Zew Halidonu - Robert Landlum.pdf

(1406 KB) Pobierz
111860449 UNPDF
ROBERT LUDLUM
ZEW HALIDONU
Przekład: Piotr Siemion
111860449.001.png
SPIS TREŚCI
Część pierwsza
..............................................................................................................................
III
IV
................................................................................................................................................
VI
Część druga
...................................................................................................................................
VII
VIII
IX
................................................................................................................................................
XI
XII
XIII
XIV
XV
XVI
Część trzecia
.................................................................................................................................
XVII
XVIII
XIX
XX
XXI
XXII
Część czwarta
................................................................................................................................
XXIII
XXIV
XXV
XXVI
XXVII
.......................................................................................................................................
XXVIII
......................................................................................................................................
XXIX
XXX
XXXI
XXXII
.......................................................................................................................................
XXXIII
......................................................................................................................................
XXXIV
......................................................................................................................................
XXXV
.......................................................................................................................................
.................................................................................................................................................
II
111860449.002.png
Dla Marge i Dona Wilde 'ów w podzięce za grzanki, kwiaty hibiskusa i ciche loty na
wyspy, ale na litość boską, w przyszłości uważajcie na udar słoneczny!
I przestańcie tak kląć, bo mogą w am naprawdę odłączyć telefon!
Zawsze Wam oddany.,.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Port Antonio, Londyn
I
Port Antonio, Jamajka
Biała kurtyna oceanicznej kipieli wytrysnęła ponad koral raf i przez mgnienie nieomal
zastygła w powietrzu, rozpostarta na tle granatowej toni Morza Karaibskiego. Potem kaskada
piany runęła w przód, wnikając w każdą z tysięcznych, ostrych jak brzytwa szczelin, które
tworzą koralową ławicę, i znów stała się oceanem, na nowo powracając do własnego źródła.
Timothy Durell przeszedł ku najbliższej falom krawędzi wpuszczonego w koral
basenu kąpielowego o nieregularnym kształcie, by obserwować, jak przybierają na sile
zmagania wody ze skałą. Ten oddalony pas północnego wybrzeża Jamajki tylko częściowo
udało się wydrzeć naturze. Wille Neptuna zbudowano na wierzchołku koralowej ławicy, toteż
morskie skały z trzech stron otaczały posiadłość. Z czwartej strony zaczynała się prowadząca
ku szosie wąska grobla. Poszczególne wille odpowiadały nazwie posiadłości, jako że każda
była miniaturowym pawilonem o oknach wychodzących na morze i koralowe rafy. Każdy
pawilon stanowił osobny świat, równie odizolowany od sąsiednich willi, jak oddzielona od
świata była cała posiadłość, niedostępna dla ludzi z niedalekiego San Antonio.
Durell był młodym Anglikiem i jako absolwent Londyńskiej Szkoły Hotelarstwa
zarządzał Willami Neptuna. Choć daleko mu było do trzydziestki, tytuły naukowe wypisane
przed jego imieniem i nazwiskiem wskazywały, że mimo młodego wyglądu posiadł znaczną
wiedzę i doświadczenie. Tak zresztą było w istocie; co tu kryć, Durell nie miał konkurentów
w swojej branży i doskonale zdawał sobie z tego sprawę -podobnie zresztą jak właściciele
Willi Neptuna. Niezależnie od okoliczności, Durell zawsze był przygotowany na
niespodzianki losu, a zdolność ta, w połączeniu z obowiązkowymi dobrymi manierami,
stanowi kwintesencję hotelarskiego powołania.
Durell napotkał właśnie kolejną niespodziankę. Nie dawała mu ona spokoju.
Z punktu widzenia rachunku prawdopodobieństwa rzecz była wykluczona. A
przynajmniej bardzo, bardzo mało prawdopodobna.
Co tu kryć, sprawa była niepojęta.
- Panie Durell?
Hotelarz odwrócił się ku swojej jamajskiej sekretarce, której cera i rysy twarzy
stanowiły żywy dowód odwiecznego przymierza pomiędzy Afryką a brytyjskim imperium.
Sekretarka szukała szefa nad brzegiem basenu, gdyż otrzymała ważną depeszę.
- Tak?
- Lot numer 016 Lufthansy z Monachium do Montego jest opóźniony.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin