02 - Płonące ćmy.docx

(99 KB) Pobierz

Płonące ćmy

 

ROZDZIAŁ l

Po krótkim namyśle Josephine stwierdziła, że facet nie jest w jej typie. Wracała z Edynburga, a on siedział naprzeciw i przez cały czas bezczelnie się w nią wpatrywał. Miał około dwudziestu lat. Szczerze mówiąc, nie widziała powodu, aby zaprosić go do domu i zacząć z nim grę.

Francis czekał w poczekalni.

— Dobry wieczór pani — powiedział, biorąc bagaż. — Czy miała pani przyjemną podróż?

— Niestety, nie. Było, jak zwykle, strasznie nudno. Francis, to jest Russell.

— Dobry wieczór panu. Czy mam zabrać także pański bagaż?

— Nie — powiedział Russell, trzymając mocno teczkę. — Dziękuję.

Załadował neseser na wózek. Francis i Josephine wymienili rozbawione spojrzenia.

Elegancki samochód, czekający na nich przed wejściem, zrobił na Russellu wrażenie.  Przyjemny szum silnika i wygodna jazda sprawiły, że pogrążył się w marzeniach. Gdy dojechali na miejsce, Josephine widziała w jego oczach zachwyt i pytanie: „Skąd ona ma pieniądze na tak wystawne życie?” Francis załadował bagaż do windy.  — Czy będzie pani potrzebowała samochód wieczorem?

— Nie. Dziękuję.

— W takim razie życzę miłego weekendu —powiedział, uśmiechając się znacząco.

— Tobie także, Francis.

Drzwi windy zamknęły się bezszmerowo. Josephine włożyła plastykową kartę w otwór i zaczęli płynąć w górę. Dopiero teraz Russell nieco się rozluźnił i objął Josephine, próbując ją pocałować. Nie opierała się, ale za moment spojrzała na niego lodowato. Zabrał rękę i poluzował krawat, mrucząc pod nosem z niezadowoleniem.  Gdy weszli do mieszkania, zaczął się rozglądać z zainteresowaniem, zwracając uwagę na każdy szczegół. Przymglone światło, pstrokate malowidła na ścianach, gdzieniegdzie drogie meble.

Poczęstowała go kawą. Wyszedł na balkon i stał tam przez chwilę, a wieczorny wiatr rozwiewał mu włosy. Patrzył na pobliskie budynki.

Josephine położyła mu rękę na ramieniu i podała drinka, jakby chciała go przeprosić za wcześniejsze chłodne zachowanie. Po chwili wróciła do pokoju i zaczęła się powoli rozbierać.  Zsunęła spódniczkę, ukazując podwiązki i majteczki, i podeszła do oszklonych drzwi balkonowych. Stał tam, oszołomiony pięknem oraz bogactwem miasta. Oceniła, że wygląda podobnie jak Peter Fonda, z lekkimi bruzdami wokół ust, w okularach ze starannie dobranymi 2 oprawkami. Należał do tego rodzaju mężczyzn, którzy podporządkowują sobie wszystkich i wszystko. Nie znała dotąd nikogo takiego.

Wyszła na balkon i uśmiechnęła się do niego.

— Można stąd zobaczyć wszystkie banki w mieście — odezwał się nagle. Krawat powiewał mu na wietrze.

Dotknęła jego policzka i pocałowała go mocno w usta. Poczuła, że jest już trochę podniecony i rozpalony. Lubiła to. Zdjęła mu okulary i schowała w kieszonce eleganckiego garnituru.  Miał szaroniebieskie oczy jak wiosenne chmury. Patrzył na nią namiętnie. Pocałowała go znowu.

—Rękawiczki? — spytał, patrząc na jej ręce.

Nosiła czarne, satynowe rękawiczki, szyte na miarę. Dotknęła jego rozpalonego policzka, po czym powoli przesunęła rękę na kark, rozłożyła pałce i bardzo mocno go ścisnęła. Wstrzymał oddech, oczy wyszły mu na wierzch. Próbował zachowywać się spokojnie w tej dziwnej sytuacji, ale po chwili poczuł, że robi mu się słabo. Pożądanie rosło w nim, mimo bólu, jakiego przed chwilą doznał. Rozluźniła uścisk, a on objął ją mocno w talii i pocałował za uchem. Poczuła zapach wody po goleniu.

Nagle wywinęła mu się z objęć. Zareagował na to gwałtownie — chciał ją przytrzymać, ale ona, rzuciwszy zalotne spojrzenie, odwróciła się i weszła do pokoju. Poszedł za nią. Stała przy barku i robiła coś do picia. Wlała kawę do chłodnej szklanki, dodała trochę lodu i długo mieszała, po czym wlała do niej złocisty rum. W lodówce znalazła karton soku jabłkowego i otworzyła go, przez cały czas obserwując Russella, który stał na środku pokoju. Posłała mu miły uśmiech. Wymieszała całość z sokiem i spróbowała.  Odstawiła szklankę i zaczęła powoli zdejmować prawą rękawiczkę, kolejno z każdego palca.

Russell stał i patrzył jak skamieniały.

— Usiądź — powiedziała.

Podszedł do krzesła, rozluźnił marynarkę i usiadł. Josephine zanurzyła palec w napoju, a następnie polizała go delikatnie i ponętnie, dotykając zaledwie końcem języka. Potem wsunęła palec do ust i zaczęła go ssać, jakby delektując się jego smakiem. Przez cały czas patrzyła wymownie Russellowi w oczy. Odwróciła się do barku i wzięła karton z sokiem.  Zaczęła go pić powoli. Czuła się wspaniale.

— Jak się nazywa ten napój, który pijemy?

— Po prostu... drink.

Uśmiechnął się, gdy tymczasem Josephine wyciągnęła się na łóżku.

— Co robiłaś w Edynburgu? — zapytał z zainteresowaniem.

— Byłam miła dla nudziarzy.

— Chyba niezbyt miła, wnioskując z zachowania w podróży.

— Jeżeli jesteś zbyt miły, ludzie ci nie płacą.

Zauważyła, że zmarszczył brwi i zdała sobie sprawę, że pomyślał o niej jak o panience lekkich obyczajów, dziwce z wyższych sfer.

Śmieszył ją. Zastanawiała się, czy naprawdę tak myśli. Była święcie przekonana, że nie będzie na tyle wulgarny, aby zaproponować jej pieniądze. To raczej nie w jego stylu.  Sprawiał wrażenie przyzwoicie wychowanego chłopca z dobrego domu, który nigdy jeszcze nie był w takiej sytuacji.

Kiedyś wiele uwagi poświęcała czytaniu z twarzy przeżyć i cierpień spotykanych mężczyzn i kobiet. Młody Russell był interesującym obiektem. Cechowała go równowaga i konwencjonalny styl, ale w środku był nieśmiały i niewinny. Pomyślała, że będzie się mogła pobawić nim jak zabawką. Z pewnością należał do tych mężczyzn, którzy stawiają znak równości między pieniędzmi a seksem. Na pieniądzach być może się znał, ale na seksie raczej nie bardzo. Nie wiedział, że pieniądze są może ważne i przydatne, ale cholernie nudne. Dla niego zaś pieniądze oznaczały siłę, a siła — seks. Josephine była pewna, że wielu spraw nie 3 potrafiłby pojąć. Czuł się niepewnie. Próbował znaleźć jakieś taktowne i delikatne wyjście z tej sytuacji, ale nie bardzo wiedział jakie.

— Nalać ci dżinu? — spytała.

— Chętnie. — Podał jej szklankę.

Podniosła się z wdziękiem i pocałowała go w ciepłe, wilgotne usta. Zmieszała dżin z tonikiem. Wbrew temu, co mógłby o niej teraz sądzić, nie była kobietą okrutną. Życie przyzwyczaiło ją do przyjemności i szukała ich.

— To mieszkanie musiało cię kosztować fortunę?

To pytanie ją rozzłościło; było prostackie. Nie miał za grosz wyobraźni. Kusiło ją, aby dać mu nauczkę i potem śmiać się z tego razem z Jackie.

Podeszła do niego, niosąc drinka.

— Dlaczego się nie rozgościsz? — spytała.

— W porządku. Dziękuję.

Rozsiadł się wygodniej. Podała mu dżin, a on przybliżył się, próbując znów ją pocałować, ale wymknęła mu się zwinnie. Usiadł więc ponownie na krześle, wypił kilka łyków dżinu i zamyślił się. Podeszła do niego i dotknęła jego ręki, po czym położyła ją sobie na piersiach.  Jego palce zaczęły poruszać się wokół. Stopniowo ruchy stawały się coraz bardziej stanowcze. Pocałowała go. Jego usta miały teraz smak jałowca i goryczy. Poczuła, że go pragnie.

— Wypij to szybko.

— Wezmę ze sobą — powiedział.

Zaprotestowała, potrząsając głową. Dopił więc do końca, powoli, jak gdyby chciał przedłużyć moment oczekiwania na to, co zaraz nastąpi. Josephine jednym ruchem ściągnęła bluzkę.  Russell, skończywszy drinka, odstawił szklankę, starając się patrzeć na kobietę bez zainteresowania.

— Rozbierz się — usłyszał.

Uśmiechnął się, ale wypadło to głupio. Zdjął zegarek, ozdobną spinkę do krawata i wszystko to schował do kieszeni. Zaczął rozwiązywać krawat, rozpiąwszy przedtem górne guziki koszuli. Krawat również schował do kieszeni. Odebrała od niego marynarkę, przewieszając ją ostrożnie przez poręcz krzesła. Zachęcony jej jednoznacznym zachowaniem, zaczął zdejmować koszulę. Pod spodem miał szarą, trykotową koszulkę, którą także szybko ściągnął.  Oczom Josephine ukazała się biała i szczupła pierś. Rozluźnił sznurowadła i zdjął buty, ściągnął skarpetki i włożył je do butów. Rozpiął pasek od spodni i zaczął powoli je zdejmować.

— Wszystko to tylko jakaś twoja tajemnicza gra, tak?

Josephine nie odpowiedziała. Stała teraz przed nim w samych majteczkach, podwiązkach i pończochach. Miała rewelacyjną figurę, którą podkreślała jeszcze bielizną z pierwszorzędnego jedwabiu. Wyglądała w niej ponętnie i podniecająco. Russell spoglądał na jej piękne, długie nogi, kształtne biodra i kępkę ciemnych włosów wystającą spod majteczek.  Wpatrywał się w sterczące piersi...

Zdjął spodnie. Pod nimi miał slipy w czerwono-złote paski, nie bardzo pasujące do konwencjonalnego stroju. Spojrzał na Josephine i zdjął je, ukazując gęste, ciemne włosy łonowe i sterczący obrzezany penis.

Josephine podeszła wolno i wzięła go do ręki. Czuła, jak rośnie w dłoni i jest coraz bardziej gorący. Uklękła i pocałowała go. Czuła, jak Russell drży i coraz ciężej oddycha. Wstała, patrząc mu w oczy i nadal trzymając w dłoni jego członek. On także patrzył — w tej chwili zapomniał o pieniądzach i interesach. Ona była górą, a on czul się jak bezradne zwierzątko.  Pocałował ją czule.

— Czy mogę skorzystać z twojej łazienki? — zapytał.

— Chcesz wziąć prysznic?

4

— Nie...

Uśmiechnęła się ironicznie i zaprowadziła go do łazienki. Oparła się o brzeg umywalki, gdy on otworzył klapę sedesu i spojrzał na nią skrępowany.  — Nie mogę tego robić, gdy ktoś na mnie patrzy.

W tym momencie zdał sobie sprawę, że zachowuje się jak smarkacz. Josephine stanęła za nim i pogłaskała go po pośladkach. Jego mięśnie poruszały się rytmicznie.  — Odpręż się — powiedziała cicho.

Russell znowu zachowywał się biernie i posłusznie. Wyszeptał coś bez związku. Josephine wyszła z łazienki i dopiła w pokoju swojego drinka. Przeczesała palcami włosy i włożyła rękę między uda.

Wyszedł zakłopotany i poniżony. Z jego oczu wyczytała, że wybacza jej wulgarne zachowanie i czeka na dalszy ciąg. Podeszła do niego i pogłaskała go czule po policzku.  Zauważyła, że wilgotnieją mu oczy.

— Mamy jeszcze dużo czasu. Pocałowała go czując, że jego ciało płonie. Pociągnęła go za sobą na łóżko.

— Chodź!

Położył się na przyjemnie chłodnym prześcieradle. W tym momencie zadzwonił stojący przy łóżku telefon. Dzwonił przez dłuższą chwilę.

4— Nie chcę, aby nam ktoś przeszkadzał. — Odłożyła słuchawkę na bok. Podniosła leżący na podłodze rzemień z klamrą. Chwyciła Russella za ręce i zręcznym ruchem przy wiązała go za przeguby do łóżka. Był oszołomiony, próbował się wyrywać.  — Janie... nigdy...

— Spokojnie!

Przymocowała do łóżka także jego nogi. Leżał teraz rozpostarty, a z czoła spływał mu pot.

Bał się, ale był jednocześnie mocno podniecony.

Josephine, słuchaj... ja...

Uderzyła go mocno w nogę. Zacisnął zęby z bólu, ale poddał się całkowicie. Zsunęła się z łóżka i powoli przysunęła twarz do jego krocza. Wzięła penis w usta, pocierając go lekko wargami i czubkiem języka. Słyszała, jak mężczyzna pojękuje z rozkoszy i podniecenia.  Usiadła nagle i spojrzała mu w twarz. Lubiła mężczyzn, którzy łatwo się poddają; pokornych i gorliwych. Russell uniósł głowę, ale jego ruchy były niepewne i niezdarne. Znowu zaczęła pieścić jego członek czując, jak rośnie. Ręką w rękawiczce gładziła jądra, które także rosły i pęczniały. Członek zagłębiał się coraz bardziej w jej ustach; nagle ruchy stały się szybsze.  Wciągnęła go mocno i poczuła, że na jego końcu pojawiła się kropelka. Był u szczytu podniecenia; drżał przez cały czas.

Josephine, czy możemy... — Chciał coś powiedzieć, ale nie dała mu dokończyć.

Ściągnęła pończochy i położyła się obok na łóżku.

— Jeżeli to ci nie odpowiada, to powiedz.

Milczał. Potraktowała to jako zgodę na dalsze kontynuowanie tej gry. Włożyła mu na szyję sztywny, skórzany kołnierz. Zapięła go za pomocą srebrnego kółka, popychając głowę Russella na łóżko. Zabolało go to i wykrzywił twarz w grymasie. W nagrodę pocałowała go.  Wokół swojej szyi także umocowała kołnierz, ale cieńszy i węższy, wysadzany diamentami w srebrnych obwódkach.

Podniecenie Russella gasło powoli; ze strachu, napięcia i niepewności. Josephine to nie przeszkadzało. Znowu stała się miła, pieściła go i całowała, dopóki penis nie urósł. Russell szybko się podniecał.

Zdjęła drugą rękawiczkę i zaczęła odpinać bluzkę. Oczom Russella ukazały się jędrne piersi, a pomiędzy nimi tatuaż — figura złożona z malutkich kostek domina. Wiedziała, że on nie rozumie, jak wielkie znaczenie ma dla niej ten tatuaż. On zaś przeczuwał, że nie powinien teraz o nic pytać. Zapyta, gdy ona mu na to pozwoli.

5

Przyjrzała mu się, gdy tak leżał obezwładniony. Pochyliła się i dotknęła piersiami jego twarzy.

— Całuj — rozkazała, napierając mocniej.

Zaczął całować miejsce, gdzie widniał tatuaż. Zlizywał kropelki potu, które pojawiły się między piersiami. Teraz była z niego zadowolona. Pocałowała go w brodawki, potem w brzuch i podbrzusze. Całowała jego ramiona, szyję i uszy. Potem znowu przeszła niżej, aż do jąder. Jednak tym razem drażniła tylko podbrzusze i uda. Przebiegała po nich językiem, na co on odpowiadał drżeniem i pojękiwaniem.

W pewnym momencie usiadła na nim i zaczęła uderzać jego uda cieniutkim rzemykiem, który wyciągnęła spod łóżka. Uderzała coraz mocniej, aż zaczął syczeć z bólu. Nie przestawała jednak bić. Zacisnął wargi i zaczął się szarpać, lecz nie na wiele to się zdało. Ona panowała nad nim; był zdany na jej zachcianki.

Przesunęła się, balansując biodrami. Nie był odporny na ból. Pomyślała, żeby go rozwiązać, ale w końcu stwierdziła, że zrobi to później.

— Może moje zabawy ci się nie podobają — szepnęła mu do ucha. — Na razie musisz je znosić.

Próbował protestować, ale nie pozwoliła na to.

— Ostrzegam cię, bo konsekwencje mogą być bolesne.

Zacisnął usta i zamknął oczy. Bał się, ale pożądanie było silniejsze.

— Sześć uderzeń i ani jednego jęku. — Pogratulowała mu z podziwem. Pocałowała go. —

Chyba nieprędko zrezygnuję z moich zachcianek. Jesteś niezły.

Spojrzała mu w twarz. Cały czas patrzył na nią z obawą. Była zadowolona ze swej przewagi.  Czuła, jak chęć dalszej zabawy rośnie w niej, a i on poddaje się temu uczuciu. Dotknęła go delikatnie pejczem. Naprężył się i drgnął, kiedy uderzyła.  — Raz. Uderzyła znowu.

— Dwa. Trzy.

W oczach Russella pojawiły się łzy. Sięgnęła znowu po rzemień. Uderzyła w lewe udo, potem w prawe i znowu. Nie wydał żadnego dźwięku, tylko łzy spływały mu po policzkach. Był napięty do granic możliwości. Pocałowała go w usta. Nagle uniósł głowę i zaczął ją całować tak żarliwie, że aż odsunęła się.

Nogi były naznaczone płonącymi śladami, a jednak podniecenie znowu w nim wzbierało.

Jego członek był naprężony i gotowy. Wzięła go do ust; był gorący i drgał.

— Zaczynamy znowu — powiedziała.

Podniosła pejcz. Uderzyła ponownie kilka razy. Na ciele Russella pojawiły się nowe ślady, także na twarzy. Usta były gorące i rozchylone. Uniosła biodra i jego oczom ukazało się w całej okazałości wilgotne krocze. Przykucnęła nad nim i naparła kroczem na jego pierś. Po chwili przesunęła się nad twarz. Całował jej gorącą i wilgotną cipkę. Nagle, nie wiadomo dlaczego, odsunęła się.

Josephine, boli mnie ramię. Proszę, rozwiąż mnie.

Uwolniła go. Wstała i patrzyła, jak powoli rozprostowywał ręce i nogi. Uśmiechała się ironicznie.

— Nie jesteś zbyt twardy — powiedziała. — Mięczak z ciebie. Nie tego się spodziewałam.

Pamiętaj, jeśli będziesz nieposłuszny, inaczej pogadamy.

Spojrzał na nią zdziwiony i zirytowany.

— Przestań, Jo.

— Aha, jeszcze jedno. Mam nadzieję, że odwdzięczysz mi się za dzisiejszą lekcję i zaprosisz mnie na kolację.

Uśmiechnął się.

— Możemy iść zaraz.

6

Jednak Josephine w tym momencie miała ochotę na co innego. Dotknęła jego członek, pogłaskała i szybko doprowadziła do wzwodu. Gdy był gotowy, weszła na niego. Czuła żar bi jacy od środka i rozsadzający jej ciało. Russell był także silnie podniecony.  Poruszała się wolno i ostrożnie, jakby bojąc się, że może nagle z niej wyjść. Kręciła biodrami wiedząc, że doprowadza to Russella do utraty zmysłów. Poruszała się wolno, potem nagle szybciej; w górę, w dół, w prawo i w lewo. Przymknęła oczy i wyobraziła już sobie moment szczytowania. To jeszcze bardziej ją podnieciło. Otworzyła oczy i głaskała go po twarzy.  — Wytrzymaj jeszcze trochę — poprosiła.

Nie mógł.

Nagle rozległ się głośny i natarczywy dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie przestraszeni i zdezorientowani. Przez moment nie wiedzieli, co zrobić. Josephine wstała; była wściekła.  — Co to? — zapytał.

Nie odpowiedziała. Czuła, że ten dzwonek nie wróży nic dobrego. Nie spodziewała się nikogo o tej porze, portier dostał polecenie, żeby nie wpuszczać nikogo bez jej zgody.  Podeszła do drzwi i otworzyła je. Za nimi stał bardzo młody mężczyzna. Miał jasne włosy i był ubrany w uniform chłopca hotelowego. Wszedł do środka, zupełnie ignorując fakt, że na łóżku leżał nagi Russell. Josephine chciała już coś powiedzieć, ale chłopak zdecydowanie stanął naprzeciw niej. W ręku trzymał jakąś paczkę.

Russell, z początku zdezorientowany, nagle wpadł we wściekłość.

— Co, do diabła?!

— Kim jesteś? — przerwała Josephine. — Jak się tu dostałeś? Kto cię wpuścił?  Chłopiec nie odpowiadał, tylko patrzył na nią uparcie. Wręczył jej małą paczkę, zawiniętą w czarny, błyszczący papier i przewiązaną kolorową wstążką.  — Co to jest? — spytała, biorąc ją niepewnie.

On jednak nie odpowiedział.

Josephine otworzyła pudełko i ze środka wyjęła kostkę domina. Nic więcej tam nie było.  Kostka była zupełnie gładka z obu stron — mydło. Odwróciła się, chcąc coś powiedzieć, ale chłopaka już nie było.

ROZDZIAŁ 2

Josephine wyszła do przedpokoju, ale drzwi za chłopakiem już się zamknęły.  — Cholera — zaklęła. Sięgnęła po słuchawkę domofonu. Po drugiej stronie przez dłuższy czas nikt nie odpowiadał.

Josephine! — zawołał Russell z sypialni.

Nie odpowiedziała. Nerwowo odgarnęła spadające włosy. Już miała odłożyć słuchawkę, gdy usłyszała głos:

— Recepcja. Słucham.

— Zatrzymać windę! —krzyknęła do słuchawki.

— Słucham?!

— Zatrzymać tę pieprzoną windę! Jest w niej mężczyzna!

— Kto w niej jest?

Josephine opanowała się i powiedziała spokojniej:

— Tu mówi Josephine Morrow z apartamentu. W windzie jest mężczyzna, który przed chwilą wtargnął do mojego mieszkania.

— Chwileczkę. — Recepcjonistka powiedziała coś do kogoś, po czym znowu wróciła do rozmowy, nie wykazując zainteresowania.

— Przykro mi, ale nie możemy zatrzymać windy, pani Morrow. Już zjechała do garażu.

Zawiadomiłam strażnika. Zaraz tam pójdzie.

„Cholerna ochrona” — pomyślała Josephine.

7

— Czy on coś pani zrobił, pani Morrow? Mam zawiadomić policję? — Recepcjonistka stała się raptem nadgorliwa.

— Nie, to sprawa osobista. Ale proszę nie pozwolić mu opuścić budynku! —krzyknęła, zdenerwowana opieszałością recepcjonistki, i odwiesiła słuchawkę.  Po chwili znowu ktoś zadzwonił do drzwi. Josephine zaklęła siarczyście i wróciła do sypialni.

Alarm rozległ się ponownie, lecz Josephine udawała, że ją to nie obchodzi.

Natomiast Russella to dzwonienie doprowadzało do szału.  — Josephine, do diabła, pozwól mi odejść! —krzyczał.

— Jeszcze nie teraz — powiedziała, otwierając szafę z ubraniami i Wyciągając z niej kuse kimono, prezent od przedstawiciela firmy handlowej z Tokio. Włożyła je, przewiązując w talii szeroką szarfą. Russell był wciąż zdenerwowany.

— Powiedz mi, proszę, o co tu chodzi, do cholery!

— Nie wiem — powiedziała niewinnie, siadając na łóżku i zakładając pantofle. — Poczekaj tu na mnie. Muszę coś załatwić.

—Wzięła domino ze stolika i włożyła do torby. — Niedługo wrócę.

Wychodząc z pokoju, wyłączyła dzwonek. Przechodząc obok lustra, rzuciła okiem na siebie.  Nie była zbyt zadowolona z wyglądu, ale też niczego lepszego się nie spodziewała — nie była w formie.

Wyszła z apartamentu. Wsiadła do windy i nacisnęła guzik do garażu. Piętro niżej winda zatrzymała się i wsiadło do niej dwóch starszych mężczyzn. Przyglądali się jej obaj, wodząc wzrokiem po jej nogach, biodrach i biuście. Nie wytrzymała i nacisnęła „stop”.  — Przepraszam — powiedziała i przesiadła się do drugiej windy. Zjechała na dół i wysiadła w garażu.

Zaczęła biegać między samochodami. Pod ziemny garaż był systemem ponumerowanych miejsc. Cienkie ścianki i kolumny dzieliły go na mnóstwo identycznych zatoczek; w każdej stał samochód osobowy lub miniciężarówka.

Po kilku minutach zaczęła ją boleć głowa i postanowiła wrócić do windy. Francis dawno już odjechał limuzyną, ale był tu zaparkowany jej sportowy, czerwony MR-2. Stanęła między peugeotem i fordem sierrą, który miał otwarte drzwi i zapalone światła. W środku jednak nie było nikogo. Josephine pobiegła w stronę wyjścia.

Nie myślała o tym, jak wygląda. Kimono rozwiązało się, ukazując jędrne piersi. Nagle usłyszała odgłos zapalanego silnika. Zaklęła i podbiegła w tym kierunku. Z daleka zobaczyła światła. Nie mogła złapać oddechu. Zauważyła, że brama wjazdowa jest otwarta, a duży, czarny samochód wyjeżdża z garażu. Strażnik przy wyjściu był odwrócony tyłem i rozmawiał przez telefon.

— Zatrzymaj ten samochód! —krzyknęła do niego. Jej głos rozniósł się echem po garażu.  Strażnik odwrócił się, nie wiedząc, o co chodzi i skąd dobiega głos. Stał zdziwiony ze słuchawką w ręku, wypatrując osoby, która krzyczy w ciemnościach.  Czarny samochód wyjechał już na ulicę. Josephine rzuciła się biegiem w stronę swojego, po drodze wyciągając kluczyki z torby.

— Szybciej, szybciej —powtarzała szeptem. Trzęsły jej się ręce. Szybko wsiadła do środka, rzuciła torbę na tylne siedzenie i włożyła kluczyki do stacyjki. Próbowała wr...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin