Z galicyjskiego bagna emigracyjnego. Jan Pietka. Czesc 2.
Nigdy nie kładzie nacisku na dowód, że fakt zarzucony mu nie istniał, lub że sprawa jest błędnie przedstawiona. - bo zwykle bywa przy-chwytywany na gorącym uczynku, - ale uderza na osobę tego, który zarzuty podniósł. Stara się przypisać mu przymioty poniżające go w opinii publicznej, niskie pobudki, chęć zemsty, zazdrość, własny zysk itp. - wogóle stara się odebrać wiarogodność słowom tej osoby, a nadto przez ustawiczne szkalowanie przeciwnika, stara się go i innych steroryzować i od stawiania dalszych zarzutów odstraszyć. Tego rodzaju bandytyzm rzeczywiście odnosi skutek.
Albowieru opinia zostaje zbałamucona, a ten, który zarzuty podniósł, kładzie uszy po sobie i milknie, - bo komu się chce narażać swoje uczciwe imię na szarganie po gazetach?
Choćby był człowiek najuezciwszy, z najlepszą opinią, zawsze coś z tego szkalowania przylgnie. Inni widząc to. nawet nie ośmielają się zarzutów publicznie podnieść, chociaż wiedzą, co się złego dzieje i w duszy oburzają się na to.
Przykładów tej metody Okolowicza możnaby przytoczyć bez liku, cytując ustępy z pism, które wydawał, jak ..Prawda' w Kurytybie,„Przegląd emigracyjny” i „Praca” w Krakowie, a także artykułów przez niego pisanych lub inspirowanych w różnych innych gazetach.Przytoczę tylko trzy przykłady.
Okołowicz szczególnie bardzo boi się p. Leona Bieleckiego, którego list na początku przytoczyłem, a który wie o wiele więcej szczegółów z życia Okolowicza, niż w liście napisał. Kiedy Okołowicz w. r. 1908 był we Lwowie i wydawał
101
swój ,,Przegląd emigracyjny” w tym celu, aby po krachu parańskim wypłynąć w Galicyi na „działacza społecznego” - zależało mu oczywiście bardzo na tem, aby nikt nie podniósł przeciw niemu zarzutów co do jego życia w Paranie. Nagle zjawia się, przyjechawszy z Parany, p.Leon Bielecki. Okołowicz struchlał, ale natychmiast poradził sobie - po swojemu. Ogłosił w pismach, że p. Bielecki przyjechał do Europy jako agent jakiegoś strasznie oszukańczego przedsiębiorstwa i chce werbować wychodźców. A nadto dodał, że p. Bielecki został przez rząd brazylijskiParany wydalony, skazany na banicyę! Pozostawił przytem wolność fantazyi czytelnika, aby sobie dosnuł za co ta rzekoma banicya p. Bieleckiego spotkała.
Cóż to szkodziło, że p. Bieklecki po krótkim pobycie wyjechał z Krakowa wprost do Parany, - a więc o żadnej „banicyi” nie mogło być mowy? - Okołowicz zawczasu postarał się, aby cokolwiek p. Bielecki o nim złego powie, było przyjmowane z uprzedzeniem i niedowierzaniem-i niby już przez zemstę.
Drugi przykład :
P. Małgorzata Hoyerówna z Warszawy miała sposobność przychwycić Okołowieza na gorącym uczynku, gdy w nieludzki i ohydny sposóbwysyłał wychodźców z Królestwa Polskiego do Brazylii na najgorszym okręcie niemieckim pod nazwą „Erlangen”. Piszę o tem w rozdziałach 13-tym i 14-tym. Otóż Okołowicz, nie mogąc zaprzeczyć, że rzeczywiście wysłał tych około 900 wychodźców do Brazylii i że odbywali podróż na tak złym okręcie, jakim jest „Erlangen” - i więc, że p. Hoyerówna napisała prawdę, - na-
102
padł na jej osobę i napisał w swoim „Poi. przeglądzie emigracyjnym” jej „curriculum vitae” w sposób kłamliwy i złośliwy. Brutalnie wdarł się w jej prywatne osobiste stosunki, a nawet w jej wierzenia religijne, ubliżył jej czci niewieściej, i znowu w wielce charakterystyczny dla metodyOkołowicza sposób, zostawił pole fantazyi czytelnika, dodając, że „najdrastyczniejsze szczegóły opuścił”. Jakby jeszcze bał się, że tego jestza mało, zrobił p. Hoyerównę, osobą chorą, nerwową, histeryczką itp. Ponadto dowiadywał się o możliwie wszystkich jej znajomych i pisał, a raczej kazał pisać swoim zausznikom - oszczercze na nią listy.
0 p. M. Hoyerównie (która jest kuzynką prof. uniw. dr. Hoyera z Krakowa) dało jak najlepsze rekomendacja wiele poważnych osób z Król. Polskiego, między niemi Dr. Rząd b. poseł m. Łodzi, lir. Zyberk-Platerowa i w. i stwierdzając, że wszystko, co Okołowiczop. H.napisał, jest przekręceniem faktów i kłamstwem.
Trzeci przykład jest ze mnie, jako autora tej książki.
Dowiedział się Okołowicz - szpiegów ma wszędzie - że piszę o jego działalności „broszurę”. Kiedy jeszcze rękopis nie był gotowy już Okołowicz ogłosił światu w swoim czerwcowym numerze „Przeglądu”, że niebawem ukaże się „paszkwil” na P.T.E. i na niego, mojego pióra.
I zaczął swoją metodą bandycką terroryzować mię. W tymże „Przeglądzie” umieścił artykuł o mnie kłamliwy, tak zredagowany, żeczytelnik ma pole robić o mnie ubliżające mi przypuszczenia. To była pierwsza pogróżka, aby mię odstraszyć od kontynuowania rękopisu.
103
Dowiedział się, że pomimo to piszę, - wtedy nowy atak na mnie wydrukował w, Pracy silniejszy od pierwszego. Gdy i to mię nie odstraszyło i rekopis już miałem oddać do drukarni, wpadł Okołowicz w szał wściekłości i napodł mię w swojem piśmidle „Praca” w sposób iście indycki. Mianowicie w nrze 29-tym „Pracy” wydrukował stek oszczerstw, kalumnij i wyzwisk, tak ohydnech, że artykuł ten spotkał się z ogólnym oburzeniem
Oczywiście, że Okołowicza za napad zaskarżono zaraz do sądu, i kara go nie minie. Ale jakiż inny cel tego napadu, jak nie terror abym książki nie wydał?
13. Szczególniejsza humanitarność P. T. E.
l . Okołowicz ustawiicznie w sprawozdaniach rocznych i w swym „Przeglądzie emigracyjnym” i w innych gazetach, że P.T.E jest instytucyą „nawskroś”humanitarną pomimo, że według statut, jest stowarzyszeniem gospodaiczo-zarobkowem.
Na czem ta humanitarność polega, w czem się objawia, trudno zrozumieć skoro jak to wykazują sptawozdania P.T.E. (rozdz. 11-ty) i jak to stwierdzono w ankiecie ministeryalnej w Wiedniu (rzeczoznawza dr Piotr), P.T.E w r. l910 przy dochodach wynoszących 46.746’15 koron,wydało na cele humantarne tylko 975’54 kor. (tj. 852’39 kor. na 123’15 kor. na cele społeczne i oświatowe), zaś w roku 1911 przy dochodach wynoszących 81.656’16 koron, wydało na takież cele tylko 1.263’42 koron, t.j, 1.144’57 koron na zapomogi i 118’85 koron na cele społeczno-oświatowe, gdy tymczasem na
104
same pensye dyrektorów i urzędników wydało w tych dwóch latach łączną sumę 56,857 koron.
Płatni chwalcy p. Okołowicza wskazują na urządzenie schroniska w Krakowie, na wydawanie pism i broszur, na odczyty rzekomo oświatowe i na łazienkę w schronisku, - ale przecież to wszystko służy tylko dla reklamy interesu i dla przynęcania klienteli, a nie świadczy o żadnej humanitarności. Zresztą dobre obchodzenie się z wychodźcami i świadczenie im różnych przysług, a nawet dawanie czasem drobnych zapomóg, jeszcze nie stanowi tytułu do humanitarnośei, boć każdy rozumny kupiec obchodzi się dobrze ze swoją klientelą i ubogim czasem daję jałmużnę, - ale w P.T...
Enkin