Biblioteka Dzieł Chrześcijańskich
Ernest Hello
Filozofia i ateizm
przekład z drugiego wydania francuskiego z 1903 r.
Warszawa
Skład główny w Księgarni Gebethnera i Wolffa.
Kraków G. Gebethner i S ka.
1909.
13
Spis rozdziałów
Wiadomość o życiu i dziełach Ernesta Hello. 5
WSTĘP. 14
CZĘŚĆ I.
FILOZOFIA. 26
CZĘŚĆ II.
ATEIZM W WIEKU XIX. 126
ROZDZIAŁ I. Zaprzeczenie religii. 127
ROZDZIAŁ II. Zaprzeczenie społeczeństwa. 140
ROZDZIAŁ III. Zaprzeczenie wiedzy. 150
ROZDZIAŁ IV. Zaprzeczenie sztuki. 167
ROZDZIAŁ V. Niemcy i Chrześcijaństwo. 176
ROZDZIAŁ VI. Wcielenie. 196
ROZDZIAŁ VII. Odkupienie. 212
ROZDZIAŁ VIII. Krzyż. 226
W
roku 1828 w Lorient, w Bretanii, przyszedł na świat autor niniejszego dzieła, jako syn jednego z najwyższych urzędników sądowych Francyi. Dzieciństwo spędził w Keroman, nieopodal rodzinnego miasta. Wieś ta położona nad brzegiem Atlantyku, wśród skał bretońskich, otoczona lasem dębów i kasztanów, była kolebką jego dzieciństwa, była wypoczynkiem po pracy jego młodego wieku, była po części pracownią dojrzałego wieku, gdyż w niej spędzał każde lato, skupiając się i pisząc, po rozgwarze życia miejskiego. Nieopodal stąd, w obliczu tych samych fal oceanu, w wioseczce Bubigny, spędził ostatnie ciche chwile, tu zmarł w 1885 r. i leży na cmentarzu poblizkiego Lorient, a za pomnik służy mu olbrzymi, ze skał rodzinnych wyciosany krzyż, o którego pierś potrącają wielkie fale nieprzejrzanego morza. Hello jest więc dzieckiem Bretanii, jej powietrza i jej gleby. Ziemia rodzinna, tak jak pierś matczyna, kładzie na dziecko niezatarte piętno. Ale Bretania, której skały omywają wody niezmierne, dała duchowi Hello'a, przez to sąsiedztwo oceanowe, jakoby powiew i polot nieskrępowany wichrów morskich, jakoby widnokręgi nieobjęte w bezmiar fal. Bo duch z siebie i z przeznaczeń najwyższych bierze moc, ale potęgę, ale rozmach lotu i działania bierze tylko z pracy i ćwiczenia, i nie uchowa się geniusz najwięcej udarowany w ciasnocie i ograniczonej gnuśności.
Powróćmy do żywota. Po świetnem ukończeniu liceum Ludwika Wielkiego, gdzie jego wybitne zdolności budziły powszechny podziw, Ernest Hello w 15 roku życia, jako laureat nagrody honorowej, ulegając pragnieniu ojca, wstępuje na prawo i kończy je, olśniewając egzaminatorów genialnemi odpowiedziami. Rozpoczął praktykę, lecz w krótkim przeciągu czasu złożył przed ojcem biret i togę prawniczą, oświadczając: „Niezłomnie postanowiłem nie włożyć ich więcej. Wracam z posiedzenia, gdzie postawiono pytanie, czy prawnik, wiedząc o nieuczciwości sprawy, może jej bronić i głosowano twierdząco! Nie ujrzą mnie nigdy między sobą”.
Niedługo potem wziął się do poważnych studyów teologii, pod kierownictwem ks. Bundry, profesora u Św. Sulpicyusza[1], późniejszego biskupa Perignent. Tu nastąpił przełom w pojęciach Hello'a. Umysł potężny i głęboki, dotychczas nie był sobie znalazł władnej drogi, choć własnemi ścieżkami chodził. Mając wrodzone, bijące u niego wszystkie właściwości, poczucie absolutu, niepokonane pragnienie bezwzględnej prawdy, dotarcia do dna otchłani i wzlotu w bezmiary — w filozofii i teologii chrześcijańskiej znalazł jakby rozwarcie niebios przez błyskawicę, a przenikliwy jego wzrok, wdarłszy się szczeliną w niepojęte i niedosięgłe przestworza, już jej się zawrzeć nie pozwolił i całą potęgą jego ducha, wpił się w tę wiedzę wszelkiej wiedzy. Odtąd całe życie, ludzkość, wszechświat, dla oka jego będą tylko odbiciem niewidzialnego, bożego planu, ukrytego za mgławicą stworzenia; do wszystkiego przykładać będzie niezmierną miarę absolutu, na wszystko spoglądać pod kątem nieskończoności. Oto w trzydziestym roku życia wstępuje w szranki publicznego działania.
Poprzedniego (1857 roku) ożenił się z panną Zoé Berthier[2] sześć lat od niego starszą, kobietą wykształconą, rozumną i niezmiernie dobrą, która troskliwą, wprost macierzyńską opieką (Ernest nazywa ją maman Zoé), darowała 30 lat życia słabowitemu, a raczej wprost choremu i skazanemu w młodości na śmierć — mężowi. Zrozumiała ona i oceniała geniusz męża, a więc mówiąc o jego życiu, nie wolno jej zasług pominąć milczeniem. Tak więc Hello w trzydziestym roku życia (1858) rozpoczyna publiczne działanie, zakładając z Jerzym Seigneure'm dziennik „La Croisé”, (Krzyżowiec). Dziennik ten szybko zdobył sobie uznanie, a nawet zachwyt wśród szerokich kół katolickich, a także i innych, ale upadł po dwuletniem zaledwie istnieniu, dzięki zdradzie Seigneur'a, bardzo zdolnego, ale nadmiernie ambitnego człowieka, który utonął potem w wirze polityki bonapartystowskiej. Cios ten byłby zapewne złamał Hello'a, gdyby go nie była krzepiła maman Zoé. „Krzyżowiec” był polem, na którem z niehamowaną swobodą ten dziennikarz olbrzymiego talentu rzucał snopy światła na wszelkie zagadnienia ludzkie. Odtąd promienie jego będą rozrzucane po całej prasie katolickiej, zawsze wolne, zawsze niezależne od stronniczych względów i odcieni partyjnych, zawsze katolickie naprawdę, t. j. powszechne. Artykuły te, zebrane w jeden tom p. t. „Le Siecle” (Wiek), wyszły, po śmierci ich autora, do 1903 r., już w trzech wydaniach.
Przejrzyjmy w porządku chronologicznym dzieła Ernesta Hello'a.
Równocześnie z założeniem „Le Croisé”, wychodzi w 1858 r. pierwsze jego dzieło p. t. „Renan, l'Allemagne et l'Atheisme au XIX siécle” (Renan, Niemcy i ateizm w XIX w.), które czytelnicy poznają jako drugą część niniejszej książki; pierwsza część została wydana z papierów Hello'a, po jego śmierci, jako początek niewykończonej pracy. Tak więc, tom ten „Filozofia i ateizm” składa się z ostatniej i pierwszej pracy autora.
W brawurze swej, młody krzyżowiec rzuca śmiało wyzwanie stojącemu u szczytu sławy, a raczej rozgłosu. Renanowi i całej szkole, niby naukowego mędrkowania, głośnych niedowiarków; potyka się i unicestwia burzycieli religii, społeczeństwa, wiedzy i sztuki, burzycieli życia. Gdyby ludzie wówczas byli zdolni przeniknąć całą głębię słów Hello'a w tej walce ze smokiem, wszystko pożerającym, nie byłoby w społeczeństwie, ani w literaturze, nawet wspomnienia o Renanie i jego szkole; ale ludzie wolą chwalić Renana, nie czytając go nawet i nie wiedząc, co on właściwie mówi, a Hello'em nie zajmują się wcale. A jednak, nawet tak wolnomyślny krytyk, jak Barbey d'Aurevilly, przyznaje zwycięztwo młodemu zapaśnikowi.
W r. 1861 ukazuje się broszurka, zbiór artykułów ogłoszonych w „Le Croisé”, p. t. „Le style”, włączona następnie do książki, wydanej w 10 lat później, p. t. „L'Homme”. W r. 1868 i 1869, kolejno ukazują się w przekładzie i opracowaniu Hello'a, „Księgi widzeń błog. Anieli z Folinio” i „Dzieła wybrane czcigodnego Russbrocka”. Geniusz filozoficzny w rozkwicie swoim, w najwyższem napięciu swych sił. chciwie czerpie ze źródła prawdziwej wiedzy, z ponad światowej, mistycznej księgi: z widzeń nieuczonego włoskiego dziewczęcia i mistycznych zachwytów prostego, flamandzkiego księdza z XIV wieku[3].
Nadchodzi rok 1871, rok zawieruchy wstrząsającej Francyą i wtym roku, zpod tłoczni francuskich, wychodzi na światło dzienne jedno z najtęższych dzieł myśliciela: „L'Homme” (Człowiek)[4], rozważany w trzech dziedzinach przejawu swego. Życie, wiedza i sztuka ogarniają całość ludzkiego bytu. Blaski, rzucane gdzieś od słońca wszechświata, przenikają tu otchłań istoty ludzkiej i jej spraw, ukazując ją we wstrząsającym obrazie, jakby w prześwietlonem promieniami ciele, gdzie widać krew i soki krążące, widać każdy skurcz mięśnia i każde drgnienie nerwu. A dalej, idą (1875 r.), płomienne „Les Physionomies des Saints”. („Oblicza świętych”): trzydzieści parę sylwetek, arcydzieł o których wyżej wspomniany d'Aurevilly, mówi: „te szkice z płomienia dziwne i wstrząsające nieoczekiwaną nowością, rzucają tak niespodziane oświetlenia i spostrzeżenia, z taką szybkością po sobie następujące, iż robią wrażenie powodzi błyskawic”.
„Lavater dostrzegał w twarzach to, czego inni nie widzieli. Hello posiada taki sam głęboki zmysł odgadywania. To Lavater[5] świętości”.
W r. 1878 ukazują się „Paroles de Dieu” (Słowa Boga), rozmyślania na tematy ze Starego i Nowego Testamentu. Znów krótkie, błyskawiczne oświetlenia słów Pisma, którego prostota dla oka wyćwiczonego i płytkiego przesłania głębie. Pismo święte w oświetleniu Hello'a ukazuje się w całym, dostępnym dla człowieka przepychu bożej mądrości, a nie tracąc nic na prostocie, zyskuje na dostępności dla dzisiejszych, tak bardzo zagmatwanych, tak upadających pod brzemieniem zamętu umysłów. W r. 1879 Hello wydaje „Contes extraordinaires”, (Niezwyłe opowiadania), jakby obrazki, w formę dramatyczną oblekające jego pomysły i spostrzeżenia filozoficzne. Wstrząsający jest portret skąpca w opowiadaniu „Ludovic”, gdzie z szekspirowskim tragizmem ukazany jest postęp namiętności kolejno pożerającej wszystkie uczucia ludzkie i doprowadzającej swą ofiarę do śmierci w zębach zgłodzonego psa. Realizm tego obrazu, aż przesadnymby się mógł wydać; ale w wypadkach ostatnich dni spotykamy zdarzenie, jakby wprost naśladujące powyższe opowiadanie[6]. Opowieść „La Laveuse de unit” jest pełnym grozy i posępnej malowniczości obrazem wiedźmy, przemywającej przy świetle księżyca, w skalistej zatoce morskiej, zbrudzone krwią i błotem — złoto. „Kainie, coś zrobił z bratem swoim?”, „Dwóch obcych” i wiele innych — to płaskorzeźby dramatyczne, którym zbywa może na ruchliwości i lekkości linii, ale które są za to jakby preparatem anatomicznym duszy, serca, mózgu ludzkiego, podchwyconej in flagranti szarpaniny między błędem a prawdą, między namiętnością a cnotą, a wszędzie za tło służy ta rozwarta filozoficzna źrenica, wszystkiemu niezłomnie prawdziwe miejsce dająca.
A dalej idę, w 1880 r. „Les Plateaux de la Balance”, (Szale wagi), ostatnie przed śmiercią mistrza wydane dzieło. „O tobym chciał, aby krytyka, zasiadła na wyżynach uroczyście, aby się wzniosła wysoko ponad kurzawę i zamęt walki, aby przestała być drażnieniem, a stała się ukojeniem” — tak pisze we wstępie. Łaknął i pragnął sprawiedliwości i dla tego spogląda po tłumie głów ludzkich, aby przekonać się, czy wszystkie wyniesione głowy zasłużyły na wyniesienie, a wszystkie poniżone na poniżenie. W rozdziale „Les Prejugés” (Przesądy), zatapia swój skalpel w sławy uznane, tej miary, co szekspirowska i rozbija utarte, przyjmowane bez zastrzeżeń przesądy, nieubłaganie wykazuje, co jest tam wielkością, a co poniżeniem, ale mimo poważne zarzuty, jakie czyni, mimo śmiałe targnięcie się na ślepo uznaną aureolę geniuszu szekspirowskiego, nie sądzę, by znalazł się drugi krytyk, któryby tyle, nie owczego uznania, ale prawdziwej sławy geniuszowi Szekspira przysporzył; a ci, co z oburzeniem odwracają się od prawdziwej krytyki tragika, krzywdę sobie i jemu robią, a nie odbiorą przez to słuszności nieugiętemu krytykowi. „Piaski ruchome”, „Światło i mroki”, „Rozgłos i sława”, „Miłosierdzie umysłowe”, oto miana rozdziałów, które same pojedynczo stanowićby mogły strawę dla myślącej jednostki na całe miesiące.
„Szale wagi” stoją pod względem ważności poruszanych zagadnień, głębi, spostrzeżeń i przepysznego władczego stylu, stoją tuż obok „Człowieka”, a w poszczególnych fragmentach go przewyższają.
Dzieła geniusza niepełny tylko dają obraz geniusza samego. Potęga umysłu Hello'a, nie tylko w jego książkach się objawiła. Postać drobna, niepozorna, prawie ułomna, oblicze o nieregularnych rysach, były tak przejęte mocą ducha w nich zawartego, że wprost magnetyzowały stykających się z Hello'em ludzi Hello miał tylko zaciętych wrogów i zaciętych przyjaciół. Kto go poznał, obojętnym być nie mógł. Najwybitniejsze umysły Francyi były pod jego wpływem. A teraz, gdy zgasły te oczy u roczne odbiciem nieskończoności, gdy w proch się rozpadło szerokie czoło, spragnione powiewów Jedynej Prawdy, oto ten zapoznany, nieczytany, zbyt wysoki dla przeciętnych umysłów człowiek nieznany, którego za życia czciła zaledwie garść wybrana, w 20 lat po śmierci zdobywa sławę nowego człowieka. Mnożą się przekłady angielskie, niemieckie, włoskie, nawet nowe wydania francuskie; a ktokolwiek zdobędzie się na czyn odwagi i osiągnie choć na chwilę poziom lotu tego filozofa, już na zawsze zostanie wiernym sojusznikiem pogrobowej sprawy mędrca.
Słowa wszystkie powyższe, nie zdołają odsłonić, nie zdołają wyrazić ani cząstki tego, co się myśli i czuje gdy umysł samo słowo mistrza chłonąć zacznie. Nie ma tu miejsca dla przytoczeń. Przed czytelnikiem leży rozwarta książka — synteza całego poglądu, całego żywota umysłu wielkiego człowieka. Do pożywienia takiej strawy przystąpić nie łatwo. Trzeba, aby duch łaknął, aby umysł już był ćwiczony i myśl swoją z upodobaniem, — mało — z utęsknieniem zatapiał już nieraz w okręgach ponad widzialnego, aby mu było tu na ziemi za ciasno, aby się rwał do przedwiecznego wzoru — do Bytu istotnego, — do bezwzględnej prawdy, do Jedności. Bez tego nie bierzcie do ręki tych kartek; poco macie się wykrzywiać uśmiechem niesmaku i politowania, poco macie targać nerwy, nawykłe do ślepej służby zmysłom, targać buntowniczem pragnieniem bezmiaru wieczności. Czemu się ma umysł męczyć, topielą blasków bezwzględnej Jedności, kiedy się tak już przyzwyczaił do rozproszenia, do strzępów mnogości, do porwanych łachmanów ziemskich pożądań, uczuć, myśleń, określeń i prawideł? Komu głód wieczności nie dokuczył, ten niech nie dotyka chleba żywota, bo mu on obrzydnie i niesmak sprawi. A jednak i utęsknieni nie powinni lekkomyślnie zaglądać do otchłani, choćby światła pełnej! Nieprzyzwyczajeni jesteśmy do oddychania w tak górnych okręgach. „Filozofia i Ateizm”, właśnie jako treść treści, może na razie nużyć. Lepiejby zasmakować i wprawić się na „Człowieku” choćby. A kto włada francuską mową, niechaj przejrzy obraz życia, duszy i działania Ernesta Hello, w książce J. Serve[7]. Nie mam dość słów zachęty do przeczytania tej książki, której wartość podnosi duża ilość przytoczeń z mistrza, i to z dzieł nie wydanych jeszcze, które mają stanowić ostatni tom pośmiertnych wydawnictw Hello'a.
Poznać i odczuć wielkiego i to tak, jak Hello, zapoznanego człowieka, to zdobycz nielada w naszych czasach, tak pełnych wielkich porywów, a obłędnych wzlotów, i serc małych i skrzydeł spętanych. Poznać i ukochać wielkiego człowieka, to zdob...
geodominik