Perly Patrycji Mcgrove.pdf

(490 KB) Pobierz
Microsoft Word - Perly Patrycji Mcgrove
ALFRED HITCHCOCK
PERŁY PATRYCJI
McGROVE
NOWE PRZYGODY TRZECH DETEKTYWÓW
(Przełożyła: KRYSTYNA BOGLAR)
SIEDMIORÓG 2000
KILKA SŁÓW OD ALFREDA HITCHCOCKA
Podczas drugiej wojny światowej armia japońska zagarnęła w trakcie
azjatyckiej kampanii ogromną fortunę w sztabach złota i cennej biżuterii. Tysiące
ton kruszcu przechowywano na Filipinach. Oto początek całej sprawy. Z tym
wszystkim zetkną się Trzej Detektywi. No, może nie z tonami złota. Większości z nich
nie znaleziono do dziś. Ale... zostały wskazówki, gdzie szukać skarbu. Nie, to nie
fantazja. To fakt. Gdybym nie był wiekowym panem... kto wie!
Pamiętacie Trzech Detektywów? Są już starsi. Porzucili dziecinną kryjówkę w
starym barakowozie na terenie składu złomu ciotki Matyldy. Ale niewiele się
zmienili.
Jupiter Jones jeździ stareńkim fordem, co nie pozostaje bez wpływu na jego
skłonności do tycia. Wciąż jednak zadziwia logiką myślenia. Dedukcją.
Peter Crenshaw - Drugi Detektyw - smukły i bardzo przystojny chłopak
podoba się dziewczynom. Silny, muskularny przydaje się w najtrudniejszych
sytuacjach.
Trzeci, Bob Andrews, dalej prowadzi dokumentację. Jest niezawodny w
wyszukiwaniu materiałów faktograficznych. Szpera nie tylko w bibliotece w Rocky
Beach, gdzie mieszkają, lecz także, poprzez internet, w Bibliotece Kongresu.
Obecna Kwatera Główna “spółki” to zagracony do niemożliwości
“apartament”, uzyskany na nadbrzeżu po wyprowadzeniu się stamtąd rybackiej
kooperatywy.
Ale, byłbym zapomniał, tym razem trop wiedzie z Kalifornii do Europy.
Konkretnie do Polski. A za nim nasi detektywi. Jupiter twierdzi, że gdyby nie
wygrali biletów na samolot, nic by z tego nie wyszło. A tak... zapędzili się na Stary
Kontynent. W ślad za sznurem pereł.
No, nie chcę przedwcześnie zdradzać szczegółów!
ROZDZIAŁ 1
POCZĄTEK ŁAMIGŁÓWKI
- O co chodzi, Jupe? - spytał Pete Crenshaw parkując stary rower tuż przy
płocie. - Dlaczego telefonowałeś? Mama twierdzi, że zbyt mało czasu poświęcam na
trening, a zbyt wiele naszej firmie detektywistycznej.
Jupiter Jones zmrużył oczy. Słońce zachodziło i czerwonawa poświata kładła
się plamami na szarym, odrapanym murze dawnego doku nad samą zatoką. Teren, po
rozwiązaniu spółki rybackiej, przez parę lat był niczyj. Później przejęły go władze
Rocky Beach. Ale żadna poważna firma nie chciała tu zagościć. Zbyt wielkie byłyby
koszty. Toteż gdy chłopcy zgłosili chęć zajęcia jednej z obszernych hal na swoje biuro, i
do tego obiecali płacić niewielki czynsz, rada miejska wyraziła zgodę. Niewątpliwy
wpływ na przewodniczącego Callagana miała świeżutka wizytówka:
TRZEJ DETEKTYWI
Badamy wszystko
Jupiter Jones . . . . . . . . . . . . . . . . . . .założyciel
Pete Crenshaw . . . . . . . . . . . współpracownik
Bob Andrews . . . . . . . . . . . . .współpracownik
- Dobrze, chłopcy - skinął łysą głową. - I tak nie mamy innych ofert. Na razie -
zastrzegł się w dobrze pojętym interesie miasta.
Jupiter odetchnął z ulgą. Ich dotychczasowa Kwatera Główna mieściła się w
samym środku składu złomu, którego właścicielami byli ciotka Matylda i wuj Tytus.
Już jako mali chłopcy zabudowali systemem tajnych wejść starą przyczepę
kempingową. Ale co było dobre dla dzieci, niekoniecznie satysfakcjonowało
młodzieńców. Tym bardziej że ciotka Matylda, jak zawsze, goniła ich do prac
fizycznych przy załadowywaniu lub opróżnianiu ciężarówek.
Teraz stali się bardziej niezależni.
Oprócz komputera z drukarką i aparatu telefonicznego wszystko inne
pochodziło z rezerw ciotki Matyldy. Stół miał trzy nogi, a zamiast czwartej - stos
dawno przeczytanych komiksów. Fotel - wyłażącą sprężynę, na którą zwykł był
34264428.001.png
nadziewać się Bob. Reszta wyposażenia wyglądała podobnie.
- Jupe! Mówię do ciebie! - zdenerwował się Pete.
- Co? Ach, tak. Telefonowałem, bo Bob ma jakąś rewelację. Twierdzi, że, być
może, zrobimy wielki majątek.
Pete prychnął, wzruszając ramionami.
- Już to widzę. Obrabujemy bank?
Jupiter właśnie sięgnął po ciasteczko, ale się powstrzymał. Co tu ukrywać! Od
dziecka miał nadwagę, co powodowało braki w kondycji fizycznej. I szczerze
nienawidził tych, którzy pamiętali, że nazywano go “Małym Tłuścioszkiem”. A,
niestety, pamiętali wszyscy.
Skrzypnęły ciężkie metalowe drzwi, pomalowane wesolutko na niebiesko.
Wszedł zaaferowany Bob, machając od progu rękami.
- Ale mam rewelację! No, mówię wam...
- Spoko - warknął Pete włączając pocztę internetową. - Nikt nic dla nas nie ma.
Żadnego wezwania. Do diabła, już dawno nie zarobiliśmy ani centa!
Bob usiadł z rozmachem w fotelu. W następnej sekundzie zerwał się z
wrzaskiem:
- Jupe! Obiecałeś, że naprawisz sprężynę!
Jupiter zapatrzył się na zachodzące słońce. Przez brudną szybę wyglądało
nieziemsko.
- Ach tak, Bob, przepraszam. Zdaje się, że miałeś jakąś rewelację.
Bob Andrews pocierał ukradkiem siedzenie. Z tylnej kieszeni spodni wyciągnął
kilka zmiętych kartek.
- Chcecie posłuchać?
- Bob! - jęknął Pete. - Przecież po to nas tu zwołałeś!
- No... to czytam. Ale, proszę, nie przerywajcie!
Skinęli głowami, choć obaj dobrze wiedzieli, że to niemożliwe.
- Dużo tych kartek... - zaszemrał Jupiter. Umilkł jednak, widząc karcące
spojrzenie dokumentalisty. - Już nic...
- Wiecie, że pracuję nie tylko w Bibliotece Miejskiej w Rocky Beach, ale również
czasami przygotowuję materiały dla ojca. No, raczej dla gazety Sun-Press...
- Wiemy, Bob - stęknął Pete. - Zacznij wreszcie!
Bob Andrews wydął usta.
- To ważne. Bo właśnie wszystko zaczęło się w redakcji Sun-Press, kiedy
przyszedł do ojca niejaki Sam Gomez.
- Kto to? - zainteresował się Jupiter.
- Nie znasz. Uczciwy człowiek.
- Skąd wiesz? - wpadł mu w słowo Pete. - Może trzeba przy nim pilnować nawet
drobnych?
- Mieliście nie przerywać! - wrzasnął Bob strasznym głosem. Ponieważ czynił to
rzadko, natychmiast umilkli. - Ten facet wrócił właśnie z Filipin. Z wykopalisk.
- Odkrył zagubioną wioskę ludożerców?
Bob cisnął w kierunku kolegi fragment szufladki: dużą, drewnianą gałkę.
- Nie. Odkrył trzy sztaby złota i wskazówki, gdzie są dalsze.
Cisza grobowa zapanowała w ciemniejącym wnętrzu. Tylko z oddali dochodził
szum Pacyfiku.
- Mówisz serio? - Jupe węszył niczym tresowany pies policyjny. - Chce pomocy
detektywów?
- I tak, i nie - powiedział Bob siadając ostrożnie na zydlu. Nigdy nie było
wiadome, który mebel ma nogi, a który nie. - Dopóki jednak nie przeczytam wam, o co
chodzi, nie możemy dyskutować.
- Nie możesz opowiedzieć? W dwóch słowach? - Pete, jak każdy sportowiec,
wolał hantle od szeleszczących, zadrukowanych stron. Co wcale nie przeszkadzało mu
w wyciąganiu właściwych wniosków.
- Nie mogę. Musiałem te rewelacje pana Gomeza sprawdzić w internecie. I w
archiwach Instytutu Historycznego w Santa Barbara.
- Dobra. Wal.
- Jest tak: cytuję dokładnie. Podczas drugiej wojny światowej armia japońska
zagarnęła w trakcie azjatyckiej kampanii olbrzymią fortunę w sztabach złota,
obiektach sakralnych i biżuterii. Tysiące ton złota przechowywano na Filipinach.
Gdy latem 1944 roku Amerykanie rozpoczęli ofensywę na Filipiny, dowódca
tamtejszych wojsk okupacyjnych generał Tomojuki Jamasita postanowił
przetransportować złoto do Japonii. Pierwsze z wysłanych frachtowców zatopili
Amerykanie. Wtedy Jamasita podjął decyzję o ukryciu skarbu. Złoto zakopano w
wielu miejscach. Amerykanie, po wojnie, odzyskali tylko jego niewielką część.
Podobno wiele ton złota trafiło w ręce przyszłego prezydenta Filipin Marcosa. Co
jednak stało się z resztą?
- No właśnie, co? wyjąkał Jupiter, wpychając do ust aż dwa ciasteczka.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin