Hong Ying - Corka rzeki.pdf

(1108 KB) Pobierz
Microsoft Word - Hong Ying- Córka rzeki
Hong Ying
Córka rzeki
przełożyła Anna Zielińska
Mojej matce, Shuhui Tang
I
1
Nigdy nie rozmawiałam o moich urodzinach ani z rodziną, ani z najbliższymi
przyjaciółmi. To z początku celowe przemilczanie sprawiło, że w końcu naprawdę o tym dniu
zapomniałam. Przez pierwsze osiemnaście lat nikt o nim nie pamiętał, a potem ja sama po
prostu omijałam ten temat. Ale jednego jestem pewna: to wszystko wydarzyło się w
osiemnastym roku mojego życia.
Krzywy, dziurawy chodnik przed szkolną bramą. Kiedy przechodziłam przez ulicę,
dreszcz przebiegł mi po kręgosłupie; wyraźnie czułam, że znowu ktoś mnie obserwuje.
Nie mając odwagi się obejrzeć, zerknęłam w lewo, potem w prawo, ale nie
zauważyłam niczego niezwykłego. Siłą woli zmusiłam się, aby iść dalej, i dopiero gdy
znalazłam się przy starej kobiecie, która sprzedawała lodowe lizaki, rzuciłam szybkie
spojrzenie za siebie, dokładnie w chwili, gdy ciężarówka z okresu wojny ludowo-
wyzwoleńczej przemknęła obok z wizgiem, rozchlapując błoto. Kilku wyrostków kupujących
lizaki zatupało ze złości, miotając przekleństwa pod adresem rozpędzonej ciężarówki, bo
bryzgi błota wylądowały na ich krótkich spodenkach i gołych nogach. Stara kobieta
przeciągnęła pudło z lodowymi lizakami bliżej muru. Kto, do diabła, tak jeździ, burknęła. Dla
takich niegodziwców nie powinno być miejsca w Czteromilowym Krematorium.
Zamieszanie minęło, zapadła cisza, a ja stałam na środku zabłoconego, dziurawego
chodnika, zastanawiając się, czy przypadkiem nie ponosi mnie wyobraźnia, bo tak dużo
dzisiaj rozmawiałam.
W pewnym okresie mojego dzieciństwa te przebiegające po kręgosłupie dreszcze byty
częstym objawem i zawsze wywoływała je para wpatrzonych we mnie oczu. Kilkakrotnie
zdarzyło mi się dostrzec człowieka, do którego należały, ale zawsze widziałam go tylko przez
chwilę. Mężczyzna o nieokreślonych rysach i potarganych włosach nigdy nie zbliżył się na
tyle, bym mogła mu się przyjrzeć. Pojawiał się przy szkolnym boisku przed lekcjami albo po
lekcjach, ale nigdy za mną nie szedł, jakby wiedział, gdzie w każdej chwili może mnie
znaleźć. Musiał jedynie czekać.
Krążyło wiele przerażających historii o gwałtach, ale ja nigdy się nie obawiałam, że
właśnie to ma na myśli.
Ani razu nie wspomniałam o nim ojcu ani matce. Bo niby co miałam powiedzieć?
Jeszcze by pomyśleli, że posunęłam się do czegoś niewłaściwego, i urządziliby mi piekło.
Więc przez lata nosiłam się z tą tajemnicą, aż w końcu opuścił mnie lęk i wtedy już nie było
tajemnicy. Być może to normalne, że jest się oglądanym, i prędzej czy później każdemu się to
przytrafia, więc nie należy tego traktować jak czegoś strasznego lub odrażającego. Przecież
trudno przejść przez życie, nie będąc narażonym na kłopotliwe spojrzenia, zatem bez trudu
mogłam udawać, że nic sobie z nich nie robię, zwłaszcza że wtedy niewielu ludzi miało
ochotę spojrzeć w moją stronę.
Za każdym razem, kiedy usiłowałam podtrzymać tamto spojrzenie, ono jakimś
sposobem umykało, więc aby sobie udowodnić, że nie ponosi mnie wyobraźnia, poruszałam
się przyczajona, jakbym tropiła jaskrawozieloną ważkę. Jednak czasami, kiedy człowiek się
wysila, żeby zrozumieć coś niejasnego, sukces jedynie sprowadza nieszczęście.
Ale starałam się o tym nie myśleć, bo tamtego roku cały mój świat stanął na głowie.
Tyle rzeczy mi się przydarzyło. Czułam się, jakbym była złożona z samych supłów, podobnie
jak ten porastający mury zielony mech, który przypominał splątane kędziory diabła.
2
Mój dom stał na południowym brzegu rzeki Jangcy.
Na tym brzegu poprzecinane parowami wzgórza schodzą aż do rzeki. Gdyby nastąpiła
powódź tysiąclecia i całe miasto Czungcing znalazłoby się pod wodą, nasze wzgórza trwałyby
uparcie - ostatnia niezalana wysepka. Od wczesnego dzieciństwa ta myśl była dla mnie
dziwnie krzepiąca.
Jeżeli z przeciwległego brzegu przypływało się promem z doku przy Niebiańskich
Wrotach, najbliżej do mojego domu było z przystani przy alei Strumienia Kotów lub Kamyka
z Procy. W obu wypadkach należało wspiąć się na nabrzeże i przez dwadzieścia minut iść
pooraną koleinami ulicą do połowy wysokości wzgórza, gdzie znajdował się nasz dom.
Stojąc na krawędzi wzgórza przed domem, widziałam miejsce, w którym rzeki Jangcy
i Cialing łączą się ze sobą u Niebiańskich Wrót, bramy do naszego miasta. Sercem Czungcing
jest półwysep ograniczony tymi rzekami. Zbieranina budynków na okolicznych wzgórzach
przypomina bezładnie porozrzucane dziecięce klocki, Pontonowe przystanie znaczą brzegi
obu rzek. Cumują przy nich parowe statki, a kolejki linowe, sypiąc rdzą, suną powoli w górę i
w dół pochyłości. O świcie nad pomarszczoną jak rybie łuski wodą wiszą ciemne chmury, o
zmierzchu, kiedy promienie słońca padają ukośnie na rzekę, zanim znikną za wzgórzami na
północy, resztki słonecznego światła z trudem przedzierają się przez gęstą mgłę. Wtedy
zapalają się lampy na wzgórzach i odbijając w wodzie, rozpraszają mrok. A kiedy ulewne
deszcze zasnują rzeki, słychać syreny statków, które zawodzą na podobieństwo
Zgłoś jeśli naruszono regulamin