Kocia miłość[Z].doc

(242 KB) Pobierz

Tytuł oryginalny: Kitty Love

Beta: gosiazlata (ale gdyby ktoś jeszcze się nade mną zlitował, to byłabym wdzięczna).

Autor: Phoenixmaiden13

Zgoda: Jest!

Link do oryginału: Klik

Ostrzeżenia: Debiut tłumaczeniowy, dużo różu, puchatości. Non-kanon. Seks i niespodzianki które mogą was przerazić (ale nie mówię jakie, bo chce zobaczyć wasze zdziwienie. Czytający oryginał wiedzą, o co chodzi). Faceci w ciąży...

Fandom: Harry Potter

Paring: HP/TMR

Długość: 15

Zakończone: Tak

Sequel: Tak.

 

 

Kocia Miłość

 

Rozdział I

 

 

 

Cholera! Cholera! Cholera! Myślał Harry, biegnąc korytarzem w stronę głównego holu. Odgłos podążających za nim kroków zbliżał się niebezpiecznie. Cholerny Malfoy! Nie cierpię go! Nienawidzę! Jęczał w duchu, starając się dostać do Wieży Gryffindoru.

 

A to nie było wcale takie proste, nie z czterema łapami i przy czterdziestu centymetrach wzrostu. I nie zapominajmy też o ogonku i ślicznych, futrzastych uszkach. To wszystko razem składało się na małego, słodkiego kotka.

 

Nic złego by się nie stało, gdyby nie pojawił się ten cholerny Ślizgon.

 

~0o0~

 

 

Harry wszedł do klasy eliksirów, gdzie czekał już na niego profesor Snape z kpiącym uśmieszkiem na ustach. Jak zwykle zarobił u niego szlaban.

 

- Spóźniłeś się - warknął na przywitanie. Harry spojrzał na zegarek. Była minuta po siódmej, szlaban miał na punkt dziewiętnastą. Zrezygnowany przeniósł wzrok z powrotem na Snape'a - Siadaj Potter! Nie mam całego wieczoru! - syknął mężczyzna, groźnie mrużąc oczy.

 

Harry zajął miejsce w pierwszej ławce i westchnął smętnie, czekając na to, co jeszcze zgotuje mu los, lub jego "ukochany" nauczyciel.

 

- Dzisiaj będziesz przygotowywał bardzo prosty eliksir pomniejszający. Nie przyjmę niczego, co nie będzie absolutnie idealne! Jeśli to spieprzysz, wrócisz tu jutro i zrobisz go od nowa i tak do skutku. Czy wyraziłem się jasno?

 

- Jak słońce - odpowiedział Harry markotnie. Wyjął swój podręcznik, kociołek i poszedł po składniki.

 

- Niestety, nie mam dzisiaj czasu cię niańczyć, mam ważniejsze sprawy na głowie - odezwał się Snape, stając niespodziewanie tuż za Harrym i omal nie przyprawiając go tym o zawał. - Kiedy skończysz, zostaw fiolkę z eliksirem na moim biurku. Postaraj się nie wysadzić klasy w powietrze – skończył jadowicie i wyszedł z sali.

 

- Szerokiej drogi... - mruknął Harry i zabrał się do przygotowywania mikstury.

 

Dwadzieścia minut później była już prawie skończona, kiedy nagle, otworzyły się z trzaskiem drzwi, a do klasy wpadła ostatnia osoba, którą Potter miałby ochotę widzieć.

 

- Profesorze Snape, czy mógłbym... - Draco Malfoy zatrzymał się i zamilkł, zauważając Harry'ego. Z paskudnym uśmiechem, rozejrzał się po klasie, by upewnić się, że nikogo więcej nie ma i podszedł do Pottera. - No, no, no... kogo my tu mamy... czy to nie nasz mały Zbawca świata?

 

- Zjeżdżaj Malfoy! - odwarknął Harry i odwrócił się zirytowany z nadzieją, że blondyn sobie pójdzie. Niestety nie. Ślizgon zostawił coś na biurku Snape'a, po czym zaczął przechadzać się po klasie.

 

- Co spieprzyłeś tym razem, Potter? Plątałeś się pod nogami nie tam gdzie trzeba?

 

- Bardzo śmieszne - mruknął Gryfon sucho - nie o to poszło.

 

- A więc co się stało? - zapytał, nadal obłudnie się uśmiechając. Harry miał ogromną ochotę odpowiedzieć "złapali mnie, jak pieprzyłem się z twoją matką", ale w tej chwili chciał jedynie, żeby Malfoy wyszedł, a coś takiego na pewno by go rozsierdziło. No i byłoby to zagranie poniżej pasa.

 

- Nie twój interes - warknął, zamiast tego.

 

- Ohhh... Potti jest zły? - zapytał Malfoy ze śmiechem, cofając się jednak i znikając z pola widzenia Harry'ego, kierując się ku wyjściu. - Zamierzasz się popłakać?

 

- Zamknij się!

 

- A co? Wyrzucisz mnie stąd? - zapytał, wracając i stając tuż przed Harrym - Zawołasz Dumbledore'a, poskarżysz się mu, jaki to byłem zły i niedobry? Wszyscy wiedzą, że jesteś jego pupilkiem.

 

- A ty jesteś wrzodem na tyłku!

 

- Coś ty powiedział?

 

- Ogłuchłeś? Może powinieneś przeczyścić sobie uszy - zakpił Gryfon

 

- Pożałujesz tego, Potter! – warknął blondyn.

 

- Czego? Przecież to prawda!

 

Malfoy prychnął, a Harry uśmiechnął się triumfalnie. Wtedy Ślizgon wyprostował się i spojrzał na bulgoczący w kociołku wywar.

 

- To zaskakujące, że radzisz sobie bez tej szlamy.

 

- Nie nazywaj jej tak! - wrzasnął Harry.

 

- Przecież to prawda!

 

- To moja przyjaciółka!

 

- Jak możesz nazywać coś takiego przyjaciółką? - zapytał Malfoy, marszcząc nos zdegustowany.

 

- Przynajmniej ja mam przyjaciół!

 

- Ja też.

 

- Ciężko nazwać towarzystwo, którym się otaczasz, przyjaciółmi - powiedział Harry, lekceważąco wykrzywiając wargi.

 

- Cóż... przynajmniej mam rodziców - zripostował Ślizgon.

Harry miał już dosyć. Odwrócił się do niego przodem i wyciągnął różdżkę.

 

- Wynoś się, zanim cię do tego zmuszę!

 

- Oh... nie lubimy prawdy, co Potter?

 

- Wyjdź!

 

- Dobrze, już idę - odpowiedział, szczerząc się tryumfalnie i chowając coś w dłoni. Harry cofnął się o krok.

 

- Co chcesz zrobić, Malfoy?

 

- Nic takiego - odpowiedział, dalej się szczerząc. Naprawdę, nie planował nic wielkiego... - Tylko pomagam - dodał i wrzucił coś do bulgoczącego łagodnie kociołka z niemal ukończonym eliksirem.

 

- Nie! - krzyknął Harry i spróbował złapać to coś, zanim dotknęło powierzchni wywaru. Nie zdążył.

Malfoy zaśmiał się i cofnął poza zasięg eksplodującego kociołka, którego bezużyteczna już zawartość, całkowicie obryzgała Harry'ego

 

- Niech cie szlag! - warknął, z furią ruszając w kierunku Draco. - Ty pie... - Zatrzymał się i jęknął. Zakaszlał, nie mogąc wykrztusić ani słowa. - Co... ty... - niespodziewanie uderzył w niego nagły ból, powalając go na kolana. Zaczął charczeć, z trudem walcząc o oddech. Całe jego ciało wyprężyło się boleśnie. Czuł jak kości zmieniają kształt i rozmiar, a mięśnie powoli przemieszczają się pod skórą.

 

Malfoy przestał się śmiać i patrzył na Gryfona, z rosnąca paniką w oczach. Cofnął się, niepewny czy ma mu pomóc, czy zwiać. Przecież nie chciał mieć kłopotów z powodu dokuczania Chłopcu-Który-Niestety-Przeżył.

 

- Potter?

 

Harry, gdy tylko poczuł, że ból odchodzi, zaczął wstawać. Zachwiał się jednak i po chwili nowa fala cierpienia zwaliła go z nóg. Następną rzeczą, którą zauważył było to, że znowu jest na ziemi, ale tak jakby o wiele bliżej, a jego ubrania otaczają go ze wszystkich stron. Zrobił powoli krok w tył i wygrzebał się ze sterty ciuchów. Spojrzał na swoje dłonie i zdębiał. Czy to są... łapy?!

 

Malfoy zaczął się śmiać i chwycił Harry'ego za skórę na karku. Podniósł go i postawił na stole. Kiedy on stał się taki wielki?

 

- I co zamierzasz teraz zrobić, Potter? - zapytał zwycięsko chłopak, nim Harry zdążył się zorientować, co się z nim dzieje. - Miaukniesz na mnie?

 

Co...? Harry spojrzał w dół, na siebie. Je... jestem kotem!? Nie... nawet nie kotem! Jestem pieprzonym kiciusiem! Harry obrócił się, oglądając swoje ciało z każdej strony, z której tylko mógł. Pokrywało go miękkie, czarne futerko. Miał długi ogon, wąsiki... Uniósł rękę... właściwie łapę i pomacał pyszczek. Na szczycie głowy pyszniły się dwa, spore, kocie uszka.

 

Zaklął głośno, ale z jego ust wydobyła się tylko seria wściekłych prychnięć. Malfoy zaśmiał się jeszcze głośniej i zbliżył do niego niebezpiecznie. Harry cofnął się instynktownie.

 

- Więc... Zastanawiam się, co z tobą zrobić... - powiedział blondyn, patrząc na niego z przebiegłym uśmiechem. Oczy Harry'ego rozszerzyły się ze strachu. Skoczył nad ramieniem Ślizgona i popędził w kierunku drzwi. Jego prześladowca już po chwili, deptał mu po piętach.

 

~0o0~

 

 

Harry pokręcił głową, wyrzucając z niej niepotrzebne myśli. Teraz musiał się jakoś dostać do Hermiony. Ona już będzie wiedziała, co zrobić. Ale najpierw musiał zgubić Malfoya. Wredny Ślizgon, dosłownie siedział mu na ogonie.

 

Nadal uciekał w kierunku holu - nigdy by nie przypuszczał, że droga z lochów może być taka długa. Przyśpieszył, słysząc, że chłopak szybko się zbliża. Cztery małe łapki sprawiały mu jednak dużo problemów. Wielki Hol nigdy, do tej pory, nie był taki wielki!

 

- Możesz sobie uciekać, ale przede mną się nie ukryjesz, Potter! – krzyk blondyna dochodził ze zdecydowanie zbyt małej odległości.

 

Wreszcie zobaczył przed sobą schody. Rzucił się na nie ostatkiem sił. Cholera! Pomyślał nagle, spoglądając zszokowany w górę. One są ogromne! Ale nie miał wyboru, no chyba, że chciałby wylądować w łapach Malfoya. Zaczął się wspinać do góry, ale szło mu to bardzo opornie. Kończyny miał zbyt krótkie, żeby przeskoczyć wszystkie stopnie. Dawał radę tylko dwóm na raz i bardzo szybko się zmęczył. Odwrócił się i zobaczył przyglądającego mu się Draco.

 

- No... nie zaszedłeś za daleko, prawda?

 

Ooo nie... Harry zamknął oczy, widząc, jak Ślizgon schyla się po niego. Cholera, nie chcę być tutaj! Diabli wiedzą, co on ze mną zrobi! Chcę być gdzieś, gdzie jest bezpiecznie! Wszędzie, tylko nie tu! Wszędzie!

 

I nagle... zniknął.

 

~0o0~

 

 

Bez ostrzeżenia pojawił się w jakimś zaparowanym, wilgotnym pomieszczeniu. Nie było trzasku aportacji ani żadnego innego dźwięku - pojawił się znikąd. Nagle, równie niespodziewanie poczuł, że wpada do ciepłej wody. Kiedy futerko i ogon nasiąkły nią, jego małe ciałko zaczęło natychmiast tonąć. Nie mógł się ruszyć. Poza tym, był zmęczony ucieczką. Resztkami sił utrzymywał puchatą głowę nad powierzchnią. Miauknął przeraźliwie, mając nadzieję, że ktoś go usłyszy i uratuje.

 

Nagle uniosła się fala wody i na chwilę przykryła mu głowę. Próbował wypłynąć, ale nie dawał rady. Czy ja tu umrę? Jęknął histerycznie sam do siebie. Utonę w jakimś nieznanym miejscu, nadal w kocim ciele?

 

Jego łapki męczyły się coraz bardziej, a głowa robiła się ciężka. Powoli zaczynał iść na dno. Nagle coś dużego i ciepłego okręciło się dookoła niego i zaczęło wyciągać go na powierzchnię. Gdy tylko jego mordka przebiła taflę wody, Harry wziął głęboki oddech i przylgnął do ręki wybawiciela. Trząsł się gwałtownie. Jestem uratowany! Nie umrę! Myślał, widząc, jak niebezpieczna woda oddala się coraz bardziej. Był niesamowicie wdzięczny temu, kto go uratował, kimkolwiek był. Jeszcze nigdy, w całym swoim życiu, nie bał się tak strasznie.

 

Potrząsnął głową, pozbywając się wody z uszu i z sierści. Zlustrował otoczenie. Zdziwiony zauważył, że jest w jakiejś łazience. Jak ja się tu znalazłem? Zapytał sam siebie, patrząc na wannę wielkości basenu, łudząco przypominającą tę z łazienki prefektów. Od dzisiaj, jego koszmar senny.

 

Odczuł jeszcze większą wdzięczność, gdy coś miękkiego i ciepłego otuliło go szczelnie. Po kilku chwilach rozpoznał ręcznik. Kiedy był już suchy, zaczął mruczeć. Dreszcze ustały.

 

- Jak się tu znalazłeś? - zapytał miękko jedwabisty, męski głos, podczas gdy ręce wycierały wodę z pyszczka Harry'ego. Potter próbował odpowiedzieć, ale zdołał tylko zamiauczeć. - Zaskoczyłeś mnie, a to nie dzieje się często - kontynuował ten sam głos - masz szczęście, że byłem w pobliżu, maluszku.

 

Gryfon zadrżał, kiedy przypominał sobie, co by się stało, gdyby nie ten ktoś. Ręcznik zabrano i został posadzony na łóżku. Mężczyzna zniknął z jego pola widzenia. Harry zaczął go szukać wzrokiem i zauważył akurat w chwili, gdy ten zaczął się przebierać.

 

Chłopak odwrócił mordkę, zarumieniony, o ile koty mogą się rumienić. Nie chciał naruszać jego prywatności. Potem przyszło mu do głowy, że zwierzakom przecież nie robi różnicy, czy ktoś przy nich paraduje nago, czy nie. Przeniósł spojrzenie z powrotem na swojego wybawcę, obserwując go dokładnie. Mężczyzna był wysoki, około metra dziewięćdziesiąt, ale z perspektywy Harry'ego zdawał się być jeszcze wyższy. Miał długie do ramion, czarne włosy i ładnie umięśnione ciało, jego skóra była tak jasna, jakby nigdy nie padł na nią nawet jeden promień słońca. Niestety, Harry nadal nie widział jego twarzy.

 

Pomieszczenie, w którym się znajdował było duże i całkiem przyjemne. Jakby wyjęte z mugolskiego magazynu. Szafa w rogu i duże biurko pod ścianą, oba w głębokim kolorze mahoniu. Ściany pokrywały tapety z delikatnym deseniem. Kilka obrazków wisiało tu i tam. Wyglądały na raczej drogie. Wielkie okno obok szafy, zamknięte i zakryte ciemnozielonymi zasłonami. Po drugiej stronie mebla znajdowały się duże, przeszklone drzwi prowadzące na taras, także zasłonięte ciemnym materiałem. Łóżko stało na środku pokoju. Jak Harry zauważył do tej pory, było duże, z zielonymi zasłonami, przykryte czarną pościelą i - podobnie jak szafa i biurko - mahoniowe. Naprzeciw łóżka stała kanapa, a obok fotel. Oba meble usytuowane naprzeciwko wielkiego kominka, w którym już dawno wygasł ogień, pozostawiając tylko żarzące się węgielki. W porównaniu z pomieszczeniem, Harry był malutki.

 

Kiedy skończył oglądać komnatę zaczął spacerować po materacu. Jednak nie mógł utrzymać równowagi. Jego małe łapki tonęły w miękkim kocu, przy każdym ruchu. Dopiero po chwili ugiął je, naprężył się i skoczył w górę. Ten sposób poruszania się był o niebo łatwiejszy. Dotarł do skraju łóżka i spojrzał w dół. Przełknął nerwowo ślinę. Było bardzo wysoko.

 

Daj spokój! Grasz w quidditcha! To wcale nie jest tak wysoko! Myślał. Po prostu skocz! Koty zawsze spadają na cztery łapy, prawda? Spojrzał w dół, starając się przekonać samego siebie, że wszystko będzie dobrze. Nie ma się czego bać! Oczywiście, że jest! Jestem okropnie mały! Więc jest! Jakaś część umysłu krzyczała na niego, żeby jak najszybciej odsunął się od krawędzi.

 

Zanim podjął jakąkolwiek decyzję, mężczyzna podniósł go delikatnie za skórę na karku i położył na swoich kolanach.

 

- Ostrożnie kotku. Nie chcesz spaść i złamać sobie karku, prawda? - kontynuował, tym swoim jedwabistym głosem. - Nie po tym, jak właśnie uratowałem cię od utonięcia.

 

Harry miauknął, w pełni się z nim zgadzając. Potem jego głos przeszedł w zadowolone mruczenie, kiedy mężczyzna zaczął drapać go za uszami długimi, zwinnymi palcami. Harry wyprężył grzbiet i zamruczał ponownie, głośniej. Kiedy mężczyzna podrapał go pod brodą, zamknął oczy i uniósł zachwycony mordkę. O Merlinie! To jest takie przyjemne... Otarł się ponownie o dłoń nieznajomego, domagając się dalszych pieszczot. Człowiek zauważył to i wrócił do głaskania go.

 

Harry uniósł powoli powieki i w końcu udało mu się zobaczyć twarz swojego wybawcy. Zszokowany, aż otworzył pyszczek. Siedział twarzą w twarz ze swoim największym wrogiem.

 

 

 

 

 

Rozdział II

 

 

Cholera, cholera, O KURWA MAĆ! Takie mniej więcej myśli przepływały przez głowę Harry'ego, kiedy patrzył w skrzące się czerwienią oczy, swojego największego wroga. Lorda Voldemorta we własnej osobie. Ja myślałem o bezpiecznym miejscu. BEZPIECZNYM! Nie gdzieś, gdzie najpewniej zrobią ze mnie koci dywanik! Jeśli bym wiedział... Kurwa! Już Malfoy był lepszą opcją!

 

Harry gapił się na człowieka, który zabił jego rodziców, z mieszaniną przerażenia i fascynacji. Riddle już nie przypominał przerośniętego gada. Zniknęła łysa czaszka i twarz przypominająca wężowy pysk, które Harry pamiętał z tamtej strasznej nocy na cmentarzu. Zamiast tego Voldemort wyglądał jak wtedy, w Komnacie Tajemnic, pomijając czerwone oczy i to, że był starszy.

 

Przez chwilę do Harry'ego nie docierało nic, poza niedorzecznością tej sytuacji. Potem jego uszka zarejestrowały miękki, niezbyt głośny dźwięk. Co to? Zdziwił się i wsłuchał uważniej. O nie! To ja! Dlaczego ja mruczę? Nie powinienem tego robić, to przeklęty Czarny Pan! Krzyknął na siebie w duchu, starając się natychmiast umilknąć. Ale to, co on robi jest takie przyjemne... Dopiero po chwili oprzytomniał. Nie! Nie ma mowy! Musiał jakoś powstrzymać Riddle'a od wyczyniania tych dziwnych rzeczy z jego uszami. Do głowy przychodził mu tylko jeden sposób. Ugryzł go.

 

- Ał... - syknął zaskoczony Tom i cofnął dłoń. Harry odskoczył w tył. - Ty niewdzięczny, mały... - Kociak odwrócił się i fuknął na niego. Mężczyzna przyglądał mu się przez chwilę uważnie, nie bardzo wiedząc, co zrobić. Spróbował go ostrożnie dotknąć, ale zwierzak od razu zamachnął się uzbrojoną w pazurki łapką. Tom ponownie cofnął rękę. - Co z tobą jest nie tak? Jeszcze chwilę temu, byłeś całkiem zadowolony z mojej obecności!

Harry odskoczył, widząc, jak dłoń Voldermorta zbliża się do niego po raz kolejny. Naprężył się, jak do ataku i zasyczał. Najeżone futerko upodobniło go do włochatej kulki. Tom przechylił głowę na bok.

 

- Chodzi o moje oczy? - zapytał. Harry opuścił łapkę, słysząc to pytanie. Nastawił uszy, jakby chcąc lepiej słyszeć. O czym on mówi?

 

Źle rozumiejąc jego reakcję, Tom pogłaskał go i ponownie usadowił na swoich kolanach. Kociak próbował uciec, ale Riddle podrapał go za uszami, sprawiając, ze Harry nie mógł się oprzeć i znów zaczął mruczeć.

 

- Może i odzyskałem swoje dawne ciało, ale kolor oczu to zupełnie inna sprawa. Nie ma szans by coś z tym zrobić. Oczywiście mógłbym rzucić na siebie Glamour, ale to trochę za dużo zachodu. Poza tym, one przerażają moich zwolenników. - Tom spojrzał w dół, kręcąc głową. - Nawet nie wiem, po co ci to mówię.

 

Ja też, ale to sporo wyjaśnia. Pomyślał chłopak, nadal mrucząc.

 

- W każdym razie, ty jesteś lepszym towarzystwem niż ci, za przeproszeniem, sojusznicy - powiedział jeszcze, a potem położył się, układając Harry'ego na sobie.

 

Nie! Nie przestawaj... Mruknął Harry, niezbyt przytomnie. Nie! Pomyślał, kiedy zrozumiał, co dokładnie chodzi mu po głowie. Teraz mam szansę zwiać! Zeskoczył na koc i podbiegł do brzegu łóżka. To jednak było wysoko. Niespodziewanie, przesunęło się pod nim prześcieradło. Mimo że był to nieznaczny ruch, Harry stracił równowagę i z dzikim miaukiem zaczął zsuwać się w dół. Na szczęście mężczyzna w porę go złapał i ułożył bezpiecznie na poduszce.

 

- Ostrożnie, kotku. Uważaj, bo spadniesz. Mógłbyś sobie zrobić krzywdę, jesteś przecież taki malutki - powiedział i sam usiadł na środku łóżka. Nie jestem malutki! Burknął Potter.

 

- Idź spać - mruknął Tom, ziewając - jutro pomyślimy, co z tobą zrobić. - Obrócił się na bok i zgasił światła. Po chwili już spał.

 

Harry nie miał wyboru. Za bardzo bał się zeskoczyć z łóżka. Teraz, kiedy było ciemno, jeszcze bardziej. Prawie nic nie widział. Umościł się na poduszce tuż obok Riddle'a, zwinął w kłębek i odpłynął.

 

~0o0~

 

 

Obudził się rano i niezadowolony zmarszczył nosek. Wpadające przez okno promienie słońca, raziły jego wrażliwe oczka. Ziewnął, prezentując światu długie kiełki i schował pyszczek pod łapką. Ale miałem nienormalny sen. Koszmar właściwie. Nie ma mowy, żebym mógł spać w jednym łóżku z Voldemortem... Merlinie... moje sny jeszcze nigdy nie były takie pokręcone... Harry przewrócił się na bok i otworzył oczy. Zamarł. Zamiast znajomo wyglądającego dormitorium, zobaczył parę krwistoczerwonych oczu.

 

To nie był sen, a Tom obserwował go uważnie. Harry również gapił się przez chwilę na niego, zanim nie drapnął Riddle'a po twarzy i nie uciekł.

 

- Awww... - zawył Tom, siadając gwałtownie. Złapał się za krwawiący policzek, a Harry momentalnie schował się w zmiętej pościeli. Voldemort złorzeczył, przypominając sobie wszystkie klątwy, jakie mógłby rzucić na tego małego potwora. - Co jest z tobą nie tak, do cholery?

 

To za to, co mi zrobiłeś! Za rodziców, za Syriusza! Za to, że ten koszmar jest prawdziwy! Harry spróbował odkrzyknąć, ale z jego gardła wydobyło się tylko wściekłe fukanie. Tom uniósł rękę i dotknął zranienia. Syknął.

 

- Głupi kot! - warknął. Wstał i zniknął w łazience.

 

Dobrze ci tak!

 

Kiedy wrócił po kilku minutach, na jego twarzy nie było nawet śladu zadrapania. Harry opuścił uszka zawiedziony. Cholera! Miałem nadzieję, że ktoś to zobaczy!

 

Tom usiadł i patrzył na niego z daleka. Harry nie zwracając na to uwagi, usiadł i zaczął sobie czyścić łapkę. Riddle prychnął, a potem zbliżył się niebezpiecznie. Harry zasyczał, kiedy mężczyzna podniósł go do góry za skórę na karku. Trzymał Harry'ego na wysokości twarzy, ale w bezpiecznej odległości.

 

- Podaj mi jeden powód, dlaczego nie powinienem pozbyć się ciebie, w tej chwili? - zapytał, mrużąc oczy groźnie.

 

Nie chcąc umrzeć tak młodo, na dodatek w kocim ciele Harry opuścił uszy i posłał mu najniewinniejsze spojrzenie, na jakie było go stać. Tom prychnął, ale odpuścił.

 

- Dobra, wygrałeś! Ale jeśli zrobisz to jeszcze raz, nie wybaczę, zrozumiałeś?

Harry miauknął w odpowiedzi. To nie było najmądrzejsze posunięcie, ale Tomowi wystarczyło.

 

- Zgoda- oświadczył i postawił go na podłodze. - Nigdzie nie odchodź - dodał jeszcze, idąc w kierunku szafy.

 

Czy Harry zamierzał go posłuchać? Oczywiście, że nie! Jak tylko mężczyzna odwrócił się do niego plecami, rozejrzał się po pokoju i smyrgnął pod łóżko.

 

Kiedy Tom skończył się przebierać i rozejrzał po pokoju, zrozumiał, że kociak zwiał.

 

- Ech... oczywiście, że nie będziesz siedział grzecznie, jak ci kazałem - mruknął i zaczął go szukać. W końcu klęknął i zajrzał pod łóżko. - Ha, mam cię!

 

Tak jakby.

 

- Wyjdź, kotku - poprosił.

 

Ta... jasne... Przyjdź tu i mnie wyciągnij!

 

- Będę musiał się tam wcisnąć i cię wyjąć, prawda? - westchnął ciężko.

 

Oczywiście! Jeśli potrafisz! Pomyślał Harry złośliwie. Nie zamierzał poddać się bez walki.

 

Biorąc głębszy oddech, Tom wyciągnął rękę przed siebie. Harry obserwował go uważnie, chichocząc w duchu na widok klęczącego Czarnego Pana, starającego się go złapać Właśnie tak... na kolana, sukinsynu... Kiedy Voldemort był o włos od wyjęcia go spod łóżka, cofnął się kilka kroków i usiadł, obserwując go dalej. Tom zaklął i spróbował usiąść. Skończył, zahaczając głową o drewnianą deskę.

 

- Ała... robisz to specjalnie, kocie! - Harry przekrzywił główkę na bok. A jak myślisz? - Nie mam na to czasu! - mruknął Tom, po czym wyczołgał się spod mebla. Chłopak wyjrzał zobaczyć, co się dzieje, ale kiedy palce Riddle'a omal go nie złapały, schował się głębiej, prychając i drapiąc. - Cholera! - warknął mężczyzna, zabierając rękę. - Trudno, siedź sobie tam ile chcesz! Nie mam już na to siły!

 

Wsunął zraniony palec do ust i podszedł do drzwi. Jak tylko je otworzył, Harry szybko wypadł ze swojego dotychczasowego ukrycia i wybiegł na korytarz. Tom zaklął. Ten dzień był już wystarczająco zły, a zapowiadało się, że będzie coraz gorzej.

 

~0o0~

 

Harry był zmęczony. Cały dzień biegał po kwaterze Voldemorta w nadziei, że znajdzie stąd wyjście. Riddle też był znużony. Ścigał go od poranka. Udało mu się złapać kociaka tylko raz. Rano!

 

Harry, po tym, jak uciekł z sypialni, włóczył się korytarzem i zaglądał do każdego pokoju, który był otwarty. Następnie, zdecydował się zbadać pierwsze piętro. Niestety, dał radę pokonać tylko dwa stopnie, zanim dopadł go Tom.

 

- Mam cię! - zawołał. Harry miauknął zawiedziony, rozglądając się dookoła. - Uspokój się, nie jesteś głodny? - Harry zaprzestał prób złapania jego kciuka zębami i spojrzał na niego z zainteresowaniem. Teraz, kiedy się nad tym zastanowię, to tak! Miauknął potwierdzająco. - Tak myślałem. - Tom usadowił go wygodnie w swoich ramionach i zabrał na dół na śniadanie.

 

Skrzaty były dość zaskoczone, widząc Pana, niosącego ostrożnie małego, czarnego kociaka z wielkimi, zielonymi oczami. Zniknęły, kiedy tylko Voldemort wydał im rozkazy.

Podczas gdy mężczyzna jadł śniadanie, składające się z tostów i jajek na bekonie, Harry dostał tylko miseczkę mleka. Hej! To niesprawiedliwe! Myślał, patrząc raz po raz, to na swoją samotną miseczkę, to na talerz Toma. Ja też chcę coś takiego! Ale jakaś część niego była zadowolona z mleka. W końcu zrezygnowany zabrał się do jedzenia. Ostrożnie musnął języczkiem białą taflę. Zaskoczony zorientował się, jak bardzo mu ono odpowiada. Nigdy wcześniej nie myślał, że mleko może być takie smaczne. Zamruczał, unosząc ogon zadowolony.

 

- Smakuje? - Harry podniósł głowę, słysząc pytanie Riddle'a, jednak nie zareagował, tylko wrócił do jedzenia. Tom zachichotał. - Wezmę to za -"tak".

 

A bierz to, za co chcesz, dupku!

 

Tom skończył śniadanie i zabrał się za nowy numer "Proroka Codziennego". Starał się możliwie jak najlepiej zrelaksować. Harry spojrzał na gazetę i dokończył mleko. Ciekawe, czy Dumbledore wie, gdzie jestem? Prawdopodobnie nie... Malfoy pewnie powiedział, że po prostu zniknąłem. Prychnął, czyszcząc ubrudzony mlekiem pyszczek. Mam nadzieję, że ma kłopoty!

 

Nie mając nic innego do roboty, zeskoczył z blatu i uciekł z kuchni. Tom warknął głośno, zrywając się od stołu. Wiedział już, na co stać tego małego potwora.

 

~0o0~

 

 

Nic nie uniknęło śladów kociej obecności. Nic! Od papierów, poprzez książki, meble aż po rośliny doniczkowe. Wszystko zostało w taki, lub inny sposób uszkodzone - podrapane, pogryzione lub unicestwione. Wszędzie były poszarpane strzępki papieru, pocięte pazurami obicia, zniszczone ubrania. Harry doprowadzał skrzaty do stanu bliskiego paranoi. Wszystko było zabrudzone ziemią wygrzebaną z kwiatków. Tom wpadł w szał, a Harry'emu, jak najbardziej to odpowiadało.

 

Z tego całego zamieszania, wynikła jednak jedna ważna rzecz. Harry był pewny, że nie ma stąd żadnej...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin