67
B O L I D
S Y B E R Y J S K I
J o r d a n ó w 2 0 0 1
Spis treści:
0. Od tłumacza.
1. Do Czytelnika od autora.
2. Niektóre okoliczności katastrofy.
2.1. Ekspedycje Kulika.
2.2. Pierwsze fantastyczne wersje.
2.3. Dalsze badania.
2.4. Co wiemy dziś?
3. Hipotezy, informacje, propozycje.
3.1. Po złotym jubileuszu.
3.2. Przez sześćdziesiąt lat.
3.3. Czy wykonano manewr nad Tunguską?
3.4. Tunguskie meteoryty spadają każdego roku!
3.5. Tunguska Kometa: Prawda czy mit?
3.6. Hipotezy lat 80.: Jednak meteoryt?
3.7. Trop wiedzie na Słońce.
3.8. „Kontener informacyjny”?
3.9. „Rykoszet”.
3.10. Wybuch elektryczny.
3.11. Tajemnica „Diabelskiego Cmentarza”.
3.12. Czy istniał „czarny gwiazdolot”?
3.13. Tunguski Meteoryt a grawitacja.
4. Fakty, przemyślenia, wnioski.
4.1. Zagadki „tunguskiego cudu”.
4.2. Meteoryt Tunguski a kometa Halleya.
5. Posłowie.
CZĘŚĆ II - INNE SPOJRZENIA - NOWE PROPOZYCJE
6. P. I. Priwałow - Wykaz hipotez o Bolidzie Tunguskim.
7. R. K. Leśniakiewicz & M. Jesenský - Hipoteza nr 81: Antyczna głowica jądrowa?.
8. R. K. Leśniakiewicz - TM z Kosmosu.
8.1. Hipoteza nr 82: Urządzenie energetyczne sprzed wielu, wielu wieków?
8.2. Hipoteza nr 83: Sonda Bracewella?
8.3. Hipoteza nr 84: „Gość” z głębokiego Kosmosu?
8.4. Hipoteza nr 85: Powrót z gwiazd.
9. R. K. Leśniakiewicz, K. Piechota, B. Rzepecki - TM alla Polacca.
9.1. Wielki Bolid Polski.
9.2. Jerzmanowice.
9.3. Czy widziano TM nad Europą?
9.4. Majowe Bolidy Polskie?
10. TM w oczach polskich astronomów i ufologów.
10.1. A. Kotowiecki
10.2. R. Rzepka
10.3. M. Mioduszewski
11. M. Jesenský - Życie na Księżycu.
12. Literatura i materiały medialne.
A. I. Wojciechowskij -
CO TO BYŁO? - TAJEMNICA PODKAMIENNEJ TUNGUSKI.
0. OD TŁUMACZA.
Długo przymierzałem się do sporządzenia przekładu pracy A. I. Wojciechowskiego, odkąd miałem po raz pierwszy okazję zetknąć się z nią w 1992 roku, dzięki memu Koledze, ufologowi z Rosji polskiego pochodzenia mgr Władysławowi Bieleckiemu z Orenburga, który mi ją przysłał w ramach współpracy z Orenburskom Ufołogiczieskim Kłubom.
Zastanawiałem się nad tym dlatego, że niełatwo jest napisać coś nowego i zabrać głos w sprawie, która podobnie jak mityczna Atlantyda, nie schodzi z łamów prasy egzo- i ezoterycznej od 1908 roku.
Kim jest Autor? Dr A. I. Wojciechowskij[1] jest członkiem Biura Rady Naukowo-Technicznej Federacji Kosmonautyki Federacji Rosyjskiej (dawniej ZSRR), autorem kilku książek i broszur oraz referatów w prasie specjalistycznej. Głównymi tematami przezeń poruszanymi są: osiągnięcia naukowo-techniczne i perspektywy rozwoju kosmonautyki, współistnienie ludzkiej cywilizacji z Kosmosem, współczesna problematyka atlantologii.
