Pocałunek wampira - Cynthia Eden.pdf

(1233 KB) Pobierz
Prolog
Z ł o ro ś nie. Mog ę poczu ć ten dotyk ciemno ś ci.
- Zapis z pamiętnika Henry’ego de Montfort, 2 Września 1068.
-Mark!
Obudziła się krzycząc imię swojego brata bliźniaka. Przewróciła
się w kierunku lampy z trzęsącymi się rękami. Jej wzrok
gorączkowo
śledził sypialnię, a jej serce wydawało się zatrzymać. Nie
widziała
swoich mebli. Nie widziała antycznego, wiśniowego kredensu i
krzesła. Nie widziała książek ułożonych na półkach, półkach
zrobionych przez jej ukochanego dziadka.
Jedyne co widziała to krew. Która była wszędzie. I poczuła zło.
Przytłaczające zło. Zamknęła oczy desperacko próbując
zatrzymać tę
wizję. Torturowany człowiek – jego krzyki odbiły się echem w jej
głowie.
-Nie!
Odepchnęła wizję i wyskoczyła z łóżka. W tej samej sekundzie
wizja zniknęła. Mogła znów widzieć swój pokój. Spowity w
ciemnościach ale jednak znajomy.
Jej rozdygotane tętno desperacko szumiało w uszach. Jej ciało
trzęsło się na wspomniany wcześniej strach. Czy to był sen?
Tylko
sen?
Potrząsnęła głową. To nie mógł być sen. Był...zbyt realny.
Miała rozpaczliwą chęć zadzwonić do Marka. By usłyszeć jego
głos.
Sięgnęła po telefon. Zimny pierścień objął jej rękę. Jej serce
zwolniło.
Telefon zadzwonił ponownie, jego dźwięk był niesamowicie
podobny
do krzyku ze snu. Jej palce się trzęsły gdy podnosiła
słuchawkę.
-S...słucham?
Gdy usłyszała rozmówcę, cała krew odpłynęła jej z twarzy.
Jej cało się zakołysało i słuchawka wypadła z jej bezwładnych
palców. Dziwne, lodowate ostrza wbijały się w jej skórę. Jasne
światło błysnęło jej przed oczami. Jej cało osunęło się na
podłogę i
znów zanurzyła się we śnie o martwym człowieku.
Rozdział 1
Jak dziecko, boj ę si ę ciemno ś ci.
- Zapis z pamiętnika Henry’ego de Montfort, 8 Września 1068.
Savannah Daniels zebrała całą swoją siłę i przeskoczyła przez
wysoki mur z granitu. Poślizgnęła się na krawędzi i upadła na
ziemię,
lądując z miękkim łoskotem. Krew pokryła jej ciało i podarte
ubranie.
To cud, że udało się jej wejść na górę. Jej mały, wynajęty
samochód
wysiadł kilka godzin temu. W połowie drogi, zakrztusił się i
zatrzymał. Para wydobywała się z pod maski Toyoty. Żadne
prośby,
pisma procesowe czy przekleństwa nie pomogły by uruchomić
ponownie silnik.
Wysiadła z samochodu i zrobiła jedyną rzecz, którą mogła.
Zaczęła iść. Parę kilometrów szła wzdłuż żwirowanej drogi. Szła
jej nogi przeszedł ból. Na jej palcach i piętach pojawiły się
bolące
pęcherze. Szła tak długo aż żwirowana droga dobiegła końca.
Wspięła
się na ogrodzenie pokryte drutem kolczastym, który porwał jej
ubranie
i poranił skórę na ramionach i plecach. Mur był jej ostatnim
płotkiem.
Ostatnią przeszkodą na jej drodze.
Mogła teraz zobaczyć dom, jego imponująca budowlę, stojący
surowo i silnie na szczycie góry. Cienkie strumienie światła
świeciły
przez wysokie gotyckie okno. Światło wydawało się obejmować
ją,
obiecując jej bezpieczeństwo przed ciemnością nocy, jeśli tylko
wejdzie do środka. Na chwilę wycie wiatru uspokoiło się i
Savannah
w milczeniu patrzyła na to, co miała przed sobą. Wiedziała co
znajdzie w obrębach murów tego domu.
Potwora.
Człowieka.
Demona.
Zbawiciela.
W ciągu ostatnich sześciu miesięcy dokładnie go zbadała.
Nauczyła się każdego szczegółu, jaki udało się znaleźć na
temat
Williama Darka. Wszystkich przerażających szczegółów.
Czasami
budziła się w nocy z krzykiem, z jego imieniem na ustach.
Ale koszmary nie miały żadnego znaczenia. Potrzebowała
Williama Darka. Potrzebowała potwora. Potrzebowała
człowieka. I
będzie go mieć.
Zbliżyła się do domu powoli, niemal nieśmiało. Jej tenisówki
skrzypiały na mokrym żwirze. Padało wcześniej w ciągu dnia i
powietrze nadal pachniało deszczem. Nie było słychać żadnych
dźwięków na dziedzińcu. Żadnego śpiewu ptaków. Szczekania
psów.
Nawet wycie wiatru nie naruszało tego cichego miejsca.
Była jedynym intruzem. Jej żołądek się ścisnął, a ona kilka razy
starała się przełknąć gulę powodującą ucisk w jej gardle. Jej
serce
waliło wściekle. Zastanawiała się czy on może usłyszeć
rozpaczliwe
jego bicie.
Z najwyższego okna na szczycie domu, dwa ohydne gargulce
spoglądały na nią, ostrzegając ją by trzymała się z dala od ich
pana.
Savannah podniosła swój posiniaczony podbródek w niemym
wyzwaniu. Nie pozwoliła by jej przyjaciele odwiedli ją od tej
podróży. Na pewno nie wystraszy się dwóch statuetek! Nawet
jeśli nie
wydawały się patrzeć na nią, ich błyszczące oczy śledziły każdy
jej
ruch.
W końcu stanęła przed wysokimi, drewnianymi drzwiami. Krzyż
został mocno wciśnięty w ich powierzchnię. Patrzyła na święty
znak,
zastanawiając się nad jego obecnością. Nad jego znaczeniem
w tym
pełnym ciemności miejscu.
Że nie należał tutaj. Ona również nie. Ale nie zamierzać go
opuścić.
Do chwili, gdy nie dostanie tego czego potrzebuje.
Wzięła głęboki wdech. Drzwi otworzył się zanim zdążyła
wyciągnąć rękę, by zapukać o ich twardą powierzchnię. To on
otworzył drzwi. Przez chwilę zaskoczona mogła patrzeć na
niego.
Nawet w cieniu nocy mogła powiedzieć, że to on. Górował nad
jej smukłą sylwetką. Był wysoki, ponad sześć stóp, a jego
szerokie
ramiona zdawały się wypełniać całą framuję. Jego długie
ciemne
włosy były ściągnięte do tyłu i opadały u podstawy szyi. Jego
oczy
płonęły niczym czarny węgiel, wydawały się żarzyć, gdy
przeniósł
swoje przenikliwe spojrzenie na nią.
Oczywiście widziała wcześnie szkic, który go przedstawiał.
Wiedziała jak wygląda. Ale widzieć go z bliska to zupełnie inna
sprawa.
Nie zdawała sobie sprawy, jak jest wysoki, jak silne są jego
kości policzkowe albo jak zmysłowe będą jego usta. Jego nos
był
idealnie prosty, choć trochę ostry. Czoło miał wysokie i
eleganckie.
Był atrakcyjnym mężczyzną, nawet z cienką blizną
przeszywającą w
dół jego lewy policzek.
Wiedziała jak zdobył tą bliznę. Wiedziała wszystko o człowieku
stojącym przed nią. Był ubrany na czarno, podkreślając jego
płowy
kolor skóry i czyniąc jego wygląd prawie....przerażającym. Stał
w
cieniu, obserwując ją. Wreszcie przemówił.
-Nie jesteś tu mile widziana.
Jego głos był czysty, tworząc uwodzicielski kontrast z ostrością
jego słów. Nieznaczny angielski akcent wkradł się w jego słowa.
Savannah nie była zaskoczona jego ostrością. Przecież to było
powitanie, którego się spodziewała. W pośpiechu powiedziała:
-Muszę z panem porozmawiać, panie Dark.
Jej głos intensywnie drżał. Musiał ją wpuścić do domu. Musiał!
Lekko podniósł głowę. Czy to była ciekawość w głębi jego
czarnych
oczu? Savannah nie mogła tego powiedzieć, nie na pewno.
-Musisz? zapytał.
Jego głos zdawał się owinąć wokół niej, przenikać przez jej
skórę. Potrząsnęła głową, oczyszczając z mgły jej umysł.
-Pozwól mi wejść do środka.
Savannah prosiła, próbując na próżno ominąć wzrokiem jego
ciało i zacienione spojrzenie.
-Musimy porozmawiać. To pilne.
Pokręcił głową i zrobił krok do przodu w cienką wiązkę świtał.
-Nie jesteś tu mile widziana, powtórzył.
Savannah zebrała się na odwagę i spojrzała na mężczyznę
przed sobą.
-Proszę, pozwól mi wejść do środka. To kwestia życia i śmierci.
Jedna pojedyncza zmarszczka pojawiła się na jego czole. Jego
wzrok
powoli przesunął się od czubka jej głowy, aż do jej
przemokniętych
butów.
-Jesteś bardzo upartą kobietą, panno...
-Daniels.
Powiedziała pośpiesznie.
-Nazywam się Savannah Daniels.
Pokiwał głową, jakby już znał jej imię.
-Możesz wejść do środka, ale tylko na chwilę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin