Najnieszczęśliwszy Mistrz Eliksirów na świecie - Diana Williams.doc

(96 KB) Pobierz
Najnieszczęśliwszy Mistrz Eliksirów na świecie

Najnieszczęśliwszy Mistrz Eliksirów na świecie

autor: Diana Williams

tłumacz: Neiya

 

Oto moje tłumaczenie fika Diany Williams „The Unhappiest Potions Master on Earth”, chyba mojej ulubionej autorki fików HP. Tych, którym język deszczowego Albionu nie jest obcy, gorąco zachęcam do czytania jej twórczości w oryginale; na jej stronie diana.slashcity.com znajdziecie mnóstwo yaoiowatych fików nie tylko z HP. Można też wysłać opinię o jej twórczości na adres diana@slashcity.com

Jeśliby ktoś chciał się włączyć w tłumaczenie jej fików, zastrzegam sobie prawo do „The Courtship of Harry Potter” i „Convenient Marriage”. I to by było na tyle… miłego czytania życzę :)

 

Dzień pierwszy:

Severus Snape rozejrzał się po urządzonej w wiktoriańskim stylu sypialni hotelowego apartamentu: jasna narzuta na łóżko, pasujące do niej zasłony, nijakie „dzieła sztuki”… Przez szyby wpływało strumieniami jasne słońce Florydy, z położonego pod ich oknami basenu dobiegały słabe dźwięki radosnej muzyki, a na zewnątrz, w oddali, widać było smukłe iglice bajkowego zamku, które sprawiały, że młodzi i młodzi sercem czuli za wskazane pozwolić sobie na niefrasobliwą rozrywkę.

Severus czuł, że zaraz zwymiotuje. Oczywiście wcześniej rzuci klątwę na pewnego zidiociałego nauczyciela Mugoloznastwa, który bynajmniej nie przypadkowo, był jego mężem.

Harry wszedł do ich pokoju i opadł na łóżko z wdzięcznym westchnieniem. Severus spojrzał na niego z gniewem. To była wina Pottera, że dał się namówić na to wszystko, i nie zamierzał pozwolić mu zapomnieć, jak bardzo był nieszczęśliwy. Opiekowanie się dwunastką czołujących w Mugoloznastwie uczniów podczas wycieczki do Walt Disney’s World w południowych Stanach Zjednoczonych nie było bynajmniej jego receptą na miłe spędzenie czasu. Tysiące mil od swoich lochów i kotłów, mając na sobie głupie Mugolskie ubranie zamiast wygodnych szat… nie wspominając już o współlokatorach.

- No, wszystko jest już załatwione - powiedział z satysfakcją Harry. - W każdym pokoju jest jedna osoba pochodząca z Mugolskiej rodziny. Chłopcy z Ravenclavu i Gryffindoru są w jednym pokoju, wszystkie cztery dziewczyny w następnym, a Ron i Hermiona między nimi. Pan Thomas z Hufflepuffu mieszka z twoimi trzema Ślizgonami w pokoju obok nas.

- A Albus z nami.

Harry rozpoznał minę Severusa i uśmiechnął się szeroko.

- Mogło być gorzej, Sev. Jak myślisz, co by było, gdyby Albus nie zdecydował, że spanie na rozkładanej kanapie będzie nowym i ekscytującym doznaniem? - spytał, patrząc niedwuznacznie na dwa wielkie łóżka.

Severus pobladł na samą myśl o byciu zmuszonym do dzielenia sypialni z Dumbledorem; dzielenie z nim apartamentu było już wystarczająco straszne. Ale bynajmniej nie zamierzał się tak łatwo poddać.

- Zdajesz sobie sprawę, że właśnie dowiodłeś swojej skończonej głupoty? - powiedział z szyderczym uśmieszkiem - Pozwoliłeś nastolatkom pozostać w ich pokojach bez opiekuna?

Harry wyglądał na porażonego tą myślą.

- Masz rację - przyznał. - Będzie dużo lepiej, jeśli umieścimy tych trzech Ślizgonów tutaj z tobą i Albusem, a ja będę z Thomasem i dwoma Krukonami. Jestem pewien, że Ron nie będzie miał nic przeciwko dzieleniu pokoju z Gryfonami, a w pokoju dziewczyn jest wystarczająco dużo miejsca na dostawkę dla Hermiony. Pójdę i natychmiast to załatwię.

Severus pobladł.

- Naprawdę, Potter, nie ma sensu robić takiego zamieszania po tym, jak wszyscy już się rozpakowali - powiedział szybko. - Jestem pewien, że jakoś sobie poradzimy.

- Cóż, jeśli jesteś pewny… - odparł Harry, udając, że ma pewne wątpliwości.

Severus doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie został wmanewrowany w przyznanie Harremu racji, ale w czasie ostatnich trzech miesięcy, od kiedy znów byli razem, zdołał się do czegoś takiego przyzwyczaić.

- Jestem pewny. Więc jakie rozkoszne atrakcje zaplanowałeś na dzisiaj? - spytał tonem, który jasno pokazywał, że, niezależnie co by to nie było, wolał klątwę Cruciatius.

- Chłopcy idą na Blizzard Beach z Ronem i Albusem, Hermiona zabiera dziewczyny na zakupy do Disney Downtown, a o ósmej spotykamy się wszyscy na dole na kolacji.

- Wysyłasz Wesleya i Albusa z ośmioma nastoletnimi chłopakami? Nie nadzorowanych?

Harry uśmiechnął się szeroko.

- Nie martw się. Everett, Lawrence i Thomas urodzili się w Mugolskich rodzinach. Będą trzymali Rona i Albusa z dala od wszelkich kłopotów.

- A które z tych cudownych atrakcji przewidziałeś dla nas? - spytał Severus tonem pełnym lęku.

Harry udał, że ziewa.

- Właściwie to jestem padnięty po wysiłku sprowadzenia wszystkich tutaj, a ty wyglądasz, jakbyś miał dostać migreny. Może w takim razie wypróbowalibyśmy jacuzzi przy basenie?

Severus podniósł jedną brew.

- Doprawdy?

- Mmm. Jeśli dobrze zrozumiałem, o czwartej serwują porządną angielską herbatę, więc zrobiłem rezerwację. Tylko dla nas.

Severus rzucił okiem na znajdujący się przy łóżku zegar. Widok cyfr zamiast słów takich jak: „Czas na śniadanie” lub „Czas iść do łóżka” wprawił go w lekką konstranację, ale zdołał obliczyć, że mieli jeszcze cztery godziny. Zbyt mało na porządne kochanie się, ale na dwa lub trzy szybkie numerki powinno wystarczyć. A jeśli będzie im brakować czasu, zawsze mogą użyć szybkiego zaklęcia czyszczącego i wziąć kąpiel później.

- Panie Potter - wymruczał, zbliżając się do męża z błyskiem w oku i jednocześnie rzucając swoją różdżką zaklęcie blokujące na drzwi. - Myślę, że to najlepszy pomysł, jaki dzisiaj miałeś.

Harry przez krótką chwilę myślał od zdjęciu zaklęcia i wywieszeniu zamiast tego znaku „Nie przeszkadzać”, ale, jako że Severus wziął go w ramiona i teraz badał jego migdałki, zdecydował zająć się tym później. W końcu cóż takiego mogło się stać?

 

 

Harry wślizgnął się na krzesło naprzeciwko Severusa. Mistrz Eliksirów, widząc jego minę, uniósł brew.

- No i?

- Przypisali iskry wychodzące z klamki jakiemuś spięciu i teraz sprawdzają wszystkie obwody i urządzenia elektryczne w naszym pokoju. Na szczęście pokojówka doznała tylko lekkiego porażenia, kiedy dotknęła klamki, i szybko z tego wyjdzie. - Spojrzał surowo na męża i dodał - Żadnych więcej zaklęć przy zamykaniu drzwi, Severusie. Od tego są klucze.

Severus wzruszył ramionami i wskazał tacę leżącą na stole.

- Bułeczkę?

 

 

Pięciu dorosłych siedziało z pokolacyjnymi drinkami, obserwując położony w pobliżu stół pełen tryskających entuzjazmem uczniów Hogwartu. Harry pomyślał, że urodzeni w czarodziejskich rodzinach uczniowie radzili sobie wyjątkowo dobrze. Od momentu kiedy zrozumieli, że „szwedzki stół” to coś takiego jak uczta w Hogwarcie, tyle że trzeba samemu podejść do położonego w centrum stołu, bo jedzenie nie pojawi się w magiczny sposób na talerzu, zdawali się doskonale dawać sobie radę. W zasadzie, sądząc po ilości talerzy na stole, przed końcem nocy więcej niż jeden uczeń będzie potrzebował przygotowanego przez Severusa eliksiru na ból brzucha. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Severus będzie zachwycony.

- Chciałabym tylko wiedzieć - mówiła właśnie Hermiona, kiedy z powrotem zwrócił uwagę na konwersację pozostałych dorosłych - dlaczego ja mam cztery dziewczyny, a wy tylko dwóch chłopców na jednego?

- Bo my mamy Ślizgonów - odparł Ron krótko.

- I dwóch Gryfonów - zripostował Severus. - Nie wspominając Albusa. Chcesz się za­mienić?

- Nie było pytania - odpowiedziała Hermiona, wzruszając ramionami.

- Więc, Harry - zaczął Dumbledore, kończąc ciastko, które zostawiło więcej bitej śmietany na jego brodzie niż w brzuchu. - Jaki jest plan na jutro?

Starannie nie patrząc na swojego męża i na Rona, Harry odparł:

- Idziemy do Magicznego Królestwa. Jutro hotelowi goście mają możliwość wejścia tam wcześnie rano, więc będziemy musieli być przy bramach o siódmej trzydzieści.

Przy stole zapadła złowróżbna cisza.

- Siódma trzydzieści rano? - spytał Ron, zszokowany.

- No, tak - odparł Harry. - Oczywiście, zanim wyruszymy, będzie jeszcze śniadanie...

- Brzmi cudownie, Harry - stwierdził Dumbledore pogodnie, wycierając bitą śmietanę ze swojej brody. - Zatem śniadanie o szóstej trzydzieści? Obudzę was wszystkich o szóstej.

Pozostali trzej dorośli przenieśli swoje spojrzenia z Harry’ego na Dumbledora.

 

 

Dzień drugi:

Harry spojrzał z gniewem na Severusa, gdy podążali za cokolwiek bezładnymi instrukcjami pracowników parku, opuszczając Nawiedzony Dom. Jego mąż wyglądał na zdecydowanie zbyt zadowolonego z siebie.

- Severusie Snape, czy miałeś z tym cokolwiek wspólnego? Czy to ty zakląłeś kolejkę?

- Ja? - spytał Severus, podnosząc brew. - Ja tylko nadałem trochę realizmu temu raczej przyziemnemu widowisku.

Słysząc krzyki wciąż uwięzionych w Nawiedzonym Domu, Harry wzruszył ramionami i zdecydował, że nie chce wiedzieć nic więcej.

 

 

Harry usłużnie trzymał w tyle włosy Severusa, podczas gdy starszy czarodziej wymiotował, pochylając się nad muszlą.

- Nigdy bym nie zaproponował Mad Teacup Party, gdybym wiedział, że masz chorobę lokomocyjną.

Severus posłał mu nienawistne spojrzenie.

- Jesteś zdecydowanie zbyt zadowolony z siebie, Potter - pochylił się, by znów zwymiotować.

- Ja? Zadowolony, widząc cię upokorzonego przez dziecinną karuzelę? Myślę, że twoje wyrzuty sumienia uniemożliwiają ci racjonalną ocenę sytuacji.

- Nie miewam wyrzutów sumienia - oparł Severus zwięźle. Otarł usta, ale ciągle nie ruszył się z miejsca, gdzie do tej pory klęczał. Chociaż wątpił, by cokolwiek jeszcze zostało w jego żołądku, wolał nie podejmować ryzyka, kiedy pokój ciągle wirował. - A to okropieństwo, które ty nazywasz „dziecinną karuzelą”, jest gorsze niż system Fiuu. Ktoś powinien złożyć skargę kierownictwu.

- Już to zrobiłeś, i to w wysoce efektywny sposób - oparł Harry sucho. - Oczywiście, zielony odcień twojej twarzy powinien był ostrzec tego młodego człowieka, by trzymał się poza zasięgiem twoich wymiocin.

- To on sprawił, że zwymiotowałem - wymruczał Severus, starając się podnieść do niestabilnej pozycji pionowej. - Te uśmieszki. To „Życzę miłego dnia”. Ma szczęście, że go w nic nie zmieniłem.

- W nic go nie zmieniłeś, bo zabrałem ci różdżkę po tym incydencie w Nawiedzonym Domu.

- To było zupełnie nieuzasadnione. - Severus przetoczył się do umywalek i spryskał wodą twarz, po czym wypłukał usta. - Więc, jakiemu obrzydliwemu narzędziu tortur zamierzasz nas teraz poddać?

Harry popatrzył na mapę i zdecydował, że Dumbo Latający Słoń to nie jest najszczęśliwsze rozwiązanie.

- Nie martw się, Sev. Teraz pójdziemy na miłą, relaksującą przejażdżkę łódką i posłuchamy trochę muzyki - odparł z uśmiechem.

 

 

Severus padł na ich łóżko i rzucił wściekłe spojrzenie w kierunku drzwi prowadzących do położonego w ich apartamencie salonu. Zza drugiej strony dało się słyszeć radosne mruczenie przeplatane okazjonalnymi słowami, kiedy Dumbledore je sobie przypomniał.

Harry skrzywił się, gdy Dumledore kolejny raz rozpoczął refren „Jaki mały jest ten świat".  Severus przeniósł swoje złe spojrzenie na niego.

- Harry, pozwól mi go zabić - jęknął. Z powodów przekraczających jego zdolności rozumowania Harry skonfiskował jego różdżkę po incydencie w Nawiedzonym Domu, a bez niej Severus czuł się dziwne nagi.

- Wiesz, że nie chcesz tego zrobić - odparł Harry cierpliwie.

Severus posłał mu spojrzenie, które jasno mówiło, że się nie zgadza.

- A dlaczego nie? Podaj mi jeden dobry powód.

- Bo jeśli zabijesz Albusa, rano będziesz musiał eskortować uczniów na śniadanie z bohaterami bajek - przypomniał mu Harry. - Z tymi wszystkimi Kubusiami Puchatkami i Mary Poppins.

Severus pobladł na myśl o byciu atakowanym przez fale słodkości w formie przerośniętych i niemożliwie kolorowych misiów, świń, sów i szczególnie ohydnego tygrysa. Nie wspominając o tej niemożliwie przesłodzonej postaci, która nie nosiła żadnego podobieństwa do Mary Poppins z książek, które czytała mu jego własna niania. Przypomniał sobie, że stała się dla niego wzorem do naśladowania - Mary Poppins, nie jego własna niania, która była nieznośnie śmieszną kobietą z upodobaniem do wołania go publicznie przy pomocy upokarzających zdrobnień.

- Przekonałeś mnie - stwierdził, wzruszając ramionami.

 

 

Kilka godzin później Severus ściągnął poduszkę ze swojej głowy i spojrzał ze wściekłością na ścianę. Albus najwyraźniej zaczarował któryś z salonowych mebli, by mruczał, gwizdał i śpiewał „Jaki mały jest ten świat”.

Potem zerknął Harry’ego.

- Jeśli jeszcze raz spytasz mnie, czy możesz zabić Albusa, będziesz spał w wannie - zagroził Harry, patrząc na niego ze złością.

 

 

Severus strzepnął swoją poduszkę i spróbował ułożyć swoje długie członki w wygodniejszej pozycji. Podciągnął pod brodę koc, którym rzucił w niego Harry, i ze stoickim spokojem zaakceptował fakt, że jego obecna sytuacja miała swoje plusy i minusy. Do minusów zaliczał się fakt, że spał w zimnej, twardej wannie. Sam.

Ale z drugiej strony, wewnątrz łazienki nie słyszał śpiewu Albusa.

 

 

Dzień trzeci:

Delegacja Hogwartu podzieliła się po przekroczeniu bram Epcot, działając według planu ustalonego poprzedniego wieczoru. Grupa Wesleya i Dumbledora planowała zwiedzenie Future World podczas gdy grupy Harry’ego i Severusa zamierzały najpierw pójść do World Showcase.

I wszystko byłoby dobrze i w porządku, gdyby nie było oczywiste, że Profesorowie Potter i Snape przeżywali mały kryzys małżeński. Chociaż określenie „mały” było zdecydowanie zbyt łagodne; ignorowali się zimno przy Meksyku, patrzyli na siebie ze złością przy Chinach i atakowali słownie przy Anglii. A kiedy Severus zrobił drwiącą uwagę na temat tego, że najwyraźniej komercjalizm bardziej się liczy niż próby wzbogacenia edukacji, Harry warknął i odmaszerował z furią, podczas gdy jego trzej uczniowie starali się za nim nadążyć.

Severus patrzył na odchodzącego Harrego, czując uścisk w brzuchu. Nie chciał go aż tak rozłościć, ale cała ta sytuacja w ciągu dnia tylko się pogarszała. Obudzenie się w wannie zamiast bycia przytulonym do swego kochanka nie było najlepszym sposobem na rozpoczęcie dnia. Dodatkowo ta noc przyprawiła go o stały kurcz w szyi, nie wspominając już o pulsującym bólu głowy.

- Cóż - powiedział krótko, odwracając się do swoich Ślizgonów. - Najwyraźniej jesteśmy zdani na siebie. Co chcielibyście teraz robić? - spytał, mając nadzieję, że odpowiedzią będzie „iść do hotelu”.

- Lunch - powiedział zdecydowanie Septus, jeden z jego uczniów. - W tę stronę. - Zaprowadził ich do umieszczonego na zewnątrz budynku miejsca, gdzie można było coś zjeść, i znalazł stół położony przy lagunie. - My zajmiemy się jedzeniem.

Poniewczasie Severus zdał sobie sprawę, że żaden z nich nie urodził się w Mugolskiej rodzinie i miał gorącą nadzieję, że dobrze sobie radzili na Mugoloznastwie. Bycie zmuszonym do proszenia Wesleyów o pomoc w dostaniu się do hotelu byłoby zbyt upokarzające. To było zdecydowanie w stylu Pottera, żeby tak uciec i go zostawić. Znowu.

Zanim zdążył porządnie się zamartwić, pojawił się przed nim plastikowy kubek z piwem.

- Proszę, Profesorze. To powinno pomóc.

Severus spojrzał na nich, unosząc brew.

- Jak sobie z tym poradziliście? Wyraźnie pamiętam jak Ha… Profesor Potter mówił nam, że Amerykanie mają ścisłe regulacje dotyczące alkoholu i nieletnich.

- Naprawdę, Profesorze - odparł Corvin, przewracając oczami. - Jesteśmy Ślizgonami!

- Niech pan spróbuje, Profesorze - poradził Lysen, kładąc przed nim tacę w jaskrawym kolorze i talerz. - Poczuje się pan lepiej, kiedy będzie pan miał coś w żołądku.

Severus podniósł z niechęcią plastikowe sztućce dołączone do posiłku i wetknął je w rzecz leżącą na tacy przed nim.

- Co to jest? - spytał, rozdrażniony. - Coś, co polecił Potter? Czy powinienem na to uważać?

- Tylko, jeśli ma pan skłonności do zgagi - powiedział Septus z szerokim uśmiechem. - To jest odrobinę pikantne.

- Wie pan, Profesor Potter nie jest taki zły - powiedział Lysen. - Jak na Gryfosła.

- Racja - przyznał Corvin. - Wie, co mówi, nie tak jak ten imbecyl, który uczył w zeszłym semestrze. I nie ma ulubieńców, tak jak McGonagall.

- Jest sprawiedliwy - wtrącił się Septus. - Co czasami może być denerwujące, ale nie myślę, żeby mógł coś na to poradzić.

- Nie, nie może - wymruczał Severus. - Ma to we krwi.

- I nie cieszymy się na myśl, że będziecie się kłócić przez resztę wycieczki - dodał Septus. - Potter ma cięty język, kiedy jest nie w humorze.

Severus wiedział wszystko o tym języku. I tęsknił za nim, chociaż nawet tortury nie zdołałyby go zmusić do przyznania tego.

- Czy sugerujecie, że powinienem go przeprosić?

- Na Merlina, nie! - krzyknął Corvin. - Zrujnowałby pan swoją reputację! Mamy lepszy pomysł.

Severus zamknął oczy i westchnął, ale czuł, jak jego żołądek się rozluźnia. Zapachy płynące z kolorowego talerza leżącego przed nim były zachęcające i ostrożnie spróbował odrobinę. Nie aż tak straszne, pomyślał.

- Jakkolwiek odrazą napawa mnie myśl o przyjęciu rady ze strony moich uczniów, zdaje się, że nie mam wyboru. Co proponujecie?

Trzej Ślizgoni uśmiechnęli się szeroko i pochylili w jego kierunku.

 

 

Harry patrzył podejrzliwie na obszar przed nim. Teren dookoła był jasno oświetlony w oczekiwaniu na nadchodzącą noc, wesoła muzyka puszczana przez głośniki zdawała się być wszędzie, a krzaki były przycięte w coś, co wyglądało jak kształty zwierząt.

- Co my tutaj robimy? - spytał, próbując znaleźć w sobie entuzjazm na myśl o tym wypadzie. W tej chwili jedyną rzeczą, na którą miał ochotę, był powrót do hotelu, zwinięcie się na łóżku i czekanie na Severusa.

- Niech pan idzie z nami, Profesorze. Będzie fajnie - powiedział Thomas przymilnie.

- Poza tym, już zapłaciłem za dwa… jakkolwiek się one nazywają.

Harry odwrócił się na dźwięk znajomego głosu i z ledwością powstrzymał szeroki uśmiech wypływający mu na twarz. Severus opierał się o ścianę, a w ręce trzymał dwa kije golfowe w krzykliwych kolorach.

- Jeśli dobrze rozumiem, celem tej gry jest… jeśli określenie „cel” nie jest zbyt górnolotne… wepchnięcie tych małych piłeczek, pomimo tych przeszkód, do dziury na drugiej stronie.

Teraz Harry nie mógł się nie uśmiechnąć.

- To się nazywa mini-golf.

- To by tłumaczyło drobną postać większości uczestników.

Harry zbliżył się do Severusa, a jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

- Sev, co ty robisz?

- To się nazywa „zabawa”, Harry - powiedział Severus, przywołując na twarz swój najlepszy będę-się-dobrze-bawił-nawet-jeśli-mnie-to-zabije wyraz twarzy. - A jeśli chodzi o potem, to powiedziano mi, że… ee… przejażdżka łódką wiosłującą...

- Łódką wiosłową - poprawił go Thomas.

-… jest całkiem przyjemna.

Harry nie mógł się powstrzymać od chichotu na widok wyrazu twarzy swojego męża, który mówił, że wolałby śmierć od tych czynności, ale był gotowy znieść je dla Harry’ego.

- Właściwie - stwierdził, pochylając się w kierunku Severusa, tak, by móc otrzeć swoje wargi o jego - Wolałbym iść na kolację i tańce, a potem wziąć cię do łóżka.

Wyraz ulgi na twarzy Severusa przeważył szalę i Harry nie mógł się nie zaśmiać.

- Jesteś pewien, Harry?

- Jestem. - Harry wyciągnął kije golfowe z jego dłoni i wręczył je dwójce dzieci. - I nawet znam idealne miejsce. Ciągle mamy nasze rezerwacje w Victoria and Alberts... zapomniałem je odwołać.

Biorąc dłoń swego męża, poprowadził go do ścieżki, gdzie stało sześciu nastolatków wyglądających na wyjątkowo zadowolonych z siebie. Harry posłał swojej trójce kpiące spojrzenie.

- Jesteście pewni, że zostaliście przydzieleni do właściwego Domu? To było bardzo ślizgońsko z waszej strony.

- Właściwie - powiedział Everett, zwracając zasługi tam, gdzie należało - To był plan Ślizgonów. My mieliśmy tylko przyprowadzić tu pana Profesora.

- Cóż, zadziałało, więc możecie już odejść, bezczelna hałastro.

Septus uśmiechnął się szeroko.

- Mieliśmy nadzieję, że pan to powie, Profesorze. Jeden z Gryfosłów… ee, Gryfonów, powiedział, że Test Track w Future World był niesamowity.

- Idźcie i bawcie się dobrze… i bądźcie przed północą! - zawołał za nimi Harry. - Sev, czy wysłanie tej szóstki razem było największym błędem w mojej karierze?

- Poradzą sobie - zapewnił go Severus, obejmując Harry'ego w pasie i prowadząc go w kierunku kolejki do autobusu. - W końcu cóż takiego może się stać?

- Boję się myśleć. Twoi Ślizgoni…

- Wyjdą z jakimś diabolicznym pomysłem. Krukoni go przeegzaminują i wymyślą plan akcji. Wtedy Puchon znajdzie sposób, jak wprowadzić plan w czyn - Severus wzruszył ramionami. - Nie ma się o co martwić.

Harry zatrzymał się. - Sev…

- I dopiero gdyby jakiś Gryfon miał im pomagać wprowadzić ten plan w życie, wtedy bym się cholernie martwił - dodał Severus.

Harry roześmiał się i oparł głowę o jego ramię, gdy razem czekali na autobus.

 

 

Dzień czwarty:

Harry oparł wygodnie głowę o krawędź jacuzzi i westchnął błogo. Był wieczór, a w powietrzu dało się czuć powiew chłodnej bryzy. Dzień spędzili zwiedzając park Disney-MGM i nawet Severus był zainteresowany wycieczką po studiu animacyjnym, zauważając, że, biorąc pod uwagę ich brak magicznych zdolności, było zaskakujące, jak wiele Mugole byli w stanie zrobić. W zasadzie Severus zachowywał się dzisiaj wyjątkowo poprawnie i ograniczył się tylko do złośliwych uśmieszków na widok rozrywek takich jak Wieża Strachu. Razem ze swoimi Ślizgonami trzykrotnie się na nią skusił. Harry poprzestał na tylko jednym razie.

Lunch również zjedli w parku, a potem wrócili do hotelu na relaksacyjny wieczór, jako że cały następny dzień zamierzali spędzić w kolejnym parku tematycznym. Teraz podopieczni Harry’ego i Wesleyów byli na plaży, gdzie Hermiona uczyła ich grać w siatkówkę. Byli wystarczająco daleko od niego, by mógł ich zignorować, i wystarczająco blisko, by móc pomóc w razie jakichś kłopotów. Dumbledore odkrył Mugolską telewizję i coś nazywanego Toon Disney, i, niezmiernie zadowolony, przebywał teraz w ich apartamencie, zaopatrzony w przekąski i pilota do telewizora. A Severus… Harry uśmiechnął się na widok nadchodzącego Severusa, po czym zmarszczył brwi, kiedy się zorientował, że ręce jego męża są puste.

- Sev, myślałem, że idziesz do pokoju po książkę do czytania?

- Zmieniłem zdanie - odparł krótko Severus. Ostrożnie położył się na tej drucianej potworności, którą Mugole w swej głupocie uważali za wygodny leżak, idealny do postawienia koło basenu; już wcześniej przekonał się, że powstrzymanie tej cholernej rzeczy od rzucenia się na człowieka wymagało ogromnej ostrożności. Skrzyżowawszy ramiona na piersiach, nad sięgającym kostek szlafrokiem frotte, zamknął oczy i udawał, że śpi.

Ale Harry nie dał zamydlić sobie oczu. Na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.

- Utknąłeś w windzie, tak? - Cisza. - Sev? Przecież możesz mi powiedzieć.

Severus westchnął dramatycznie.

- Nie mogłem sprawić, żeby to cholerstwo ruszyło. Próbowałem do tego mówić, próbowałem to kopać… nawet próbowałem rzucić na to klątwę… - Harry śmiał się już otwarcie i Severus spojrzał na niego ze złością. - Przestań chichotać, wstrętny bachorze!

- Jak… jak się z niej wydostałeś? - spytał Harry między sapnięciami.

- Mugole mnie uwolnili - przyznał Severus niechętnie. Nawet za cenę swojego życia nie powie Harry’emu o zdumionych spojrzeniach dwojga ludzi, kiedy po otworzeniu drzwi windy znaleźli go z różdżką w dłoni, wysyłającego iskry dookoła zamkniętego pudła. Wystarczyło małe Obliviate, i po sprawie.

- Mój biedny Sev - powiedział Harry, zmieniając pozycję, żeby móc uklęknąć na cementowej ławeczce. - Dlaczego do mnie nie dołączysz? Woda jest wprost bajeczna i na pewno pomoże ci się zrelaksować.

- Nie - odparł Severus krótko.

- No chodź, Sev - nalegał Harry. - Wymasuję ci plecy i ramiona.

Severus zaczął się wahać. Z doświadczenia wiedział, że propozycji Harry'ego odnośnie masażu pleców nie należało odrzucać.

- Sev - powiedział Harry przymilnie. - Będę dziś dla ciebie wyjątkowo miły w łóżku - posłał mu to wodniste spojrzenie, które obiecywało ekstremalną oralną nagrodę i użycie różdżek w sposób nierekomendowany przez producenta.

Severus usiadł.

- Cóż, w takim razie… - ostrożnie wstał i, rozglądając się dokoła, by mieć pewność, że teren jest raczej opustoszały, zdjął szlafrok. Harry, kiedy tylko zobaczył strój kąpielowy swego męża, wydał z siebie głośny gwizd. Severus posłał mu gniewne spojrzenie.

- Doprawdy, panie Potter. Spędzasz zdecydowanie zbyt dużo czasu ze swoim ojcem chrzestnym.

- Winisz mnie?...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin