdziwniejszymi k
Ģ
tami. Niegdy
Ļ
pyszna kołdra straszyła licznymi
łatami i dziurami.
Sam sir Walter uzupełniał obraz zdegradowanej wielko
Ļ
ci. Jego ciemnopiwne oczy były zapadni
ħ
te,
wydatny nos jawił si
ħ
jeszcze wi
ħ
kszy na tle wychudłej i pooranej bruzdami twarzy, brokatowy szlafrok
znaczyły plamy, a przekrzywiona na bakier peruka, mimo
Ň
e starannie ufryzowana, straszyła brudem.
Pokój miał sklepiony strop i dwa groteskowo rze
Ņ
bione wsporniki po obu stronach gotyckiego okna. Na
Ļ
cianach wisiały spłowiałe tapiserie, przedstawiaj
Ģ
ce zgwałcenie Europy. Raz po raz poruszały nimi
podmuchy, które ze
Ļ
wistem wpadały do pokoju przez szpar
ħ
w futrynie i podrywały kurz z podłogi, a boki
byka sugestywnie si
ħ
wtedy marszczyły. Dookoła migotały płomienie kilkunastu
Ļ
wiec, odbijaj
Ģ
cych si
ħ
w
niezliczonych lustrach.
ņ
adna z dwóch osób obecnych w sypialni zdawała si
ħ
nie zauwa
Ň
a
ę
jej
Ň
ałosnego stanu. Walter dlatego,
Ň
e
nigdy go to nie obchodziło, pieni
Ģ
dze zawsze przepijał i wydawał na hazard, a w dobrych czasach równie
Ň
na łajdactwa; natomiast jego córka Dorothea dlatego,
Ň
e nie znała
Ň
adnego innego domu.
Miała ju
Ň
trzydzie
Ļ
ci lat i w oczach wi
ħ
kszo
Ļ
ci ludzi uchodziła za zdeklarowan
Ģ
star
Ģ
pann
ħ
. Jej
praktyczne podej
Ļ
cie do spraw maj
Ģ
tku i umiej
ħ
tno
Ļę
gospodarowania w Selwood Priory sprawiły,
Ň
e z
punktu widzenia ojca była wyj
Ģ
tkowo u
Ň
yteczn
Ģ
osob
Ģ
. Nic wi
ħ
c dziwnego,
Ň
e nigdy nawet nie spróbował
znale
Ņę
jej m
ħŇ
a. Zreszt
Ģ
, powtarzał sobie sir William, kto by tak
Ģ
zechciał? Dorothea była chuda, niemal
ko
Ļ
cista, miała jasne włosy trudnego do okre
Ļ
lenia koloru i - nie wiadomo dlaczego - bardzo ciemne oczy.
Cz
ħĻę
ludzi we wsi, którym nie podobał si
ħ
ten kaprys natury, zwała j
Ģ
czarownic
Ģ
.
Była ubrana w nietwarzow
Ģ
szar
Ģ
sukni
ħ
z wełny, a od przeci
Ģ
gów chroniła si
ħ
starym szalem, zarzuconym
na ramiona. Siedziała teraz, splataj
Ģ
c na kolanach długie, delikatne palce, i zadumanym wzrokiem
wpatrywała si
ħ
w ogie
ı
.
- „Maria” jest naturalnie twoja - powiedział z wysiłkiem sir Walter.
Dorothea odziedziczyła po matce siedem tysi
ħ
cy funtów, które w swoim czasie powinny były zosta
ę
bezpiecznie zainwestowane. Niestety, ojciec, jedyny pełnomocnik rozporz
Ģ
dzaj
Ģ
cy tym maj
Ģ
tkiem,
wykorzystał pieni
Ģ
dze, by zamówi
ę
w stoczni Megavissey „Mari
ħ
”, stutonowy okr
ħ
t wyposa
Ň
ony w
dwana
Ļ
cie dział, który umo
Ň
liwiał mu zwi
ħ
kszenie korzy
Ļ
ci czerpanych z przemytu. Tłumaczył sobie,
Ň
e
wszystko jedno, w co wło
Ň
ył te pieni
Ģ
dze, skoro jego córka tak czy owak ma swoje trzysta pi
ħę
dziesi
Ģ
t
funtów rocznie. Prawd
ħ
mówi
Ģ
c, okr
ħ
t kosztował niewiele ponad tysi
Ģ
c funtów, nie było jednak
dokumentów, które wykazywałyby, co stało si
ħ
z reszt
Ģ
pieni
ħ
dzy. Bez w
Ģ
tpienia trafiły do kieszeni sir
Waltera, by wesprze
ę
jego potrzeby hazardzisty oraz hodowl
ħ
kogutów do walki.
Dorothea musiała si
ħ
z tym pogodzi
ę
. Gdyby stra
Ň
przybrze
Ň
na zatrzymała kiedy
Ļ
„Mari
ħ
”, okr
ħ
t zostałby
sprzedany albo zatopiony, a to oznaczałoby całkowite przekre
Ļ
lenie jej spadku. Mogła tylko si
ħ
modli
ę
, by
los j
Ģ
oszcz
ħ
dził.
- Poza tym wszystko dostaje dziedzic, niech go piorun strzeli - doko
ı
czył sir Walter.
- A co z Fanny i dzie
ę
mi? - spytała zatroskana Dorothea.
- Fanny ma dwa tysi
Ģ
ce, które na ni
Ģ
przepisałem. Fanny Potter była guwernantk
Ģ
Dorothei, ale po
Ļ
mierci
pani Selwood uległa
ŇĢ
daniom chlebodawcy i została jego kochank
Ģ
. Z tego zwi
Ģ
zku urodziło si
ħ
dwoje
uroczych dzieci i od tej pory cała ta trójka mieszkała - ku zgrozie miejscowego ziemia
ı
stwa - w Selwood
Priory razem z Dorothea i jej ojcem. Ale jakie utrzymanie mo
Ň
e zapewni
ę
sto funtów rocznie, a na tyle tylko
mogła liczy
ę
Fanny. Siedemnastoletni Horace nadal musiał si
ħ
uczy
ę
, czekało go te
Ň
wej
Ļ
cie w
Ļ
wiat
dorosłych. Sytuacja trzynastoletniej Sylwii wygl
Ģ
dała jeszcze gorzej. Kto chciałby za
Ň
on
ħ
pann
ħ
z
nieprawego ło
Ň
a, która nie ma posagu,
Ň
eby zatuszowa
ę
t
ħ
przykr
Ģ
wad
ħ
?
- A dzieci, ojcze? Co z Horace’em i Sylwi
Ģ
? Sir Walter nie odpowiedział. Fanny ju
Ň
dawno przestała go
interesowa
ę
. Pozwalał jej mieszka
ę
w swoim domu tylko dlatego,
Ň
eby odp
ħ
dzi
ę
ewentualnych swatów,
którzy chcieliby mu znale
Ņę
now
Ģ
Ň
on
ħ
po
Ļ
mierci matki Dorothei. Obecno
Ļę
Fanny znaczyła bowiem tyle,
Ň
e
Ň
adna dobrze wychowana panna nie mogła zło
Ň
y
ę
wizyty w Selwood Priory. Sir Waltera ani troch
ħ
przy
tym nie interesowało,
Ň
e w ten sposób równie
Ň
córk
ħ
z prawego ło
Ň
a odcina od wszelkich kontaktów z
miejscowym ziemia
ı
stwem.
Rozmy
Ļ
laj
Ģ
c o przyszło
Ļ
ci, Dorothea zacz
ħ
ła skuba
ę
chudymi palcami fr
ħ
dzel szala. Dziedzicem był nie
znany jej kuzyn, wielebny Veryan Selwood, obecnie wykładaj
Ģ
cy w New College w Oksfordzie. Ojciec
1
Elizabeth Hawksley KOLIGACJE
spotkał go tylko raz w
Ň
yciu i wróciwszy potem do domu, prychn
Ģ
ł z pogard
Ģ
:
-
ĺ
wi
ħ
toszkowaty ksi
ħŇ
ulo, ot co! - Od tej pory nie pozwalał wspomina
ę
jego imienia.
Dorothea siedziała w milczeniu. Ojciec mógł dawno o
Ň
eni
ę
si
ħ
z Fanny,
Ň
eby Horace zyskał wszelkie
synowskie prawa, ale tego nie chciał.
Milczenie córki irytowało umieraj
Ģ
cego człowieka nie mniej, ni
Ň
zirytowałaby go jakakolwiek jej uwaga.
- Miałbym si
ħ
o
Ň
eni
ę
z nieczyst
Ģ
kobiet
Ģ
? Ja, Selwood?
- Była czysta, dopóki ci
ħ
nie poznała - zwróciła mu uwag
ħ
Dorothea.
- Była gotowa jak dojrzała
Ļ
liwka.
Dorothea przygryzła warg
ħ
. Jak
Ģ
szans
ħ
miała biedna Fanny, guwernantka z pensj
Ģ
trzydziestu funtów
rocznie, przy chlebodawcy, którego roczny dochód wynosił dwa tysi
Ģ
ce funtów? Z moralnego punktu
widzenia ich zwi
Ģ
zek, rzecz jasna, był
naganny. Ale Fanny widziała w nim jedyn
Ģ
szans
ħ
ucieczki przed ponur
Ģ
przyszło
Ļ
ci
Ģ
i n
ħ
dz
Ģ
na staro
Ļę
-
któ
Ň
mógłby mie
ę
jej to za złe?
Raz Dorothea o
Ļ
mieliła si
ħ
powiedzie
ę
co
Ļ
podobnego pani Gunthorpe z Quilquin House i wprawiła j
Ģ
tym
w
Ļ
wi
ħ
te oburzenie.
- Panna Potter powinna była wyjecha
ę
natychmiast, gdy tylko si
ħ
zorientowała,
Ň
e jej cnota jest w
niebezpiecze
ı
stwie - o
Ļ
wiadczyła dobitnie s
Ģ
siadka. - Bez w
Ģ
tpienia zrobiłabym wszystko co w mojej mocy,
Ň
eby znale
Ņę
jej posad
ħ
w prawdziwie chrze
Ļ
cija
ı
skim domu.
Dorothea wydawała si
ħ
sceptyczna wobec tego twierdzenia.
- Jestem wstrz
ĢĻ
ni
ħ
ta, Dorotheo - ci
Ģ
gn
ħ
ła -
Ň
e zapominasz si
ħ
do tego stopnia, by pobła
Ň
a
ę
ci
ħŇ
kiemu
uchybieniu cnocie. Pomy
Ļ
l przynajmniej o własnej pozycji. Co do mnie, nie mog
ħ
nawet zło
Ň
y
ę
wizyty w
Selwood Priory, póki ta kobieta jest pod waszym dachem. To straszne! Moja Isabel mogłaby wtedy nie mie
ę
innego wyj
Ļ
cia, jak j
Ģ
pozna
ę
. - Isabel była córk
Ģ
pani Gunthorpe.
Dorothei nie interesowała Isabel, która wydawała jej si
ħ
podobna do matki, pruderyjna i wiecznie ze
wszystkiego niezadowolona, nie przejmowała si
ħ
wi
ħ
c ani troch
ħ
brakiem kontaktów z Gunthorpe’ami.
ņ
ałowała tylko,
Ň
e do bojkotu jej domu nie przył
Ģ
czył si
ħ
Bram Gunthorpe, brat Isabel. Był rówie
Ļ
nikiem
Dorothei, rozwi
Ģ
złym i do
Ļę
bezwzgl
ħ
dnym, i zawsze bardzo lubił nocne hulanki z sir Walterem. Podczas
jego wizyt Dorothea starała si
ħ
by
ę
poza domem. Ostatnio jednak jej niepokój w zwi
Ģ
zku z Bramem
znacznie si
ħ
nasilił, ten bowiem zainteresował si
ħ
trzynastoletni
Ģ
Sylwi
Ģ
, któr
Ģ
w tym wieku reputacja
Brama zacz
ħ
ła niebezpiecznie intrygowa
ę
.
Jedyna korzy
Ļę
z nieznajomego kuzyna po
Ļ
wi
ħ
ceniach, pomy
Ļ
lała Dorothea, jest taka,
Ň
e z pewno
Ļ
ci
Ģ
nie
b
ħ
dzie tolerował wizyt Brama.
Sir Walter zapadł w drzemk
ħ
, a jego córka pozostała na miejscu, wpatruj
Ģ
c si
ħ
w ogie
ı
i dalej rozmy
Ļ
laj
Ģ
c
nad swoj
Ģ
przyszło
Ļ
ci
Ģ
. Mogła na pniu sprzeda
ę
„Mari
ħ
”. Było wielu ludzi, kupców w Plymouth i
d
Ň
entelmenów w okolicznych maj
Ģ
tkach, którzy z wielk
Ģ
ochot
Ģ
weszliby w posiadanie szybkiego i
sprawdzonego okr
ħ
tu. Ale finansowo oznaczałoby to dla niej wielk
Ģ
strat
ħ
. Powinna si
ħ
cieszy
ę
, gdyby
uzyskała ze sprzeda
Ň
y wszystkiego ł
Ģ
cznie z osprz
ħ
tem tysi
Ģ
c funtów. Byłoby to powa
Ň
nym ciosem dla tych,
których egzystencja zale
Ň
ała od Dorothei. Pieni
Ģ
dze zarabiane dzi
ħ
ki okr
ħ
towi stanowiły wszak wi
ħ
ksz
Ģ
cz
ħĻę
dochodów okolicznej ludno
Ļ
ci.
Naturalnie, mogła odda
ę
go w dzier
Ň
aw
ħ
. W ten sposób zachowałaby do pewnego stopnia panowanie nad
sytuacj
Ģ
i miała pewno
Ļę
,
Ň
e miejscowi ludzie osi
Ģ
gaj
Ģ
jakie
Ļ
zyski. Ale wi
Ģ
załoby si
ħ
to równie
Ň
z
ryzykiem. Kapitana Daniela Watsona dobrze znała i ufała mu bezgranicznie. Co by si
ħ
z nim stało, gdyby
wydzier
Ň
awiła „Mari
ħ
”? I co stałoby si
ħ
z Horace’em oraz Sylwi
Ģ
, skoro było zupełnie jasne,
Ň
e ojciec
odkładał ich problem zbyt długo. Zawsze obiecywał zabezpieczy
ę
dzieci... kiedy zaoszcz
ħ
dzi troch
ħ
pieni
ħ
dzy. Teraz okazało si
ħ
,
Ň
e to ju
Ň
nigdy nie nast
Ģ
pi.
I co zostanie jej, Dorothei, gdy ojciec umrze, a maj
Ģ
tek odziedziczy nie znany kuzyn? Veryan Selwood był
duchownym. Prawdopodobnie nie zechce trzyma
ę
w swoim domu Fanny z dzie
ę
mi. A j
Ģ
, je
Ļ
li nawet zgodzi
si
ħ
tolerowa
ę
, to co z tego? Jak b
ħ
d
Ģ
mija
ę
jej dni? Teraz miała mnóstwo zaj
ħę
. Prowadziła sprawy maj
Ģ
tku,
zarz
Ģ
dzała domem i uprawiała zioła w ogródku, który był jej chlub
Ģ
i
Ņ
ródłem rado
Ļ
ci. Nowy wła
Ļ
ciciel w
najlepszym razie b
ħ
dzie znosił jej obecno
Ļę
.
Przyszło
Ļę
rysowała si
ħ
ponuro.
Na krat
ħ
kominka upadła gał
ĢŅ
jabłoni i wzbiła tuman zielonkawych iskier. Sir Walter gwałtownie si
ħ
przebudził.
- Thea?
- Jestem tutaj, ojcze.
- Lepiej napisz do tego przekl
ħ
tego ksi
ħŇ
ula. Chc
ħ
go widzie
ę
.
2
W
ielebny Veryan Selwood, do którego sir Walter czuł tak
Ģ
niech
ħę
, dopiero co obchodził trzydzieste
drugie urodziny. Był wysokim, przygarbionym i bardzo chudym m
ħŇ
czyzn
Ģ
, cz
ħ
sto bowiem zapominał o
posiłkach. Jasne włosy nieporz
Ģ
dnie spadały mu na kołnierzyk, a niebieskoszare oczy ogl
Ģ
dały
Ļ
wiat przez
okulary w drucianej oprawie.
Tego dnia roku pa
ı
skiego 1808 wielebny Veryan Selwood siedział w swym gabinecie pełnym ksi
ĢŇ
ek, w
oksfordzkim New College. Na zewn
Ģ
trz wiał ostry marcowy wiatr, ale w domu było ciepło i zacisznie.
Ogie
ı
miło grzał, a w wiadrze było w
ħ
gla po brzegi. Wystarczyło zadzwoni
ę
na słu
ŇĢ
cego,
Ň
eby dosta
ę
kawy lub herbaty. Mo
Ň
na te
Ň
było zej
Ļę
do sieni i razem z kolegami wykładowcami zje
Ļę
wyborny posiłek,
napi
ę
si
ħ
porto, a przy okazji miło i z korzy
Ļ
ci
Ģ
dla umysłu porozmawia
ę
. Krótko mówi
Ģ
c, Veryan prowadził
cnotliwe, przykładne i niespieszne
Ň
ycie, a temu, kto uwa
Ň
ałby,
Ň
e dla młodego człowieka jest to nudne i
ograniczaj
Ģ
ce, mógłby powiedzie
ę
tylko,
Ň
e jemu taki tryb
Ň
ycia odpowiada.
Veryan cz
ħĻ
ciowo rozumiał,
Ň
e w ten sposób ucieka od ponurego dzieci
ı
stwa z matk
Ģ
inwalidk
Ģ
i ojcem
brutalem. Jego
Ň
ycie i zdrowie umysłu uratowała piastunka, Matty, która dała mu miło
Ļę
i wsparcie,
rozbudziła w nim pasj
ħ
do nauki, pocieszała go, gdy był chory, i zawsze starała si
ħ
chroni
ę
przed gniewem
ojca. Pan Selwood uwa
Ň
ał swego jedynego syna za bab
ħ
, któr
Ģ
nale
Ň
y t
ħ
go
ę
wiczy
ę
i hartowa
ę
, je
Ļ
li miał
kiedykolwiek wyrosn
Ģę
na m
ħŇ
czyzn
ħ
co si
ħ
zowie.
- Nigdy nie b
ħ
d
ħ
taki jak mój ojciec, Matty - powiedział Veryan, gdy miał mniej wi
ħ
cej osiem lat. - Nie
lubi
ħ
zabija
ę
.
- Panicz Veryan b
ħ
dzie wspaniałym m
ħŇ
czyzn
Ģ
- odparła Matty. - Ma dobre serce i my
Ļ
li o innych. Nie
wiem, czy d
Ň
entelmenowi trzeba wi
ħ
cej. - Nigdy otwarcie nie krytykowała chlebodawcy przed jego synem,
ale Veryan był zmy
Ļ
lnym chłopcem, miała wi
ħ
c nadziej
ħ
,
Ň
e j
Ģ
zrozumie.
Zarzucił jej r
ħ
ce na szyj
ħ
i mocno j
Ģ
u
Ļ
cisn
Ģ
ł.
- Ej, ej, baranku - powiedziała Matty. Cmokn
ħ
ła go w policzek i dodała: - A jak tam czasowniki panicza?
Mam go odpyta
ę
?
To wła
Ļ
nie Matty co tydzie
ı
pisała do niego listy, gdy w wieku trzynastu lat został wysłany do Winchester,
ale dwa lata pó
Ņ
niej piastunka i jego matka umarły jedna po drugiej w ci
Ģ
gu zaledwie kilku miesi
ħ
cy. W
ostatnim li
Ļ
cie Matty napisała: „Niech panicz korzysta ze swego rozumu. To jest dla panicza droga
ucieczki”. Nast
ħ
pne trzy lata, przez które musiał znosi
ę
w czasie
Ļ
wi
Ģ
t agresywn
Ģ
, t
ħ
p
Ģ
sił
ħ
ojca, były bez
w
Ģ
tpienia najstraszniejszym okresem w
Ň
yciu Veryana. Sam nie wiedział, jak by je przetrwał, gdyby nie pan
Marcham, ojciec chrzestny, który cz
ħ
sto zapraszał go do siebie.
Ale rad
ħ
Matty wzi
Ģ
ł sobie do serca. Ci
ħŇ
ko harował i dzi
ħ
ki temu zdobył stypendium New College w
Oksfordzie, zarezerwowane dla wychowanków Winchesteru. Wszystkie wolne od nauki chwile sp
ħ
dzał u
Marchamów, a do rodzinnego domu wrócił tylko raz, na pogrzeb ojca. Potem bez wi
ħ
kszego zdziwienia
dowiedział si
ħ
,
Ň
e ojciec od lat
Ň
ył z jego, Veryana, kapitału i
Ň
e po spłaceniu długów zostanie z tego ledwie
kilkaset funtów. Veryan postawił za te pieni
Ģ
dze nagrobek dla Matty - wydawało mu si
ħ
,
Ň
e wła
Ļ
nie taki by
jej si
ħ
spodobał - a reszt
ħ
pieni
ħ
dzy zostawił w ko
Ļ
ciele na opiek
ħ
nad grobem i wrócił do Oksfordu.
Poza stypendium, wynosz
Ģ
cym dwie
Ļ
cie funtów rocznie, dysponował jeszcze sze
Ļ
cioma tysi
Ģ
cami funtów
kapitału odziedziczonego po matce, prowadził wi
ħ
c
Ň
ycie naukowca odludka, a pieni
ħ
dzy miał do
Ļę
, by sta
ę
go było na jedyn
Ģ
ekstrawagancj
ħ
, na jak
Ģ
sobie pozwalał, czyli ksi
ĢŇ
ki.
Dnie sp
ħ
dzał na tłumaczeniu wierszy z „Greckiej antologii”, które dostosowywał do angielskich reguł
metrycznych. Interesowała go przy tym szczególnie nie poetycka siła wersów, lecz raczej mo
Ň
liwo
Ļę
jak
najdokładniejszego uchwycenia niuansów staro
Ň
ytnej greki. Ostatnio pracował nad Meleagrem i wcale nie
widział sprzeczno
Ļ
ci w tym,
Ň
e jako wykładowca college’u i osoba duchowna tłumaczy autora, którego
wiersze maj
Ģ
jawnie erotyczny wyd
Ņ
wi
ħ
k.
Komu innemu, by
ę
mo
Ň
e, czyniono by z tego powodu rubaszne uwagi, ale Veryan cieszył si
ħ
wyj
Ģ
tkowym
statusem. Było absolutnie oczywiste,
Ň
e w jego przypadku wybór jest podyktowany czysto intelektualnymi
poszukiwaniami.
Tego popołudnia miał go
Ļ
cia, odwiedził go bowiem Toby Marcham. Był to syn ojca chrzestnego Veryana,
a zarazem jeden z niewielu ludzi spoza zamkni
ħ
tego
Ļ
wiata Oksfordu, z którymi utrzymywał kontakty.
Toby miał dwadzie
Ļ
cia pi
ħę
lat, czyli o siedem mniej ni
Ň
Veryan, i bardzo towarzysk
Ģ
natur
ħ
, lecz mimo
tych ró
Ň
nic zawsze znajdowali wspólny j
ħ
zyk i traktowali si
ħ
jak bracia; zreszt
Ģ
rodzonych braci nie mieli.
- Nie mo
Ň
esz bez ko
ı
ca odgradza
ę
si
ħ
od
Ļ
wiata w taki głupi sposób - mówił Toby. - Zamieszkaj u nas.
Papa ci to proponuje za ka
Ň
dym razem, kiedy nas odwiedzasz.
- Jestem zaj
ħ
ty. Wkrótce ma si
ħ
ukaza
ę
moja nowa monografia - odparł zniecierpliwiony Veryan. Miał
zadziwiaj
Ģ
co gł
ħ
boki, ciepły głos, który nie pasował do ascetycznego oblicza Veryana.
Toby lekcewa
ŇĢ
co machn
Ģ
ł r
ħ
k
Ģ
na wspomnian
Ģ
monografi
ħ
.
- A
Ň
ycie? - spytał, spogl
Ģ
daj
Ģ
c, co trzeba powiedzie
ę
, z niejakim zadowoleniem na swe odbicie w
3
zm
ħ
tniałym lustrze wisz
Ģ
cym nad kominkiem. Widok starannie potarganych kasztanowych włosów i
roze
Ļ
mianych szarych oczu musiał go zadowoli
ę
.
- Tu mam takie
Ň
ycie, jakiego chc
ħ
.
- Ładne mi
Ň
ycie! A wychodzenie poza mury? Poznawanie
Ļ
wiata? Kobiety? Do diabła, Veryan,
Ň
yjesz jak
mnich. To nie jest zdrowe. - Toby miał za sob
Ģ
liczne amory, które zwykle ko
ı
czyły si
ħ
powa
Ň
nymi
kłopotami, o czym Veryan dobrze wiedział.
Rozległo si
ħ
pukanie do drzwi i na progu ukazał si
ħ
chłopak na posyłki.
- List do pana, panie Selwood. Nale
Ň
y si
ħ
szyling i pi
ħę
pensów.
Veryan ostro
Ň
nie wzi
Ģ
ł od chłopca list i zacz
Ģ
ł szpera
ę
po kieszeniach w poszukiwaniu drobnych. Nie
znalazł, wi
ħ
c przyjaciel pospieszył mu z pomoc
Ģ
.
- Masz. - Toby klepn
Ģ
ł dło
ı
posła
ı
ca, kład
Ģ
c na niej kilka szylingów.
Chłopak skłonił głow
ħ
, potwierdzaj
Ģ
c tym przyj
ħ
cie zapłaty, i wyszedł.
- Niecz
ħ
sto dostaj
ħ
listy. - Veryan z zakłopotaniem przeczesał dłoni
Ģ
włosy i obrócił kopert
ħ
w dłoni. -
Któ
Ň
to mógł do mnie napisa
ę
? - Nie lubił niespodzianek. Usiadł i si
ħ
gn
Ģ
ł po nó
Ň
do papieru,
Ň
eby przerwa
ę
piecz
ħę
.
Charakter pisma był wprawny i zdecydowany, a smoli
Ļ
cie czarny atrament wydawał si
ħ
złowieszczo
natr
ħ
tny.
Szanowny Panie Selwood
Mój ojciec, sir Walter Selwood, polecił mi napisa
ę
ten list. Jego
Ň
yczeniem jest, by
niezwłocznie przyjechał Pan do Selwood Priory, posiadło
Ļ
ci, która, jak pan z pewno
Ļ
ci
Ģ
wie,
przejdzie na pa
ı
sk
Ģ
własno
Ļę
po
Ļ
mierci mego ojca, z pewno
Ļ
ci
Ģ
niezbyt ju
Ň
odległej.
Musi Pan wsi
ĢĻę
do dyli
Ň
ansu Królewskiej Poczty Kornwalijskiej, który w Londynie odchodzi
z Lad Lane, spod zajazdu Pod Łab
ħ
dziem o Dwóch Szyjach, i dojecha
ę
do Torpoint. Dyli
Ň
ans z
Oksfordu do Southampton przeje
Ň
d
Ň
a przez Whitchurch i tam wła
Ļ
nie powinien Pan si
ħ
przesi
ĢĻę
do dyli
Ň
ansu z Londynu. Pan Hooper, który prowadzi zajazd Królewskie Ramiona w
Torpoint, dostanie wiadomo
Ļę
,
Ň
eby da
ę
panu konia i przewodnika na reszt
Ģ
podró
Ň
y.
Prosz
Ģ
wybaczy
ę
mi t
Ģ
zwi
ħ
zło
Ļę
. Pisz
Ģ
w imieniu ojca, nie własnym. Przepraszam za
ewentualne niezr
ħ
czno
Ļ
ci.
Ł
Ģ
cz
Ģ
wyrazy szacunku -
D. Selwood
Veryan poprawił okulary na nosie i przysun
Ģ
ł sobie
Ļ
wiec
ħ
. Jeszcze raz uwa
Ň
nie przeczytał list, po czym
podał go Toby’emu.
Ten omiótł kartk
ħ
wzrokiem.
- Gratulacje, Veryanie! Maj
Ģ
tek! Mam nadziej
ħ
,
Ň
e zacny, hm?
- Nie mam poj
ħ
cia. Toby podniósł głow
ħ
.
- Chyba
Ň
artujesz. Ta D. Selwood najwyra
Ņ
niej zakłada,
Ň
e to wiesz. Nawiasem mówi
Ģ
c, kto to jest D.
Selwood? przypuszczam,
Ň
e kobieta, bo m
ħŇ
czyzna sam odziedziczyłby maj
Ģ
tek.
- Nie mam poj
ħ
cia! - Veryan ukrył twarz w dłoniach. - Słowo ci daj
ħ
, Toby,
Ň
e nie wiem. - Wydawał si
ħ
gł
ħ
boko zrozpaczony. - Spotkałem sir Waltera raz w
Ň
yciu, dziesi
ħę
lat temu. Odra
Ň
aj
Ģ
cy człowiek, jeden z
tych hała
Ļ
liwych, pij
Ģ
cych na umór, graj
Ģ
cych o wysokie stawki typów. - W bardzo przykry sposób
przypominał mu ojca. Veryan poznał kiedy
Ļ
sir Waltera w tawernie Mitre. M
ħŇ
czyzna był bardzo pijany, a w
pewnej chwili ku konsternacji Veryana, posadził sobie barmank
ħ
na kolanach i wsun
Ģ
ł r
ħ
k
ħ
pod jej spódnice.
Veryan nie pami
ħ
tał ju
Ň
gło
Ļ
nych pisków dziewczyny i radosnego rechotu czerwonego na twarzy sir
Waltera. Wyszedł wkrótce potem,
Ļ
cigany pogardliwymi okrzykami krewnego:
- Mi
ħ
czak! Przekl
ħ
ty ksi
ħŇ
ulo. Jeste
Ļ
zwykła baba. Nie stan
Ģ
łby ci, nawet gdyby ci dali gotow
Ģ
kobiet
ħ
.
Veryan nigdy nikomu nie opowiedział o tym epizodzie i zrobił wszystko,
Ň
eby wymaza
ę
sir Waltera z
pami
ħ
ci.
- Ale musiałe
Ļ
wiedzie
ę
,
Ň
e jeste
Ļ
dziedzicem?
- Tak... Nie. Sir Walter pewnie powiedział co
Ļ
takiego, ale całkiem o tym zapomniałem. To był rozpustny,
stary kozioł, wi
ħ
c s
Ģ
dziłem,
Ň
e zadbał o dziedzica. Ja go zawsze obchodziłem mniej wi
ħ
cej tyle samo co on
mnie.
- Ale maj
Ģ
tek, Veryan! Gdzie le
Ň
y? Ile jest wart? Na pewno co
Ļ
o tym wiesz.
- Nie mam poj
ħ
cia. Zdaje si
ħ
,
Ň
e w Kornwalii. Ale dokładnie nie wiem.
Toby spojrzał na przyjaciela z dobrodusznym zniecierpliwieniem. Oboj
ħ
tno
Ļę
Veryana wobec swojego
4
statusu materialnego była zaiste godna podziwu, ale, zdaniem Toby’ego, trudno to było uzna
ę
za objaw
zdrowego umysłu.
- Naturalnie zamierzasz tam pojecha
ę
.
Veryan zmarszczył czoło, spogl
Ģ
daj
Ģ
c na list.
- Nie rozumiem, dlaczego miałbym to zrobi
ę
.
- Veryanie! To jest
Ň
yczenie umieraj
Ģ
cego.
- Sir Walter mo
Ň
e z powodzeniem umrze
ę
beze mnie. - Veryan zacisn
Ģ
ł usta, przybieraj
Ģ
c min
ħ
, któr
Ģ
Toby znał doskonale. Gdy chciało si
ħ
go do czego
Ļ
nakłoni
ę
, bywał uparty jak muł.
Przez chwil
ħ
Toby rozmy
Ļ
lał. Przypomniał sobie ojca przyjaciela, który bez przerwy do czego
Ļ
zmuszał
jedynaka albo na niego grzmiał. Jedyn
Ģ
obron
ħ
Veryana stanowił cichy bunt. Zdarzało si
ħ
,
Ň
e mimo
potrz
Ģ
sania, bicia i kopania milczał jak zakl
ħ
ty. Tym t
ħ
pym uporem
Ļ
ci
Ģ
gał na siebie nast
ħ
pne razy. A
jednak si
ħ
nie poddawał. Nic dziwnego,
Ň
e biedak wybrał sobie niemal klasztorn
Ģ
egzystencj
ħ
, pomy
Ļ
lał
Toby.
- Chyba masz racj
ħ
- przyznał beztrosko. - Sir Walter jest barbarzy
ı
c
Ģ
. Je
Ļ
li ta panna Selwood napyta sobie
biedy, to trudno. Dlaczego miałby
Ļ
spełnia
ę
jej
Ň
yczenia?
Veryanowi poja
Ļ
niała twarz. Nagle u
Ļ
miechn
Ģ
ł si
ħ
całkiem nieoczekiwanie szelmowskim u
Ļ
mieszkiem;
cho
ę
wokół k
Ģ
cików oczu pojawiły si
ħ
przy tym zmarszczki, wygl
Ģ
dał młodziej.
- Czy wyobra
Ň
asz sobie,
Ň
e twoja nagła zmiana kursu mnie zwiedzie? Uwa
Ň
asz,
Ň
e powinienem tam
jecha
ę
, prawda? Toby roze
Ļ
miał si
ħ
i rozło
Ň
ył r
ħ
ce.
- Nic si
ħ
przed tob
Ģ
nie ukryje. Ale nie powiem na ten temat ani słowa wi
ħ
cej.
- Id
Ņ
do diabła!
D
orothea w milczeniu obchodziła swoje królestwo na poddaszu i sprawdzała, jak wygl
Ģ
daj
Ģ
nasiona
pietruszki, które posiała przed kilkoma tygodniami. Tace zajmowały teraz długi stół wsparty na kozłach,
stoj
Ģ
cy pod wychodz
Ģ
cym na południe oknem. Ale nawet w Kornwalii, gdzie klimat był łagodny, nasiona
miały prawo jeszcze przez pewien czas pozosta
ę
w u
Ļ
pieniu.
Jej królestwo znajdowało si
ħ
w budynku otaczaj
Ģ
cym dawn
Ģ
furt
ħ
klasztorn
Ģ
, jednym z niewielu
pozostałych z czasów sprzed kasaty zakonu, która miała miejsce, gdy przodek sir Waltera z epoki Tudorów
poło
Ň
ył r
ħ
k
ħ
na maj
Ģ
tku. Wcze
Ļ
niej „po
Ň
yczył” pieni
Ģ
dze królowi Henrykowi, doskonale wiedz
Ģ
c,
Ň
e nigdy
wi
ħ
cej ich nie zobaczy. Naturalnym biegiem rzeczy został jednak wynagrodzony tym niewielkim maj
Ģ
tkiem
i r
ħ
k
Ģ
dziedziczki, która - według wiedzy Dorothei - niewiele miała w tej sprawie do powiedzenia.
Budynek przy furcie przej
ħ
ła lady Amicia, która - podobnie jak teraz Dorothea - suszyła tu zioła. Dorothea
dobrze wiedziała, dlaczego lady Amicia polubiła poddasze kamiennej trzynastowiecznej budowli. Jego du
Ň
e
okna wpuszczały mnóstwo
Ļ
wiatła.
ĺ
ciany były pobielone, a belki stropu ozdobiono kiedy
Ļ
wzorami z
zielonych listków i czerwonych kwiatków, po których pozostały jeszcze
Ļ
lady. W belkach tkwiły haczyki do
rozwieszania ziół. Pomieszczenie wypełniał dyskretny, nieco dra
Ň
ni
Ģ
cy nozdrza, lecz przyjemny zapach.
Dookoła wzdłu
Ň
Ļ
cian ci
Ģ
gn
ħ
ły si
ħ
d
ħ
bowe półki, na których stały słoiczki z nasionami i suszonymi
ziołami, własno
Ļę
Dorothei. W garnuszkach i flakonikach przechowywała napary i ma
Ļ
ci, jako
Ň
e
pomieszczenie pełniło funkcje u
Ň
ytkowe, a zapotrzebowanie na smarowidła i inne leki Dorothei było du
Ň
e.
Pod północn
Ģ
Ļ
cian
Ģ
, od strony głównego budynku, stała marmurowa półka, a na niej waga z mosi
ħŇ
nymi
szalkami,
Ň
elazne odwa
Ň
niki, tłuczki oraz mo
Ņ
dzierze ró
Ň
nych wielko
Ļ
ci i deseczki do krojenia; był te
Ň
kamienny zlew, a pod nim kubeł.
Dorothea pracowała machinalnie, my
Ļ
l
Ģ
c jednocze
Ļ
nie o ziołach i o nieznajomym kuzynie. Wiedziała,
Ň
e
ich pokrewie
ı
stwo jest bardzo dalekie. Selwoodowie nie miewali wielu potomków, w ka
Ň
dym razie nie w
zalegalizowanych zwi
Ģ
zkach. Sir Walter był jedynym dzieckiem swoich rodziców, które prze
Ň
yło, a jego
ojciec miał tylko jednego brata. Naturalnie, to wcale nie powstrzymało ich przed harcami z niewie
Ļ
ci
Ģ
cz
ħĻ
ci
Ģ
miejscowej ludno
Ļ
ci. Dziadek Dorothei egzekwował nawet co
Ļ
w rodzaju prawa pierwszej nocy
nale
Ň
nego seniorowi. Nic dziwnego,
Ň
e wielu okolicznych chłopów miało czarne oczy i orle nosy
Selwoodów.
Jej dłonie skrz
ħ
tnie pracowały i przenosiły nasiona z tac do płaskich skrzynek z ziemi
Ģ
. Jakim człowiekiem
oka
Ň
e si
ħ
wielebny Veryan Selwood? Dorothea wyobraziła sobie starego człowieka w spodniach do konnej
jazdy, kamaszach oraz kapeluszu z szerokim rondem, typowym dla duchownego. Tylko co wielebny zrobi z
Fanny i jej dzie
ę
mi? Czy b
ħ
dzie widział potrzeb
ħ
zapewnienia Horace’owi wykształcenia, zwa
Ň
ywszy na
jego status dziecka z nieprawego ło
Ň
a? I co z Sylwi
Ģ
? Czy b
ħ
dzie musiała w swoim czasie zosta
ę
guwernantk
Ģ
jak jej matka, pracowa
ę
od
Ļ
witu do nocy za mam
ħ
trzydzie
Ļ
ci funtów rocznie i tak jak matka
ulec nieuczciwym zakusom pana domu?
Ojciec powinien był wypełni
ę
swoje zobowi
Ģ
zania, pomy
Ļ
lała Dorothea w nagłym przypływie gniewu.
5
Plik z chomika:
cymmes
Inne pliki z tego folderu:
Hawksley Elizabeth - Guwernantka.doc
(815 KB)
Hawksley Elizabeth - Brzydula.pdf
(917 KB)
Hawksley Elizabeth - Guwernantka.pdf
(896 KB)
Hawksley Elizabeth - Koligacje.pdf
(978 KB)
Hawksley Elizabeth - Komedianci.pdf
(1952 KB)
Inne foldery tego chomika:
Becnel Rexanne
Binder Pam
Blake Jennifer
Cabot Patricia
Coffman Elaine
Zgłoś jeśli
naruszono regulamin