Polak po komunizmie - Teresa Bogucka.txt

(444 KB) Pobierz
DEMOKRACJA
FILOZOFIA I PRAKTYKA
REDAKCJA SERII MARCIN KR�L ALEKSANDER SMOLAR
Teresa Bogucka 
POLAK PO KOMUNIZMIE
Spo�eczny Instytut Wydawniczy Znak, Krak�w 1997. Wydanie I. 

PRZEDMOWA
Wybrane do niniejszej ksi��ki teksty dotycz� naszej zbiorowej �wiadomo�ci - zar�wno jej stanu po komunizmie, jak i jej reakcji na szok wolno�ci. Dotycz� te� formowania si� nowej postaci �ycia zbiorowego oraz mechanizm�w �ycia publicznego, jego stylu, obyczaj�w, kt�re szybko staj� si� wzorami, �wie�� tradycj�.
Artyku�y te, zw�aszcza pisane dla "Gazety Wyborczej", powstawa�y wok� konkretnych wydarze� i chronologiczny uk�ad pozwala przypomnie� sobie pewne znamienne chwile i zwi�zane z nimi oceny, spory, emocje. Dzi� wida�, �e emocje szybko stygn�, a incydenty, kt�re je budzi�y, staj� si� cz�stk� zbiorowego do�wiadczenia, kt�re przystosowuje nas lepiej lub gorzej do nowych warunk�w.
Nowe warunki, przebudowa, transformacja - tak na co dzie� m�wi si� o okresie, w kt�rym �yjemy, i okre�lenia te dotycz� poziomu praktycznego, organizacyjnego. Historycznego wymiaru tego czasu nie ogarniamy, jego niezwyk�o�� ci�gle nam umyka - nie zosta� nawet nazwany i m�wi�c o nim, najcz�ciej u�ywamy daty: "po 1989 roku".
Dzi� z r�nych stron pada zarzut, �e brak wyra�nej cezury oddzielaj�cej czas stary od nowej epoki by� b��dem. Kto go pope�ni�? Kto m�g� stworzy� jak�� psychologiczn� sytuacj� prze�omu, skoro Historia tym razem zaoszcz�dzi�a nam wstrz�s�w, cho�by i oczyszczaj�cych. Nie potrafi�a tego zrobi� ani opozycja, ani Ko�ci�, ani nawet Jan Pawe� II. Ludzie oczekiwali pochwa�y za wyborcz� decyzj�, nagrody za lata szarego �ycia, a tak�e zagwarantowania jakiego takiego bezpiecze�stwa wobec nadchodz�cych niewiadomych. Oraz - wsp�lnoty i zgody narodo-

wej, bo to radosne poczucie, kt�re trafi�o nam si� par� razy za komuny, jak w 1956 lub w 1980, utrwali�o si� jako znak od�wi�tno�ci i pe�en nadziei pocz�tek nowego. Niestety, opozycja przejmuj�ca rz�dy by�a tak spi�ta trudem wprowadzanych reform, a zaraz potem tak zaabsorbowana w�asnymi konfliktami, �e pozaekonomicznych potrzeb spo�ecze�stwa nie dostrzega�a. Nie dostrzega� ich te� Ko�ci�, kt�ry skoncentrowa� si� na umacnianiu swej pozycji, a wiernym zacz�� stawia� wysokie wymagania. Nawet papie� w czasie pierwszej pielgrzymki do wolnej Polski gniewnie nas u�wiadamia�, �e odzyskana wolno�� nie jest �adn� nagrod�, tylko pasmem nowych zagro�e� i ci�kich pr�b.
Mo�na chyba zatem powiedzie�, �e rozmiar�w zmiany nikt nie ogarnia�. Tak naprawd� dopiero teraz zaczynamy je sobie u�wiadamia� - na przyk�ad, gdy patrzymy na rozbawione i niedowierzaj�ce twarze dzieci, kt�rym usi�ujemy opowiedzie� o �yciu w Polsce Ludowej.
W zebranych tu artyku�ach Polska Ludowa przypominana jest cz�sto, bo ona nas jako zbiorowo�� w znacznej mierze ukszta�towa�a i nie jest to dobre dziedzictwo. A uk�adem odniesienia tych rozwa�a� jest diagnoza komunizmu dokonana za czas�w PRL-u w �rodowiskach emigracyjnych i opozycyjnych. Taka, i� komunizm by� systemem opresyjnym, marnotrawnym, a przede wszystkim deprawuj�cym umys�y i charaktery. Jego ofiarami byli nie tylko prze�ladowani, ale i zwykli ludzie poddani bezwzgl�dnemu ci�nieniu - wtedy, gdy post�powali tch�rzliwie, ma�odusznie, g�upio, ulegle. W�a�nie to by�o jego cech� najbardziej istotn� - �e z ludzi, kt�rzy w normalnych warunkach zachowywaliby si� przyzwoicie, potrafi� wydoby� ma�o��, pos�usze�stwo, pod�o��. �e w statystycznie mia�d��cej skali uczyni� nas podatnymi na strach. Strach tak oczywisty i wszczepiony tak g��boko, �e wi�kszo�� nawet nie potrafi�aby powiedzie�, kiedy nauczy�a si� odr�nia�, co wolno, a co zakazane, co gwarantuje spok�j, a co �ci�ga nieszcz�cie.
Tymczasem ta powszechnie deprawuj�ca cecha by�ego systemu szybko zaciera si� w zbiorowej �wiadomo�ci. Mechanizm wypierania z pami�ci rzeczy przykrych i zawstydzaj�cych jest dobrze znany, cho� do�wiadczenie i psychologia ucz�, �e nieskuteczny. To wr�ci do nas czkawk�, z�ym wspomnieniem, gniewnym pytaniem wnuk�w.
W sukurs niemi�ej pami�ci o naszym �yciu w PRL-u przybiega polityka ze swymi bie��cymi, utylitarnymi - cho� r�nymi celami.
Politycy popeerelowscy sprytnie modeluj� przesz�o�� jako czas �adu, bezpiecze�stwa i budowania. Odpowiada to postawie do�� zrozumia�ej, zapewne najcz�stszej, by swych �yciorys�w po raz kt�ry� nie przewarto�ciowywa�, nie ustala� grzech�w, wsp�win i miar potulno�ci.
Dla tych z kolei, kt�rzy maj� poczucie, �e PRL im jakie� szans� zniweczy�, odmienny obraz maluj� kr�gi zwane prawicowymi: PRL to czas przemocy, kt�r� mniejszo�� zastosowa�a wobec wi�kszo�ci, krzywdz�c j� zabraniem maj�tku, mo�liwo�ci rozwoju i osi�gni�cia sukcesu. I nie b�dzie sprawiedliwo�ci, p�ki pokrzywdzeni nie zobacz�, �e los si� odmieni� tak, i� ci, co byli na g�rze, znale�li si� na dole. W takim opisie wszelka wina le�y po stronie krzywdz�cej mniejszo�ci, a zdj�ta jest z ka�dego, kto j� wskazuje.
Pozostali, ci ze �rodka, miotaj� si� w formule "to prawda, z drugiej strony jednak..." O co te� trudno mie� pretensje, bo zadaniem polityk�w jest zdobywanie w�adzy w wyborach, zatem raczej zabieganie o wzgl�dy wyborc�w ni� urz�dzanie im oczyszczaj�cych porachunk�w sumienia.
Dodajmy, �e Ko�ci� r�wnie� si� do tego zadania nie pali, a przeciwnie - mimowolnie by� mo�e zwi�ksza zam�t zwi�zany z ocen� zasz�o�ci. Oto bowiem o pokusach liberalnych, o niebezpiecze�stwach konsumpcji m�wi j�zykiem tak surowym i pi�tnuj�cym, jakiego do komunizmu nigdy nie zastosowa�. Ludzie mog� odnie�� wra�enie, �e za PRL-u jako� si� �y�o, a teraz dopiero Ko�ci� i wiara znalaz�y si� w prawdziwym okr��eniu i zagro�eniu, dopiero teraz z�o zewsz�d wy�azi i wszystkie moce si� sprzysi�gaj�. Wobec obwieszczonej "kultury �mierci" komunizm jawi� si� mo�e jak kultura �ycia, w dodatku niekonsumpcyjnego i prza�nego.
Przemiana, kt�ra si� dokonuje, nikogo nie omin�a - nawet ci, kt�rzy nie zmienili zaj�cia, miejsca pracy, pozostaj�c biskupem, nauczycielem, rolnikiem, r�wnie� znale�li si� w sytuacji nowej, jakiej nie potrafiliby przedtem nawet przewidzie�. W istocie jest tak, jakby�my zostali przesiedleni w inne warunki i nasze dotychczasowe �yciowe do�wiadczenie okaza�o si� nieprzydatne do niczego. Ale - niczym prawdziwi emigranci
- ci�gle si� nim pos�ugujemy. I to, co nowe, nieznane, uporczywie pr�bujemy opisa� j�zykiem czasu przesz�ego.
A j�zyk to specyficzny - jak wiadomo za PRL-u rozpada� si� na oficjaln� nowomow� i wariant prywatny. Istnia� te� j�zyk od�wi�tno-
-literacki, tycz�cy historii ojczystej, kt�ry, pocz�tkowo t�piony, prze-

chowany w bibliotekach, ko�cio�ach i rodzinnych tradycjach, by� od lat sze��dziesi�tych przez w�adz� rehabilitowany i nawet zaw�aszczany, gdy uchwalono, �e Polska Ludowa nie tyle jest pocz�tkiem nowego, ile zwie�czeniem, ukoronowaniem tysi�cletniej historii pa�stwa.
Dzi� j�zyk nieustannie si� zmienia, trudno jeszcze rozdzieli� wariant prywatny i publiczny, oba maj� bowiem du�� temperatur� emocjonaln� i - co charakterystyczne - o�y�y w nich kalki nowomowy, ca�a retoryka egalitarna nabra�a z powrotem g��bokich i mocno odczuwanych znacze�. Natomiast prawdziwy renesans prze�ywa �w j�zyk uroczysto-rocznicowy, w kt�rym toczy si� znaczna cz�� dyskursu politycznego. S�u�y on oczywi�cie do tego, co Jerzy Giedroyc nazwa� walkami na trumny, ale jest te� chyba intuicyjnym sposobem ponownego opisania w�asnej to�samo�ci. Niestety - przysposobiony jest do m�wienia o przesz�o�ci w tonie patetyczno-�a�obnym, bo przez 200 lat usprawiedliwia� ofiary, kt�re kolejne pokolenia sk�ada�y na o�tarzu ojczyzny. Tote� doskonale wiemy, co winien Polak robi� w le�nej partii, w Legionach, na barykadzie, w podziemiu, ale przekaz zbiorowej pami�ci milczy na temat tego, jak by� dobrym Polakiem na dorobku. A m�odzie� obwieszcza koniec patriotyzmu, bo s�owo to potrafi zastosowa� tylko w wojennej potrzebie. Tymczasem obecna ods�ona polskiego dramatu nie nosi w sobie p�ki co zadatk�w na sytuacje tragiczne, nie stawia przed nami - jak to w przesz�o�ci najcz�ciej bywa�o - jedynie fatalnych wybor�w. Raczej obiecuj�ce perspektywy.
Wolno�� najszybciej da�a nam now� scen� publiczn�, prawdziw�, ze wszystkimi atrybutami demokracji. Po odra�aj�cej nudzie, jak� latami serwowa�a nam w�adza komunistyczna, naraz mieli�my zobaczy� swoich reprezentant�w w niere�yserowanych, niesk�amanych debatach, m�wi�cych o sprawach dla nas istotnych. Mia�o by� prawdziwie, godnie i odpowiedzialnie. Jak za pierwszej "Solidarno�ci", bo chyba ona stanowi�a wz�r.
Nowi ludzie polityki, kt�rym przypad�o spe�ni� to oczekiwanie, mieli do�wiadczenie Sierpnia i nocnych rozm�w rodak�w. Wywa�onych i roztropnych, bo przecie� nagrywanych przez ubeka, kt�remu nie wolno by�o da� satysfakcji wzajemnymi awanturami lub inwektywami. Czy tylko w�adza, ambicje, r�ne pokusy sprawi�y, �e klasa polityczna przynios�a zaw�d i rozczarowanie? I pytanie - jak to si� sta�o, �e formu�a jej dyskursu prawie nic wsp�lnego nie mia�a z czasem solidarno�ciowego
karnawa�u, kt�ry pami�tali wszyscy uczestnicy, za to bardzo du�o z pieniactwem i warcholstwem sejm�w XVIII-wiecznych oraz z emocjami miotaj�cymi sejmy w mi�dzywojennym dwudziestoleciu, o czym wi�kszo�� obecnych pos��w nie ma poj�cia?
Nie by�o jednak tak, �e w odr�nieniu od debiutuj�cych polityk�w, kt�rzy zawiedli spo�ecze�stwo, ono samo okaza�o si� bezgrzeszne. Nie zaaprobowa�o "si�y spokoju" - jej umiaru i odpowiedzialno�ci, wola�o zawadiackie pot�pienia i liczne obietnice Wa��sy oraz insynuacje i socjalistyczne przyrzeczenia Tymi�skiego. Potem jednak znu�y�o si� pot�pieniami, insynuacjami i obietnicami i zafalowa�o do czego� dobrze sobie znanego - do sekretarza gadaj�cego ludzkim g�osem.
Mo�na powiedzie�, �e pocz�tki nie by�y specjalnie udane, mia�y fazy �a�osne w swej ma�o�ci i zawi�ci i symbolem tego zmarnowania szansy zosta� Lech Wa��sa. Jego los odzwierciedla upadek mitu ludu, kt�ry znalaz� tak niezwyk�e spe�nienie w Sierpniu - to by� Lud powsta�y przeciw tyranii. Lud administruj�cy pa�stwem - to by�a, niestety, raczej nauczka i przest...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin