10 - JEZUS W GESSUR I NOBAH.doc

(65 KB) Pobierz
JEZUS W GESSUR I NOBAH

JEZUS W GESSUR I NOBAH.
OBCHÓD ŚWIĘTA PURIM

Wyszedłszy z Rechob, poszedł Jezus w kierunku pólnocnozachodnim i po siedmiu godzinach przybył do Gessur; tu zatrzymał się u celników, mieszkających licznie przy gościńcu, wiodącym do Damaszku. Gessur jest to wielkie, piękne miasto; żydzi i poganie mieszkają w osobnych dzielnicach, lecz bardzo często obcują ze sobą i z tego powodu zostają żydzi tutejsi w pogardzie u innych. W mieście stoją załogą rzymscy żołnierze.


Wielu żydów i pogan stąd było na kazaniu na górze błogosławieństw. Niektórych tutejszych chorych uzdrowili niedawno Apostołowie podczas swej ostatniej tam bytności. Był tu i ów niewidomy, któremu Jezus przywrócił wzrok podczas nauki przed cudownym rozmnożeniem chleba. Mąż Marii Sufanitki jest stąd rodem, mieszka z nią jednak obecnie w Ainon.

Absalon bawił tu przez jakiś czas, uciekając przed Dawidem; matka bowiem jego, Maacha, była córką tutejszego króla, imieniem Tholmai. Apostoł Bartłomiej, będący obecnie przy Jezusie, pochodził także z tego domu królewskiego. Ojciec jego, używający przez dłuższy czas kąpieli betulijskich, przeniósł się w tym celu do

Kany i kupił potem posiadłość w dolinie Zabulon. Dlatego został Bartłomiej tutejszym ziomkiem. Tu w Gessur miał po matce bardzo starego już dziadka wujecznego, bogatego poganina, posiadającego obszerne włości. Starzec ten mieszkał w obszernym domu w środku miasta. Usłyszawszy o przybyciu Jezusa, kazał się zaprowadzić do Jego kwatery u celników. Jezus nauczał właśnie na tarasie, na którym opakowywano zwykle i opłacano przewożone towary. Starzec rozmawiał z Apostołami, a głównie z krewnym Bartłomiejem i przez nich zaprosił Jezusa do siebie na ucztę. Jezus tymczasem nauczał zebrany tłum mężczyzn i kobiet, pogan i żydów, potem zaś zasiadł z innymi do posiłku, zastawionego przez celników. Nauka Jezusa tak poskutkowała, że postanowili niesprawiedliwie nabyte mienie rozdać ubogim, co wielkie na wszystkich zrobiło wrażenie.

Gdy Jezus przybył w dzielnicę pogańską do wuja Bartłomieja, przyjęto Go wspaniale na sposób pogański, rozesłano Mu kobierce pod nogi i podano obfitą zakąskę, również na sposób pogański przyprawioną. Poganie tutejsi czcili wieloramienne bóstwo, mające na głowie korzec z kłosami. Wielu jednak skłaniało się ku żydom, a jeszcze więcej ku nauce Chrystusowej. Jan i Apostołowie już wielu z nich w Kafarnaum ochrzcili. Celnicy rozdzielali przeważną część swego mienia ubogim. Na placu, gdzie Jezus nauczał, usypali wielkie kupy zboża i rozdawali je; również pola swe i ogrody rozdzielali między ubogich najemników i niewolników, nagradzając w ten sposób popełnione im krzywdy.

Na szabat przybyło tu kilku obcych Faryzeuszów, i gdy Jezus znowu przed cłem nauczał żydów i pogan, zarzucali Mu, że mieszka u celników i że obcuje z nimi i z poganami. Wuj Bartłomieja wraz z 16 innymi starcami przyjął chrzest w ogrodzie kąpielowym. Woda dopływała do ogrodu wysoko położonym kanałem, do którego pompowano wodę ze studni miejskiej. Chrztu udzielał Judasz Barsabas. Ogród był ślicznie przystrojony i wszystko odbyło się z wielką uroczystością. Wuj Bartłomieja ofiarował hojne jałmużny dla ubogich.

Pod koniec szabatu nauczał Jezus w synagodze, poczym z wszystkimi koło cła się pożegnawszy, rozdał ubogim jałmużny i odprowadzony przez wielu, poszedł do wsi rybackiej, oddalonej stąd o pięć godzin drogi. Wieś ta położona jest nad jeziorem górskim Fiala, oddalonym o trzy godziny drogi na wschód od Panei. Przybył tam już późno i zatrzymał się na noc u nauczyciela mieszkającego obok szkoły. Wieś zamieszkana była przeważnie przez żydów.

Jezioro Fiala, liczące zaledwie godzinę drogi w obwodzie, ma brzegi łagodnie pochyłe, a czyściutka woda płynie wolno ku górze i tam znika w szczelinach. Na wodzie kołyszą się łódki. W koło jeziora rozrzucone są żydowskie wioski rybackie, a w każdej jest szkoła. Nad brzegami rozciągają się uprawne pola i piękne łąki, a na nich pasą się osły, wielbłądy i bydło. Gdzieniegdzie widać gaiki kasztanowe. Jezus nauczał w każdej, szkole, a potem, w towarzystwie Apostołów i tutejszych mieszkańców, zwiedzał mieszkania pasterzy.

Wyszedłszy stąd z Janem, Bartłomiejem i jednym uczniem, przybył Jezus po trzygodzinnej podróży ku południowi do Nobah, jednego z miast Dekapolis. Miasto składało się z dwóch dzielnic o różnej nazwie; w jednej mieszkali żydzi, w drugiej poganie. Podobnie jak wszystkie okoliczne miasta, tak i Nobah zbudowane jest z czarnego, błyszczącego kamienia. Jezus nauczał w samym mieście i w okolicznych osadach, mając przy Sobie Jana i Bartłomieja; inni Apostołowie i uczniowie rozeszli się po okolicy. Przygotowanych do chrztu przez Jezusa, chrzcił Bartłomiej. Woda tu była wszędzie mętna, błotnista, więc oczyszczano ją do chrztu w wielkich kamiennych cysternach, oczyszczoną zaś spuszczano do innych zbiorników i przykrywano; do tego wlewali Apostołowie wody z sobą przyniesionej; a Jezus błogosławił. Przyjmujący chrzest klękali w koło naczynia i pochylali nad nim głowy.

Poganie w Nobah przyjęli Jezusa bardzo uroczyście. Wyszli Mu naprzeciw, trzymając w rękach zielone, kwitnące gałązki, a pod nogi słali poprzez ulicę wojłoki i pasma sukna; co Jezus raz przeszedł po nich, zabiegali Mu znowu drogę i od nowa kładli je na ziemi. Przed dzielnicą żydowską przyjęli Go rabini z sekty Faryzeuszów. Był właśnie dziś szabat święta Purim, więc Jezus poszedł prosto do synagogi i nauczał. Potem odbyła się uczta w domu godowym, gdzie znowu Faryzeusze z Nim dyskutowali i wytykali Mu, że uczniowie jedzą owoce po drogach i wyłuskują kłosy.

Nawiązując do tego, opowiedział im Jezus przypowieść o robotnikach w winnicy, o bogaczu marnotrawcy i synagogi. W ostatnim czasie nauczał Jezus często o modlitwie, tak podczas wędrówek jak i w szkołach. Znalazło się jednak kilku uczniów, którzy nie byli ani razu na nauce o modlitwie Pańskiej, i ci prosili teraz Jezusa, by i ich nauczył modlić się, tak, jak innych. Jeszcze raz więc objaśnił im Jezus „Ojczenasz," ostrzegając ich przed obłudną modlitwą.

Z Regaba, położonego bardzo wysoko, śliczny jest widok na jezioro i poza Genezaret aż do Taboru. Wyżej nad miastem stoi na skale czworoboczny budynek o ścianach grubych, potężnych, jakby ze skały wykutych. Wewnątrz są sklepione izby, zajęte przez żołnierzy. Jest to twierdza, a płaski jej dach obrosły jest drzewami. Stąd do jeziora na południowy zachód jest prawie pięć godzin drogi, do góry błogosławieństw na zachód trzy do czterech godzin, około pięć godzin do Betsaidy — Julias, a do miejsca, gdzie Jezus wpędził diabłów w wieprze, sześć do siedem godzin drogi. Do Cezarei Filipowej, jest może pięć godzin drogi. Tam to prowadzi stąd przez wysoką górę droga dla karawan.

W tych dniach wspominał Jezus często o ciężkiej, uciążliwej przyszłości, o czekających Go prześladowaniach, a nawet dybaniu na życie Jego. Raz nawet powiedział, że zbliża się Jego pojmanie. O chlebie żywota, o pożywaniu Jego ciała i piciu Jego krwi nie wspominał więcej publicznie, od czasu ostatniego rokoszu w Kafarnaum. Naukę tę wypowiedział wtenczas głównie dlatego, by wypróbować uczniów, i odłączyć złych, aby ich niepotrzebnie nie wodzić za Sobą.

Górzysta okolica Regaby jest piękną, ale nieco dziką; na północny wschód wzgórza są nagie, skaliste. Szlachetne owoce nie udają się jak w Genezaret, za to zboże rodzi się obficie, a w górach są wyborne pastwiska. Pasą się tu liczne trzody osłów i krów o rosochatych rogach, a pyskach czarnych, zadartych w górę; inne znów trzymają głowy w dół, rogi podane naprzód, niektóre miały rogi ułamane Są też wielkie trzody wielbłądów; wielbłądy śpią nieraz stojąco, oparłszy się o drzewo lub skałę. Gdzieniegdzie rosną drzewa, podobne do buków, a w cieniu ich wypasają się liczne trzody świń. — Brak tu wielki wody. By temu choć w części zaradzić, urządzone są cysterny, w których zbiera się woda deszczowa, a gdy tej zabraknie, noszą z dołu wodę w worach. Nie widziałam nigdy, by żydzi, lub poganie wędzili mięso; tylko ryby suszą na słońcu i zasalają je.

Wyszedłszy z Regaby, przybył Jezus około południa do Cezarei Filipa. Droga ciągnie się wciąż górą, a w wielu miejscach jest karkołomna. Cezarea ma bardzo piękne położenie między pięciu wzgórkami; z jednej strony jest widok na góry, w koło rozciągają się ogrody i aleje, a jako w mieście pogańskim, wznoszą się co krok kolumny i łuki. Pałaców jest coś siedem, świątyń też spora liczba. Poganie mieszkają oddzielnie od żydów. Przed miastem nieco niżej, znajduje się wielki staw, a w środku domek, dający się obracać. Z tego to domku wypływa woda do stawu, a stąd do Jordanu. W dzielnicy pogańskiej jest bardzo głęboka studnia, a nad nią piękny budynek. Zdaje się, że źródła tej studni, bijące pod górą, biorą początek z jeziora Fiala. Przed miastem były również jakieś łuki i sklepienia, którędy jakby piwnicą płynęła woda.

Przyjęto tu Jezusa dobrze, gdyż się Go spodziewano, bo karawana mieszkańców o Jego przybyciu powiadomiła. Krewni uzdrowionej niewiasty, cierpiącej na krwotok, wyszli naprzeciw aż do stawu. Jezus zatrzymał się niedaleko synagogi w gospodzie, należącej do Faryzeuszów. Wkrótce zeszli się słuchacze i chorzy. Niektórych uzdrowili Apostołowie. Oprócz życzliwych mieszkają tu i nieprzyjaźni Jezusowi Faryzeusze, którzy należeli do komisji w Kafarnaum.

Jezus udał się wkrótce na wzgórek przed miastem, nauczał i uzdrawiał. Przyprowadzano różnych chorych ze wszystkich stron, i ci wołali nieraz: „Panie, rozkaż jednemu z Twych uczniów, by nam dopomógł!" Faryzeusze tymczasem dogryzali Mu, że obcuje tylko z motłochem, a nie wdaje się z uczonymi. Uczniowie rozdawali ubogim jałmużny, pokarm i odzież, a środków do tego dostarczyła zamieszkała tu Enue, owa chora na krwotok niewiasta i jej wuj, poganin jeszcze.

Trzej Apostołowie i uczniowie, wysłani przez Jezusa z Ornitopolis do Tyru, Chabul i Aser, zeszli się tu znowu, bo tak im polecił był Jezus. Umyto im nogi, poczym zaraz wzięli się do rozdzielania żywności, jałmużn i do uzdrawiania. Spotkanie ich po dłuższym niewidzeniu było zwykle bardzo wzruszającym; podawano sobie ręce i brano się w objęcia.

Następnie udał się Jezus z wszystkimi Apostołami i uczniami w liczbie około sześćdziesięciu do domu wuja Enui. Przyjęto Go uroczyście, według pogańskiego zwyczaju. Wszyscy mieli wieńce na głowach i gałązki w rękach; pod nogi słano Mu kobierce. Naprzeciw wyszedł wuj Enui wraz z nią i jej córką; niewiasty upadły przed Jezusem na twarz.

Jezus przybył do Cezarei po części na prośby tego starca; chciał on się bowiem dać ochrzcić wraz z wielu innymi, ale miał skrupuły co do obrzezania. Teraz więc radził się o to Jezusa na osobności, bo Jezus nigdy publicznie o tym nie mówił. W takich razach nie nakazywał obrzezania, ale też i nie mówił wyraźnie, że ma się je zaniechać. Jeśli kiedy starcy pogańscy, przyjąwszy chrzest, wypowiadali Mu swe troski pod tym względem, Jezus pocieszał ich, że, jeśli nie chcą być żydami, mogą zostać, jak są, tylko mają wierzyć i działać to, co nauka Jego poleca. Tacy więc nie wykonywali potem ani żydowskich, ani pogańskich praktyk, modlili się tylko, dawali jałmużny, i tak byli chrześcijanami, nie przeszedłszy przez judaizm. I wobec Apostołów nie rozwodził się Jezus nad tym, aby ich nie rozgoryczyć. Nie przypominam też sobie, żeby Faryzeusze, tak wszystko szpiegujący, obwiniali Jezusa o to, nawet podczas męki.

Na środku podwórza wewnętrznego, pięknie wybrukowanego, wśród drzew i wieńców z kwiatów, stał namiot z białej tkaniny z otworem u góry, w którym wisiał wieniec. Tu odbywała się ceremonia chrztu. Jezus miał przedtem naukę, rozmawiał na osobności z tymi, co chcieli się ochrzcić, oni zaś składali przed Nim wyznanie wiary, wyjawiali Mu skrytości swego serca i dzieje życia. Jezus odpuszczał im grzechy, poczym Saturnin chrzcił ich wodą z misy, pobłogosławioną przez Jezusa. Następnie odbyła się wielka uczta, w której wzięli udział wszyscy uczniowie i przyjaciele domu. Uczta urządzona była na sposób pogański; stół był wyższy jak u żydów, biesiadnicy spoczywali na długich, wysłanych poduszkami krzesłach, mając nogi zwrócone na zewnątrz, ręką wspierali się na miękkiej poręczy. Stół był żłobkowany. Przed każdym z biesiadników stała miseczka, na środku zaś stołu wielkie półmiski z potrawami.

Uzdrowiona Enue, nie do poznania zmieniona — tak zdrowo i doskonale wygląda teraz — siedziała wraz z 21 letnią córką obok wuja przy stole. Podczas uczty wyszły obie ze sali. Po chwili jednak powróciły; matka pozostała nieco w tyle, córka zaś, przybrana w piękną zasłonę, stanęła za Jezusem, trzymając w ręku mały biały dzbanuszek wonnego olejku; zawartość dzbanuszka wylała Jezusowi na głowę, przesunęła obiema rękoma po głowie w prawo i w lewo, potem zgarnąwszy włosy poza uszy, ujęła je w rękę, a ująwszy koniec zasłony, otarła lekko głowę i zaraz odeszła. Przy uczcie nie zapomniano i o ubogich; przed domem rozdzielano im w obfitości wszelkie potrawy.

Wuj Enui nie mieszkał pierwotnie w tym domu, tylko w jakimś innym; do tego zaś domu usunął się z Enue, by nie mieć styczności z poganami i ich bałwochwalstwem, nie stał on jednak w dzielnicy żydowskiej. Enue była córką brata jego, czy też siostry, a wdawszy się z żydami, jednego z nich poślubiła; mąż jej obecnie już nie żyje. Majątek cały dostała w spadku po rodzicach pogańskich. Zaraz przy zaczęciu nowego gospodarstwa, odłożyli byli wiele zboża, sukien i tkanin dla ubogich.

Cezarea Filipa leży o 4 godziny drogi na wschód od Leszem albo Lais, gdzie swego czasu Syrofenicjanka przybyła do Jezusa; są to więc dwa oddzielne miasta. W czasie bytności Jezusa w Cezarei obchodzili właśnie poganie przy studni miejskiej święto na cześć dobroczynnego działania wody. Kadzono na trójnogach przed posągiem bożka, otoczonego orszakiem dziewic, zdobnych w wieńce. Bożek sam wyglądał tak, jakby trzy lub cztery postacie siedziały plecami do siebie. W koło więc widać było głowy, ręce i nogi. Łokcie przytulone były do ciała, ręce zaś wyciągnięte.

Ze studni wypływała na wszystkie strony woda w cysterny. Z jednej strony płynęła woda na obmurowany plac, otoczony portykami; tu były cysterny kąpielowe, w których żydzi się kąpali. Jezus przybył tu, gdy już minęło święto pogan, i przygotował wielu żydów do chrztu, a uczniowie ochrzcili ich zaraz. Następnie udał się z uczniami do domu Enui i jej wuja, by pożegnać się z nimi. Ze łzami w oczach, z oznakami czci i pokory żegnali ci poczciwi ludzie Jezusa; tymczasem zaś kazali wysłać naprzód przed bramę podarunki, składające się z chleba, zboża, odzieży i okryć. Jezus miał tam bowiem jeszcze naukę dla jakiejś karawany i innych ludzi, i wszystko, co otrzymał, rozdzielił potrzebującym. Poruszeni tym przykładem miłosierdzia inni żydzi pobożni i nowoochrzceni, poszli w Jego ślad i hojnie zaczęli rozdawać zboże, chusty, okrycia, płaszcze i chleb. Radosny to był i pamiętny dzień dla ubogich.

Po tym wszystkim skłonili jeszcze Jezusa Faryzeusze bardzo uprzejmie, by im w synagodze wyjaśnił niektóre rzeczy. Za Jezusem poszli do synagogi Apostołowie, a było też dosyć innych ludzi. Faryzeusze mieli już wymyślone różne podstępne pytania co do rozwodu w małżeństwie; wiele tu bowiem było powikłanych spraw małżeńskich, z których kilka sam Jezus już rozwiązał i pogodził zwaśnionych małżonków. O tym zaczęli obecnie z Jezusem dysputę. Następnie zaczepiali Go o to, że tak wiele wymaga od Swoich uczniów. Wszczęli tę sprawę, bo niedawno skarżył się przed nimi pewien młodzieniec na Jezusa. Młodzieniec był bogaty, uczony i już przedtem chciał wcisnąć się do Jezusa na ucznia.

Jezus postawił mu kilka warunków, a mianowicie opuścić ojca i matkę, rozdać mienie ubogim itp. Tutaj zgłosił się on znowu do Jezusa, lecz nie chciał wyrzec się majątku, więc Jezus odprawił go z niczym. Teraz więc pociągali Faryzeusze Jezusa do odpowiedzialności za to, że wymaga od ludzi takich niesłychanych rzeczy. Ów młodzieniec sam dodawał jeszcze niejedno, co Jezus miał powiedzieć, i powoływał Apostołów, którzy to przecież słyszeli, na świadków, że to wszystko prawda. Apostołowie byli w kłopocie, bo nie spodziewali się tego i nie umieli sobie poradzić, jak postąpić. Z tego znowu skorzystali Faryzeusze, zarzucając Jezusowi, że włóczy się z tłumem, nie rozumiejącym się na niczym, a tego młodzieńca odprawił, bo za uczony był dla Niego.

Na wszystko odpowiedział im Jezus bardzo surowo, poczym opuściwszy ich, wybrał się w zamierzoną drogę. Przed miastem dał Jezus Apostołom odpowiednie wskazówki, poczym rozesłał ich na wschód i północny wschód w dość odległe miejscowości. Mieli odbyć długą i uciążliwą drogę do Damaszku i aż do Arabii, do miast, gdzie nigdy jeszcze nie byli.

Jezus sam, pozostawiwszy na lewo jezioro Fiala, poszedł z dwoma uczniami do miasta Argob, w górach położonego. Przybywszy tam po czterogodzinnej wędrówce, zatrzymał się u Lewitów koło synagogi. Argob zamieszkałe jest przeważnie przez żydów; nieliczni poganie mieszkający tu, są ubodzy najemnicy żydów. Mieszkańcy trudnią się uprawą i fabrykacją bawełny. Mężczyźni, kobiety i dzieci przędą i tkają. Wody tu brak; noszą ją we worach na górę i chowają w cysternach na zapas. Widok stąd daleki na Górną Galileę, na wprost widać górę błogosławieństwa; szczególnie pięknie przedstawia się stąd BetsaidaJulias. — Jezus nauczał na publicznym placu, uzdrowił kilku chorych, odwiedził potem chorych starców, uzdrowił ich i pocieszał. Mieszkańcy byli przeważnie już ochrzczeni. Faryzeuszów niema tu wcale.

Odprowadzony kawałek drogi przez tutejszych mieszkańców, wyszedł Jezus z dwoma uczniami znowu na wyżynę i poszedł na wschód ku Regabie. Na dwie godziny drogi przed Regabą zatrzymał się w otwartym szałasie gościnnym, gdzie zatrzymywały się karawany, przechodzące tędy trzy razy do roku. Czterech młodszych uczniów przybyło tu z Jerozolimy przez Kafarnaum, przynosząc z sobą zapasy żywności.

Stąd skierował Jezus Swe kroki ku warownemu zamkowi regabijskiemu. Twierdza wygląda jakby z kamienia wykuta. W koło twierdzy stały grupami domki, między nimi synagoga. Tłumy ludu już się tu zebrały a było i wielu z karawan, oczekując Jezusa. Przybywszy tu, zastał Jezus sześciu Apostołów, wysłanych z Cezarei na wschód do bliższych miejscowości; inni poszli dalej. Miał więc Jezus przy Sobie Piotra, Andrzeja, Jana, Jakóba Starszego, Filipa i Jakóba Młodszego. Faryzeusze stawili się licznie w synagodze, ludu zaś zebrało się tyle, że bardzo wielu musiało stać na dworze. Jezus objaśniał pisma Jeremiasza i wspominał o tym, że teraz wszyscy szukają Go i cisną się doń, lecz wkrótce opuszczą Go, wyśmieją, a nawet czynnie znieważać będą.

Wkrótce wszczęli Faryzeusze z Jezusem zaciętą dysputę, zarzucając Mu znowu, że wypędza czarty mocą Belzebuba. Jezus nazwał ich synami ojca kłamstwa, poczym mówił o tym, że Bóg nie wymaga krwawych ofiar. Mówił o niewinnej krwi Baranka, którą oni przeleją, w porównaniu do której krew zwierząt jest tylko typem. „Z ofiarą Baranka — mówił Faryzeuszom — skończy się wasza służba. Wszyscy, wierzący w ofiarę Baranka, otrzymają odpuszczenie, wy zaś, jako mordercy Baranka, będziecie potępieni." Następnie wobec faryzeuszów przestrzegał Swych uczniów przed nimi.

Faryzeusze wybuchli na to taką złością, że Jezus uznał za stosowne opuścić z uczniami synagogę i schronić się na puszczę. Widziałam nawet, iż Faryzeusze zasadzili na Jezusa zbójców, uzbrojonych w kije, bo też jeszcze nigdy tak ostro nie obszedł się z nimi. Przez noc pozostał Jezus na pustyni, a potem poszedł ku Chorazin. Tu znowu napłynęło mnóstwo ludzi, naprowadzano chorych, sadowiąc ich przy drodze, którą miał Jezus przechodzić. Idąc do synagogi, uzdrawiał Jezus chromych, ślepych i chorych na wodną puchlinę.

W synagodze, mówił Jezus proroczo o przyszłych Swych cierpieniach, chociaż wciąż wszczynali kłótnię i przeszkadzali Mu. Wytykał im potem, że mimo ciągłych ofiar i przebłagań zawsze pełni są ohydy i grzechu. Napomknąwszy zaś o koźle ofiarnym, którego w Dzień pojednania wypędzają na pustynię, włożywszy nań swe grzechy, zaznaczył, choć niezrozumiale dla nich, że zbliża się czas, w którym również z wielkim rozgłosem wypchną i zamordują niewinnego, który rzeczywiście ich kocha, wszystko dla nich uczynił i winę ich bierze na siebie. Na te słowa posypały się szyderstwa i krzyki ze strony Faryzeuszów. Gdy Jezus potem wyszedł z miasta, poszli Faryzeusze za Nim i żądali bliższego objaśnienia tych słów. Jezus jednak wprost im powiedział, że daremny to trud, bo nie zrozumieliby Go.

Tymczasem wśród ścisku przyprowadzono do Jezusa głuchoniemego, z prośbą, by go uzdrowił. Był to pasterz z okolicy, człowiek dobry i pobożny. Krewni przyprowadzili go do Jezusa, prosząc, by włożył nań rękę. Jezus kazał go odprowadzić na bok, ale Faryzeuszom pozwolił pójść za Sobą, by ich przekonać, że uzdrawia mocą modlitwy i wiary w Ojca niebieskiego, a nie mocą diabelską. Najpierw włożył głuchoniememu w uszy palce, potem pomazał palce śliną i dotknął się nimi języka jego, a wzniósłszy oczy ku Niebu, westchnął i rzekł: „Otwórz się!" W tej chwili odzyskał chory słuch i mowę, a potem z radości serdecznie dziękował Jezusowi. Na odchodnym zakazał mu Jezus wszelkiego chełpienia się i rozgłaszania tego cudu.

Tymczasem natłok stawał się coraz większy, bo do rzeszy przyłączyła się świeżo przybyła karawana. To też Jezus poszedł z towarzyszami o 2 — 3 godziny drogi dalej aż do cła Mateusza. Gdy i tu lud tłumnie się gromadził, pozostawił Jezus kilku uczniów a z resztą przeprawił się do BetsaidyJulias. Wylądowawszy tu, pozostali aż do nocy w samotności u stóp góry błogosławieństw. Przed dniem jeszcze powrócili znowu na wschodni brzeg, gdzie Jezus miał naukę na górze koło cła Mateusza. Między słuchaczami byli poganie z Dekapolis i kilka karawan. Na górę przywieziono mnóstwo chorych na osłach, lub przyniesiono na noszach, a Jezus wszystkich uzdrowił.

Treścią nauki było, kiedy i jak trzeba się modlić, i że modlitwa powinna być wytrwałą. „Jeśli dziecko — mówił — prosi o chleb, nie daje mu ojciec kamienia, jeśli o rybę, nie podaje mu węża; zamiast jaja nie daje mu niedźwiadka. Znam pogan, którzy taką mają ufność ku Bogu, że o nic nie proszą, tylko zawsze dziękują za otrzymane dary. Jeśli więc słudzy i obcy taką mają ufność, jakąż wielką ufnością powinny się odznaczać dzieci!" Najlepszą podzięką za otrzymane zdrowie ciała i duszy jest poprawa życia. Kto zaś powtórnie od Boga odstępuje, stan jego duszy gorszym jest niż przedtem." — Gdy natłok stawał się coraz większy, zakończył Jezus naukę, zapowiadając zarazem wielką naukę na dzień drugi na innej górze. Góra ta leżała na wschód od góry błogosławieństw.

Lud wszystek udał się na wyznaczone miejsce, rozłożył się obozem na wyżynach i dolinach, śledząc pilnie, gdzie Jezus się uda. Wszedłszy na górę, nauczał Jezus o siódmym i ósmym błogosławieństwie. Potem, by uniknąć natłoku, wsiadł z Apostołami i uczniami na łódź Piotra. Popłynęli wzdłuż jeziora, lecz nie przybijali do brzegu, bo rzesze dosiadły również łodzi i płynęły za nimi.

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin