AGRESYWNE ATAKI SZATANA W GODZINIE ŚMIERCI CZŁOWIEKA.doc

(33 KB) Pobierz

 

 

AGRESYWNE ATAKI SZATANA W GODZINIE ŚMIERCI CZŁOWIEKA

 

 

 

Średniowieczne obrazy ukazują niejednokrotnie walkę, jaka się rozgrywa przy łożu umierającego człowieka pomiędzy jego aniołem stróżem a szatanem, który nawet w ostatniej chwili nie chce dać człowiekowi spokoju, usiłując odciągnąć go od Boga w stronę piekielnych ciemności. Być może dlatego Tybetańska Księga Umarłych nakazuje, aby zmarły nie słuchał głosu ukazujących się strasznych niekiedy postaci i nie dał się zwieść żadnym ich radom czy nakazom, lecz by szedł nieustannie ku widocznemu światłu, w którym z pewnością znajdzie ocalenie i życie po drugiej stronie świata.

Istotnie, chrześcijanin umierając może się również spotkać z szatanem, który będzie próbował wszelkimi swymi siłami zwieść go z drogi Chrystusowej i zepchnąć do piekła, o czym świadczą liczne dowody. Te napaści mogą być niekiedy przerażające, złe duchy kusić mogą swą ofiarę na różne sposoby, strasząc popełnionymi przez człowieka grzechami. Święty Grzegorz tak o tym pisze: „Duchy ciemności przywołają wszelkie uszczerbki, na jakie nas naraziły, i przypomną nam o grzechach, które popełniliśmy z ich poduszczenia. Odwiedzą nie tylko łoża śmierci bezbożników, obecne będą też u boku wybranych, czyniąc wszystko, by wykryć jakieś niecne czyny, które będą mogły im wytknąć". Oczywiście, jeśli trwamy przy Bogu na pewno nie zostaniemy opuszczeni w tych zmaganiach ze Złem. Możemy w pełni liczyć na Jego wszechmocną pomoc. A oto kilka przykładów takich szatańskich napaści, od których nie byli wolni także przyszli święci:

Jan Placenti z Turynu był obecny przy śmierci własnej matki, Nunzii Arca, zmarłej 20 lutego 1979 r. Na jakieś dwadzieścia minut przed zgonem chora zaczęła wykazywać wielki niepokój^ w końcu zaczęła krzyczeć i szamotać się, wymieniając w krzyku] „wstrętnego diabła", odpędzając go od siebie. Wciąż powtarzała przerażona: „Idź precz, wstrętny diable, nie chcę cię widzieć ; Idź precz!". Nagle podniosła się na łóżku, czyniąc pewne gesty,, które świadczyły, że pragnie kogoś przepędzić. Wyglądała na coraz bardziej przerażoną. Wtem uspokoiła się i nagle zwróciła się do kogoś z następującymi słowami: , Jak pięknie, jak pięknie", a potem: „Czekałam na ciebie tak długo. Wreszcie przyszłaś, córko moja". W chwilę potem padła na poduszki i zmarła. Tak więc Bóg nie pozwolił szatanowi długo zadręczać Nunzii. Pozwolił, aby była przy niej w drodze do wieczności zmarła wcześniej córka Maria (P. Colucci, Gdy duchy przychodzą).

2 stycznia 1863 r. do Małego Domu Opatrzności, założonego w Turynie przez o. Józefa Cattolengo, trafiła uboga, siedemdziesięcioletnia kobieta, Sara Piscarolo, Żydówka. Była w poważnym stanie chorobowym. Oddano ją pod opiekę księdza Dominika I Bosso, który widząc jej bardzo zły stan zdrowia próbował przygotować ją do chrztu. Chora jednak sprzeciwiła się temu zdecydowanie. Ksiądz Bosso zaczął się za nią gorąco modlić. Wieczorem tego dnia nagle Sarę ogarnęło jakieś wielkie przerażenie, chora ze strachu drżała tak, iż zaczęło się poruszać łóżko. Szamotała się i w sobie, kręcąc głową, wymachując rękami i drżąc całym ciałem, w taki sposób, jakby chciała kogoś odrzucić od siebie. Pełna lęku i trwogi zaczęła krzyczeć, prosząc o pomoc. Na zapytanie pielęgniarki Marii Reyneń, co się z nią dzieje i jakiej potrzebuje pomocy,  ; powiedziała: „A któż mnie biednej pomoże? Kto mnie wesprze? Oto wstrętna i okrutna bestia usiłuje mnie udusić". Wokół chorej zebrały się pielęgniarki, w mig postarały się o wodę święconą i modląc się pokropiły miejsce, gdzie według Sary znajdował się diabelski potwór. Gdy to uczyniły potwór znikł natychmiast, a Sara poprosiła o naukę chrzcielną i sakrament chrztu. Gdy po kilku dniach zjawił się niespodzianie rabin, oświadczyła mu, że w wolny sposób została chrześcijanką i pragnie nią pozostać na zawsze. 19 stycznia zakończyła w spokoju życie (P. Colucci, Gdy duchy przychodzą).

Zmarła w dniu 16 kwietnia 1879 r. Bernardetta Soubirous, której 11 kwietnia 1858 r. po raz pierwszy objawiła się Matka Boża, także dręczona była tuż przed śmiercią przez szatana. Jęczała wówczas mając wrażenie, że diabeł czai się blisko niej, dlatego krzyczała: „Odejdź ode mnie szatanie, odejdź!". Nie trwało to jednak długo. Musiała widzieć niebo, ponieważ wołała potem: „Niebo, niebo!". W grudniu 1933 r. została kanonizowana. W trzydzieści lat po jej śmierci, podczas uroczystej ekshumacji odkryto, że jej ciało nie uległo rozkładowi. Jeszcze dziś urzekającą twarz Bernardetty, lekko pokrytą woskiem, można oglądać w pięknie wyrzeźbionym sarkofagu, w poświęconej jej kaplicy, na terenie klasztoru w Newers (A. Bali, Współcześni święci).

W roku 2004 wydarzył się podobny przypadek napaści szatańskiej na człowieka umierającego w mojej dalszej rodzinie. Otóż przez długie lata żyli sobie spokojnie kochający się małżonkowie katoliccy. Na dziesięć lat przed śmiercią, już w wieku podeszłym, małżonek ciężko zachorował i zmuszony był położyć się do łóżka, jak się potem okazało już na zawsze. Chory znosił spokojnie wszelkie chorobowe dolegliwości i nie było z nim żadnych kłopotów. Kochająca żona czuwała przy nim, wykonując wszelkie niezbędne posługi. Aż wreszcie nadszedł ów dzień wyznaczony przez Boga, w którym każdy człowiek musi pożegnać się z tym światem. Od samego rana tego dnia chory zaczął się gwałtownie niepokoić. W końcu zaczął się rzucać na łóżku, krzyczeć i wyzywać. Próba fizyczna powstrzymania rzucającego się na łóżku chorego była bardzo trudna, ponieważ skądś lub od kogoś posiadł on niesamowitą siłę, charakterystyczną dla ludzi opętanych przez szatana. Przestraszona żona i córki próbowały go uspokoić, ale nie dały rady. Wszystkie nazywał szatanami, żonę nazwał „starym szatanem", córki „młodymi szatanami". Zamiast ludzi, i to jemu najbliższych, widział tylko samych szatanów. Twarz jego w tym czasie przybrała wygląd, najoględniej mówiąc, okropny, nie do poznania - miała wręcz jakiś zwierzęcy wyraz. Wył przy tym, krzyczał, wyzywał od najgorszych i tarzał się z niesamowitą siłą na łóżku człowiek, który przed kilkunastu minutami, jak zawsze, leżał spokojnie i znosił cierpliwie wszelkie niedogodności chorobowe. Orientując się, w czym rzecz, rodzina natychmiast wezwała nie lekarza, lecz księdza z pobliskiego kościoła. Gdy przybył, pokropił chorego święconą wodą i zaczął się modlić. Dopiero jednak po pewnym czasie, na wpół przytomny chory zaczął się powoli uspokajać, przestał krzyczeć i wyzywać. W końcu uspokoił się zupełnie, ale był strasznie wyczerpany. Przyjął Komunię św. i jeszcze tego dnia odszedł do Pana, który nie pozwolił, aby jego wierny dostał się w diabelskie sidła.

 

Podkreślaliśmy już, że szatan, aczkolwiek bardzo groźny dla człowieka, posiada z woli wszechmocnego Boga ograniczone możliwości działania. Swoje moce wykorzystywać może tylko w zakreślonych granicach. Ponadto trzeba pamiętać, że Bóg zawsze jest z tymi, którzy wierzą w Niego i miłują Go.

Zgłoś jeśli naruszono regulamin