15 NIEDZIELA ZWYKŁA B.doc

(42 KB) Pobierz
- 1 -

- 1 - 

Tego dnia Seweryn, uczeń IV kl. szkoły podstawowej, przyszedł na katechezę nieco podenerwowany. W jego głowie kotłowały się i kłębiły różne myśli. Wydawało mu się, że są to problemy nie do rozwiązania.

Wszystko postanowił jednak opowiedzieć pani katechetce, do której miał wielkie zaufanie. Kiedy koleżanki i koledzy udali się do swoich domów po spotkaniu katechetycznym, on pozostał w salce i przedstawił to, co go niepokoiło.

W niedzielne popołudnie z rodzicami i starszym bratem wybrał się na spacer. Po chwili wszyscy zauważyli samochód jadący z zawrotną prędkością. Nie minęło kilkadziesiąt sekund, jak mknący polonez z ogromną siłą uderzył w przydrożne drzewo. Dowiedzieli się potem, że w samochodzie zginęło dwoje ludzi, w tym młody 16-letni chłopiec. Przekazujący te informacje skomentował ten fakt słowami: nie wiem, czy śmierć tych ludzi była ich przeznaczeniem, czy też był to przypadek?

W tym momencie Seweryn przypomniał sobie jeszcze parę innych zdarzeń. Kiedyś, gdy pełnił służbę ministrancką przy ołtarzu Pana, zahaczył o stopień i z hukiem wywrócił się na posadzkę. Szybko wstał, lecz zadał sobie wtedy także pytanie usłyszane z ust znajomego: czy tak musiało się stać, czy był to znowu zwykły przypadek?

Innym razem niechcący wylał atrament na nowy obrus dopiero co położony na stole przez troskliwa mamę. Ogromna plama nie wróżyła nic dobrego po powrocie ojca z pracy... Seweryn zaś, gdy intensywnie czyścił zalany atramentem stół, po raz wtóry pytał siebie: czy to rzeczywiście  był przypadek, czy coś innego, czego nie potrafił zrozumieć?

Ks. Jęczek A., Świadkowie Bożej miłości, BK 6/1988I, a. 327

- 2 -

Przed wielu, wielu laty żył, w Krakowie... Słowa te brzmią jak początek pięknej baśni czy legendy. Jednak historia dotyczy prawdziwego człowieka, jak wy. Miał imię i nazwisko, adres domu, w którym mieszkał. Chodzi o Adama Chmielowskiego.

Mieszkał w Krakowie. Uczył się najpierw w Puławach, niedużym mieście, tak jak Kraków położonym nad Wisłą. Potem, gdy wybuchło Powstanie Styczniowe, przyłączył się do ludzi kochających swoją Ojczyznę i walczył o to, by Polska odzyskała wolność. Udział w powstaniu przepłacił kalectwem. Po upadku powstania odkrył w sobie talent artysty i zaczął malować obrazy. Były naprawdę piękne. Przyjaciele, Adama mówili, przepowiadając mu wspaniałą karierę: "Przez swe obrazy będziesz sławny, znany na całym świecie". Jednak Pan Bóg miał wobec Adama inne plany. Chciał bowiem, aby malarz "był święty i nieskalany przed jego obliczem".

Pewnego dnia, gdy Adam Chmielowski szedł wąskimi uliczkami starego Krakowa dostrzegł nieszczęśliwego człowieka: odartego, głodnego, nie mającego dachu nad głową. Adam zainteresował się nim. Pomógł, dał nowe ubranie, nakarmił, znalazł dom i zajęcie. Po pewnym czasie dostrzegł, że takich ludzi biednych i nieszczęśliwych jest w Krakowie więcej. Zrozumiał, że im powinien poświęcić swoje siły, życie. ożył zakon, przyjął imię Albert i od tego imienia zaczęto nazywać zakonników Braćmi Albertynami. Przyjaciele dziwili się. Przecież będąc sławnym malarzem byłby bogaty. Mógłby pieniądze otrzymane ze sprzedaży swoich obrazów dawać ubogim. Nie chcieli, żeby Adam, a właściwie już brat Albert, w ten sposób postępował. Bolało ich to, bo zmuszało do zastanowienia się nad ich własnym postępowaniem.

Ks. Dulniak H., Ubóstwo - znakiem Apostoła, BK 6 /1985/, s. 327-328

- 3 -

Wydawnictwo "Znak" wydało niedawno książkę napisaną przez Hannach Arendt pt. Eichman w Jerozolimie, Rzecz o banalności zła. Treść książki jest bardzo pouczająca, zarazem wstrząsająca. Adolf Eichman, odpowiedzialny za zorganizowanie masowego zniszczenia w III Rzeszy i w Europie Żydów jako narodu, na swoim procesie w Jerozolimie stwierdził, że jest niewinny. Niezdolny był zabić psa, tym bardziej człowieka, cenił i szanował Żydów ale starał się być lojalnym obywatelem, funkcjonariuszem III Rzeszy, przestrzegającym jej prawa. Oświadczył wręcz na procesie, że gdyby dostał rozkaz zabicia swojego ojca, mimo iż go kocha, zrobiłby to. Książka ta jest doskonałą analizą moralną zjawiska budowania ładu społecznego wbrew Bogu i prawu miłości. Jej lektura jest ostrzeżeniem przed spustoszeniem w sercach ludzi jako konsekwencją, niekoniecznie powiedzenia Bogu "nie", ale stopniowego odchodzenia swoim życiem od Niego, przez nieliczenie się z Jego prawem miłości.

Ks. Józef Krętosz ŚWIADKOWIE BOŻEJ MIŁOŚCI BK 88

- 4 -

Trzech kamieniarzy zapytano, co robią. Pierwszy odpowiedział: "Przecież widzisz, ociosuję kamienie". Drugi: "Pracuję, aby moja rodzina miała z czego  żyć". Zaś trzeci: "Buduję most". Wszyscy trzej wykonywali to samo, a jednak zdaje się, jakby każdy robił coś innego. W każdej odpowiedzi jest coś słusznego, ale trzecia z nich w sposób oczywisty zakreśla o wiele szerszy horyzont niż pozostałe. Dla jednego praca jest złem koniecznym, dla drugiego jedynie możliwością zarobku, trzeci natomiast traktuje siebie jako Bożego współpracownika w wielkim dziele przetwarzania oblicza ziemi. Umysł i ludzkie ręce świadomie włączone przez pracę w to dzieło "powstawania”.

Ks. Jan Wnęk W RĘKACH BOŻEJ OPATRZNOŚCI BK 91

- 5 -

Gdy w sylwestrowo-noworoczną noc 1990/91 r. radość i świętowanie przeradzały się tu i ówdzie w akty wandalizmu, niektórzy mieli pretensje do władz porządkowych, że późno interweniowały. Kiedy zaś policja interweniuje lub usiłuje zapobiegać ekscesom nieodpowiedzialnych ludzi, pojawiają się wówczas oskarżenia - oczywiście w imię wolności, demokracji - o nadużywanie kompetencji. Kiedy niepokoją nas liczne słabości i wady narodowe, kiedy obawiamy się o przyszłość młodzieży - znowu w imię wolności, tolerancji, demokracji i czegoś jeszcze - kwestionujemy np. nauczanie religii w szkole, jakby tam uczono zła, lub kogoś przymuszano do tych lekcji.

Czy więc - jako katolik - dobrze wybieram? Może ciągle nie rozumiem, albo nie chcę zrozumieć, że moja wolność ma jednak granice.

Ks. Edward Chmura - WOLNOŚĆ DZIECI BOŻYCH Współczesna Ambona – Kielce 1991 Rok XIX Nr 3

- 6 -

Ostatniej zimy pewien kapłan wracał samochodem ze świątecznej, duszpasterskiej posługi w jednej z podmiejskich parafii. Zatrzymał o po drodze młody mężczyzna prosząc o podwiezienie do miasta. Kiedy jednak zorientował się, że ma jechać z księdzem, ostentacyjnie zrezygnował z jazdy, komentując swą nagłą odmowę tym, że on "z takimi" nie jeździ, z takimi się nie zadaje. I pozostał na mrozie ze swoją wolnością wyboru...

Ks. Edward Chmura - WOLNOŚĆ DZIECI BOŻYCH Współczesna Ambona – Kielce 1991 Rok XIX Nr 3

- 7 -

Zdarzyło się to 28 stycznia 1945 roku, wkrótce po uwolnieniu przez Rosjan więźniów z "Obozu Pracy Częstochowa". Miała wtedy 15 lat i była całkowicie wyczerpana. Stała w obozowym ubraniu na jakiejś małej stacji między Krakowem a jej rodzinnymi Katowicami. Podszedł do niej młody człowiek w sutannie i zapytał, jak jej może pomóc. Po kilku minutach powrócił ze szklanką gorącej herbaty i dużą kromką chleba z serem. Próbowała jeść, ale nie mogła od razu. Była zagłodzona. Nagle ksiądz zapytał ją o imię. Wspominając to zdarzenie w jej obecnym mieszkaniu na górze Karmel w Hajfie, Edith Zierer zapłakała. "Po raz pierwszy zapytał mnie ktoś o moje imię. Do tej pory byłam tylko numerem, jednym wśród wielu". Widząc, że ta młoda Żydówka nie może iść z powodu opuchniętych nóg, ksiądz niósł ją na plecach -"przynajmniej 30 godzin" - do jakiejś innej stacji, z której miał odjechać pociąg, Po drodze organizował pożywienie, rozpalał ogień, by mogła się ogrzać.

Podarował jej swoją czarną pelerynę. W końcu postanowił zabrać ją do swej ciotki w Krakowie. W czasie, gdy ją na chwilę opuścił, przechodzący Żydzi postraszyli ją, że księża katoliccy będą więzić Żydów w polskich klasztorach. Mówi po latach, że ze strachu ukryła się w końcu przed tym księdzem. Nazywał się Karol Wojtyła. "Uratował mi życie - wspomina starsza już pani - a nawet mu nie podziękowałam. Od 50 lat mam wyrzuty sumienia". We wrześniu 1997 przyszedł do Watykanu list z adresem: "To Mr. Jan Paweł II, Watykan-Roma, Italia". Przed Bożym Narodzeniem tego samego roku otrzymała kartkę z życzeniami napisanymi odręcznie po łacinie i po polsku. W podpisie widniało: Jan Paweł II. Trzymając album ze znaczkami z portretem papieża, dodała na koniec: "On po raz pierwszy od lat nazwał mnie po imieniu. Tak uratował mi życie".

Por. Bamberger Bistumsblatt, Januar 1998.

Ks. Jarosław Jagiełło - KTO JEST MOIM BLIŹNIM? Współczesna Ambona 1998

- 8 -

Ania i Jacek chodzili do tej samej szkoły. Przez wiele lat łączyła ich przyjaźń, która przerodziła się w głębokie uczucie. Materialnie było im ciężko. Postanowili więc poczekać ze ślubem, aby Jacek w tym czasie trochę zarobił w Stanach. Minęło kilka miesięcy. Pewnego dnia Ania otrzymała list: "Jacek miał bardzo ciężki wypadek w pracy. Prosi, abyś przyleciała do Chicago". Poleciała. W szpitalu, przerażona, zobaczyła kalekę, bez nogi, z rękami odciętymi po łokcie. Przy łóżku narzeczonego biła się z myślami. Co mam zrobić? Zostawić? Związać się z kaleką? A rodzina? Nie! Wytrwam przy nim! Powiedziała Jackowi, że ślub wezmą zaraz po powrocie do Polski.

- To niemożliwe, niemożliwe - powtarzał narzeczony - wiązać się z takim kaleką, jak ja?

- Kocham Cię takiego, jakim jesteś - odparła. - Moja miłość nie wygasła. Z takim postanowieniem w sercu wróciła do domu. Pomimo sprzeciwu otoczenia przygotowała wszystko do ślubu. Rok po nim na świat przyszedł chłopiec. Prawdziwa miłość postawiła siebie na drugim miejscu, pragnęła szczęścia drugiej osoby.

Ks. Zbigniew Trzaskowski - MOŻESZ KOCHAĆ! Współczesna Ambona 1998

- 9 -

W Suderwie, parenaście kilometrów na północ od Wilna, nie ma gazety katolickiej ani katolickiego radia. Nie ma kwalifikowanych katechetek po studiach. Podeszły w latach ksiądz proboszcz (mówią do niego: proszę ojca) w pierwszy piątek po Mszy św. woła dzieci do zakrystii i pyta: - Czy wiecie, dziatki, co jest jutro? A co pojutrze? Niedziela? A co trzeba zrobić, gdy przyjdzie niedziela? Powiedzcie wierszyk: "Ta wysoka wieża woła, chodźcie, dziatki, do kościoła!". Czy tylko dzieci? A rodzice? Powiedzcie: "Ta wysoka wieża woła, chodźże, mamo, do kościoła...".

Ks. Tadeusz Gacia - "IDŹ, PROROKUJ DO NARODU MEGO" Współczesna Ambona 1994

- 10 -

  Pan Bóg przemawiał i nadal przemawia do ludzi.

W niemieckim mieście Bonn operowano ciężko chorego. Nieszczęśliwemu mieli wyjąć język. Miał bowiem raka. Kiedy już leżał na stole operacyjnym, chirurg przed operacją zwrócił się ze współczuciem do chorego: „Pomyśl, że więcej w swoim życiu nie wymówisz ani słowa. Co chcesz powiedzieć po raz ostatni?” Cisza. Chory namyśla się co powiedzieć. Może coś powiedzieć do swoich kochanych dzieci? A może posłać ostatnie słowa drogiej żonie? W końcu odezwał się tymi słowami: „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!.

Ks. Czajka B., Pomagaj słowem, BK 6(102) /1979/, s. 316

 

Zgłoś jeśli naruszono regulamin