LP. I-III. Makuszyński Kornel - 120 przygód koziołka Matołka.pdf

(58 KB) Pobierz
120 przygód koziołka Matolka
Wszystkie mądre polskie kozy,
By je zliczyć, nie mam siły!
Na naradę się zebrały
I rzecz taką uchwaliły:
"W sławnym mieście Pacanowie
Tacy sprytni są kowale,
śe umieją podkuć kozy,
By chodziły w pełnej chwale.
Przeto koza albo kozioł,
Jakaś bardzo mądra głowa,
Aby podkuć się na próbę,
Musi pójść do Pacanowa.
A gdy wróci ten wędrowiec,
JuŜ podkuty, ale zdrowy,
Wszystkie kozy się dowiedzą,
Czy to dobrze mieć podkowy."
"Kto ten dzielny? Kto się zgłasza?"
"Ja!" - zakrzyknął w głos koziołek.
Miał maleńką, piękną bródkę,
A wołano nań: Matołek.
Czule Ŝegnał go ród kozi,
Mama i sędziwy tata,
A Matołek wziął tobołek
I wędruje na kraj świata.
Kiedy znalazł się na drodze,
Po raz pierwszy na wolności,
Skoczył w górę nasz koziołek,
Aby rozprostować kości.
Nagle ujrzał dwa zające,
Więc zapytał: - "Proszę panów,
MoŜe mi panowie wskaŜą,
Gdzie to miasto jest Pacanów?"
Rzekł mu jeden: - "Idź przed siebie,
Trochę w prawo, trochę w lewo,
Przepłyń morze, przeskocz góry,
AŜ napotkasz uschłe drzewo."
Nagle przerwał i zakrzyknął:
"Niech ratuje się, kto zając!"
A koziołek smyk na drzewo,
Przed psem strasznym uciekając,
"Złaź natychmiast z mego brzucha"
Woła drzewo w wielkim gniewie.
"Nie masz prawa, śmieszna kozo,
Po szanownym łazić drzewie."
Zawołało wiatr na pomoc
I zatrzęsło się z łopotem,
Tak Ŝe spadło trochę liści,
A koziołek zaraz potem.
"Aj! Aj!" - wrzasnął, choć pod drzewem
Złego juŜ nie było zwierza,
Lecz tymczasem jeŜ przydreptał
A koziołek spadł na jeŜa.
Beknął głośno siedem razy,
Skoczył, jakby opętany,
A siąść nie mógł, bo w tym miejscu
Miał bolesne bardzo rany.
JeŜ Igiełka rzekł mu na to:
"Czemu krzyczysz? To się zdarza!
Czyś ty jabłko, by spaść z drzewa?
Teraz biegnij do lekarzal"
Niedźwiedź zawsze jest lekarzem,
Z pokolenia w pokolenie,
Zbadał rany, potem mruknął :
"Dam ci coś na przeczyszczenie."
"Nigdy!" - krzyknqł nań koziołek,
"Wolę juŜ najsroŜsze bóle!"
Na stół skoczył, stłukł kałamarz
I przez okno smyk! na pole...
Właśnie pasły się cielęta
Na zielonym brzegu Wisły.
Z wielkim się rozbiegły krzykiem:
"Kozioł wariat! Stracił zmysły!"
On zaś poszedł poprzez pola.
W krąg kraina bardzo pusta,
Nagle, gdy był bardzo głodny,
Szepnął cicho: - "Ach, kapusta!"
Głowy stały tak w szeregu,
Jakby za Ŝołnierzem Ŝołnierz.
Nasz koziołek zaczął ucztę,
Wtem ktoś chwyta go za kołnierz.
"Tuś mi, bratku, capie młody!"
Wołał stróŜ, co wyszedł z cienia.
"Nie oglądaj się, idź prosto,
Do więzienia! Do więzienia"
Przyszedł sędzia i rozkazał,
By zakuli go w kajdany,
I w komórce bardzo ciemnej
Kazał przykuć go do ściany.
Siedzi biedny nasz koziołek
I nie moŜe ruszyć łapą,
Jęczy tylko i wciąŜ płacze:
śegnaj, mamo, Ŝegnaj, papo!"
W nocy przyszli rozbójnicy,
Wygrzebali ziemię kołkiem
I na plecach swych unieśli
Tę komórkę wraz z Matołkiem.
Do ciemnego zaszli lasu,
Patrzą, co tam jest w komorze!
Nagle strasznie zakrzyknęli:
"Diabeł! Ratuj się kto moŜe!"
"Stójcie, stójcie!" - kozioł woła
"Uwolnijcie mnie z powroza,
Ja nie jestem Ŝaden diabeł,
Moja mama była koza!"
Lecz po zbójcach nie ma śladu,
Bo uciekli, gdzie pieprz rośnie,
A koziołek został w lesie,
Pobekując wciąŜ Ŝałośnie.
Bekiem zbudził czarownicę,
Bardzo straszną babę Jędzę,
Co dziewczynek złote włosy
Jak na krosnach tka jak prządzę.
Przyszła, patrzy i wciąŜ cmoka,
Potem rzecze: - "Coś, kochanie,
Jesteś mi zanadto chudy,
Ale zjem cię na śniadanie!"
A on na to: - "Zdejm łańcuchy,
A ja za to cię z ochotą
Poprowadzą tam, gdzie leŜą
Wielkie skarby, srebro, złoto!"
Wiedzie potem czarownicę
Przez las stary, przez las młody,
AŜ oboje tam przybyli,
Gdzie są wielkie, czarne wody.
Kazał stanąć jej nad brzegiem
I na chwilę zamknąć oczy.
Baba stoi, a koziołek
Jak nie beknie! Jak nie skoczy!
Tak ją ducnął w brzuch rogami,
Wedle dawnej koziej mody,
śe fiknęła siedem razy
I jak kamień bęc do wody!
"Hulaj, kozal" - rad zawołał,
Potem pobiegł do jej chaty
I uwolnił troje dziatek,
Co płakały spoza kraty.
Dwie dziewczynki, jeden chłopczyk,
Uklęknęwszy w chaty progu,
Slicznie razem zaśpiewali,
Aby podziękować Bogu.
Potem razem szli z koziołkiem
AŜ do czarnych lasów skraju,
Dzieci poszły w kraj daleki,
A on został na rozstaju.
Spotkał kaczkę; pięknie wita:
"Babcia pani pewnie zdrowa?
MoŜe pani mi odpowie,
Jak stąd iść do Pacanowa?"
"Kwa! kwa!" - kaczka wrzaśnie na to,
Czyniąc w wodzie wiele plusku.
"Nie rozumiem!" - rzekł koziołek,
"To zapewne po francuskul"
Noc zleciała, jak kruk czarna,
A koziołek smutno kroczy,
Ledwie długą widzi drogę,
Biedne wypatruje oczy,
Co to?! Co to?! Z wielką wrzawą
Smok potęŜny drogą leci,
Dwoje oczu ma na przedzie
I straszliwie nimi świeci.
Lecz koziołek nasz odwaŜnie
Stanął pośród czarnej drogi!
MoŜe zginie, ale przedtem
Chce potwora wziąć na rogi.
Ten uderzył go Ŝelazem,
Które miał na paszczy przedzie.
Kozioł fiknął, wzleciał w górę,
Potem miękko spadł i - jedzie.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin