O uzależnieniu w związkach czy o współuzależnieniu mówi się często jako o podstawowym problemie, który nie pozwala człowiekowi stanąć na własnych nogach i podejmować własne wspierające go decyzje. Czym jest uzależnienie od drugiego człowieka, jak powstaje, czym się objawia i jak sobie z tym poradzić?
Człowiek jest uzależniony od innej osoby, jeżeli to od niej zależy ocena własna uzależnionego. Kiedy człowiek chce akceptacji od drugiej ważnej dlań osoby, a nie ma szansy tego uzyskać. I nie ma tu znaczenia czy to jest dziecko łaknące uznania ze strony pijącego rodzica, czy partner/ka nieobliczalnego partnera/ki czy podwładny „silnego” szefa. Problem zaczyna się w momencie, gdy ważna dla nas osoba feruje wyroki, rzuca oceny nieobliczalnie. Za to samo raz można być nagradzanym, podnoszonym na duchu a innym razem zgniecionym słowem, skarconym wzrokiem czy ukaranym fizycznie. Jak wtedy zbudować zasady, na których opiera się funkcjonowanie świata? Jak dziecko ma ustalić, co jest „dobre”, czyli nagradzane a co „złe”, czyli powodujące negatywną ocenę? Uzależnienie najczęściej rodzi się w domu rodzinnym człowieka i potem jest życiowym „przekleństwem”, z który nie umiemy poradzić sobie w kolejnych związkach i to zarówno przyjacielskich jak i partnerskich oraz relacjach w pracy. Ciągle usiłujemy odkryć, jakimi zasadami rządzi się ważna dla nas osoba. Staramy się ze wszech sił znaleźć klucz do jej serca. Zaistnieć w jej oczach jako wartościowa jednostka. Ale nie wiem, jak byśmy się starali, nie osiągamy celu, bo świat tejże ważnej osoby nie rządzi się ustalonymi regułami, ale podlega emocjonalnym impulsom. Kiedy drugi jest w złym nastroju, sfrustrowany, podniecony... wyładowuje energię na otoczeniu. Daje upust swojemu złemu humorowi w nieobliczalny sposób. Stąd niemożność ustalenia zasad, jakimi kieruje się on w życiu. Stąd nasze frustracje, niska samoocena i... przenoszenie tych wzorców na następne pokolenia.
Nasze myślenie jest nieustająco skierowane na zadowolenie drugiej osoby. Chcemy, by była spokojna, bo tylko wtedy jest „obliczalna”, oceniamy swoje postępki w kategoriach, jak ona mogłaby na to zareagować, czy to się jej spodoba czy nie, jak ona postąpiłaby w tej sytuacji, jakie będą konsekwencje naszej decyzji, działania, reakcji... Jesteśmy w stałym wewnętrznym kontakcie z drugim człowiekiem niezależnie od odległości, jaka nas dzieli i czasu, który upłynął od fizycznego rozstania z nią. Można powiedzieć, że do oceny siebie, swoich postępków, wyborów, uczuć, myśli używamy cudzego zestawu przekonań, opieramy się na cudzym kręgosłupie, cudzy głos „gada” nam w głowie, posługujemy się cudzymi emocjami, cudzą oceną, cudzym zestawem przekonań, ocen, sądów. I nie ma znaczenia czy tego drugiego postrzegamy jako cudowna osobę, bez której nie potrafimy żyć, gdyż tylko ona nas dowartościowuje, czy też uciekamy, nienawidzimy, złościmy się na nią i nie chcemy za żadne skarby powielić jej wzorca zachowań. Jej „obecność” jest nieunikniona i właściwie niezbędna, albowiem sami nie stworzyliśmy dostatecznie mocnego, stabilnego własnego „kręgosłupa” psychicznego. Albo pozwoliliśmy go sobie zniszczyć. Nawet osoba z wysoką samooceną natrafiwszy na partnera „nieobliczalnego”, czy takiegoż przełożonego w pracy, nauczyciela, współpracownika może stracić zaufanie do swojej oceny. Zbytnie zaangażowanie w więź i potrzeba zaakceptowania właśnie przez tego człowieka, rodzi zagrożenie uzależnienia się od niego, gdyż to on zaczyna nadawać nam wartość. A przy braku reguł, którymi operuje druga osoba, zaczynamy się gubić.
Teoretycznie sprawa jest prosta. Wystarczy zdecydować, w co wierzymy, co jest dla nas wartościowe w życiu, co chcemy w życiu osiągnąć na poziomie wartości. Ale dokonanie tego jest długotrwałym procesem „budzenia siebie do niezależności”. Punkt oceny dotyczący nas samych przenosimy z zewnątrz do wnętrza. Dzień po dniu zastanawiamy się, co jest dla nas ważne, szczególnie w dziedzinach, które sprawiają nam największe trudności. Dobrze jest rozmawiać o takich sprawach z osobami, które darzymy zaufaniem. Pomocne może być sięganie do książek – poradników, w których przystępnie omówiony jest dokuczający nam problem i są praktyczne wskazówki, co robić na co dzień, aby sobie z nim poradzić. Jedno jest pewne, aktywnie działamy, obserwujemy siebie, badamy swoje uczucia, docieramy do intencji, które w ten sposób chcemy zrealizować. Bierzemy życie w swoje ręce. To nie świat ma nas zaakceptować, to my sami mamy dokonać tego dzieła akceptacji siebie a wtedy okaże się, że i świat zewnętrzny jest nam bardziej przychylny. Człowiek, który wyszedł z domu z niskim poczuciem wartości, z niedosytem miłości, całe życie usiłuje wypełnić tę lukę z pomocą innych ludzi. I niewątpliwie wielką pomocą jest przyjazne nastawienie innych osób, wsparcie, inspiracja, ale... problem polega na tym, że nas to nigdy nie „nasyca”. Zawsze nam mało. Sto pochwał nie równoważy jednej złej oceny. Nasza samoocena ma tendencję do „zjeżdżania w dół” przy każdym potknięciu, niewłaściwej reakcji, nawet krytyce skierowanej do innych osób. To do nas odnosi się powiedzenie „uderz w stół a nożyce się odezwą”. To my sami siebie nieustannie krytykujemy. To my źle reagujemy na komplementy, zazdrościmy innym pochwał i sukcesów, nie doceniamy własnych osiągnięć. A więc do dzieła! Zacznij od zmieniania swoich nawykowych reakcji. Po pierwsze przebuduj sposób myślenia. Od dzisiaj ucz się myśleć twórczo, to znaczy tak, by Twoje ciało reagowało rozluźnieniem i zadowoleniem, a nie skurczem i utratą energii. Każdorazowo, gdy oceniasz się negatywnie obniżasz swoje możliwości i odbierasz sobie energię na przyszłość. Być może uważasz, że krytyka jest twórcza i tak byliśmy wychowywani i w domu i w szkole. Ale czy lubisz, gdy inni inspirują Cię krytyką? Czy z ochotą zmieniasz to, co inni skrytykowali? A pamiętasz chwile, gdy ktoś pociągał Cię do pracy czy do wysiłku zachętą, wspólnym przeżywaniem radości, wizją osiągnięcia pociągającego celu? Jak się wtedy czułaś? Czy wysiłek był przykrością, poświęceniem, powinnością? Uczyń z siebie swojego przyjaciela i zacznij inspirować siebie myślą, słowem i działaniem. Zacznij zauważać i chwalić siebie za drobne osiągnięcia. Sukces składa się z małych kroczków. Możesz wprowadzić rytuał zasypiania z pozytywnym podsumowaniem swoich dokonań w ciągu dnia. Co dałaś radę zrobić dzisiaj? Co nowego wprowadziłaś do swojego życia? Jaki sukces odniosłaś na drodze do zbadania swoich wartości i ustalenia, do czego dążysz? Jakie podjęłaś działania? O ile łatwiej przychodzi Ci to dzisiaj niż miesiąc temu? Ciesz się nawet najmniejszą zmianą na lepsze. Dodawaj sobie otuchy. Powtarzaj sobie pochwały, którymi zostałaś obdarzona w ostatnim czasie. Pisz w specjalnym zeszycie o swojej wytrzymałości, o swoim sprycie by przetrwać, by zdobyć uznanie, by osiągnąć coś, na czym Ci zależało. Doceń swoją przeszłość. Popatrz na siebie młodszą oczami z tamtych czasów i pochwal siebie za zachowania, które pozwoliły Ci przeżyć. Bo dałaś radę. Żyjesz i masz teraz szansę wykryć mechanizmy, które doprowadziły Cię do stanu, w którym jesteś i zmienić je na takie, które będą wspierać Cię w wędrówce w pożądanym kierunku. Zadawaj sobie pytanie, co zyskałam dzięki trudnościom, które były moim udziałem? Czego się nauczyłam? Do czego mnie te zdarzenia, sytuacja zmotywowały? Jak to wpłynęło na moje umiejętności życiowe? Jak moje „nieustające zasługiwanie” uformowało mój charakter? Jakich cech nie wytworzyłabym, gdybym miała życie usłane różami? Każdy kij ma dwa końce. Koniec zły, bolesny, jest nam zazwyczaj dobrze znany. Teraz zainteresuj się drugim końcem, szukaj sensu doświadczeń, których byłaś uczestnikiem. Badaj tak zwane „wtórne korzyści”, czyli to, co przy okazji zyskujesz lub przed czym jesteś chroniona. Nasze wewnętrzne impulsy, płynące często nieświadomie, a oparte na przeszłych doświadczeniach, miały swój sens w tamtym czasie, gdy się ich uczyliśmy. Wtedy były dobrym wyborem. Dzisiaj już nam nie służą. I trzeba wewnętrznie „uaktualnić dane”, odkryć przeszłą funkcjonalność naszych przekonań i reakcji i świadomie przekształcić je w inne. Początkowo nie będzie to automatyczne. Więc nie karz siebie za to, że nie udaje Ci się zmiana w stu procentach od razu. Raczej skacz z radości, gdy powiedzie Ci się chociaż w jednym procencie. To już pierwszy krok! Dopieszczaj swoje ciało. Nie krytykuj tego, co Ci się nie podoba. Raczej dawaj uwagę temu, co lubisz. Jedz to, co służy ciału – co daje energię i jest dobrze trawione. Nie musisz polegać na zewnętrznych zaleceniach (kolejna dieta cud!). Masz okazję zbudować własny „kręgosłup” oceny w sprawie żywienia. Twoje ciało cały czas wysyła informacje do Ciebie, co mu służy a co nie. Kiedy siedzisz na niewygodnym fotelu i oglądasz telewizję dostajesz delikatne sygnały, żeby zmienić pozycję. Zajęta filmem nie słuchasz ich. Ciało zwiększa natężenie sygnałów. Może głuszysz sygnały pastylkami lub alkoholem. Ale... ciało nie daje za wygraną. W końcu wstajesz z fotela stękając i jęcząc, bo ból jest okropny. Przeklinasz swoje ciało. Za co? Za swoją głuchotę na jego wysiłki przywrócenia dobrostanu? Czyż nasz przewód pokarmowy nie sygnalizuje, że jemy nie to, czego potrzebuje? Czyż nie wysyła często nieprzyjemnych sygnałów, by nas obudzić do zauważenia błędów, które popełniamy? Więc miast wstydzić się „efektów specjalnych” zapachowo-dźwiękowych, zacznij badać, co je wywołuje? Jesz za szybko? Nerwowo? Krytykując siebie? Niestarannie żujesz? Popijasz płynami, nie produkując dostatecznej ilości śliny, która zawiera enzymy pomagające w trawieniu? Jesz za dużo pieczywa, a może mięsa? Za mało warzyw? Surówki Ci szkodzą? Gotowane warzywa przynoszą ulgę? To Ty masz odkryć swoje potrzeby. Tylko Twój organizm powie Ci, co jest dla Ciebie dobre. Więc zaprzyjaźnij się z nim i naucz „czytać” w nim jak w księdze. Dotleniaj swoje ciało w taki sposób, by było to dla Ciebie przyjemne. Koleżanki chodzą na aerobik i namawiają Cię na to samo. Ale może Ty wolisz samotne spacery lub tańce południowoamerykańskie? A może do Ciebie pasuje joga, wyciszenie? Może rower? To ma być Twój czas relaksu, odmiany od codziennych obowiązków, wyłączenie nerwowego myślenia o obowiązkach, zagrożeniach, konsekwencjach... Naucz się relaksować swoje ciało i przeładowaną zdarzeniami psychikę. Zamiast siedzieć pod telewizorem i biernie podążać za migotliwymi obrazami, feerią morderstw i zalewem przemocy, daj swemu ciału i psychice wytchnąć. Wykorzystaj kasety z nagranymi „instrukcjami” rozluźniania się, słuchaj łagodnej muzyki, naucz się głęboko i płynnie oddychać, poznaj smak przebywania w wewnętrznej ciszy. Jeśli jesteś w bardzo głębokim uzależnieniu, skorzystaj z fachowej pomocy. Kursy dla dorosłych dzieci alkoholików są świetnym sposobem, by zrozumieć swoje mechanizmy obronne, swoje zapętlenia i wydobyć się z nich. Szukaj grup wsparcia, korzystaj z warsztatów lub innych zajęć grupowych, na których wspólnie można rozwiązywać podobne wyzwania. Nie będziesz samotna ze swoim problemem. Staniesz się automatycznie jedną z wielu, nie gorszą, nie zasługującą na odrzucenie, ale dzielną, bo szukającą rozwiązania. Jeśli nie ma grupy, korzystaj z zajęć indywidualnych. Gdy cieknie kran, wołasz hydraulika. Gdy szwankuje psychika, zwróć się do terapeuty. Ale nie po to, by Cię poprowadził za rękę przez życie, ale by pomógł Ci odbudować Twoja moc, Twoją siłę wewnętrzną, odzyskać Twoje prawo do szczęśliwego życia.
http://psychologia.net.pl/index2.php?category=artykul&level=111
2005-05-05
4
Shagrath