Camp Candace - Jak grom z jasnego nieba.pdf

(1071 KB) Pobierz
Prolog
Londyn 1871
Charity zaplanowała szczegółowo swoją eskapadę.
Najważniejsze, żeby nikt nie zauważył jej wyjścia z domu, nawet służba ani jej siostra Serena, ponieważ
mogliby zawiadomić rodziców. Uważaliby, oczywiście, że robią to dla jej dobra – dobrze wychowana młoda
dama nie powinna spacerować bez przyzwoitki po ulicach Londynu, jeśli nie chce narazić się na utratę reputacji.
Nikt, nawet jej dobrotliwy, kochający ojciec, nie usprawiedliwiłby takiego zachowania. Nie przyjęliby do
wiadomości jej tłumaczeń, że skoro upewniła się, iż nikt z wytwornego towarzystwa jej nie widział, nie mogła
zaszkodzić swej reputacji. Co gorsze, próbowaliby wyciągnąć z niej za wszelką cenę, dlaczego opuściła rankiem
dom ciotki Ermintrudy, nie biorąc z sobą nawet pokojówki.
A tego właśnie nie mogła zdradzić, ponieważ, o ile spacerowanie bez przyzwoitki spokojnymi,
eleganckimi ulicami Mayfair było naganne, to jej zamiary graniczyły wręcz ze skandalem towarzyskim.
Po długim namyśle Charity zdecydowała że najlepiej będzie, jeśli wymknie się z domu zaraz po
śniadaniu. Matka i siostry z pewnością wciąż jeszcze będą spały, ponieważ z powodu ciągłych przyjęć, na które
chodziły od czasu przyjazdu do Londynu w celu debiutu towarzyskiego Sereny i Elspeth, przystosowały się do
trybu życia w wielkim mieście – balowały do północy albo i później, a potem spały do południa. Nie zauważą
więc jej wyjścia – miała nadzieję, że zdąży wrócić, nim się obudzą. A ojciec, który wstawał wcześnie, podobnie
jak ona, wybierze się na swój codzienny spacer zaraz po śniadaniu. Nikt ze służących, zajętych swoimi
obowiązkami, nie będzie się zastanawiał, gdzie ona się podziewa, jeśli tylko nie zauważą, że wymyka się sama
za drzwi.
Gdy więc zjadła śniadanie, a ojciec wyszedł na spacer, przekradła się ostrożnie na dół, z czepkiem w
ręku i rozejrzawszy się dokoła, by upewnić się, że nie ma w pobliżu nikogo ze służby, czmychnęła przez
frontowe drzwi. Wcisnęła czepek na głowę i zbiegła lekko po schodkach na ulicę, rozglądając się znów, czy nikt
jej nie śledzi. Przywołała dwukołową dorożkę i po kilku minutach znalazła się przed rezydencją Dure'a,
wysokim, imponującym budynkiem w stylu georgiańskim.
Zapłaciła dorożkarzowi i weszła po schodkach, prowadzących do frontowych drzwi, jak gdyby robiła to
codziennie. Zdawała sobie sprawę, że jeśli człowiek czuje się niepewnie, powinien postępować tak, żeby
sprawiał wrażenie osoby wiedzącej dokładnie, czego chce. Podniosła błyszczący mosiężny pierścień w pysku
lwa, który służył za kołatkę, i opuściła go w dół z głośnym stukiem.
Drzwi otworzył wysoki, chudy jak szkielet służący. Miał tak wyniosłą minę, że Charity pomyślała, iż
musi być z pewnością kamerdynerem. Jego spojrzenie stało się jeszcze bardziej wyniosłe, gdy zobaczył Charity,
stojącą w progu samą, w niemodnej sukience.
– Słucham? – spytał, unosząc brwi z miną, która nie pozostawiała wątpliwości co do jego opinii na
temat wychowania Charity oraz celu jej wizyty w progach hrabiego Dure'a.
Charity uniosła brodę do góry i odwzajemniła mu się równie chłodnym spojrzeniem. Nie na darmo
wśród jej przodków znajdowali się hrabiowie i książęta. Nie zamierzała pozwolić służącemu, żeby mierzył ją
wzrokiem.
– Jestem hrabianka Charity Emerson – powiedziała, naśladując udatnie arystokratyczny ton matki. –
Przyszłam zobaczyć się z lordem Dure. Może zechcecie mnie zaanonsować?
Zobaczyła, że mężczyzna się zawahał, wiedziała, że walczy z pragnieniem, by ją natychmiast wyrzucić.
Była jednak, pewna, że nazwisko Emerson jest mu znane i nie chce brać na siebie odpowiedzialności za
odprawienie jej.
Cofnął się wreszcie niechętnie, wpuszczając ją i powiedział:
– Jeśli zechce panienka uprzejmie zaczekać, sprawdzę, czy jego lordowska mość jest w domu.
Charity orientowała się, że jest to eufemizm, którym kamerdyner posłużył się, by nie powiedzieć, że
idzie po prostu zapytać lorda Dure'a, czy ten zechce zobaczyć się z bezczelną dzierlatką, która zjawiła się w jego
progach bez zapowiedzi i bez opieki. Charity rozejrzała się po obszernym holu, wyłożonym białym marmurem,
skąd prowadziły na górę eleganckie szerokie schody rozgałęziające się na półpiętrze.
Właśnie po tych schodach wszedł miarowym krokiem szef służby, by po kilku minutach wrócić i,
skłoniwszy się lekko, oznajmić: – Jeśli panienka zechce udać się za mną...
829532042.002.png
Pod Charity dosłownie ugięły się kolana. Nie uświadamiała sobie do tej chwili, w jakim napięciu
czekała na decyzję hrabiego, bojąc się, że jej nie przyjmie i że cała eskapada pójdzie na marne. Chwytając z
trudem oddech, posłusznie weszła za kamerdynerem po schodach, a następnie do wygodnego gabinetu,
– Hrabianka Charity Emerson – zaanonsował ją, po czym wyszedł, zostawiając Charity samą twarzą w
twarz z Simonem Westportem, hrabią Durę.
Siedzący przy biurku hrabia wstał na jej widok. Pomyślała, że jest niebezpiecznym mężczyzną.
Wszyscy zresztą zgodnie tak twierdzili. Nazywali go Diabłem Durę. Patrząc na niego teraz, potrafiła
zrozumieć zasłyszane wcześniej plotki. Był postawny, chłodny, groźny. Imponujący i onieśmielający od czubka
lwiej grzywy aż po twarde napięte mięśnie ramion, klatki piersiowej i ud, których nie maskował nawet
doskonały krój ubrania. Gładko ogolona twarz nie zdradzała żadnych uczuć. Regularne, surowe rysy sprawiały
wrażenie, jak gdyby były wykute w granicie. Oczy miał osobliwego ciemnego koloru, coś pośredniego między
zielenią głębokiego, mszystego jeziora a szarością łupka. Przeszywały ją teraz lodowatym, ostrym spojrzeniem,
pod którym czuła się jak motyl przyszpilony do ściany, trzepocący bezradnie skrzydełkami.
Charity zaschło w ustach. Może przyjście tutaj było jednak zbytnim ryzykiem?
– Słucham, panno Emerson – powiedział hrabia, przyglądając się jej chłodnym wzrokiem. – Czym
mogę pani służyć?
Charity skrzyżowała ramiona. Nigdy w życiu przed niczym nie uciekała i nie zamierzała robić tego
teraz. Poza tym stawką w tej grze było szczęście jej siostry.
– Przyszłam poprosić – powiedziała prosto z mostu – żeby ożenił się pan ze mną.
Rozdział 1
Nastąpiła chwila pełnego konsternacji milczenia. Hrabia Durę wpatrywał się w Charity zdumionym
wzrokiem.
Zdziwił się już wcześniej, gdy jego kamerdyner, Chaney, przyszedł z wiadomością, że na dole czeka
Charity Emerson. Wiedział, że Charity jest siostrą Sereny, choć nigdy dotąd jej nie spotkał. Był nieco
zaintrygowany, ponieważ nie bardzo potrafił sobie wyobrazić, co mogło ją sprowadzić w progi jego domu.
Mimo że od kilku tygodni krążyły pogłoski, iż zamierza oświadczyć się Serenie, nie był jeszcze w żaden sposób
związany z Emersonami, a wizyta młodej kobiety w domu nie spokrewnionego z nią mężczyzny groziła jej
katastrofą towarzyską.
Gdy Charity weszła do gabinetu, przeżył kolejne zaskoczenie – oto spodziewał się zobaczyć podlotka w
wieku szkolnym, a nie najwyraźniej dorosłą kobietę w rozkwicie młodzieńczej urody. Stało się dla niego
całkiem jasne, czemu zostawiono Charity z młodszymi siostrami, zamiast wprowadzić ją w świat wraz z Sereną i
Elspeth. Jej doskonała figura i olśniewająca uroda usunęłyby obie siostry w cień. Gdy się jej przyglądał, poczuł
natychmiastową reakcję swego ciała.
Jej słowa odebrały mu na chwilę mowę. Wreszcie odkaszlnął i spytał:
– Słucham?
Charity spłonęła rumieńcem, zdając sobie sprawę, jak bezceremonialnie zabrzmiały jej słowa.
– To znaczy, chciałam powiedzieć... Zdaje się, że poszukuje pan żony?
Hrabia uniósł brwi. Jeśli nawet był zaskoczony, to zachował absolutnie kamienną twarz.
– Wątpię, żeby to była pani sprawa, panno Emerson, ale, owszem, zamierzam się wkrótce ożenić.
Ponieważ zmarł mój dziadek, moim obowiązkiem jest spłodzenie dziedzica majątku.
– Właśnie dlatego tu jestem.
– Innymi słowy, proponuje pani swoją kandydaturę?
Charity zaczerwieniła się jak piwonia. Od początku do końca powiedziała nie to, co chciała. Jej
zamiarem było rzeczowe, spokojne przedstawienie całej sprawy, ale, jak często jej się zdarzało, słowa zdawały
się same płynąć z jej ust.
– Ja nie... – Już miała na końcu języka jakąś ciętą ripostę, powstrzymała się jednak. – No cóż, w
pewnym sensie... ale nie tak, jak pan to insynuuje.
829532042.003.png
– Doprawdy? – W ciemnych oczach rozbłysły iskierki rozbawienia. – Czy mógłbym wobec tego poznać
pani ofertę? – spytał znacząco.
W jego głosie zabrzmiały tajemnicze nuty, które sprawiły, że Charity poczuła, jak przechodzą ją ciarki.
Wiedziała, że powinna się obrazić, ale tembr jego głosu sprawił, że nogi zrobiły jej się miękkie jak z waty i nie
mogła nawet odczuwać oburzenia.
Wyprostowała się, przypominając sobie, jaki jest cel jej wizyty. – Wszyscy mówią, że zamierza pan
ożenić się z moją siostrą. Nawet tatuś mówił wczoraj mamie, że prawdopodobnie wkrótce się pan zdeklaruje.
– Doprawdy? – Kąciki warg hrabiego zadrgały.
– Tak. Gdy to usłyszałam, zrozumiałam, że muszę natychmiast przystąpić do działania.
– Zaiste? Do jakiego, na przykład?
– Postanowiłam poprosić pana, żeby zamiast z Sereną ożenił się pan ze mną.
– Próbuje pani wejść w paradę siostrze?
– Ależ nie! – przeraziła się Charity. – Skądże! Sprawa wygląda zupełnie inaczej. Nie wolno panu
myśleć, że uczyniłabym cokolwiek, co mogłoby zranić Serenę. Wręcz przeciwnie. Wybawiam ją z opresji.
– Z opresji? To znaczy, małżeństwa ze mną? Hrabia zmarszczył brwi. – Nie miałem pojęcia, że to taki
dopust boży. Prawdę mówiąc, wydawało mi się, że panna Serena wydaje się absolutnie... ach, dajmy temu
spokój.
– Ależ ma pan rację – zapewniła go z powagą Charity. – Serena zdaje sobie sprawę, że poślubienie pana
jest jej obowiązkiem, a ona zawsze wypełnia swoje obowiązki wobec rodziny. Z pewnością wyjdzie za pana,
jeśli ktoś nie uczyni czegoś, by ją powstrzymać, i będzie nieszczęśliwa do końca życia!
Nastąpiła chwila milczenia, po czym hrabia Durę rzekł z zadumą:
– Nie uświadamiałem sobie, jakim będę fatalnym mężem.
Charity zaczerwieniła się jak piwonia, dotarło bowiem do niej, jak nietaktowne były jej słowa.
– Bardzo... bardzo przepraszam, nie chciałam wcale powiedzieć, że małżeństwo z panem może kogoś
unieszczęśliwić... naprawdę, przecież gdyby tak było, nie zaproponowałabym swojej kandydatury na jej miejsce.
Obawiam się, że nie jestem aż tak bezinteresowną osobą. Skrzywiła się lekko, jak gdyby zastanawiała się nad tą
swoją wadą. – Bez wątpienia Serena zrobiłaby to samo dla mnie, ale ona i tak jest zdecydowanie
wartościowszym człowiekiem.
– Uznałem, że wykracza ponad przeciętność – przyznał Simon z iskierkami rozbawienia w oczach, co
zaskakująco zmieniło wyraz jego twarzy. – Dlatego właśnie zamierzałem jej się oświadczyć.
– Ale nie jest pan w niej zakochany, prawda? – spytała z niepokojem Charity. – Serena uważa, że tak
nie jest. Wymieniali z papciem uwagi, że nie chodzi panu o miłość małżeńską. To prawda, czyż nie?
– Owszem, to prawda, że chodzi mi raczej o rozsądny układ. Raz w życiu byłem zakochany i nie mam
zamiaru wkopać się jeszcze raz. Obawiam się jednak, że wciąż nie rozumiem, czemu...
– No cóż, nie chodzi o to, że Serena boi się pana. Wcale nie... a jeśli, to najwyżej odrobinę.
– Kamień spadł mi z serca.
Charity spojrzała na niego i widząc figlarne błyski w jego oczach, uśmiechnęła się z ulgą.
– Przepraszam okropnie wszystko gmatwam, prawda? Problem polega na tym, że Serena kocha innego
mężczyznę. Potrafi pan z pewnością zrozumieć, że nie ma ochoty wyjść za pana, skoro oddała serce innemu?
– Pani siostra nigdy mi o tym nie wspominała – zmarszczył brwi Durę. – Wydawała się przyjmować z
zadowoleniem moje awanse.
– Bo to nie w jej stylu. Jest bardzo posłuszną córką, a mama i papa bardzo pragną tego małżeństwa.
Widzi pan, mają pięć córek. Jeśli nawet jedna z nich zawrze świetne małżeństwo, to może się to okazać nader
korzystne dla reszty. Gdy Serena poślubi pana, będzie mogła wprowadzić w świat młodsze siostry.
Simon jęknął cicho na samą myśl o sznureczku młodych dziewcząt w jego domu, a Charity pokiwała ze
współczuciem głową.
829532042.004.png
– Ma pan rację. Nie spodoba się to panu. Zwłaszcza Belinda jest rozpaskudzoną smarkulą. Serena
uważa jednak, że musi wyjść za pana dla dobra naszej rodziny, mimo że łamie jej to serce. Widzi pan, ona kocha
pastora z naszych rodzinnych stron, Siddley–on–the–Marsh. Wielebnego Anthony'ego Woodsona. Jest on bardzo
wartościowym człowiekiem, ale, oczywiście, nie posiada majątku. Serenie to nie przeszkadza. Chce po prostu
wyjść za niego, być szczęśliwa i robić wiele dobrego. Byłaby wspaniałą pastorową, ponieważ jest bardzo dobra i
miła i chce pomagać ludziom. Naprawdę nie ma nic przeciwko noszeniu starych sukien i nie chodzeniu na bale.
Charity zmarszczyła nos, jak gdyby zastanawiała się nad tym dziwactwem siostry.
– Nie miałem o tym pojęcia – rzekł poważnie Durę. – Zapewniam panią, że nie ożenię się z pani siostrą,
skoro kocha innego mężczyznę. Nie miałem nigdy zamiaru zmuszać jej do małżeństwa.
– Oczywiście. Byłam pewna, że o niczym pan nie wie... bo niby skąd? Serena nigdy nie powiedziałaby
panu o tym, a mama i ojciec nie mają pojęcia, że jest zakochana w wielebnym Woodsonie. Nie zaaprobowaliby
tego, ponieważ on nie ma pieniędzy.
– Daję pani słowo, że siostra może spać spokojnie. – Zawahał się, najwyraźniej nie mając jeszcze
ochoty odprawić swego gościa. – A teraz, panno Emerson, skoro wypełniła pani swoją misję, musi pani wrócić
do domu. Obawiam się, że pani reputacja poniosłaby poważny uszczerbek, gdyby ktokolwiek dowiedział się o
pani bytności w mieszkaniu mężczyzny. A już zwłaszcza w moim – dodał zgodnie z prawdą.
– Wiem. Ciocia Ermintruda powiedziałaby, że jestem bezczelna. W każdym razie często to powtarza. A
mama mówiła, że ma pan niezbyt dobrą reputację. Początkowo wątpiła nawet, czy pańskie zamiary wobec
Sereny są uczciwe, ale papa uspokoił ją, że pan nigdy nie zadaje się z cnotliwymi kobietami, więc...
Simon wybuchnął śmiechem. Charity wydawała się lekko speszona.
– Przepraszam, znowu powiedziałam zbyt wiele. Nawet Serena twierdzi, że mówię prędzej niż myślę.
Mam nadzieję, że pana nie obraziłam.
– Ani trochę. Prawdę mówiąc, rozweseliła pani bardzo i rozjaśniła mój poranek. Ale teraz musi pani już
iść. Każę Chaneyowi sprowadzić dla pani dorożkę. Obawiam się, że podróż moim powozem wzbudziłaby zbyt
wiele zainteresowania.
– Chwileczkę! – Charity zerwała się na równe nogi. – Nie powiedział pan... chodzi mi o to, że nie może
pan tak po prostu nie ożenić się z Serena! Mama zamorduje mnie, jeśli dowie się, że wyperswadowałam panu
małżeństwo z Sereną i dostanie się pan komuś innemu, na przykład tej okropnej lady Amandzie!
– Mogę panią zapewnić, że nie mam najmniejszego zamiaru prosić o rękę lady Amandy Tifford.
– Jasne, że nie. Nie byłby pan takim głupcem, tego jestem pewna. Ale czy nie rozumie pan, że musi to
być jedna z nas... Och, nie przyszłabym tutaj, gdybym nie myślała, że zechce wziąć pan mnie zamiast Sereny!
Papa twierdzi, że małżeństwo Sereny z panem to dla nas sprawa życia i śmierci, inaczej skończymy w przytułku.
– Zamilkła, po czym dodała rozsądnie: – Nie wierzę, że można brać jego słowa absolutnie dosłownie, ale to
prawda, że znajdujemy się w trudnej sytuacji. Musiałam przenicować te rękawiczki, ten czepek również należał
kiedyś do Sereny, został tylko przerobiony. Poza tym papa zapowiedział nam, że żadna z nas nie dostanie w tym
roku nowych sukienek, ponieważ musi wyłożyć pieniądze na debiut towarzyski Sereny i Elspeth. Widzi pan,
rodzice pobrali się z miłości, a żadne z nich nie miało grosza przy duszy. Na szczęście ciocia Grimmedge
zapewniła mamie środki do życia, w przeciwnym razie nie wiem, co poczęlibyśmy przez te lata. Jednakże
mamie nie przeszłoby nigdy przez myśl, by „sprzedać” którąkolwiek z nas, nawet gdybyśmy mieli głodować.
Jest dumna, ponieważ jej kuzyn jest księciem. Ale pańska rodzina jest nienaganna nawet dla niej... no, może
poza tym skandalem w czasach króla Karola II, usprawiedliwia go jednak, mówi, że w tamtych czasach wszyscy
mieli na sumieniu skandale.
– Jestem pewien, że księżna Dowager będzie zachwycona, słysząc, że pani matka uważa hrabiego Durę
za odpowiednią partię.
– O Boże, czy obraziłam pana?
– Nie. Aczkolwiek nie uważam, żeby ta wymiana kandydatek na żonę była równie prosta jak, na
przykład, wymiana jednego konia na drugiego.
– Ależ jest! – zapewniła go poważnie Charity. – Pragnie pan przede wszystkim mieć spadkobiercę,
prawda? A ja mogę go panu zapewnić. Jestem całkiem dorosła i absolutnie zdrowa. – Podniosła lekko ręce,
zapraszając, by spojrzał na nią.
– Owszem – zgodził się, jego ciemne oczy rozbłysły przez chwilę. – Jest pani absolutnie zdrowa.
829532042.005.png
– No właśnie! I istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że będę rodziła zdrowe dzieci. Płynie we
mnie ta sama krew, co w Serenie. Jestem tak samo przyzwoita.
– Nie bardzo, skoro ma pani w zwyczaju odwiedzanie kawalerów w ich mieszkaniach – wytknął jej.
– Wcale nie mam takiego zwyczaju – odparła z oburzeniem Charity, jej błękitne oczy rzucały
błyskawice. – Przyszłam do pana powodowana rozpaczą, mówiłam już! Musiałam ratować moją siostrę.
– I gotowa jest pani... hm, zostać kozłem ofiarnym? Jej gniew trwał zaledwie chwilę i Charity
roześmiała się serdecznie na to porównanie.
– Cóż, tylko ja się do tego nadaję. Elspeth kompletnie odpada. Boi się pana jak ognia. Zresztą, nie
chciałby pan jej z pewnością. Sklamrzy przez cały czas i jest okropnie nudna. Belinda i Horatia są zbyt młode.
Na placu boju pozostałam zatem tylko ja. Poza tym, nie nazwałabym siebie ofiarą. W końcu jest pan hrabią,
bogatym i... – przechyliła głowę i przyjrzała mu się uważnie – ...raczej atrakcyjnym mężczyzną, jeśli komuś
podobają się tacy chmurni, nadąsani osobnicy.
A pani się podobają?
– Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobają – odrzekła poważnie, spuszczając oczy, jak przystało
skromnej panience, ale z tak figlarną miną, że Simon z trudem powstrzymał się od śmiechu.
– I nie boi się mnie pani?
– Nie, prawdę mówiąc, nie boję się niczego. Mama często mi wyrzuca, że niestety brakuje mi
wrażliwości.
Tym razem Simon wybuchnął głośnym śmiechem.
– Obawiam się, że jest pani kokietką i mądry mężczyzna powinien trzymać się od pani z daleka.
– To właśnie powtarza mi mój ojciec. – Zasznurowała prowokująco usta, zresztą zupełnie
nieświadomie, Simon zaś poczuł znowu, jak jego ciało reaguje na jej obecność.
– To bzdura – rzekł szorstko. – Nie zdaje sobie pani sprawy z tego, co pani robi.
– Nieprawda, prawie zawsze wiem, co robię. Dlatego tu przyszłam. – Zwróciła na niego szczere
spojrzenie błyszczących niebieskich oczu. I muszę pana ostrzec, że zwykle osiągam to, czego chcę.
Durę odwrócił się i odszedł, kręcąc głową, lecz jego postawa wyrażała niezdecydowanie.
– Rozumiem, że ma pan wątpliwości, ponieważ mnie pan nie zna – mówiła dalej wesoło Charity – ale
prawda jest taka, że będę dla pana znacznie lepszą żoną niż Serena. Spędza pan większość czasu w Londynie, a
Serena czułaby się tutaj fatalnie. Co gorsze, prawdopodobnie próbowałaby zmienić pańskie przyzwyczajenia.
– To rzeczywiście byłoby okropne – rzekł cicho Simon, wyglądając przez okno i bezskutecznie próbując
powstrzymać uśmiech, cisnący mu się na wargi.
– Ja natomiast lubię miasto – mówiła dalej Charity. Chętnie chodziłabym na przyjęcia, kolacje, do opery
i tak dalej. Szczerze mówiąc – przyznała – umieram z zazdrości, przyglądając się, jak Serena i Elspeth mają to
wszystko, skoro ani trocheje to nie bawi.
Umilkła, marszcząc brwi.
– Oczywiście, musiałabym również wprowadzić w świat Belindę i Horatię i starałabym się znaleźć
męża dla Elspeth. To byłby mój obowiązek. Ale – rozpromieniła się – ze mną poszłoby to znacznie łatwiej.
Ubrałabym je modnie i pozbyłabym się ich znacznie szybciej.
Simon wydał z siebie jakiś zduszony dźwięk, Charity popatrzyła na niego przez pokój.
– O co chodzi? Czy coś się stało?
– Nie. – Odwrócił się do niej, zaciskając wargi. Patrzył na nią przez chwilę, po czym pokręcił głową. –
Moje drogie dziecko, kusisz mnie, ale nic z tego nie wyjdzie.
Twarz Charity zmarszczyła się zabawnie, wyglądała na tak straszliwie zasmuconą, że przez chwilę
Simon miał wrażenie, że się rozpłacze.
– Och, nie! – jęknęła. – Wszystko zaprzepaściłam! Mama wścieknie się na mnie za to, że się wtrąciłam.
Doprawdy, nie przyszłabym tutaj, gdybym nie myślała, że będzie pan równie skłonny ożenić się ze mną, jak z
Serena. – Popatrzyła na niego żałośnie. – Czemu nie chce mnie pan za żonę, milordzie? Czy dlatego, że jestem
zbyt zuchwała? Owszem, wiem, że jestem bardzo bezpośrednia. Mama zawsze mi mówi, że powinnam
829532042.001.png
Zgłoś jeśli naruszono regulamin