Dla mnie spadek Meteorytu Tunguskiego, to także sprawa rodzinna. Dosłownie, bo mój dziadek ze strony matki - Franciszek Baranowicz - w czasie swych wędrówek po Syberii w latach 1905 - 1918, gdzie m.in. bił się z Japończykami w Port Arturze i na sopkach Mandżurii, znalazł się także w rejonie Podkamiennej Tunguskiej. Nie był wprawdzie w samym epicentrum eksplozji, ale rozmawiał z naocznymi świadkami spadku, którego sam był także świadkiem, widział on leśne wywały, opalone i spalone drzewa, i był w stu procentach przekonany o tym, że nie był to spadek meteorytu, bowiem miał także okazję widzieć spadek Meteorytu Łowickiego i mógł porównać oba te wydarzenia i relacje o nich. Były to dla niego dwie różne sprawy! Opowiadając mojej siostrze Wiktorii i mnie o nich, zawsze podkreślał różnice pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami...
Może ktoś powiedzieć, że temat się zestarzał. Być może - ale sprawa Bolidu Tunguskiego nie starzeje się nigdy, bo jest to prasowy evergreen - rzecz jak bigos wielokrotnie odgrzewana i za każdym razem tylko nabierająca smaku, nie tracąc bynajmniej na wartości. Ot, taki prasowy bigosik!... I taka ona będzie, póki nie znajdziemy zadowalającego wyjaśnienia, a znając życie wiem, że nawet gdyby takowe znaleziono - to zawsze znajdzie się ktoś, komu nie będzie to pasowało z tego czy innego względu, i odgrzeje ją znowu - jak bigos właśnie!
Starałem się dokonać jak najwierniejszego przekładu tej pracy. Wszelkie swe uwagi zamieściłem w przypisach i dodatkach, które - jak mam nadzieję - pogłębią wiedzę Czytelnika na ten temat. Mam nadzieję, że będziesz z tego Czytelniku zadowolony. Życzę przyjemnej lektury.
Jordanów, czerwiec - październik 1999 roku
1. DO CZYTELNIKA OD AUTORA.
Rankiem, 30 czerwca 1908 roku, nad Syberią zaobserwowano świecący jaskrawym światłem ogromny bolid, który po doleceniu nad rejon rzeki Podkamienna Tunguska eksplodował z potężnym hukiem. Wydarzenie to zapisało się na trwałe w historii meteorytyki i astronomii, i jest ono uważane za fenomen Natury.
Oczywiście, że tajemnice są potrzebne, zwłaszcza takie, wobec których nauka skapitulowała - po prostu dlatego, że ludzie zawsze będą poszukiwać, odkrywać nieodkryte, poznawać niepoznane to, czego nie udało się poznać całym pokoleniom bezdusznych uczonych.
Droga do poznania prawdy naukowej wiedzie od zbioru faktów, ich systematyzacji, uogólnienia i przemyślenia. Fakty i tylko fakty staja się fundamentem hipotezy roboczej rodzącej się w trakcie mrówczej pracy badacza.
Autor w trakcie ćwierci stulecia zbierał materiały na temat tego problemu, problemu Tunguskiego Meteorytu, które opublikowano w dziełach naukowych i monografiach, książkach popularnonaukowych, wreszcie w referatach i artykułach, itp.
Ogromna ilość informacji zebrana przez Autora sprawia jednak trudność, bo które z nich trzeba wyselekcjonować, by podać Czytelnikowi tak, aby było to treściwe i nie za nudne? Takie pytanie postawił sobie Autor tej pracy jako pytanie numer jeden.
Czas przynosi coraz to nowsze wersje i domysły o naturze Tunguskiego Fenomenu, ale do finalnych wniosków uczeni jakoś nie mogą dojść, bowiem ta katastrofa nijak nie wpisuje się w kanony klasycznej meteorytyki. To kosmiczne ciało rozerwało się i znikło zupełnie nie tak, jak to obserwowało się w przypadku „prawidłowych” meteorytów.
Zadziwiająca sprawa, ale obecność tylu hipotez i wyjaśnień, wersji i propozycji - i nie ma żadnych analiz porównawczych, i nikt nie przeprowadzał dokładniejszych badań stanowiących dla nich podstawę. Poniższa praca stanowi próbę dokonania takiej analizy.[2] Stanowisko to pozwoliło mu na sformułowanie kilku blisko siebie stojących hipotez, które mogą wyjaśnić wszystkie lub prawie wszystkie zagadki natury wybuchu tunguskiego, w tym także zagadkę braku jakichkolwiek fragmentów tunguskiego ciała.
Autor nie pretenduje do przedstawienia całości zagadnienia Meteorytu Tunguskiego, ale ma nadzieję, że pozwoli to Czytelnikowi przybliżyć się do zrozumienia Fenomenu Tunguskiego.
2. NIEKTÓRE OKOLICZNOŚCI KATASTROFY.
Wczesnym rankiem, dnia 30 czerwca 1908 roku, nad terytorium południowej części Centralnej Syberii wielu świadków obserwowało fantastyczne widowisko: na niebie leciało coś ogromnego i świecącego. Według relacji jednych była to rozjarzona kula, zaś inni twierdzili, że był to ognisty snop z kłosami do tyłu, trzeci zaś widzieli w tym zjawisku płonące bierwiono... Lecące po nieboskłonie ogniste ciało pozostawiało po sobie ślad, jak normalny meteoryt. Jego przelot manifestował się także wieloma zjawiskami dźwiękowymi, które odnotowało tysiące naocznych świadków w promieniu kilkuset kilometrów i spowodowały przestrach, a gdzieniegdzie też i panikę.
Około godziny 07:15 czasu lokalnego[3] mieszkańcy faktorii Wanawara, znajdującej się na brzegu rzeki Podkamienna Tunguska, prawego dopływu Jeniseju, ujrzeli na północnej części nieba oślepiająco jasną kulę, która była jaśniejsza od Słońca. Kula przekształciła się w ognisty słup. Po tych świetlnych zjawiskach świadkowie poczuli wstrząs ziemi, potem rozległ się potężny huk wielokrotnie powtórzony, jak uderzenia piorunów w czasie burzy.
Huk i grzmot wstrząsnął wszystkim dookoła, a był on słyszanym w promieniu 1.200 km od epicentrum katastrofy. Drzewa padały jak skoszone, z okien wylatywały szyby, zaś na rzekach pojawiły się ogromne fale przypominające wodne wały. Przerażone zwierzęta miotały się w panice po tajdze. W promieniu powyżej stu kilometrów od centrum wybuchu drżała ziemia i wyłamywały się ramy okien.
Jednego ze świadków wstrząs odrzucił w tył na 3 sążnie.[4] Jak się potem wyjaśniło, fala uderzeniowa powaliła w tajdze drzewa na powierzchni o promieniu 30 km. Od potężnego uderzenia promieniowania świetlnego i termicznego oraz potoku rozpalonych gazów wynikł pożar lasu, a w promieniu kilkudziesięciu kilometrów doszło do spalenia pokrywy roślinnej.
Odgłosy i echa spowodowanego wybuchem trzęsienia ziemi zarejestrowano przy pomocy sejsmografów w Irkucku (Rosja), Taszkiencie (Uzbekistan), Słucku (Białoruś) i Tbilisi (Gruzja), a także w Jenie (Niemcy). Powietrzna fala uderzeniowa spowodowana niebywałym wybuchem obiegła dwukrotnie kulę ziemską. Jej obecność odnotowano w Kopenhadze (Dania), Zagrzebiu (Chorwacja), Waszyngtonie, Poczdamie (Niemcy), Londynie i Dżakarcie (Indonezja), i kilku innych miejscach na planecie.
W kilka minut po eksplozji zaczęła się burza magnetyczna, która trwała blisko 4 godziny. Burza ta, jak można to było wywnioskować z opisów, była niezwykle podobna do tych, które obserwuje się obecnie w ziemskiej atmo- i magnetosferze po próbnych eksplozjach „urządzeń” jądrowych i termojądrowych.
Dziwne zjawiska zachodziły na całym świecie w czasie kilku dób od zagadkowego wybuchu w tajdze. Nocą 30.VI./1.VII.1908 roku, w ponad 150 punktach Syberii Zachodniej, Azji Centralnej, europejskiej części Rosji i w Europie praktycznie nie było nocy, bo na niebie, na wysokości około 80 km , wisiały srebrzyste obłoki świecące mocnym światłem. W miarę upływu czasu, intensywność tych „białych nocy z 1908 roku” znacznie spadła, i już 4 lipca ten „kosmiczny fajerwerk” całkowicie dobiegł końca, tym niemniej rozmaite świetlne fenomeny obserwowano w ziemskiej atmosferze aż do końca lipca 1908 roku.[5]
Zwróćmy uwagę na jeszcze jeden fakt, który ma związek z wybuchem w dniu 30 czerwca 1908 roku. W kalifornijskiej stacji aktynometrycznej[6] stwierdzono wyraźne zmętnienie atmosfery i znaczny spadek promieniowania słonecznego. Było ono porównywalne z tym, które stwierdzono w czasie silnych wybuchów wulkanicznych. Tak wyglądają niektóre konkretne dane o Wybuchu Tunguskim w 1908 roku.
Tak czy owak, ów rok - jak podają gazety i magazyny - obfitował w mnogie „niebiańskie” jak i „ziemskie” niezwykłe fenomeny i zjawiska przyrody. I tak np. wiosną 1908 roku odnotowano niezwykle niszczące powodzie spowodowane obfitymi opadami śniegów w Szwajcarii w końcu maja! - zaś nad Oceanem Atlantyckim zaobserwowano chmurę gęstego pyłu. W ówczesnej prasie regularnie pojawiały się informacje o kometach, które widziano na terytorium Rosji, o kilku trzęsieniach ziemi, o dziwnych zjawiskach i nadzwyczajnych wydarzeniach, które wynikły z nieznanych przyczyn.
Zatrzymajmy się przez chwilę przy jednym niezwykłym fenomenie optycznym, które obserwowano nad Brześciem (Białoruś), w dniu 22 lutego 1908 roku. Rankiem, kiedy pogoda była jasna i powietrze przeźroczyste, po północno-wschodniej stronie nieba, nad horyzontem, pojawiła się silnie świecąca plama, szybko przybliżająca się i przybierająca kształt litery V. obiekt ten przemieszczał się ze wschodu na północ. Jego blask początkowo bardzo jasny zmniejszał się, ale rozmiary wzrastały. W ciągu pół godziny widzialność plamy stała się bardzo mała, a po upływie półtorej godziny obiekt definitywnie znikł. Długość jego ramion była ogromna! Czyż ta informacja nie przypomina mi wszystkich relacji o obserwacjach UFO, które literalnie zalewają nas w ostatnim czasie?[7] I wszystkie te najbardziej nieoczekiwane wydarzenia i zjawiska bezpośrednio poprzedzały katastrofę...
Na środkowej Wołdze w nocy 17/18 i 18/19.VI. obserwowano zorzę polarną.
Od 21 czerwca 1908 roku, tj. na dziesięć dni przed katastrofą, niebo nad Europą i Zachodnią Syberią w wielu miejscach rozjaśniały jaskrawe i kolorowe zorze.
W nocy 23/24.VI. nad okolicami Jurewa[8] i niektórymi miejscowościami nad Bałtykiem, wieczorem i w nocy ukazały się jaskrawe, purpurowe zorze, przypominające te, które obserwowano ćwierć wieku wcześniej, po straszliwej - utożsamianej z kataklizmem - erupcji i wreszcie eksplozji wulkanu Krakatau.[9]
Białe noce przestały być monopolem Północy. Na niebie lśniły długie srebrzyste obłoki, wyciągnięte równoleżnikowo - ze wschodu na zachód.[10] Od 27 czerwca poważnie wzrosła liczba takich obserwacji. Odnotowano częste przeloty jaskrawych meteorów. W przyrodzie czuło się napięcie, przybliżanie się czegoś niezwykłego...
Należy odnotować, że wiosną, latem i jesienią 1908 roku, badacze stwierdzili znaczne podwyższenie się poziomu aktywności rojów meteorytowych. Ilość prasowych doniesień na temat obserwacji spadków meteorów i meteorytów z tego okresu jest o wiele razy większa, niż w innych latach. Jasne bolidy widziano w Anglii, europejskiej części Rosji, republikach bałtyckich, Azji Centralnej, Syberii i w Chinach.
Pod koniec czerwca 1908 na Katondze - jak miejscowi nazywają Podkamienną Tunguską - pracowała ekspedycja członka Towarzystwa Geograficznego - A. Makarenki. Udało mi się znaleźć krótki raport o jego pracach. Pisało się w nim, że ekspedycja przeprowadziła pomiary brzegów Katongi, jej głębokości, farwaterów[11], itd. - ale nie ma w nim mowy o jakichś niezwykłych wydarzeniach zaobserwowanych w związku ze spadkiem meteorytu i towarzyszących temu wydarzeniu innych fenomenów... I to jest jedna z największych tajemnic Tunguskiej Katastrofy! - no bo jak mogło to się stać, że ekspedycja Makarenki nie zauważyła świetlistego zjawiska przelatującego nad tajgą, ani nie słyszała potwornego huku, którymi to efektami zamanifestował się spadek kosmicznego gościa w lasy Syberii???[12]
Na razie pozostańmy przy tej jednej z pierwszych zagadek związanych z Tunguskim Wybuchem, ponieważ w dalszym ciągu przyjdzie nam niejeden raz zetknąć się z faktami tego rodzaju.
Niestety, do dziś dnia nie posiadamy żadnych świadectw o tym, czy wśród naocznych świadków znaleźli się uczeni, którzy zajęliby się sprawdzeniem jego autentyczności, nie mówiąc już o udaniu się na miejsce wybuchu i zbadaniu rzeczy in situ.
Prawdą jest, że z przedrewolucyjnej prasy, wspomnień mieszkańców i niektórych petersburskich uczonych, doszły do nas informacje o tym, że w latach 1909-1910 jacyś ludzie z narażeniem życia udawali się na miejsce Tunguskiej Eksplozji i widzieli tam niezwykłe rzeczy i zjawiska. Kim oni byli? Kto zorganizował tą ich ekspedycję?... Nie ma żadnych oficjalnych doniesień o tym, i ślady po tej tajemniczej ekspedycji pozostają nieznane...[13]
Pierwsza ekspedycja, o której są wiarygodne dane, została zorganizowana w 1911 roku przez Omski Urząd ds. Dróg Ziemnych i Wodnych. Kierował nią inż. Wiaczesław Szyszkow, który potem został znakomitym pisarzem. Ekspedycja przeszła w dużej odległości od epicentrum wybuchu, chociaż odkryła w rejonie Niżnej Tunguski ogromny wywał lasu, którego jednak nie powiązano ze spadkiem meteorytu...
I na koniec kilka słów na temat terminologii, nazwach i abrewiaturze. Publikacje o niezwykłym zjawisku bardziej czy mniej obiektywne, a nawet z elementami dezinformacji (???) pojawiły się w syberyjskich gazetach: „Sibirskaja żyzń”, „Sibir”, „Gołos Tomska”, „Krasnojariec” w okresie od czerwca do lipca 1908 roku. W nich, jak i w zrywnym kalendarzu wydawnictwa O. Kirchniera (Sankt Petersburg) na 1910 rok, meteoryt nazwano Filimonowskim, a nie Tunguskim. Nazwa „Meteoryt Tunguski” pojawiła się i weszła na stałe do terminologii naukowej dopiero w 1927 roku.
Nazwa Meteoryt Tunguski nie powinna nikogo wprowadzać w błąd, choć jak powiedział słynny badacz tego fenomenu W. Bronsztejn wpadliśmy tutaj w pułapkę terminologiczną: wszak meteorytami nazywamy ciała kosmiczne, które spadają na Ziemię. Jednak ostatnimi czasy w naukowej i popularnej literaturze autorzy używają terminu „meteoryt” - a to ze względy na efekty jego upadku. Dziś już nie słyszymy sprzeciwu, że „Ciało Tunguskie” nie można stawiać w jednym rzędzie z żelaznymi czy kamiennymi meteorytami, które zazwyczaj spadają na Ziemię.[14]
Rzecz w tym, że gigantyczne meteoryty z masą tysięcy ton - a masa Meteorytu Tunguskiego była oceniana, na co najmniej 100.000 ton - powinny przebijać atmosferę Ziemi i wbijać się w jej powierzchnię, tworząc kratery.[15] W naszym przypadku powinien powstać krater o średnicy co najmniej 1,5 km i głębokości kilkuset metrów. Nic takiego nie zaszło!...
Meteorytu Tunguskiego nie było i nie ma! - do takiego wniosku doszli badacze na początku lat 80. Paradoks? Nie. To było po prostu uściślenie terminologii. Pojawił się bardziej dokładny i adekwatny termin: „Tunguskie Ciało Kosmiczne”... - ja jednak zachowam zwyczajową formę: Meteoryt Tunguski i w tej pracy wprowadzam następujące skróty: TM - Tunguski Meteoryt; TKC - Tunguskie Ciało Kosmiczne i TF - Tunguski Fenomen.
Prawnym odkrywcą TM jest Leonid Alieksiejewicz Kulik (1883-1942) - patrz ryc. 2, któremu nauka zawdzięcza to, że ten fenomen nie poszedł w zapomnienie.
Badania naukowe problemu tunguskiego zaczęły się od drobiazgu. W 1921 roku, 38-letni geofizyk L. Kulik oderwał kartkę z kalendarza. Był on wtedy pracownikiem naukowym u W. I. Wiernadskiego w Muzeum Mineralogii Akademii Nauk Związku Radzieckiego, kiedy przeczytał z kartki kalendarzowej o spadku meteorytu w 1908 roku. Tak to uczony zajmujący się na co dzień „kamieniami z nieba” dowiedział się o obserwacjach w Guberni Jenisiejskiej przelotu ogromnego bolidu i od razu pragnął odnaleźć miejsce jego spadku, zaś sam meteoryt zrobić sukcesem naukowym.
W latach 1921-1922 Kulik przedsięwziął ekspedycję zwiadowczą do Wschodniej Syberii. W czasie tego wypadu, zebrał on dużą ilość zeznań naocznych świadków o tym wydarzeniu, które miało miejsce w tajdze 13 lat wcześniej i na ich podstawie sporządził pierwszy opis rejonu katastrofy i zestawił przebieg wydarzeń. Zwróćmy uwagę na następującą ważną okoliczność: otóż Kulik sądził, że przyczyna katastrofy z 1908 roku mogło być zderzenie Ziemi z kometą (!!!) - jednakże z uporem od początku do końca swych badań poszukiwał odłamków gigantycznego meteorytu, który w locie rozpadł się na kilka części.
Latem 1924 roku, geolog S. W. Obruczew - członek-korespondent AN ZSRR i znany autor powieści SF - badając geologię i geomorfologię Tunguskiego Zagłębia Węglowego, na prośbę Kulika w czasie pobytu w Wanawarze wypytał miejscowych o okoliczności towarzyszące spadkowi „niebiańskiego gościa”. Obruczewowi udało się dowiedzieć o ogromnych wywałach lasów w odległości 100 km na północ od Wanawary, ale nie był w stanie do nich dotrzeć.
Po 19 latach od katastrofy, na jej miejsce przybyła ekspedycja kierowana przez L. Kulika, która przeniknęła w głąb powalonego lasu i podjęła prace badawcze w rejonie katastrofy. Głównymi odkryciami były dwa znamienne spostrzeżenia:
v Ogromny, radialny wywał lasu - vide ryc. 1, wszystkie drzewa wskazywały swymi korzeniami centrum eksplozji;
v W epicentrum, tam, gdzie zniszczenia od spadku ogromnego meteorytu powinny być największe, las stał na swych korzeniach, no ale to był las martwy: z odartą korą, bez małych gałązek... - drzewa przypominały wbite w ziemię telegraficzne słupy.
Przyczyną tego stanu rzeczy mógł być tylko ponad-powierzchniowy wybuch. Dziwnym było i to, że pośrodku martwego lasu znajdowała się woda - jeziorko albo bagno. Kulik od razu założył, że był to krater powstały wskutek spadku meteorytu.
W ciągu 1928 roku, Kulik powrócił w tajgę z nową wielką ekspedycją. Wykonano zdjęcia topograficzne okolicy, zrobiono materiał fotograficzny i filmowy, a także próbowano wypompować wodę z kraterków przy pomocy samoczynnej pompy. Jesienią rozkopano kilka kraterków i przeprowadzono pomiary magnetyczne, ale nie znaleziono żadnych śladów meteorytu...
Trzecia ekspedycja Kulika w latach 1929-1930, była lepiej wyposażona. Miała ona do dyspozycji specjalne pompy do osuszania kraterków i wyposażenie wiertnicze. Osuszono największy kraterek, na dnie którego znaleziono pień, ale okazał się on być starszym od Tunguskiej Katastrofy. A to oznaczało, że kraterki miały nie meteorytowe, ale termiczne pochodzenie. Wynikałoby z tego, że meteoryt czy też jego fragmenty po prostu... znikły!
Nieudana ekspedycja podkopała zaufanie Kulika do ...
lgoora