Kapelani.doc

(173 KB) Pobierz
Kapelani,żołnierze boga wojny

Kapelani,żołnierze boga wojny!

Kapelani, zakłamani żołnierze boga wojny


Wyobraź sobie, że w Twoim kraju jest konflikt zbrojny, przed Tobą stoi żołnierz,  w pełnym uzbrojeniu, trzymającym w ręku karabin maszynowy, mogący jedną serią zabić kilkadziesiąt osób. Nie wiesz czy ma względem Ciebie złe zamiary i boisz się o swoje życie i Twoich bliskich. Ogarnia Cię niepokój. 

Czy ten żołnierz kojarzy Ci się z miłością, spokojem, radością, bezpieczeństwem czy raczej z wojną, śmiercią, paniką, okrucieństwem, cierpieniem i bólem. W pewnym momencie żołnierz ściąga hełm, rozpina guzik kołnierzyka i oczom Twoim ukazuje się koloratka, symbol księdza. Ogarnia Cię zdziwienie i osłupienie. Kim jest ów ksiądz, przyjacielem czy wrogiem, swój to czy obcy?

Takich doznań, codziennie doświadcza tysiące ludzi na całym świecie, w państwach ogarniętych konfliktami zbrojnymi i często zadają sobie pytanie; czy ksiądz, w mundurze wojskowym reprezentuje miłosiernego, Boga Pokoju czy zbrukanego krwią boga wojny? Czy można sobie wyobrazić Jezusa i jego apostołów ubranych w wojskowe moro z pistoletem w kaburze i karabinem maszynowym na ramieniu?

Co więc sprawia, że tzw. duchowi pasterze raz zakładają sutannę i wymawiają słowo Boga; nie zabijaj! by po chwili przebrać się w mundur wojskowy i zachęcać swoich podopiecznych, aby walczyli do ostatniej kropli krwi, powtarzając słowa Bóg, Honor, Ojczyzna. Prześledźmy historię tego zbrojnego ugrupowania.

W latach 115-202 r. dwóch ludzi - Cyprian z Kartaginy i  Augustyn z Hipo, powołują do życia odstępcza sektę, która powołując się na nauki Chrystusa zaczyna się rozrastać, stając się powoli organizacją kościelno-polityczną, przyjmując w późniejszym okresie nazwę jako rzymsko-katolicka (zobacz rozdział odstępstwo). Aby przypodobać się cesarzowi, idą na daleko idące ustępstwa dotyczące między innymi powoływania wiernych do armii cesarskiej, co było zabronione naśladowcom Chrystusa. I tak w roku 314 n.e. synod w Arelate postanawia ekskomunikować (wykluczać ze wspólnoty) tych, którzy odmawiają służby wojskowej dla Państwa. Jest to oczywistym pogwałceniem prawa Bożego, które od czasów Chrystusa mówi; miłuj bliźniego jak siebie samego. Odtąd, duchowni, towarzyszą swoim wiernym - żołnierzom w krwawych walkach, zachęcając ich do zabijania niewiernych podczas krucjat czy podbijania i kolonizowania kontynentów.

To prawda, że w czasach biblijnych Bóg Jahwe pozwolił mieć armię Izraelowi, która to broniła Żydów przed otaczającymi ich, wrogimi narodami, lecz była ona potrzebna Bogu aby wykazać Izraelowi, że jego szczęśliwy byt jest całkowicie zależny od Niego. Niejednokrotnie, jak wskazuje biblia, garstka żołnierzy Izraelskich, przy udziale Boga, była w stanie pokonać tysiące żołnierzy przeciwnika. Bóg wprowadzał ich powoli do nowego, innego i lepszego życia, które miał przynieść im Pomazaniec Boży, Mesjasz i wszystko co do tej pory było miała zmienić śmierć Jezusa, rozpoczynając nową erę, nowego przymierza. Odtąd jedynym orężem prawdziwych naśladowców Jezusa miało być Słowo Boże, o którym ewangelista napisał, że jest ostrzejsze niż miecz obosieczny. Wprawdzie za czasów Jezusa, ludzie którzy przemieszczali się od miasta do miasta, czy przemierzali pustynię mieli przy sobie miecze lub włócznie, które służyły im głownie do obrony przed dzikimi zwierzętami; wężami, szakalami czy lwami, lecz naśladowcy Chrystusa nie mogli używać broni przeciw człowiekowi. Dał temu wyraz Jezus, który zganił apostoła Piotra, gdy ten podczas pojmania swego nauczyciela przez żołnierzy rzymskich i sługi arcykapłana, odciął jednemu z nich ucho mieczem. Jezus powiedział Piotrowi wtedy; schowaj miecz do pochwy, bo kto mieczem wojuje, ten od miecza ginie.

Mat 26;51,52 BW (51) I oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza swego, uderzył sługę arcykapłana i uciął mu ucho. (52) Wtedy rzecze mu Jezus: Włóż miecz swój do pochwy; wszyscy bowiem, którzy miecza dobywają, od miecza giną.

Jan 18; 10,11 (10) Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. (11) Na to rzekł Jezus do Piotra: Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?     

Z chwilą, kiedy powstały pierwsze zakony zbrojne takie jak krzyżacy, templariusze, świat niechrześcijański poznał krzyżowców (to od symbolu krzyża), jako okrutnych, krwiożerczych fanatyków religijnych, siejących spustoszenie i śmierć wszędzie tam, gdzie się pojawili. W taki oto sposób, rzymsko-katoliccy duchowni w mundurach, zwolennicy przemocy, cierpienia i śmierci, zhańbili Boga pełnego miłości i dobroci i zastąpili go okrutnym bogiem wojny, reprezentowanym dzisiaj przez kapelanów wojskowych, będących członkami armii chrześcijańskich, które w dalszym ciągu toczą swoje wojny na całym świecie - wojny o wpływy polityczne i religijne. To oni sprawili, że muzułmanie oraz prawowici mieszkańcy obu ameryk, których chrześcijanie wybijali w pień całymi wioskami nie oszczędzając kobiet i dzieci, nazywali Boga chrześcijańskim krwawym tyranem, którym przecież nie jest i nigdy nim nie był. To inny bóg, opisany w biblii, stał i nadal stoi na czele tych armii, reprezentowanych przez kapelanów wojskowych - bóg tego świata, szatan, diabeł;

2 Kor 4;4 (4) w których bóg świata tego zaślepił umysły niewierzących, aby im nie świeciło światło ewangelii o chwale Chrystusa, który jest obrazem Boga.

Jan 14:31 (31) Teraz odbywa się sąd nad tym światem; teraz władca tego świata będzie wyrzucony.

Jan 12:30  (30) Już wiele nie będę mówił z wami, nadchodzi bowiem władca świata, ale nie ma on nic do mnie;

Odkąd Kain, jako pierwszy spośród ludzi zabił innego człowieka, swego brata Abla, i tym samym złożył krwawą ofiarę z człowieka bogowi wojny i zbrodni - szatanowi, tak wszelkie powstałe ruchy zbrojne w kościele rzymskim po śmierci Jezusa, stały się odstępcze względem nauk Syna Bożego, wysłannika Jahwe, i potwierdziły swą przynależność do morderczej organizacji szatana, diabła.

Nie obce są przypadki, kiedy duchowni, nie wyłączając zakonników i zakonnice, bronili zaciekle swych pozycji, wmawiając sobie i innym, że robią to w imieniu i dla Jezusa. Kapelani towarzyszyli żołnierzowi polskiemu na wyprawach wojennych książąt i królów, w obozach hetmanów, na polach bitew szwedzkiego potopu, wojen z Rosją, Turcją, Kozakami. Wędrowali od obozu do obozu niosąc żołnierzowi pociechę religijną, podnosząc go na duchu, zachęcając jednocześnie do walki, stając często w szeregu z bronią w ręku. Duszpasterstwo stałe wprowadził do wojska sejm warszawski z 1690 roku, który ustanowił etat kapelański w każdym pułku piechoty i pułku dragonów. Kapelani wojskowi w ikonografii, zwłaszcza dotyczącej powstania styczniowego, gdzie sylwetka kapelana w sutannie, z krzyżem w dłoni, często przy szabli, na równi z żołnierzem w rogatywce stała się symbolem walki o niepodległość. Kościół Katolicki w żadnym z dotychczasowych powstań narodowych nie wykazał takiej aktywności jak latem 1920 roku. Ordyniariusze diecezji, które mogły być zagrożone bolszewickim najazdem, już w pierwszej połowie lipca 1920 roku wystosowali apele do wiernych i wydali dyspozycje dla księży, aby bronić swych pozycji do ostatniej kropli krwi.

Kościół bał się panicznie stracić swych ogromnych wpływów na rzecz antyreligijnego imperium sowieckiego, dlatego został podniesiony alarm jak nigdy dotąd.

7 sierpnia 1920 roku w liście kardynała Aleksandra Kakowskiego do proboszczów i lektorów kościołów miasta stołecznego Warszawy o obowiązku trwania na stanowiskach wobec groźby agresji czytamy: Nadeszła chwila, kiedy cały naród, a w szczególności m. st. Warszawa, ma zdobyć się na siłę, aby odeprzeć najeźdźców i spełnić święty względem ojczyzny obowiązek. W tym celu tymczasowa Rada Obrony Miasta wzywa do tworzenia batalionów ochotniczych, do których stanąć winien każdy, kto zdolny unieść broń.... Księża włączyli się aktywnie w organizację pomocy dla walczącej armii, tworząc komitety obrony państwa i obrony narodowej w parafiach i gminach. Nawoływali z ambon do zaciągu ochotniczego, składania ofiar. Potępiali też dezercję i ociąganie się przed wstąpieniem w szeregi wojska.

Kurier Warszawski podkreślał: Księża wzięli propagandę w swoje ręce. Mają oni posłuch, gdy zechcą, mogą wiele zrobić. Uświadomili oni lud wiejski, że bolszewicy to nie dawniejsi Rosjanie. Premier Witos pisał: Dla mas chłopskich wiara i Kościół były chlebem, bez którego masy te wprost żyć nie mogły. Autorytet księży był wielki. Wieś im bezgranicznie wierzyła i realizowała wszelkie zarządzenia Kościoła. Mimo sporych braków kadrowych w poszczególnych diecezjach i parafiach, episkopat postanowił skierować do wojska 5% ogólnej liczby księży.

W podobnym duchu, kler całego Światowego Rzymskiego kościoła powszechnego, poprzez swoich kapelanów wojskowych, księży oraz zakonników, dopuszczał i nadal dopuszcza się tolerowania bestialstwa, tortur oraz ludobójstwa. W niedawno opublikowanym artykule Gazety Wyborczej czytamy;

Weterani wojny w Indochinach i Algierii rozwijali też doktrynę bezpieczeństwa narodowego, która należała do kanonu nauczania w argentyńskich akademiach wojskowych. Cała ta nauka zanurzona była w języku religijnym. "Tylko polityka oparta na instytucjach stałych i niezmiennych pośród zmienności wszystkich rzeczy - tzn. na Kościele Chrystusowym w porządku nadprzyrodzonym i siłach zbrojnych w porządku naturalnym - może pokonać anarchię i bolszewickie zamachy na hierarchię społeczną, które stały się już obyczajem w naszej republice" - głosił Bruno Genta, wykładowca w szkole wojskowej w Cordobie. Inny nauczyciel Carlos Disandro domagał się "twardego i bezkompromisowego" postępowania z "heretykami", bo "wieczny ogień oczyszcza orły krążące wokół niego". Jezuita Julio Meinville tropił Żydów, masonów i komunistów, ostrzegając argentńskich oficerów, że "nie ma gorszej tyranii niż państwo demokratyczno-liberalne, które, służąc międzynarodowej plutokracji, zatruwa życie narodowe".

Doktrynę bezpieczeństwa narodowego wykładano także w amerykańskich szkołach wojskowych - jak słynna US Army School of the Americas w Panamie, przez którą przeszło blisko 4 tys. oficerów argentyńskich. Uczono tu tortur jako uzasadnionego sposobu postępowania wobec więźniów.

W samej Argentynie zaś duchowni wysyłani do katowni wojskowych jako spowiednicy i kapelani usprawiedliwiali tortury, rozgrzeszali z nich katów, a ofiarom tłumaczyli, że to pokuta za grzechy. W kwaterze armii w prowincji Cordoba kapelani wojskowi pocieszali aresztowanych, że będą torturowani tylko przez 48 godzin, bo wyjednał to dla nich u gen. Menndeza sam miejscowy arcybiskup Raul Primatesta. W szkole ESMA kapelan Luis Mancenido pocieszał oficerów, że mogą torturować i zabijać bez skrupułów, spełniają bowiem biblijny obowiązek odsiewania ziarna od plew.

Czyż Chrystus tego nie chce?

W końcu 1975 r., gdy na ulicach miast szalał terror Montoneros i szwadronów Potrójnego-A, spiskujący wojskowi poprosili przewodniczącego episkopatu i wikariusza wojskowego Adolfa Tortolo, by skłonił prezydent Marię Estelę de Peron do dymisji. Gdy ta odmówiła, Tortolo oznajmił przedsiębiorcom zgromadzonym w luksusowym hotelu w Buenos Aires, że dla Argentyny "nadchodzi czas oczyszczenia" - podobny do tego, jaki przeżyła Hiszpania, gdy w 1936 r. hierarchia katolicka poparła "świętą krucjatę" gen. Franco. Nieco wcześniej biskup Bonam~n, wkrótce wikariusz armii, w kazaniu do wojskowych pytał: - Czyż Chrystus nie chce, by pewnego dnia armia wykroczyła poza swoją bieżącą funkcję? To wojskowi zostali oczyszczeni w Jordanie krwi, by móc stanąć na czele narodu.

Rycerze powstali i Jordan krwi popłynął obficie. Rządy junty trwały osiem lat. W tym czasie zamordowano ok. 30 tys. osób. Kres tym zbrodniom przyniosła dopiero klęska w wojnie o Malwiny-Falklandy, którą generałowie rozpętali, by powstrzymać upadek dyktatury walącej się pod ciężarem własnej indolencji.

Ale zanim to nastąpiło, biskupi rozgrzeszali generałów, mówiąc o "zmywaniu grzechów krwią" i "odkupieniu społeczeństwa przez chrześcijańską ofiarę". Z Biblii chętnie wybierali apokaliptyczne i patetyczne frazy, dzięki którym wojskowi oprawcy mogli się wznieść ponad dosłowność zapachu krwi i jęków ofiar.

Pasterze o twardych sercach

W 1977 r. podczas posiedzenia plenarnego episkopatu 77 biskupów odmówiło przyjęcia delegacji kobiet błagających o posłuchanie. Były to Babcie z Placu Majowego - kobiety szukające zaginionych wnucząt. Chciały zaalarmować biskupów, że oficerowie odbierają matkom noworodki i maleńkie dzieci - matki zabijają, a dzieci oddają na wychowanie rodzinom wojskowych. Do moknących na deszczu kobiet wyszło tylko trzech biskupów. Bp Miguel Hesayne, jeden z trzech sprawiedliwych, mówił potem: - To było tragiczne. Dyskutowaliśmy cały dzień - przyjąć te kobiety czy nie. - Zastanawiałem się wówczas, co powie Jezus Chrystus na to, że nie chcieliśmy słuchać wołania matek - wspominał inny biskup Justo Laguna, skruszony dopiero po latach.

Dwa lata później Laguna ponownie odmówił - tym razem Matkom z Placu Majowego, czyli matkom zaginionych - przekazania listy ofiar nowemu papieżowi Janowi Pawłowi II podczas konferencji biskupów latynoskich w Meksyku. Wyręczył go biskup brazylijski.

Adolfo Perez Esquivel, laureat pokojowej Nagrody Nobla w 1980 r., musiał walczyć w Rzymie z biskupami argentyńskimi i nuncjuszem papieskim P~o Laghim, którzy robili wszystko, by uniemożliwić mu audiencję u papieża. Zdołał jednak wręczyć papieżowi listę 84 porwanych dzieci przygotowaną przez Babcie z Placu Majowego. - Gdy powiedziałem, że już wcześniej przesłałem mu ją przez nuncjaturę w Buenos Aires, Ojciec Święty odrzekł zaskoczony, że nigdy nie dotarła do jego rąk - opowiadał później.

Kardynał P~o Laghi grywał w tenisa z jednym z przywódców junty admirałem Emiliem Masserą. Po latach twierdził: - Skąd miałem wiedzieć, że mam do czynienia z potworami zdolnymi do zrzucania ludzi do morza i innych bestialstw? Obwinia się mnie o straszne zbrodnie, choć moim jedynym grzechem była niewiedza o tym, co się naprawdę działo.

Kłam zadał mu niechcący sam Massera, który oświadczył, że władze kościelne, a w szczególności Laghi, "stale troszczyły się o los tzw. więźniów zaginionych". Sam zresztą nuncjusz zapewniał amerykańską sekretarz ds. praw człowieka w administracji Jimmy'ego Cartera: - Doskonale wiemy o represjach, bo mamy 6 tys. księży, w tym kapelanów wojskowych we wszystkich jednostkach armii.

Zakłamani do końca

Tak, Laghi wiedział wszystko. Znał dobrze los pewnego zaginionego naukowca, którego żonie udało się dotrzeć do niego. - Czego pani oczekuje od Kościoła, skoro jesteście wywrotowcami, zabijaliście ludzi, chcieliście zniszczyć Kościół i rodzinę? - zapytał. Pokazał jej teczkę zabraną z domu przez szwadron oprawców. - Dowodem jest to, że waszej sprawy broni Amnesty International. Oni bronią tylko wywrotowców - oświadczył.

Inni biskupi też wiedzieli, i to z pierwszej ręki. Sekretarz wikariatu wojskowego Emilio Graselli czasem przyjmował skargi rodzin ludzi porwanych bez wieści, obiecywał sprawdzić, co się z nimi stało, a po tygodniu mówił, że "nic się już nie da zrobić". Języka zasięgał u źródeł - u członków junty. Biskup Graselli lubił swą pracę wśród wojskowych. Pod sutanną nosił rewolwer.

Horacio Verbitsky, który współpracy hierarchów Kościoła argentyńskiego z dyktaturą poświęcił książkę "El Silencio" ("Cisza"), odnalazł dokumenty, z których wynika, że w 1976 r. biskup Jorge Bergoglio - wówczas prowincjał jezuitów, a dziś kardynał - donosił wojskowym na lewicujących księży i zakonników, z których niektórzy potem znikali. Dzisiaj kardynał utrzymuje, że, owszem, księża bywali zatrzymywani przez wojsko, ale jego rola polegała na tym, że u gen. Jorge Videli i admirała Massery zabiegał o ich uwolnienie. Po śmierci Jana Pawła II Bergoglio był wymieniany wśród kandydatów na papieża.

W 1979 r. arcybiskup Buenos Aires sprzedał armii wyspę w delcie La Platy (pod symboliczną nazwą El Silencio właśnie), by wojskowi mogli tam przenieść swą katownię na czas wizyty delegacji Międzyamerykańskiej Komisji Praw Człowieka w szkole ESMA.

Raz tylko, w marcu 1977 r., biskupi - bardzo oględnie - poprosili juntę o wyjaśnienie "bolesnych zdarzeń". Chodziło m.in. o zabójstwa lewicujących księży pracujących w dzielnicach nędzy. Generałowie obiecali zbadać sprawę gruntownie. Rzecz dotarła do papieża Pawła VI. Kiedy w 1977 r. admirał Massera został przyjęty na audiencji w Rzymie, w pierwszych słowach pospieszył wytłumaczyć papieżowi, że junta "nie zdołała jeszcze wyjaśnić tych poważnych przypadków". - Niech się pan nie martwi, admirale - przerwał mu papież. - Dla Kościoła to już sprawa zamknięta.

Na koniec audiencji papież pobłogosławił rządzących Argentyną generałów.

Krzyżem i mieczem
Maciej Stasiński GAZETA WYBORCZA


       
Historia Rzymsko-Katolickiej, wojennej machiny przemocy pokazuje, że duchowni opacznie zrozumieli słowa apostoła Pawła, który powiedział do młodego głosiciela dobrej nowiny, Tymoteusza takie słowa; zachowuj się jak wierny żołnierz Chrystusa Jezusa.

Co miał na myśli apostoł Paweł, mówiąc o żołnierzach Chrystusa?

Kto jest ich przeciwnikiem?

W co mają być uzbrojeni?

Biblia nie pozostawia w tej kwestii cienia wątpliwości!

Prawdziwi naśladowcy Chrystusa walczą nie z krwią i ciałem, czyli stworzeniami ziemskimi, tak jak to robi Rzymski kościół powszechny, lecz z siłami zła, władcami ciemności, którym duchowni oddają cześć składając krwawe ofiary z ludzi. To szatan i jego demony sprawiają, że ludzie są źli, zaborczy, żądni władzy po którą sięgną, nawet gdyby mieli zabić. Dlatego zbroja żołnierza Chrystusa musi być wyjątkowa; 

Ef 6;11,12 (11) Przywdziejcie całą zbroję Bożą, abyście mogli ostać się przed zasadzkami diabelskimi. (12) Gdyż bój toczymy nie z krwią i z ciałem, lecz z nadziemskimi władzami, ze zwierzchnościami, z władcami tego świata ciemności, ze złymi duchami w okręgach niebieskich.

Walka z władcami tego świata polega na uświadamianiu ludziom, żeby stanęli po właściwej stronie. Tylko przez głoszenie dobrej nowiny o tym że ten zły świat, jak mówi biblia, przestanie wkrótce istnieć, prawdziwi żołnierze Chrystusa walczą z zakłamaniem, fałszem i obłudą, jaką udało się zaszczepić antychrystowi czyli kościołowi Rzymskiemu w niczego nie podejrzewających ludziach. Do tej walki muszą być bardzo dobrze przygotowani i przyodziani w symboliczną zbroję, która ma ich chronić przed atakami wszystkich przeciwników Boga, zarówno tych duchowych jak i ziemskich; 

Ef 6;13-15 (13) Dlatego weźcie całą zbroję Bożą, abyście mogli stawić opór w dniu złym i, dokonawszy wszystkiego, ostać się. (14) Stójcie tedy, opasawszy biodra swoje prawdą, przywdziawszy pancerz sprawiedliwości (15) i obuwszy nogi, by być gotowymi do zwiastowania ewangelii pokoju,

2 Tym 2;1-5 BW-P (1) Tak więc, synu mój, bądź silny łaską, którą mamy dzięki zjednoczeniu z Chrystusem Jezusem. (2) To zaś, co usłyszałeś ode mnie w obecności wielu świadków, przekaż ludziom godnym zaufania i zdolnym nauczać także innych. (3) W trudach [nauczania] i w pokonywaniu trudności zachowuj się jak wierny żołnierz Chrystusa Jezusa. (4) Nikt, kto pełni żołnierską służbę, jeśli chce spełnić należycie wolę swego dowódcy, nie troszczy się sam o środki potrzebne do życia. (5) Podobnie i atleta na stadionie: tylko wtedy otrzymuje wieniec zwycięski, kiedy walczy przepisowo.

Ef 6;16-17 BW (16) a przede wszystkim, weźcie tarczę wiary, którą będziecie mogli zgasić wszystkie ogniste pociski złego; (17) weźcie też przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boże.

Heb 4;12 BW (12) Bo Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić zamiary i myśli serca;

Kapelani wojskowi, na przełomie wieków udowodnili swoją postawą, że wcale nie zależało im na głoszeniu biblijnej ewangelii pokoju a raczej rozszerzaniu a następnie bronieniu ogromnych wpływów Rzymskiego kościoła. Splugawili Słowo Boże stwierdzeniami, że Bóg jest z nimi i że to On karze im duchowo opiekować się i zagrzewać żołnierzy do walki przeciw wrogom a w konsekwencji bliźniemu, którym najczęściej był inny chrześcijanin wierzący w tego samego boga, niosący ten sam krzyż - symbol chrześcijaństwa. To ohydne i barbarzyńskie podejście do szafowaniem ludzkim życiem sprawia, że ta grupa duchownych w mundurach, jest szczególnym zagrożeniem dla pokoju o który inni bezustannie walczą.     

386 r. Sobór w Rzymie wyklucza ze stanu kapłańskiego każdego, kto po przyjęciu chrztu pełnił służbę w wojsku.

W późniejszym czasie zostaje to jednak zmienione i kapłani są wcielani do armii jako duchowi pasterze. Tak oto kościół manipuluje tym co dobre a co złe, zawsze jednak z korzyścią dla siebie. 

kliknij duszpasterstwo wojskowe w świetle konkordatu z 1925r

 

Przeczytaj dwa artykuł mówiące o niewyobrażalnej wręcz hipokryzji dzisiejszych kapelanów Kościoła Rzymskiego

 

Foto

Ks. por. Piotr Kowalczyk ma 30 lat. Przeszedł kursy przetrwania, ma brązowy pas w karate, skacze ze spadochronem. Szkolił się ze strzelania, walki wręcz i nożem.

"W nauce Kościoła istnieje takie pojęcie jak wojna sprawiedliwa. Mamy prawo bronić się przed agresorem, który najeżdża na kraj, chce zniszczyć jego kulturę, osiągnięcia. Takim agresorem w Afganistanie są talibowie" -mówi DZIENNIKOWI kapelan komandosów z jednostki GROM.

Izabela Leszczyńska:

Ubiegły rok spędził ksiądz z komandosami GROM w Afganistanie. Jak wyglądało wojenne życie ?

Ks. por. Piotr Kowalczyk:

Baza była ostrzeliwana. Każdy wyjazd na patrol to ryzyko - talibowie organizowali zasadzki, podkładali miny. Czasami przez dwie doby byliśmy na nogach. Człowiek inaczej wtedy funkcjonuje, staje się drażliwy. Ale stale musi zachować czujność, trzeźwość umysłu. Gdy wracaliśmy do bazy, napięcie nie ustawało.

Co czuli, gdy przyszło im zabijać?

Nie mogę o tym mówić.

Jeden z komandosów, rozmawiając ze mną, zastanawiał się, jak wytłumaczy dziecku, na czym polega jego praca. Nie wiedział, co powie, gdy zapyta: tato, czy ty zabijasz?

Każdy żołnierz musi się liczyć z tym, że będzie strzelał. Choćby we własnej obronie. Ale przecież GROM nie jest jednostką terrorystyczną, a antyterrorystyczną. Ratuje zakładników, pomaga ludziom w Iraku bądź Afganistanie.

Czy po akcjach żołnierze walczą z poczuciem winy?

Na to pytanie też nie wolno mi - jako spowiednikowi - odpowiadać. Byliśmy w składzie sił wsparcia ISAF. Mieliśmy poczucie, że to, co chcemy zrobić dla miejscowej ludności, jest dobre. Każdy ma dylematy, zastanawia się, czy to co robi, nie jest złe. Czasem szuka pomocy.

Jak ksiądz tłumaczył im, że działają słusznie?

Kiedyś podczas niedzielnego kazania opowiedziałem im historię o Chrystusie, który przyszedł do świątyni i zobaczył, że jest zbezczeszczona przez bankierów. Sporządził sobie bicz z rzemieni, powywracał stoły, a bankierów powyganiał. Może to daleko posunięte porównanie, ale mówiłem żołnierzom, że jesteśmy w Afganistanie, żeby przywrócić w tym kraju praworządność. Czego chce przeciętny Afgańczyk? Chce żyć w pokoju, wyznawać islam i mieć co włożyć do garnka.

A jak pogodzić zabijanie na misji z piątym przykazaniem, które brzmi: nie zabijaj?

W nauce Kościoła istnieje takie pojęcie jak wojna sprawiedliwa. Mamy prawo bronić się przed agresorem, który najeżdża na kraj, chce zniszczyć jego kulturę, osiągnięcia. Takim agresorem w Afganistanie są talibowie. Poczynili spustoszenia. Tam trwa wojna sprawiedliwa, obronna. A Afgańczycy sami nie potrafią sobie poradzić z talibami.

Niektórzy myślą: komandosi to maszyny do zabijania...

To są przede wszystkim ludzie, nie maszyny. Z dala od własnych rodzin żyją jak wielka rodzina. Przejawia się to na każdym kroku. Gdy ja miałem wartę, kolega przynosił mi kanapki (śmiech). Gdy ktoś przywiózł bigos z Polski, zwoływał innych. Dużo też rozmawialiśmy. Spowiadałem ich.

Co dawała tym twardym facetom spowiedź?

Dużą ulgę. Zwłaszcza przed świętami albo tuż przed akcją. Świadomość, że Bóg przebaczył w widzialny sposób - w postaci kapłana - była dla nich ważna. Spowiedź jest jak psychoterapia. Często samo wygadanie się, opowiedzenie o swoim grzechu jest oczyszczające. Psycholog jest od usprawiedliwiania. Spowiednik niesie przebaczenie.

Czyli jednak rodzą się dylematy moralne?

Tak. Kwestia użycia broni... Słuszności. Niesłuszności. Na pewno to się przeżywa.

Jaką ksiądz zadawał pokutę?

Taką, jaką na misji mogli wykonać. Na przykład zmówienie modlitwy "O dobrą i szczęśliwą śmierć".

Dlaczego akurat tę?

To modlitwa o śmierci, a śmierć jest najważniejszą chwilą w życiu człowieka. To ostatni moment, kiedy można się opowiedzieć za Bogiem lub powiedzieć: nie. Ta modlitwa jest prośbą o to, aby śmierć nie przyszła wtedy, gdy człowiek nie jest na nią gotowy.

Czy komandosi bali się śmierci?

Tak, ale to była zdrowa obawa. Oni już podczas ćwiczeń ocierają się o nią, więc są do ryzyka przyzwyczajeni. Nigdy jednak nie rozmawialiśmy o śmierci.

To był temat tabu?

Tabu to za dużo powiedziane. Po prostu każdy z takimi myślami radził sobie sam.

Czy ktoś na misji doświadczył kryzysu wiary?

Nic mi o tym nie wiadomo. Większość żołnierzy nosiła medaliki lub krzyżyki. Jeden z nich miał na szyi aż cztery. Ode mnie dostali nieśmiertelniki - powierniki. Była na nich wybita modlitwa, którą się odmawia w godzinie śmierci. Na drugiej stronie wersety psalmu mówiące o zbawieniu. Nieśmiertelniki były poświęcone przez biskupa. Żołnierze mieli świadomość, że to sacrum. Dawało im ono poczucie bezpieczeństwa.

Foto

Ks. por. Piotr Kowalczyk ma 30 lat. Przeszedł kursy przetrwania, ma brązowy pas w karate, skacze ze spadochronem. Szkolił się ze strzelania, walki wręcz i nożem.


Dziennik - Izabela Leszczyńska    Oryginał

 

______________________________________________________________


Okazuje się, że nawet jednostka specjalna GROM posiada kapelana. Kapelan ów ma zaś pomysł, jak z punktu widzenia religii katolickiej usprawiedliwić zaatakowanie odległego kraju, który nic złego Polsce nie uczynił.

Jednym za bardzo ciekawych miejsc w doktrynie Kościoła katolickiego jest sposób, w jaki godzi się w nim przykazanie "Nie zabijaj" z istnieniem kapelanów wojskowych, błogosławiących żołnierzy do zabijania. Wywiad, jakiego udzielił "Dziennikowi" ksiądz porucznik Piotr Kowalczyk (30 lat) miał to chyba rozjaśnić. Zaiste rozjaśnił, ale w sposób, w który aż nie chce się wierzyć!

"Baza była ostrzeliwana. Każdy wyjazd na patrol to ryzyko - talibowie organizowali zasadzki, podkładali miny. Czasami przez dwie doby byliśmy na nogach. Człowiek inaczej wtedy funkcjonuje, staje się drażliwy. Ale stale musi zachować czujność, trzeźwość umysłu. Gdy wracaliśmy do bazy, napięcie nie ustawało".

A więc ksiądz kapelan jeździ z GROM-em na patrole. Ciekawe. Bardzo ciekawe. W jakim charakterze?

"Kiedyś podczas niedzielnego kazania opowiedziałem im historię o Chrystusie, który przyszedł do świątyni i zobaczył, że jest zbezczeszczona przez bankierów. Sporządził sobie bicz z rzemieni, powywracał stoły, a bankierów powyganiał. Może to daleko posunięte porównanie, ale mówiłem żołnierzom, że jesteśmy w Afganistanie, żeby przywrócić w tym kraju praworządność. Czego chce przeciętny Afgańczyk? Chce żyć w pokoju, wyznawać islam i mieć co włożyć do garnka".

..... i właśnie to przeciętny Afgańczyk robił, zanim jego kraj zaatakował GROM i wprowadził w nim anarchię, bezprawie, chaos i przemoc. Których, jak by nie patrzeć, pod rządami talibów nie było, a teraz - są.

"W nauce Kościoła istnieje takie pojęcie jak wojna sprawiedliwa. Mamy prawo bronić się przed agresorem, który najeżdża na kraj, chce zniszczyć jego kulturę, osiągnięcia. Takim agresorem w Afganistanie są talibowie. Poczynili spustoszenia. Tam trwa wojna sprawiedliwa, obronna. A Afgańczycy sami nie potrafią sobie poradzić z taliami".

..... i tu trzemy oczy ze zdmienia. Jakim cudem agresorem są ludzie, którzy mieszkają w Afganistanie od kilku tysięcy lat, przepędzili Rosjan, rządzili krajem i są jego obywatelami? To oni pustoszą swój kraj, nie amerykańskie bombowce? A bronić Afganistanu przed Afgańczykami musi... GROM?

Zaś poprzednia wojna w Afganistanie, gdy również Afgańczycy nie potrafili sobie poradzić z talibami i wezwali na pomoc Rosjan, była oczywiście... niesprawiedliwa? Czy wyznacznikiem sprawiedliwości wojny dla Kościoła katolickiego nie jest przypadkiem to, po której stronie opowiadają się akurat Stany Zjednoczone?

"Większość żołnierzy nosiła medaliki lub krzyżyki. Jeden z nich miał na szyi aż cztery. Ode mnie dostali nieśmiertelniki - powierniki. Była na nich wybita modlitwa, którą się odmawia w godzinie śmierci. Na drugiej stronie wersety psalmu mówiące o zbawieniu. Nieśmiertelniki były poświęcone przez biskupa. Żołnierze mieli świadomość, że to sacrum. Dawało im ono poczucie bezpieczeństwa".
    .
..... i to jedyne poczucie bezpieczeństwa, na jakie ze strony państwa polskiego żołnierze polscy mogą liczyć. Medaliki poświęcone przez biskupa. Ale przecież odpowiednie opancerzenie pojazdów, nowoczesne szturmowe kamizelki kuloodporne i wsparcie z powietrza są im właściwie niepotrzebne. Skoro poczucie bezpieczeństwa dają im medaliki. Oczywiście tak podkreślany przez księdza kapelana katolicki charakter jednostki specjalnej GROM u ludzi złośliwych może budzić pewne wątpliwości. Zapytają oni: "czy aby na pewno roztropnie jest tak tę chrześcijańskość polskiego wojska reklamować"?

Czy w Afganistanie, gdzie jak pisaliśmy, polskie gazety czyta się bardzo uważnie, nie da to komuś pretekstu do uznania tej wojny za wojnę religijną? A może już dało? W swym wczorajszym wystąpieniu ktoś podający się za Osamę bin Ladena wyraźnie mówił o nowej wyprawie krzyżowej przeciw islamowi - wspieranej przez samego papieża.

Oczywiście rozumiemy, że polskim żołnierzom pozostała już tylko religia, gdyż w opinii władz wszystko inne jest dla nich zbyt luksusowe. Zaś ksiądz kapelan o takich subtelnościach nie myśli. Ksiądz kapelan szkolił się ze strzelania, walki wręcz i nożem.

Zaraz zaraz: a właściwie po co ksiądz kapelan z tego się szkolił? I po co jeździ z GROM-em na patrole?

Czyżby w tej wojnie sprawiedliwej brali już czynnie udział nawet... katoliccy księża?


...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin