SWIADECTWO ŻYCIA w KAZANIU i na KATECHEZIE t-1.DOC

(587 KB) Pobierz
l

1. MODLITWA - CUD - ZAZDROŚĆ - PROŚBA - BOGACTWO

8 NIEDZIELA WIELKANOCNA (B)

 

Biedny drwal, mający na utrzymaniu chorą żonę i niewidomą córkę, popada w długi u bogatego młynarza. Sąsiad - młynarz grozi mu wyrzuceniem z domu. Zrozpaczony drwal nie wie, co począć. Idzie do lasu, a tam spotyka figurkę Chrystusa. Klęka u jego stop i modli się gorąco, prosząc o pomoc i ratunek. Nagle słyszy słowa: "Dziś wieczorem przyjdę do ciebie". Uradowany biegnie do domu, mówi żonie o całym zajściu i przygotowuje się na przyjęcie wspaniałego gościa. Wieczorem, po długim czekaniu słyszy pukanie do drzwi. Drzwi się otwierają, a tu zamiast bogatego pana, wchodzi żebrak i prosi o wsparcie. Zaskoczeni nieoczekiwanym gościem przyjmują go jednak, a nawet częstują ostatnią kurą, którą ugotowali dla Chrystusa: Żebrak posilił się podziękował i odszedł. Po jego odejściu, niewidoma córka woła: "Mamo, tato, ja widzę". To nie był żebrak, to był Pan Jezus! Ale jego już nie było. Co więcej, po chwili znaleźli w komorze worek złotych pieniędzy. Z wdzięcznością padają na kolana, modlą się i dziękują Chrystusowi tak długo, aż zasnęli. Dopiero rankiem podrywa ich z klęczek młynarz, który przyszedł z robotnikami i urzędnikami, by dokonać eksmisji. Wtedy ubogi drwal powraca dług, obdarowuje wszystkich pieniędzmi i opowiada zaciekawionym ludziom całą historię.

Ale młynarz również pragnie zaprosić Chrystusa do siebie, ugościć Go i w obecności tak wspaniałego gościa urządzić dla swojej córki wesele. Udaje się więc do lasu, modli się i słyszy podobne słowa: "Dziś wieczorem przed burzą przyjdę do ciebie". Zadowolony wraca do domu. Zaczynają się przygotowania. Nikogo nie brakuje. Jest orkiestra, dziennikarz, a nawet fotograf. Zostali zaproszeni wszyscy najzamożniejsi z okolicy, aby towarzystwo było godne Chrystusa. Zbliża się wieczór, nadaąga burza. Słychać pukanie do drzwi. Orkiestra zaczyna grać marsza, fotograf przygotowany czeka, by zrobić zdjęcie. Drzwi się otwierają, a w nich ku zgorszeniu gospodarza ukazuje aię mała sierotka f"prosi o ńocleg, bo bardzo boi się burzy. Młynarz, który czeka na ielkiego gościa, wypędza sierotkę. Ta jednak uparcie wraca i nalega. W końcu zdenerwowany poszczul dziecko psem. Przyjęcie się nie układa.

Oczekiwanie przeciąga się do rana, a gościa nie widać. Zrozpaczony młvnarz biegnie co sił do lasu i czvni wymówki Chrystusowi, że tyle strat poniósł, że tak wspaniale się przygotował i tak bardzo czekał, a On nie przyszedł. Zdziwił sięjednak, gdy lamentując usłyszał słowa: "Byłem u ciebie, tyś mnie psem poszczuł". I zobaczył nogę Chrystusa pogryzioną przez psa. (na podstawie "Gość oczekiwany" - Zofia Kossak-Szczucka).

 

Ks. Twardawa M., Zwycigstwo przez nawrócenie i uwolnienie od grzechu, BK 3-4 (1985), s.149-150

 

 

2. ZAZDROĆ-CHĘĆ POSIADAMA-EGOIZM-BOGACTWO

25 NIEDZIELA ZWYKŁA (A)

 

Andrzej nosi do szkoły nową skórzaną teczkę w kształeie walizki. Z zachwytem wszyscy oglądali świecące zamki walizkowe i małe kluczyki. Andrzej nigdy ich nie używa, ale to coś wspaniałego.

Jolę podwozi do szkoły ojciec nowym samochodem. 200 km/godz. na liczniku. Chodzi cicho jak zegarek. Chłopcy czekają przed bramą, aż Jola przyjedzie, by z bliska zobaczyć to jeżdżące cudo. Wzdychają rozmarzeni - kiedy będą mieć taki wóz.

Mateusz częstuje na przerwie gumą do żucia. Długo można trzymać ją w ustach i nie traci smaku. To z paczki.

Koledzy żyją jeszcze wspomnieniami z wakacji. Gdzie to każdy nie był, jakie szczyty zaliczył, ile muszli z morza wydobył? Niektórzy przynoszą ;vakacyjne trofea, by zaimponować posiadanymi skarbami.

 

Ks. Mikołajczyk J., W niewolę miości ofLarnej, BK 2-3 (1984), s. 80-81

 

 

3. POMOC - MIŁOŚĆ BLIŹNIEGO - WDZIĘCZNOŚĆ

27 NIEDZIELA ZWYKŁA (A)

 

Spróbujcie sobie wyobrazić, że macie tatusia marynarza. Nosi on granatową bluzę, spodnie rozszerzone u dołu jak dzwon i marynarską czapkę. Ale Wy z waszą mamą zazwyczaj oglądacie go tylko na fotografü. Marynarz, w iadomo, spędza swój czas przeważnie gdzieś na bezkresnym morzu. Trzeba długo czekać, żeby znowu poczuć ciepło jego lłoni, żeby mu się napatrzyć i nasłuchać o jego przygodach.

Jednego razu płynie Wasz tatuś po dalekim morzu, a tu nagle pogoda się psuje, podnosi się wiatr, nadchodzi niebezpieczna burza. Morze zaczyna się coraz bardziej pienić· Wicher wieje i świszczy. Całe góry wody podnoszą się, rozpędzają i całą siłą rzucają na statek. Marynarze zwijają sięjak frygi, ale statek zo

5taje uszkodzony i grozi mu zatonięcie, jeżeli nie nadejdzie szybko pomoc. Poprzez nadajnik radiowy idzie w świat wezwanie: "SOS, tu statek w Potizebie".

Gdyby załogi innych statków myślały tylko o sobie, gdyby sobie mówiły: "Po co mamy się narażać alajakichś polskich marynarzy", tatuś nigdy by już na pewno nie wrócił do domu. Zostałaby po nün tylko fotografia. Na szczęście załogi innych statków płyną pospiesznie na pomoc. Tatuś i jego koledzy są uratowani i są niezmiennie wdzięczni tym, którzy w potrzebie udzielili im pomocy nie zważając na trud i ryzyko. Wdzięczni są Bogu i tyrn szlachetnym marynarzom nie tylko sami uratowani, lecz również ich bliscy: krewni i przyjaciele.

 

Ks. Kustra A., Nie chcemy być gorsi, BK 2-3 (1984), s. 93

 

 

4. BOGACTWO - CHĘĆ POSIADANIA - MARZENIA

23 NIEDZIELA ZWYKŁA (B)

 

Jeszcze przed wakacj ami, w zvązku z katechezą omawianą w klasie siódmej, a dotyczącą wyboru szkoły i zawodu przeprowadziłem w kilku starszych klasach anonimową ankietę. Prosiłem, by uczniowie, nie podpisując się wcale imieniem i nazwiskiem, tylko klasą, odpowiedzieli szerzej najedno pytanie: Jakie sa twoje pragnienia, marzenia i plany na bliższą i dalszą przyszłość? Odpoiadało pisemnie około stu uczniów. W domu, gdy przeczytałem wszystkie odpowiedzi, ogarnęło mnie przygnębienie. Mógłbym wam teraz statystycznie przedstawić pragnienia bliższe i dalsze starszych dzieci. Byłoby to jednak zbyt nudneodpowiedzi wykazywaly wielkie podobieństwo. Oto tylko przykładowe marzenia moich uczniów: spędzić akacje, ale koniecznie na zachodzie Europy, a jeszcze lepiej w Ameryce, otrzymać nareszcie w prezeneie upragnione video; mieć dużo pieniędzy, zdobyć w przyszłości zawód, który pozwoliłby wybudować eleancką willę z telewizją satelitarną, zachodni samochód lub motor, noe ubiory, ale też koniecznie z Pewexu·

Na następnej katechezie z tyi dziećmi powiedziałem tylko, że ich wypowiedzi są bardzo zasmucajace· Nie wyjaśniłemjednak dlaczego...

W ubiegłą natomiast niedzielę, kiedy, podobnie jak wy, większość moich uczniów wróciła już z wakacji z głowami pełnymi wrażeń, spotkałem się z nimi po Mszy św. dziecięcej. Wśród otaczających mnie chłopców i dziewcząt wielu było z tych, którzy przed wakacjami odpowiadali na ankietę. Jakby od niechcenia rzuciłem pytanie: Zjakim plonem wracacie po wakacjach?

Andrzej z dumąi pewnąwyższościąoznajmił, że cały miesiąc spędzał nad Adriatykiem. Basiajeezcze głośniej oznajmiła wszystkim, że tacie za przemycony do RFN towar udało się kupić magnetowid. Ania ze śmiechem stwierdziła, że bardzo chytrym, jej zdniem, sposobem, tzn. smutną wciąż twarzą wymusiła na rodzicach, że kupili jej "szałow" spódniczkę i kurtkę. Pomyślałem sobie w duchu: "biedac i w dodatku nieuczciwi.

Po chwilijednak oniemiałem: inne dzieci, które brały przed wakacjami udział w snkiecie, teraz, odpowiadając na moje pytanie, nic nie wspomniały o video, pieniądzsch, willach... Janek spokojnie opowiadał o obozie wędrownym, na którym poznał wielu ciekawych kolegów, zaprzyjaźnił się z nimi. Kasia, która przez miesiąc była u zniedołężniałej babci, powiedziała, że wraca z wakacji z innym sercem. Jurek zwiedził dużo kościołów, był także na pieszej pielgrzymce w Częstochowie, wrócił z niej odmienionywewnętrznie-jakto samokreślił. Wypowiedzipodobnych do tych ostatnich było bardzo dużo.

Nie wytrzymałem więci powiedziałem: Dzięki Bogu, że ozdrowieliście i większość z was zrozumiała, że ważniejsze jest nie to, co człowiek posiada, jak gruby ma portfei czy modne ubranie, ale jakie jest jego serce, ,jego sumienie, jego dusza.

 

Ks. Andrzejewski R. "Effath.a", BK 2-3 (1988), s. 68-69

 

 

5. KŁAMSTWO-GRZECH-SUMIENIE-CHĘĆ POSIADANIA

4 NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU (C)

 

Był piękny, słoneczny poranek. Andrzej i Darek, dwaj serdeczni przyjaciele, umówili się, aby odwiedzić chorą babcię. Zdarzyło się, że czasem przychodzili do niej i robili gruntowne porządki wjej domu. Tym razem stara babcia zleciła im niezwykle ważne zadanie. Mieii dokładnie wysprzątać dawno zapomniany strych. Atrakcja bardzo wielka. Na pewno zapytacie, co w sprzątaniu strychu może być pięknego i atrakcyjnego? Otóż babcia powiedziała im, że na strychu gdzieś jest ukryty skarb. Miały nim być złote monety, które ukrył kiedyś nieznajomy wędrowiec.

Chłopcy z wielką ochotą zabrali się do pracy. Wynosili stare, stylowe meble, które pokryte były grubą warstwą pyłu. Rozebrali wysoki, nikomu już nie potrzebny kaflowy piec, wymietli idealnie drewnianą podłogę. Uzgodnili, że pożółkłe gazety i czasopisma oddadzą w najbliższym punkcie skupu makulatury.

Po uciążliwej pracy trwającej 2 godz., byli trochę zmęczeni. Darek stwierdził z rezygnacją, że skarb, to chyba sny babci. Ale Andrzej szukał wytrwale, aż w najciemniejszym kącie strvchu znalazł kllkansście połyskujących monet. Postanowili nikomu nie wsgominać o ich skarbie. Nawet pochylonej babci powiedzieli, że poza brudem nie było nic godnego uwagi. Następnego dnia poszli do Kościołs na Mszę św. dla dzieci. Spiewali głośno, modlili się w skupieniu, patrzyli na ołtarz, a ręce mieli ciągle złożone. Wydawałoby się więc, że wszystko było wjak najlepezym porządku. Alejakie to miało znaczenie, skoro okłamali babcię, zabrudzili ręce kradzieżą, a przez to z serca wyrzucili Jezusa? Wprawdzie byli w kościele, wyznawali wiarę w Pana Boga, lecz w rzeczywistości od Niego odeszli, bo nie wypełnili jego przykazania, odrzucili prawdę, a wybrali fałsz i kłamstwo. Obydwaj chłopcy popełnili więc grzech.

 

Ks. Jęczek A., Odchodzccy cztowiek i czekajrłcy Bóg, BK 2 (1986), s. 69

 

6. SILNA WOLA - SAMOZAPARCIE – SAMOTNOŚĆ -ODWAGA

6 NIEDZIELA ZWYKŁA (B)

 

Marcin jest uczniem klasy VII. Jest bardzo dobrym chłopakiem, nie qrozrabia", nie pali papierosów. Gdy klasa jechała na wycieczkę, nikt z kolegów nie chciałjechać z nim w przedziale, bo onjest za "święty" -jak mówili. Chcieli "grandzić", a on by im w tym nie towarzyszył. Odsunęli się od niego, to ich "trędowaty". - Magda nie uciekła z klasą z religü na wagary -jest dla swej klasy "trędowata". Robert nie gra dobrze w piłkę, za to świetnie się uczy, zna języki obce, ale dla kolegówjest "trędowaty"...

 

Ks. Molenda B., Trgdowaci naszych czasów, BK 1 (1988), s. 9

 

7. ŻYCIE - BOGACTWO - RADOŚĆ - CHĘĆ POSIADANIA

2 NIEDZIELA WIELKANOCNA (B)

 

Pewien wieśniak przyjeżdźał swoim koniem kilka razy w tygodniu do miasta, aby sprzedać to, co miał do sprzedania i kupić to, co było mu potrzebne. Pa załatwieniu swoich spraw z radością wracał do domu. Prowadził swego konia lubjechał na nim, zsuwając czap!cę na tył głowy i śpiewając wesoło. Jego droga wiodła obok sklepu pewnego kupca. Kupiec ów zauważył zadowolonego wieśniaka i zaczął porównywać go z sobą. Kupiec nigdy nie kończył swoich zajęć, zawsze coś nowego wymyślał, abyjak najwięcej zarobić. W ten sposób zawsze miał mnóstwo kłopotów.

"Szczęśliwy jesteś wieśniakuH - myślał często kupiec.

Nie poprzestał jednak na samych tylko myślach, ale chciał też sprawić radość temu pogodnemu i wesołemu człowiekowi, który często mijał jego dom.

Pewnego dnia zatrzymał przechodzącego wieśniaka, zaprosił go do siebie, ugościł, a na pożegnanie podarował mu garnek napełniony do połowy pieniędzmi. Wieśniak był wzruszony dobrocią kupca. Podziękował, pożegnał się i odszedł. Po kilku dniach wieśniak znów przyjechał do miasta. Kupiec spodziewał się, że znowu będzie wracał obok jego domu, jak zwykle spokojny, radosny i rozśpiewany. Tym razem jednak wieśniak spuścił głowę, czapkę nasunął na czoło i zamyślony wracał do domu. Kupiec sądził, że ktoś z jego rodziny zachorował albojakieś inne nieszczęście go spotkało. Nie chciał dotykać świeżej rany, więc o nic nie pytał, spodziewając się, że następnym razem ujrzy znowu radosnego i spokojnego człowieka. Następnym razem jednak było znowu to samo. Tak było kilka razy. W końcu wieśniak sam wyjaśnił kupcowi, o co chcdziło. Odniósł mu garnek z pieniędzmi i powiedział: "Weź go z powrotem, bo odkąd mi go dałeś, przepadł mój spokój. Cały czas myślę jak zapełnić garnek po brzegiH. Oddawszy garnek podziękował kupcowi, pożegnał się, wsiadł na konia, czapkę zsunął na tył głowy i znowu wesoło zaśpiewał.

 

Ks. 2vardawa M. MSF, I my jesteśmy powotani do zwycięstwa, BK 3-4 (1985), s.143-144

 

8. ZŁE CZYNY - BEZMYŚLNOŚĆ - NIEZGODA

3 NIEDZIELA ZWYKŁA (A)

 

W ubiegłym tygodniu byłem świadkiem bardzo przykrego zdarzenia. Chłopcy rzucali się śnieżkami, głośno krzycząc. Aż w pewnym momencie śnieg już nieco zgrupiony w bryłkę lodu uderzył w okno... Po chwili usłyszałem trzask szyby. Wybiegł gospodarz domu. I co się wówczas stało? - Chłopcy zaczęli zrzucać winę jeden na drugiego. Wyzywali się przy tym, wypominali sobie błędy. Nie chciało mi się wierzyć, że to ci sami chłopcy, którzy jeszcze przed chwilą byli tacy mili, sympatyczni, zgodni...

 

Ks. Molenda B., Eucharystia - źródtem i znakizm jedności, BK 6 (1986), s. 334

 

9. PYCHA - SMUTEK - EGOIZM

22 NIEDZIELA ZWYKŁA (C)

 

Paweł od niedawna mieszkał w nowym bloku. Jego dom znjdował się z dala od centrum miasta, na nowym osiedlu. Przedtem mieszkał z rodzicami na Starym Mieście, w starej i brzydkiej kamienicy. Z przeprowadzki do nowego mieszkania bardzo się cieszył, takjak cieszyli się jego rodzice. Jednak radośćjego trwała krótko, bo spostrzegł, że tu nie ma żadnego kolegi. Tam, gdzie mieszkał poprzednio, kolegów miał wielu - i tych z klasy, i tych z podwórka, i tych z grupy katechetycznej. Pierwsze trzy dni chodził smutny i trochę przestraszony, ale czwartego dnia postanowił rozejrzeć się z kim warto by się zaprzyjaźnić.

Wkrótce poznał grupę chłopców, którzy mieli rowery i często wyjeżdżali za miasto. Przyjęli go chętnie, bo Paweł też miał rower. Ale niedługo potem zauważył chłopca, któryjeździł motorynką. Był zawsze ładnie ubrany w zagraniczne rzeczy i często pokazywał się przed blokiem z dużym zagranicznym radiomagnetofonem. "To będzie mój njlepszy kolega - pomyślał Paweł - ci z roweremjuż mnie nie interesująH. Jak pomyślał, tak zrobił. Przestał odzywać się do innych chłopców, a rozmawiał tylko z Mateuszem, bo tak miał ten chłopiec na imię. Okazało sie, że Mateusz ma w domu jeszcze wiele innych wspaniałych rzeczy, między innymi gry komputerowe i kamerę video.

Inni chłopcy też odsunęli się od Pawła, bo ktu chciał rozmawiać z takim pyszałkiem?

Ale szczęście trwało krótko. Mateusz wcale nie miał zamiaru długo kolegować się z Pawłem. Myślał tylko o wyjeździe za granicę. I rzeczywiście - niedługo potem rodzice Mateusza spakowali rzeczy i cała rodzina wyjechała na zawsze do innego kraju. Paweł już nigdy nie zobaczył Mateusza, nie dostał od niego nawet widokówki. Został sam. Chciał mieć tylko bogatego kolegę, a teraz nie miał nikogo... Chciał być na pierwszym miejscu, a teraz był na ostatnim.

 

Ks. Czerniejewski R., Pycha rodzi śmierć, BK 2-3 (1989), s. 69

 

10. ŻYCIE

4 NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU (B)

 

Wyświetlano kiedyś polski film pod tytułem: Życre,jest piękne. Przed oczyma oglądającego przesuwają się wspaniałe krajobrazy, piękne budowle miast, różne cudowne rozwiązania techniczne. Życie ludzkie jest radosne i szczęśliwe. Ten stan bezpiecznego życia przerywa wielki kataklizm. Wszystko obraca się w popiół i gruzy. Nie ma śładu po pięknych miastach, nie ma śladu po życiu człowieka.

 

Ks. Iłczyk S., "Solidnrność Boga z cztowiekr.em", BK 2 (1988), s. 75

 

 

11. SMUTEK - RODZINA

26 NIEDZIELA ZWYKŁA (B)

 

Pewnego pięknegojesiennego poranka Fiotruś i Magda wraz z rodzicami pojechafi do lasu nagzzybobranie. Tejjesieni grzyby obrodziły. Po przybyciu na miejsce wszyscy rozeszli się po lesie w poszukiwaniu dorodnych okazów, które czekały na grzybiarzy pod pniami drzew, wśród mchów i traw. W krotkim czasie ogromny kosz, pozostawiony przez mamę na polanie, napełnił eię po brzegr rożnorodnymi grzybami znoszonymi przez wezystlfich z otacząj ącego polsnę lasu. Po godzinie okazało się, że koszj est za mały, aby pomieścić wspamiałe okazy grzybów, których z minuty na minutę przybywało. Część zbioru leżała więc na trawie obok kosza. Natjwięcej grzybów nazbierał mały Piotruś. Zbiór wyglądał imponyjąco. Dzieci nie posiadały się z zachwytu. Przyglądały się grzybom, dotykałyje, a Piotruś podskakiwał i klaskał z radości. Wszystkie grzyby były dororne, śliczne i pachnące. Przyciagaływzrokdzieawielkością,barwąikształtemkapeluszy.

Piotruś i Magda pragnęli zabrać je wszystkie do domu. Ale radość i zachwyt dzieci trwały krótko. Do kosza podeszli rodzice i przyjrzeli się uważnie grzybom. Po chwili ojciec stwierdził, że zebrane grzyby należy dokładnie przebrać i ustalić, które z nich sa prawdziwe,jadalne, a które trujące. Dzieci otworzyły ze zdziwieniem szeroko oczy, a mały Piotruś rozpłakał się, kiedy ojciec wybierał z koszyka te nąjpiękniejsze, czerwone, nakrapiane i wyrzucałje daleko w krzaki. Te najpiękniejsze, najbardziej kolorowe grzyby, które tak nęciły i przyciągały wzrok dzieci, okazały się nieprawdziwe i bardzo trujące. Po chwili w koszu pozostałyjuż tylko te prawdziwe,jadalne. Zostało ich niewiele. Piotruś był niepocieszony. Jak to możliwe, że z tak wspaniałego i okazałego zbioru pozostało tak niewiele? Pozostały jednak tylko te prawdziwe, dobre i szlachetne.

 

Ks. Piesiur J., Znazenie środkdw spotecznego przekazu w chrześcijańshie,j formacji dzieci, BK 2-3l1985/, s. 80

 

 

12. NAWRÓCENIE - WIARA

4 NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU (B)

 

Pewna pani opowiadała o swojej młodości. Rodzice jej - mówiła - byli luńźmi niewierzącymi. Ona sama nigdy nie była w kościele, bo nikt nie opowiadałjej o Bogu. Pewnego dnia, a byłajuż wtedy dorosłą osobą, udała się zwiedzić klasztor. W klasztorze panowała wielka cisza. Zakonnicy w skupieniu odprawiali swoje modlitwy. Piękne obrazy na ścianach mówiły, że istnieje też inny świat: świat świętych i aniołów, świat modlitwy i wieczności. Owa pani tak bardzo przejęła się tym, co widziała w klasztorze, że po pewnym czasie uwierzyła w Pana Boga. Zaczęła się modlić i wiele czytała o Panu Bogu. Stwierdziła, że od tego czasu stała się bardzo szczęśliwa.

 

Ks. Janko K, Łask.qc jesteśmy zbawieni, BK 2l1985l, s. 76

 

 

13. WOLA BOŻA - PRZEZNACZENIE

15 NIEDZIELA ZWYKŁA (B)

 

Tego dnia Seweryn, uczeń IV kl. szkoły podstawowej, przyszedł na katechezę nieco podenerwowany. W jego głowie kotłowały się i kłębiły r&ine myśli. Wydawało mu się, że są to problemy nie do rozwiązania.

Wszystko postanowił jednak opcwiedzieć pani katechetce, do której miał wielkie zaufanie. Kiedy koleżanld i koledzy udali się do swoich domów po spotkaniu katechetycznym, on pozostał w salce i przedstawił to, co go niepokoiło.

W niedzielne popołudnie z rodzicami i starszym bratem wybrał aię na spacer. Po chwili wszyscy zauważyli samochódjadący z zawrotną prędkością. Nie minęło kilkadziesiąt sekund,jak mIm&cy polonez z ogromną siłą uderzył w przydrożne drzewo. Dowiedzieli się potem, że w aamochodzie zginęło dwoje ludzi, w tym mlody 16-letni chłopiec. Przekazujący te informacje skomentował ten fakt słowami: nie wiem, czy śmierć tych ludzi była ich przeznaczeniem, czy też był to przypadek?

W tym momencie Seweryn przypomniał sobie jeszcze parę innych zdarzeń. Kiedyś, gdy pełnił służbę ministrancką przy ołtarzu Pana, zahaczył o stopień i z hulem wywrócił się ns posadzkę. Szybko wstał, lecz zadał sobie wtedy także pytanie usłyszane z ust znajomego: czy tak musiało się stać, czy był to znowu zwykły przypadek?

Innym razem niechcący wylał atrament na nowy obrus dopiero co położony na stole przez troskliwa mamę. Ogromna plama nie wrożyła nic dcbrego po powrocie ojca z pracy... Seweryn zaś, gdy intensywziie czyścił zalany atramentem stół, po rsz wtóry pytał siebie: czy to rzeczywiście był przypsdek, czy coś innego, czego nie potrafił zrozumieć?

 

Ks. Jęczek A., Świadkowie Bożej müości, BK 6/1988I, a. 327

 

14. MIŁOŚĆ BLIŹNGO - ŚWIADECTWO

26 NIEDZIELA ZWYKŁA (B)

 

Pewna dziewczynka chciała z całą klasą szkolną pojechać na wycieczkę w góry, ale w domu nie mógł zosłać bez opieki pięcioletnijej braaszek, gdyż mama była w szpitalu, a tatue w pracy. Za zguda więc pani nauczycielki zabrała go ze sobą. Ten zaś po krotkiej drodze szlakiem górslQm zaczał płakać i opasywać szyję utrudzonej siostrzyczki. Ona jednak niosła go dzielnie-takjaklubiądzieci-"nabarana". Jadcywyciagiemlazesełkowym turyści, widzącjak się męczyi stale przystsje, wołali: "Dziewczynko, zrzuć ten ciężsr z siebie, ma przecież nogi, niech idzie sam". Ona jednak zmęczona, lecz roześmiana zawołała: "To nie ciężar, proszę pana, to jeat mój brat".

Ks. Jeziorski A., Środki spoecznego przekazu a rozwi,janie solidarności pomiędzy ludźmi i narodami; BK 2-3l1988l, e. 81

 

15. MATKA - SMUTEK - OFIARA ŻYCIA - MIŁOŚĆ RODZICIELSKA

UROCZYSTOŚĆ ŚWIĘTEJ BOŻEJ RODZICIELKi

 

Roman Garii bardzo kochał swoją matkę. Byłjejjedynym dzieckiem. Ojca zupełnie nie znał. W czasie ostatniej wojny światowej pani Garü opuszcza Polskę i przenosi się do Francji. Młoda matka pragnęła, aby Roman został kimś sławnym i podziwianym przez innych. Ona sprawia, że syn uczy aię gry na fortepianie, poznaje obcejęzyki, wiele podróżuje. Pragnienia mamy czgściowo się spełniły. Roman Garü zostanie pisarzem. Jeszcze za jej życia jest ważnym urzędnikiem francuskim i jako zagraniczny wysłannik pracuje w Egipcie. Było mu tam dobrze. Spacerował tiad Nilem, podziwiał tamtejsze obyczaje. Na samotne spacery zabierał listy otrzymywane od matki. Listy przychodziły regularnie. Pisała, że jestjej dobrze,jest szczęśliwa i dumna ze swego syna. Od pewnego czasu liety wydawały się jakieś dziwne. "Jeden z nich - napisze potem w keiążce, którą poświęcił swojej matce - po sto razy odczytywałem od nowa na balkonie nad Nilem. (...) Serce mi się ścisnęło. Coś tu było nie w porzadku. Coś tu zostało nie dopowiedziane". Wszystko wyjaśniło się w trzy lata później, kiedy Rozńan Garü powraca do domu. fiedy przyjechał do celu, z bijącym aercem oczekiwał spojrzenia oczu swej mamy. Daremnie. Z hotelu "Merma", przed którym kazał zatrzymać swój samochód, nikt nie wyszedł najego spotkanie. Słyszano coś ojego matce, ale niktjej nie znał. Upłynęło kilka godzin, nim się dowiedział prawdy. Matka Romana Garü nie żyłajuż od trzech i pół roku. Umarła niedługo po jego wyjeździe. Wiedziała, że nadal musi wspierać swego syna. Zabezpieczyła się. W ciagu ostatnich kilku dni napisała około 250 listów, które przekazała awej przyj aciółce do Szwajcarü. Liaty miały być regularnie wysyłane Romanowi Garü.

 

Ks. Beksiński J., Cziowrzk Synem Bożym, BK 6I1984l, s. 332-333

 

16. RADOŚĆ - MATKA - MIŁOŚĆ RODZICIELSKA - ŻYCIE

28 NIEDZIELA ZWYKŁA (A)

 

Spotkałcm kiedyś swoją uczennicę Małgosię. Zdała już maturę, złożyła egzamin na studia. Na pytanie: jak żvjesz, mówiła pół godziny o sobie, chwaliła się sukcesami, sympatiami, strojami. Jak każda Małgosia wjej wieku. Po kilku latach, gdy pracowałem w innej parafii, Małgosia wyazła za mąż, doczekała się dziecka. Natknąłem się na nią, gdy spacerowała z wózkiem. Szła zapatrzona w swoje dziecko, radosna i dostojna. Na zdawkowe pytanie: jak się masz, odpowiedziała: - Dziękuję, proszę księdza, dziecko zdrowe, dobrae się chowa. Fomyślałem wtedy, że Małgosia bardzo, bardzo się zmieniła. Jej życie nabrało sensu. Ma dla kogo poświęcać się.

 

Ks. Mitros Sz., Prawdziwa Emancypacja, BK 4/1984/. s. 217-219

 

 

17. EUCHARYSTIA

25 NIEDZIELA ZWYKŁA (C)

 

Jest miesiąc maj. Niedziela Minęła godzina dziewiąta. Wielkomiej skie osiedle mieszkaniowe, złożone z kilkunastu wysokich bloków. Od parteru do jedenastego piętra okna pootwierane, bo ciepło. I nagle... jakbyś był w kościele. Słychać uderzenie dzwonka, organy grają i rozbrzmiewa mocny śpiew pieśni: "Kiedy ranne wstają zorze". Prawie ze wszystkich okien, ze wszystkich pięter, ze wszyetkich bloków słychać odprawianie tej samej Mszy świętej. To samo "Chwała na wysokości Bogu", modlitwa, czytania, psalm, Alleluja, Ewangelia, kazanie...

A gdybyś w tym czasie zaszedł do szpitala, usłyszałbyś tę samą Mszę świętą, gorliwie słuchaną z wielu małych i większych "radyjek". Wielu chorych pochyla głowy, gdy słyszą słowa Przeistoczenia albo "Oto Baranek Boży". Inni nawet próbują w tym momencie uklęknąć przy łóżku. I gdybyś w tej samej godzinie odwiedził tysiące samotnych, starych ludzi, zobaczyłbyś na ich twarzach takie skupienie, jakby byli w kościele. Ich biedne mieszkanko zamienia się w kościół parafialny, a w oczach radość i wzruszenie.

Odprawiajeden kapłan w Warszawie. I gdyby nie mikrofony radiowe, słuchałoby go kilkaset osób obecnych w kościele... A tak, dzięki nadawaniu przez radio, tych uczestniczących w radiowy aposób we Mszy świętej jest kilka, a może i kilkanaście milionów. Prawda, możesz słusznie powiedzieć, że gdyby ktoś mógł pójść do kościoła i z lenistwa tylko przez radio słuchałby Mszy świętej, to nie spełniłby przykazania kościelnego "W niedzielę i święta we Mszy świętej nabożnie uczestniczyć". Ale jest tei prawdą, że wielu z tych, którzy ida do kościoła na Mszę ewiętą, słucha i tej radiowej, by móc potem powiedzieć: "U nas w kościele było lepsze kazanie". Lub odwrntnie: "To z radia było ładniejsze".

 

Ks. Warzybok L., "Co usiyszycie na ucho, rozgtaszajcie nrz dachach", BK 2-3I1986l, s. 79

 

18. POSŁUSZEŃSTWO - SILNA WOLA

20 NIEDZIELA ZWYKŁA (C)

 

Jacek kilka dni chorował. Kiedy wreszcie wychodził z domu, nie był jeszcze całkiem zdrowy. Dlatego mama prosiła go: "Jacku! Nie chodź z kolegami na glinianki kąpać się. Jesteś jeszcze chory". Ale dzień był bardzo ciepły i glinianki, czyli miejsca po wybranej glinie, wypełnione wodą, kusiły Jacka. Namawiali go też chłopcy z osiedla. "Chodź - mówili

- woda ci nie zaszkodzi". Lecz Jacek chciał być posłuszny mamie."Dzieciakjesteś! Baba! - wołali za nim koledz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin