Święty zdrajca - rozdział 7-8.pdf

(111 KB) Pobierz
rozdział 7-8b
ROZDZIAŁ VII
- Pobudka wariacie – dampirzyca położyła się na Barsufie. – No już,
obudź się i wstawaj.
Mieszaniec w odpowiedzi mruknął coś niezrozumiale przez sen.
Zniesmaczona jego zachowaniem dziewczyna wstała z łóżka i
podeszła do okna. Rozsunęła zasłony i zdziwiła się widokiem jaki
zobaczyła. Cała okolica była pokryta śniegiem. Promienie słońca
przedarły się przez chmury i wpadły do pokoju, w którym spał
mieszaniec. Sophie zamyśliła się patrząc na krajobraz.
- Dzień dobry – wyszeptał jej do ucha Barsuf. Jego dłonie znalazły się
na nagim brzuchu dziewczyny – Jak się spało?
Sophie krótkim, lecz głośnym krzykiem okazała swoje przerażenie –
jednak po chwili uśmiechnęła się.
- Przez ciebie prawie umarłam ze strachu – Jej dłoń znalazła się na
jego dłoni – Jak inaczej mogłam spać, jak nie bosko? – odwróciła się w
jego stronę, prezentując mu ciało o idealnych kształtach. Jej wzrok
błądził po jego ciele. – Dlaczego ubrałeś spodnie? – Zapytała udając
obrażoną.
Barsuf pierwszy raz od dłuższego czasu uśmiechnął się. Nachylając się
w jej stronę złożył pocałunek na jej szyi. Bez problemów podniósł ją i
posadził na parapecie.
- Żeby cię nie kusić – odgarnął kosmyk włosów sprzed oczu Sophie, po
czym spojrzał w nie głęboko.
Dziewczyna zarumieniła się. Patrzyła w czarne oczy mieszańca,
zatracając się w nich całkowicie. Jej dłonie znalazły się na karku
mężczyzny a nogi oplotły go w pasie.
- Chyba jednak nie jesteś taki, za jakiego wszyscy cię uważają – Sophie
oparła głowę o jego nagi tors. Mieszaniec przesunął swoją dłoń z
pleców dampirzycy na jej udo.
- Czyli jaki?
- Zimny, samotny, wybuchowy i wiecznie czymś strapiony. Ja widzę
przed sobą ciepłego, miłego i spokojnego chłopaka, który wie jak
zająć się dziewczyną. Bardzo dobrze wie – Dziewczyna spojrzała na
niego po czym jej usta musnęły jego policzek. – Chodź do łóżka –
wyszeptała mu do ucha.
Barsuf złapał ją i zaniósł wedle życzenia do łoża. Położył ją i zajął
miejsce obok niej.
- Dałbyś mi łyka swojej krwi? – Sophie zrobiła minę niewiniątka,
chwyciła go za rękę i położyła ją na swojej piersi.
- Mówiłem ci, że zrobiłbym ci krzywdę. Jestem mieszańcem, mam po
części krew aniołów.
- Miałam lepsze zajęcia niż zapamiętywanie takich rzeczy – zalotny
uśmiech pojawił się na ustach dziewczyny. Po chwili zajęła miejsce na
torsie Barsufa. Mieszaniec przykrył ją kołdrą i zamknął oczy.
- Mam ochotę na powtórkę z wieczoru.
- Naprawdę? – Twarz Sophie znalazła się nad jego twarzą. Jej włosy
delikatnie łaskotały mieszańca.
- Mhmm – Barsuf otworzył oczy. Ich usta spotkały się w długim
pocałunku. Dziewczyna zniknęła po chwili pod kołdrą.
* * *
- Gdzie on jest? – zapytał Xavier patrząc w oczy Alice. Siedzieli
we dwójkę w jadalni. – Czekamy na niego już godzinę. Może
sam gdzieś poszedł?
- Nie wyszedł z pokoju. Jest tam z Sophie – wtrąciła jedna z
podopiecznych wiedźmy, przechodząca obok z dzbankiem kawy
w ręku.
- Ach, z Sophie… - blondynka zamyśliła się na dłuższy moment –
Dajmy im trochę czasu. Dawno się nie widzieli.
- Czy ja o czymś nie wiem? – zdziwienie nie mogło nie pojawić
się na twarzy anioła.
- On nawet jej nie pamiętał. Słyszałam jak pytał ją o imię. Jeśli
chodzi o twoje pytanie Xavierze, to dosyć zawiłe. Jej ojciec był
biedny, co było normalne po wojnie w niektórych kręgach
upadłych. Barsuf uratował jego zimne dupsko a ten w zamian
obiecał mu swoją córkę – czyli naszą małą Sophie. Twój
przyjaciel oczywiście nie wziął jej ze sobą, bo uważa się za
samotnego wilka na tym świecie. Jednak co jakiś czas
przypadkowo się spotykają – czarownica natychmiast
opowiedziała mu całą historię.
- Wczorajsze spotkanie też było przypadkiem?
- Powiedzmy, że tak – na twarzy Alice pojawił się tajemniczy
uśmiech.
Do jadalni wszedł szybkim krokiem młody mężczyzna. Krótkie,
ciemne włosy miał mokre. Strzepnął z płaszczu śnieg i podszedł
do stołu. Pocałował w dłoń Alice i skinął głową w stronę Xaviera.
- Czołem Asmodeuszu. Co sprowadza cię aż do Niemiec? –
zapytał anioł nowoprzybyłego, który usiadł na najbliższym
krześle.
- Pierwszym powodem jest zejście z oczu temu sukinsynowi
Zarachielowi a drugim jest wezwanie od Lucyfera.
- Jak handel?
- Wyśmienicie. Obie Ameryki oraz częściowo Afryka, Azja oraz
Europa liżą nam buty, żeby dostać dostawę białego.
- Już nie trawa, tylko amfetamina, kokaina i heroina, mówisz?
Ładnie, ładnie.
- Wszystko schodzi jak świeże bułeczki w piekarni – Demon
zaśmiał się obserwując krzątające się w pomieszczeniu półnagie
kobiety.
- Dobrze, że już jesteś. Musimy pogadać Asmodeuszu –
powiedział Lucyfer stając w progu.
* * *
- Jak prezentuje się sprawa? – zapytał Lucyfer stając na ganku z
Asmodeuszem.
- Archanioł ukrył się w podrzędnym ośrodku inkwizycji w
Stanach. Kilku naszych obserwuje teren. Nie ucieknie nam.
- Wiesz gdzie jest Samael?
- Z tego co wiem pod Watykanem.
- Kto ci to powiedział? – Serafin wydawał się być opanowanym,
jednak jego oczy zdradzały gniew.
- Zobaczyłem to w myślach jednego z ważniejszych w ich
szeregach. Jednego z tych, którzy porwali pana Samaela. Zabicie
go przyniosło mi zaszczyt.
- Cieszę się z tego powodu – Upadły książe klepnął demona w
ramię. – Dziesięć cieni do tego inkwizytorium. To ma być czysta
robota, zero hałasu. Jeśli wezmą broń to tylko białą. Zero litości,
nieważne czy będą tam mężczyźni czy kobiety. Nie możemy być
bierni i dawać się cały czas wyżynać.
- A co z nim?
- Jest zapieczętowany. Jednak bądź w okolicy. Jeśli coś pójdzie
nie tak, zwijaj się do Piekła. Nie zapomnij sondować myśli
wszystkich cieni, mogą dowiedzieć się czegoś ciekawego.
- Tak jest, panie – Asmodeusz ukłonił się nisko i zniknął.
Na twarz serafina wpełzł diabelski uśmiech. Mężczyzna obrócił
się na pięcie i wszedł do domu. Szybkim krokiem przemierzył
cały przedpokój, by znaleźć się w jadalni. Zajął ostatnie wolne
miejsce przy stole i zajął się śniadaniem.
- Kawy, panie? – zapytała Alice, trzymając w dłoni dzbanek z
czarnym płynem.
Serafin zaprzeczył ruchem ręki. Jego spojrzenie uciekło ku
Barsufowi. Ten siedział po drugiej stronie stołu rozmawiając z
nachylonym w jego stronę Xavierem. Krzesło z drugiej strony
zajmowała Sophie. Jej dłoń zaciskała się pod stołem na dłoni
mieszańca.
Anioł wstał od stołu. Ukłonił się nisko Lucyferowi, pocałował w
policzek Alice i ruszył do wyjścia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin